poniedziałek, 8 grudnia 2014

Co ja mam teraz zrobić? cz.28

Alicja konsultowała stan zdrowia swojego męża ze wszystkimi znajomymi lekarzami w kraju. Neurolodzy rozkładali ręce i mówili, że trzeba czekać, ale nie dawali żadnej nadziei.
      Kiedyś rodzice Andrzeja zaproponowali, że zabiorą go do siebie. Tłumaczyli, że jest młoda, musi się rozwijać zawodowo i wychowywać synka. Początkowo nie chciała o tym słyszeć, ale po kilkunastu podobnych rozmowach uległa.
    W domu bez Andrzeja, bez opiekunek, przewijających się rehabilitantów było pusto. Nawet mały Andrzejek to zauważył. Zaczął inaczej funkcjonować, stał się bardziej spokojny zarówno w dzień, jak również w nocy.
Prawie dwuletnie dziecko, choć jeszcze  nie mówiło, jednak dawało do zrozumienia, że w domu jest cicho i nieco inaczej. Zaglądał  do pokoju, gdzie wcześniej leżał tata.
Alicja nocami  płakała nad losem Andrzeja i swojego syna. Nie użalała się nad sobą, bo wiedziała, że nic to nie da.
Przemek, jak zawsze serdeczny i bardzo pomocny, niejednokrotnie dawał Alicji do zrozumienia, że musi zmienić swoje życie.
- Nie możesz ciągle siedzieć w książkach i w domu. Musisz wychodzić do ludzi.
  Dla człowieka nie jest tylko ważna praca.
Choć świetnie o tym wiedziała, nie potrafiła zmienić swojego życia.
- Alicja, bierzemy rowery i jedziemy na wycieczkę.
- My, a synek?
- Andrzejka zabierze dzisiaj Leon, wszystko z nim obgadałem.
- Za moimi plecami?
- Tak, bo inaczej się nie dało.
Po namyśle zgodziła się.
Leon zabrał malucha do siebie a Alicja z Przemkiem pojechali na wycieczkę poza Toruń.
Przez całą drogę niewiele ze sobą rozmawiali. Alicja skupiona była na jeździe.  Przemek czasami ją zagadywał. Otrzymywał zawsze lakoniczne odpowiedzi.
     Hanka cieszyła się, że jej przyjaciółka zaczęła normalnie funkcjonować. Dopingowała swojemu bratu, który był od lat w Alicji zakochany po uszy.
     W szpitalu zauważono, że czasami na twarzy  Alicji pojawia się uśmiech. Nawet zaczęła się lepiej ubierać, zakładać  spódnice,  sukienki i modne spodnie.
     Leon jak tylko mógł pomagał Alicji.  Nie finansowo, bo tego nie potrzebowała, ale przy małym Andrzejku, którego kochał  ponad życie.
Rozpieszczał wnuka, jak tylko mógł. Kupował mu przeróżne zabawki. Kolejkami elektrycznymi mogli bawić  się w nieskończoność. Nie wiadomo było, komu ta zabawa lepiej się podobała, czy dziadkowi, czy wnukowi.
     Alicja przynajmniej raz w tygodniu jeździła do Bydgoszczy do swoich teściów. Stan zdrowia męża nie poprawiał się. Po obejrzeniu ostatnich wyników badań doszła do wniosku, że pogorszył się.
Po spotkaniu z profesorem neurologii dowiedziała się, że poprawa najprawdopodobniej  nigdy nie nastąpi. Przybita taką wiadomością Alicja wróciła do Torunia. Podzieliła się tym  z ojcem i Przemkiem. Ani jeden, ani drugi nie próbowali jej pocieszać. Wiedzieli, że nie ma najmniejszego sensu.
Po półrocznym pobycie u swoich rodziców w Bydgoszczy stan zdrowia Andrzeja pogorszył się na tyle, że zabrano go do szpitala. Zdiagnozowano guz mózgu, który prawdopodobnie budował się po urazie głowy.
Operacja przebiegała początkowo normalnie, ale wycieńczone chorobą serce nie wytrzymało. Andrzej zmarł na stole operacyjnym.
     Alicja nie mogła uwierzyć w to co mówił jej lekarz prowadzący. Była pełna nadziei, że ta operacja pomoże mu wyzdrowieć i wrócić do normalnego życia.
     Po  śmierci Andrzeja nie mogła dojść do siebie. Chociaż wiedziała, że musi żyć dla swojego syna, niejednokrotnie myślała, że również jej życie powinno się skończyć.
Leon wprowadził się do domu Alicji, aby nie  zostawiać jej tam samej. Był jednak bardzo rad, gdy przychodził Przemek.
Mały Andrzejek poszedł do przedszkola. Dyżury, kto dziecko zaprowadza, kto przyprowadza z przedszkola były rozpisywane przez Leona. Robienie grafików miał we krwi.
Maluch był również emocjonalnie związany z gosposią Leona. Inaczej na nią  nie mówił, jak tylko babciu.







1 komentarz: