niedziela, 25 stycznia 2015

Co ja mam teraz zrobić? cz.34

Dni ciągle były do siebie podobne. Odprawy, diagnozy, operacje, czytanie wyników badań i czasami wyjątkowe sytuacje.
Kiedyś w pokoju lekarskim ktoś wspomniał, jak szalony mąż chorej kobiety zaatakował Alicję i trzymał ją w odosobnieniu z pistoletem przy skroni.
Maks otworzył i tak już swoje duże oczy.
- Naprawdę?
- Nie wiedziałeś. We wszystkich wiadomościach gadali o tym, w jakich trudnych warunkach pracują polscy lekarze.
- Być może byłem gdzieś  na wyjeździe, poza  granicami kraju.
Maks tak się przejął, że przez kolejne dni wracał do tematu i do jej psychicznego samopoczucia po tym, co się stało.
- Dobry kolega, Przemek wymienił się za mnie.
Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Może nie tak bardzo żałowałam tego, że mogę stracić  swoje życie, ale tego, że mój synek zostałby sierotą.
- Jesteś bohaterką. Zresztą zawsze cię taką postrzegałem i postrzegam.
Popatrzyła zdziwiona na kolegę.
- Dlaczego? Jestem normalnym lekarzem, nic specjalnego nie robię, tylko to, co wszyscy inni.
- Tak, tak, tak. Jesteś jak zawsze skromna. Pomruczał sobie Maks pod nosem.
Po kilku tygodniach Maks załapał się na "dyżur" przy Andrzejku. Zawiózł go na basen. Nawet mu się to podobało, bo  też sobie popływał. Pewnie samemu nie za bardzo chciałoby się  jechać po pracy na basen.
Następnego dnia szepnął  Leonowi, że "takie dyżury" to on nie tylko lubi, ale uwielbia.
Andrzejek lubił znajomych swojej mamy, ale pana Maksa polubił szczególnie.
     Maks wymyślał mu różne atrakcje. Nie ma na świecie chyba  dziecka, które nie skorzystałoby z takich propozycji.
     Kiedyś w parku linowym tak się zabawili, że schodzili z niego jako ostatni.
- Panie Maksie, dlaczego pan nie ma dzieci?
- A kto powiedział, że nie mam?
- Ups, przepraszam. Nie powinienem zadawać takich pytań. Mama nie byłaby zadowolona ze mnie.
- Spokojnie, nic nie powiem o naszej rozmowie.
     Kiedyś Andrzejek przyniósł kartkę od wychowawczyni z prośbą, aby Alicja uczestniczyła w wycieczce rowerowej, jako opiekun i lekarz.
Alicja przewertowała swój kalendarz i niestety, nie miała wolnego terminu.
Andrzejek bardzo się zasmucił.
- Wiesz, jak nie będzie opiekuna i lekarza albo pielęgniarki, wychowawczyni nie zorganizuje nam tej wycieczki.
Alicja odpowiedziała, że jej smutno, ale pomyśli nad rozwiązaniem problemu.
Następnego dnia opowiedziała o sytuacji w szpitalu i dwóch  lekarzy z chirurgii, którzy w  dniu wycieczki syna Alicji  nie pracowali zaoferowali swoje usługi.
     Maks pojechał do szkoły i porozmawiał z nauczycielką, że zastąpi mamę Andrzeja.
- A może jechać z nami jeszcze jeden lekarz?
- Będzie mile widziany, odpowiedziała nauczycielka Maksowi i od razu zastrzegła, że nie może im zapłacić, bo szkoła nie ma na takie cele funduszy.
- Oczywiście, wiemy. My tylko chcemy pomóc pani w formie wolontariatu, przede wszystkim robimy to dla Andrzejka i jego mamy.
Nauczycielka była niewiele młodsza od Maksa . Znaleźli od razu wspólny język. Nawet ucieszyła się, że dwóch lekarzy będzie jednocześnie opiekunami klasy na wycieczce rowerowej.
- W trójkę ogarniemy "rowerzystów".
Wycieczka odbyła się w zaplanowanym terminie. Dzieciaki były wyjątkowo posłuszne. Panowie przydali się, oprócz zrobienia opatrunku otartej nogi, również do założenia  łańcucha, który spadł w jednym z rowerów.
Żegnając się z lekarzami,  dzieci z nauczycielką zapraszali ich na uroczystości klasowe, połączone ze wspólnym ogniskiem.
- Przyjdziemy, oczywiście, że przyjdziemy. I postaramy się również pojechać z wami na kolejną wycieczkę. Odpowiedzieli chirurdzy.

1 komentarz: