Był już dobrze wstawiony gdy dosiadł się do niego nieznajomy mężczyzna. Doktor Keller stawiał następne kolejki wyśmienitego koniaku. Młodszy od niego wiele lat mężczyzna był również wstawiony. Rozmową zainteresował się barman, który podsłuchał, że młody chce z nim wyjść poza restaurację i iść do niego do domu.
Wykręcił numer telefonu.
- Halo, Sylwia? Tu przy moim barze siedzi mocno pijany lekarz z waszego szpitala.
- Wiem, że z Copernikusa, bo opowiadał swojemu kompanowi.
Wydaje mi się, że jeśli wyjdą z restauracji, to albo doktorek będzie pobity, albo zabity, albo okradziony.
Sylwia początkowo nie miała chęci ani rozmawiać, a już na pewno nie jeździć po restauracjach aby zbierać pijanych kolegów. Barman zawsze jej się podobał, lubiła z nim rozmawiać, jak przychodziła do tej restauracji z koleżankami. Barman jednak okazał się bardzo przekonujący. Za kilka minut w restauracji, w środku nocy zjawiła się Sylwia i Wanat. Gdy zobaczyli Maksa w stanie upojenia alkoholowego podeszli do niego i zaczęli rozmawiać. Maks nie mówił wyraźnie, bełkotał, że ją kocha a ona go zostawiła.
Przyjazd trzeźwych znajomych nie bardzo podobał się kompanowi od kielicha, początkowo próbował być do nich agresywny, ale gdy powiedzieli, że zadzwonią po policję, ten szybko się zmył.
Wanat zabrał Maksa do siebie. Sylwia również została tam do rana.
Keller nie pojawił się rano w pracy. Przyjaciel Piotr przed świtem zatelefonował do Guły z prośbą o zastępstwo koleżeńskie. Ten oczywiście szybko zjawił się w szpitalu, praktycznie nie pytając o szczegóły.
W południe Maks budząc się, początkowo nie wiedział, gdzie się znajduje. Żona Wanata zrobiła mu miksturę na kaca, po której zaczął dochodzić do siebie.
Nie pytał skąd się tu wziął, pamiętał jedynie tyle jak wrócił z Warszawy do Torunia a potem film mu się urwał.
- Maks, jesteś farciarzem. Masz wielu przyjaciół. A barmanowi z restauracji powinieneś postawić dobry koniak. Chyba wyrwał cię z rąk łobuzów i złodziei.
Andrzej odwiedził Alicję na oddziale. Wymienił z nią kilka słów i umówili się na spotkanie po pracy.
Codzienne spotkania weszły już im w nawyk. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Mieli w sobie tak wiele wspólnego, że ciągle rozstawali się z niedosytem.
Andrzej zaproponował Alicji, aby zamieszkali razem. Jego mieszkanie nie było zbyt duże, te, w którym mieszkała Alicja tak. Niestety, nie mogąc skontaktować się z właścicielem mieszkania, nie zdecydowała sama wprowadzić do niego obcej osoby. Jeszcze pół roku obowiązywała ją umowa wynajmu mieszkania, postanowili jeszcze przez ten okres mieszkać po staremu, każdy u siebie.
Andrzej, wzięty psycholog w Toruniu mógłby pracować dniami i nocami. Wieść o tym, że jest świetnym lekarzem dusz, rozchodziła się praktycznie pocztą pantoflową. On jednak nie stawiał pracy na pierwszym miejscu. Dla niego najważniejsza była Alicja, natomiast praca choć bardzo ważna, na dalszej pozycji.
- Jak tam ten tam twój psycholog?
- Dobrze. A twoja szwajcarska, bogata piękność?
Zawsze urywała rozmowę takim pytaniem. Maks słysząc o szwajcarskiej, bogatej piękności kończył rozmowę i odchodził zniesmaczony.
Keller coraz częściej zaglądał do butelki, bywało i tak, że przychodził do pracy nie dość trzeźwy. Wówczas koledzy odsyłali go do domu. Był świetnym fachowcem, szpital nie chciał go stracić.
Zauważyła to również dyrektor Bosak. Wezwała go do gabinetu i dała ultimatum.
- Zaczynasz leczenie, albo odchodzisz z Copernikusa.
Nie zastanawiając się odpowiedział, że leczenia nie zacznie, bo alkohol w tej chwili jest jego jedyną miłością.
- Pani dyrektor odchodzę. Powiedział to butnie, z podniesionym czołem.
Wręczył jej pismo z wypowiedzeniem pracy w szpitalu w ustawowym terminie, za porozumieniem stron.
W okresie wypowiedzenia ani razu nie przyszedł do pracy pod wpływem alkoholu. Pilnował się, a może po prostu nie miał potrzeby picia. O tym co zrobił, nie wiedział nikt, nawet ordynator
W ostatnim dniu pracy zaprosił wszystkich pracowników na pożegnalny tort i kawę. Dla wszystkich miał również prezent w ozdobnych torebkach. Już sam kształt torebki wskazywał, co się w nim znajduje. Wszyscy, łącznie z Alicją otrzymali w prezencie koniak, który był ulubionym trunkiem Maksa.
- Miałem w życiu wiele kobiet, kochałem tylko jedną. Ona nauczyła mnie patrzeć trzeźwo na świat. Wydawało mi się, że zrozumiałem życie, niestety, tylko mi się wydawało.
Na dzień dzisiejszy kocham tylko jedną kobietę i alkohol.
Mnie kocha jedynie alkohol.
Do sali wjechał na wózku ogromny bukiet czerwonych róż w kryształowym wazonie.
Zapanowała cisza. Maks wyjął kwiaty z wody i podszedł do Alicji. Kochałem cię i bardzo kocham. Nabroiłem w życiu tyle, iż wiem, że mi nie wybaczysz. Chciałaś zrobić ze mnie naukowca, niestety nie udało ci się, chciałaś ze mnie zrobić prawdziwego człowieka, ale przeszkodziła w tym moja szwajcarska "przeszłość".
Wręczył Alicji kwiaty i wybiegł z sali. Schodami zbiegał jak szalony po dwa, czasami po trzy stopnie. Biegnąc do drzwi wyjściowych szpitalnym korytarzem płakał.
W szpitalu już się nigdy więcej nie pokazał.
OMG!!! Super!!! podoba mi sie to jak maksa przedstawilas mam nadzieje ze ala bedzie z andrzejem :-)
OdpowiedzUsuńOj Maks sobie nagrabił. Nawet te piękne czerwone róże nie wzruszą Alicji
OdpowiedzUsuńChyba Ala nie kochała Maksa skoro tak szybko zauroczyła się Andrzejem
OdpowiedzUsuń