piątek, 20 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz.11

W klinice pierwszego dnia stawili się  o godzinie 8:00. Profesor, właściciel kliniki przywitał ich, przedstawił zakres praktyki. Maks  spodziewał się zupełnie czegoś  innego, Alicja była praktycznie przygotowana na wszystko.
Praktyka nie była zabawą. Musieli wykonywać czynności bardzo podstawowe, łącznie z myciem pacjentów, karmieniem, wożeniem ich na badania, uczestniczenie w badaniach, zabiegach  oraz zapoznawaniem się z procedurami obowiązującymi w klinice.
Alicja  większość czynności wykonywała tak, jakby to miała we krwi. Przecież niejednokrotnie jako wolontariuszka w polskim hospicjum to robiła. Maks, co prawda nie uskarżał się, ale było mu ciężko. Nie był przyzwyczajony do fizycznej pracy. Czasami gdy ją  spotykał na korytarzu skradał pocałunki.
     Jedna z pacjentek powiedziała   Alicji, że jej chłopak musi ją bardzo kochać.
- Tak, a dlaczego pani tak myśli?
- Ja nie myślę,  ja widzę. Chciałabym, aby moją córkę kochał tak jej narzeczony. Ale on jest sztywny jak kołek, jedynie cholernie bogaty. Bo w sferach ludzi bogatych liczą  się jedynie pieniądze i łączenie majątków. Miłość? Dla nas miłość nie istnieje, jedynie miłość do bogactwa i do pieniędzy.
- No tak już w życiu jest.
     W sobotę pojechali w Alpy. Alicja zachwycała się widokami. Willa, którą Kellerowie mieli w górach  zrobiła na niej ogromne wrażenie.
Mieli do dyspozycji cały dom, na posiłki mogli chodzić  do pobliskiej restauracji, ale Maks zaoferował swoje chęci i zdolności kulinarne. Jedzenie, które przygotowywał, było nie tylko dobre, ale wyśmienite.
- Kto cię nauczył gotować, chyba nie mama?
- Babunia Marija. Zawsze tak miło mówił o swojej opiekunce, która go wychowywała.
Ona zawsze miała dla mnie czas, a w kuchni, które było jej królestwem czułem się wyśmienicie.
Wieczorem siedząc przy kominku z trzaskającymi polanami opowiadał Alicji o tym, jak ona go namówiła do podjęcia studiów w Polsce. Przypominała mu, że jest Polakiem i w Polsce studia są na bardzo wysokim poziomie.
- W Polsce najbardziej tęsknię za babunią Marią.
  A jak przyjeżdżam tu na ferie czy wakacje, tęsknię za tobą.
Alicja popatrzyła na Maksa i uśmiechnęła się.
- A ja, muszę się przyznać, teraz tęsknię za mamą. Jesteśmy zawsze razem i tylko razem. Ona dała mi wszystko. Zastępowała również ojca, którego nigdy nie znałam. Wiem jedynie o nim tylko, że jest lekarzem, ale nigdy go nie widziałam, nie rozmawiałam z nim.
- Odrzucił własną córkę?
- Tego nie wiem. Mama mi nigdy tego nie mówiła.
W szczerości Maks zapytał się, nie wiadomo  dlaczego, kim dla niej jest profesor Florczyk?
Podobno na uczelni krążą plotki, że jesteś nim zauroczona a on tobą. Byłaś  jego dziewczyną, coś cię z nim wiąże? Nie wyprowadziłaś z błędu swoich koleżanek, lecz im powiedziałaś, że w każdej plotce, jest trochę prawdy.
- Jak powiem, że tak, to znienawidzisz mnie?
Maks się zastanowił i nic nie odpowiedział. Nie wierzył w to co mówi Alicja. Wydawało mu się, że już ją zna na tyle, że  nie byłaby w stanie wiązać  się z facetem, który mógłby być jej ojcem.
Nie wyglądała na dziewczynę, która prowadzi podwójne życie. Grzecznej dziewczynki i damy do towarzystwa dla profesora.
- Przyjechaliśmy tu na praktykę studencką. Obiecałeś mi, że jest to wyjazd nie zobowiązujący.
Nie chcę być twoją kochanką, chcę być twoją przyjaciółką. Nie jestem zakonnicą, ale postanowiłam sobie, że nie idę  z każdym facetem do łóżka.
- Tak, wiem to wszystko, ale ja cię kocham i błagam tego tam na górze, abyś  i ty mnie pokochała.
- Kochać , a mówić  kocham to dwie różne sprawy.  Dlatego, jestem powściągliwa. Nie nadużywam tego słowa.
- Wiem Aluś, nie nadużywasz,  to za dużo powiedziane. Ty w ogóle go nie używasz.
Uśmiechnęła się do niego. On objął ją i zaczął namiętnie całować. Nie broniła się, ale jednocześnie nie zatraciła do końca. Maks wiedział, jak daleko może się posunąć. I choć czuł wielką namiętność nie przekraczał bariery, która między nimi była.
     Po powrocie do Zurichu babunia Maria miała najwięcej czasu, aby z nimi porozmawiać.
Zachwycona była Alicją, jej taktem, elokwencją, zachowaniem, skromnością.
     Wakacje zbliżały się do końca. Ostatniego dnia dowiedzieli się, że za ich pracę otrzymają wynagrodzenie z premią.  Alicja bardzo się ucieszyła. W rozmowie z  Krystyną Keller napomknęła, że chciałaby  wnieść jakieś koszty trzymiesięcznego mieszkania w ich domu.
- Dziecko, o czym ty mówisz. Jesteś naszym gościem.
  Największą przyjemnością  jest cię u nas gościć.  Babunia Maria jest zakochana w tobie.
Dzień przed wyjazdem pani Maria przyniosła Alicji prezent i kopertę.
- Nie, nie mogę wziąć pieniędzy.
- Mam ich sporo. Dostaję dobrą pensję, na nic nie wydaję. Nie mam już w Polsce rodziny, więc teraz dla mnie jesteś najważniejsza. Maks jest dla mnie jak wnuk. Kup sobie książki i wszystko co ci będzie potrzebne na studia.
Może kiedyś, jak już zostaniesz wyśmienitym lekarzem, a w to nie wątpię,  będziesz mnie leczyła?
Alicja ze łzami w oczach podziękowała za prezent, za miłość, jaką otoczyła ją pani Maria.
Na lotnisku w Warszawie czekała mama Alicji. Uścisków nie było końca. Zarówno jedna jak i druga były siebie bardzo stęsknione.
- Maks, jedziemy do nas. Ugotowałam dla was obiad..
- Fajnie, stęskniłem się za polską kuchnią, choć tam też ona była, ale nie taka oryginalna.
Po obiedzie, podwieczorku i kolacji Maks nie miał chęci pójścia do swojego domu. Tu mu było dobrze i rodzinnie.
- Ja idę do pracy, więc możesz tu spać. Pilnuj mojej córki.
Alicja podniosła wzrok na mamę. Była zdziwiona jej szczerością?
- Naprawdę? To zostaję.
- A mnie o zdanie zapytałeś?
- Mama pozwoliła, więc nawet jak ty nie chcesz to ja i tak zostaję. Jutro pojadę do swojego domu. Zabiorę z parkingu swój samochodzik i pojadę  do pustej chałupy.
Maks czuł się świetnie w mieszkaniu  pań Szymańskich, ale po raz pierwszy w nim został na noc.









3 komentarze: