czwartek, 12 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 7

Alicja poszła do mieszkania Maksa. Miała duszę na ramieniu.
Otworzyła spokojnie drzwi i weszła do środka. Natychmiast je za sobą zamknęła i przekręciła klucz w zamku..
Rozejrzała się, w mieszkaniu było czysto. Tylko w kuchni na stole i szafce były produkty spożywcze przygotowane do przygotowania posiłku. Wyglądało na to, że Maksowi coś zabrakło i chciał pobiec do pobliskiego sklepu zrobić jeszcze jakieś zakupy.
Weszła do sypialni, gdzie była ogromna szafa ubraniowa i sporych rozmiarów łóżko.
Znalazła w szafie piżamę, skarpetki. Z łazienki wzięła krem do golenia, elektryczną szczoteczkę do zębów, pastę,  żel do mycia, gąbkę, ręcznik i wszystko, co uważała, że przyda mu się w szpitalu.
W salonie na małym stoliku stał laptop. Odpaliła go i poszukała Kliniki w Szwajcarii. Doszła do wniosku, że jeszcze trochę potrwa, zanim dotrze do szpitala, więc nadała na e-mail właściciela kliniki
wiadomość.
- Maks Keller uległ wypadkowi. Jest pod opieka lekarzy  w szpitalu, na ul. Banacha w Warszawie. Czuje się coraz lepiej. Wiadomość przekazuje koleżanka z roku Alicja Szymańska.
    Będąc przy drzwiach Alicja jeszcze raz spojrzała na mieszkanie. Zza uchylonych drzwi pokoju, jak się  później  okazało -  pracowni kreatywnej,  zobaczyła sztalugi. Być może nie wypadało jej tam wchodzić, ale skoro tu jest i to sama , zajrzała do środka. Na sztalugach było płótno z jeszcze niedokończonym obrazem. Był to portret kobiety. Miała wrażenie, że tą osobę, a raczej zarys kobiety łudząco przypomina ją samą. Tylko, że ona nigdy nie miała  takiej bluzki, ani nie miała zwyczaju noszenia okularów przeciwsłonecznych na włosach.
Na ścianach wisiały  obrazy martwej natury. Przy ścianie odwrócone stały może trzy lub cztery płótna oprawione w ramy. Nie zaglądała, co tam jest na nich namalowane, bo  doszła  do wniosku, że nie jest na inspekcji.
Wieczorem jeszcze raz poszła do szpitala odwiedzić   Maksa . Oddała mu wszystko, co zabrała z mieszkania, łącznie z kluczami.
- Klucze możesz zostawić. Chciałbym, abyś mi podlewała storczyka.
- Nie, pewnie twoi rodzice przyjadą, więc oni to  zrobią.
Nie nalegał, wiedział, że rodzice, choć przyjadą, zbyt długo tu w  Warszawie nie zabawią.
- Ala, przyjdziesz jutro mnie odwiedzić?
- Postaram się, ale jutro mam sporo zajęć.
- Mogłabyś  mi nagrywać wykłady?
- Pewnie bym mogła, ale nie mam dyktafonu.
Maks lubił szczere odpowiedzi Alicji. Nie udawała kogoś, kim nie jest. To chyba najbardziej go ujmowało. Choć z wyglądu macho, w duszy był wielkim romantykiem.
W Szwajcarii obracał się wśród bogatych ludzi. Dziewczyny bogate miały według niego poprzewracane w głowie. Kochał wypady z rówieśnikami w góry, ale brzydził się przypadkowego seksu, co w Szwajcarii uchodziło za normę. Dziewczyny, wino, piwo i seks, ale Maksowi to nie odpowiadało. Pewnie drzemała w nim dusza prawdziwego romantyka.
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się dużymi krokami.
- Szkoda, że nie chcesz jechać na narty do Szwajcarii. Zresztą w tym roku i ja  nie pojadę w góry.
 Jeśli mnie wypuszczą ze szpitala  wiem, że rodzice zabiorą mnie do  Zurichu.





3 komentarze:

  1. Ja to mam szczęście! Opublikowałaś przypadkowo 14 część, a ja w moim widoku obserwowanych blogów mam ją widoczną.

    hihihihi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wchodzę na bloga Moniki i patrzę, że Terruta dodała kolejną część opowiadania klikam od razu i wyskakuje mi: Niestety strona szukana przez Ciebie w tym blogu nie istnieje. :( Smutam się :(
      Ciekawe co dalej będzie, na razie wiem, że Maks jest we Włoszech.
      Czekam na ciąg dalszy.

      Usuń
    2. Maks chce jechać do Włoszech z Alą. :)

      Usuń