środa, 11 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz.6



- Kim jest dla ciebie profesor Florczyk?
- Profesorem, dobrym znajomym i....
- I kim jeszcze? Drążył Maks.
- Pewnie będzie jednym z naszych wykładowców. Jest profesorem na naszej uczelni. Jeszcze z nim nie mieliśmy zajęć, ale pewnie na drugim roku tak.
- To znaczy, że masz już zdany u niego egzamin?
Alicja spojrzała na Maksa ze zdziwieniem. Nie skomentowała tego pytania a jedynie pomyślała, że skoro profesor kochał Krysię Keller, to właśnie Maks będzie miał z transplantologii "do przodu"
Kolejny rok akademicki nie był łatwiejszy od poprzedniego. Tomy książek, setki zajęć laboratoryjnych. Alicja uczyła się do późnych godzin nocnych. Maks nie ustawał w adorowaniu jej. Nie brała sobie tego do serca. Wiedziała, że na tym kierunku, który studiuje, nie ma czasu na balety, amory, wypady za miasto. Dla niej jest najważniejsza nauka i tylko nauka.
W listopadzie na jednym z wykładów pojawił się profesor Krzysztof Florczyk. Dziewczyny prawie od razu zaczęły się w nim podkochiwać.
- Alka, podoba ci się profesor Krzysztof Florczyk?
Zapytała Inga, która przed uczelnią razem z Arletą paliły papierosy.
-Niczego sobie facet, podoba mi się i owszem. Zresztą, znam go bardzo dobrze, lepiej niż wam się wydaje.
Plotkarskie koleżanki  dały jej do zrozumienia, że chodzą po  uczelni plotki, iż jest jego kochanką.
Odpaliła, że w każdej plotce jest zawsze trochę prawdy i nie drążyła tematu.
     Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Alicja kupiła dla mamy skromny prezent. Oszczędzała na każdym kroku, gdyż w domu się nie przelewało.
- Alicja, zapraszam cię na narty do Szwajcarii?
- Nie umiem jeździć na deskach. A po wtóre nie stać mnie na takie wyjazdy.
Tłumaczył, że oprócz biletu, który zresztą też może jej zafundować, nic nie będzie ją to kosztować.
Mają własny dom zimowy w górach, gdzie mama przyjmuje gości nie tylko z Polski.
- Maks, żyjemy w innych światach. Ja nie szukam sponsorów. Ja muszę w wolnym czasie pracować.
- Nie musisz. Masz stypendium. Twoja mama zarabia.
Odpowiedziała, że syty głodnego nie zrozumie.
Dwa tygodnie przed feriami Inga zapytała Maksa, czy może z Arletą pojechać do niego do Szwajcarii.
Podobno masz  ogromny dom i jesteś dziany.
- Nie mam domu. Mają go moi rodzice. Nie mogę bez ich zgody przywozić kumpli, czy kobiet.
- Ale sknera. Opływa w miliony a nie chce użyczyć pokoju dla koleżanek.
Stojąc przed budynkiem uczelni użalały się do siebie.
Po feriach Maks przyjechał opalony.
-Chyba jesteś wypoczęty, wyglądasz świetnie.
Alicja pierwszy raz powiedziała Maksowi komplement.
- Byłem na nartach w Alpach. Pogoda wspaniała, wysoko w górach słońce grzało i opalało.
  Gdybyś ze mną pojechała, też dzisiaj byłabyś wypoczęta.
Alicja uciekła gdzieś daleko myślami od rozmowy, którą prowadziła z Maksem. Pewnie bym była wypoczęta, ale moja rzeczywistość jest zupełnie inna.
     Maks przez kolejne  dni nie pojawił się na uczelni. Nikogo to jakby nie obchodziło.
Alicja nieco się zaniepokoiła. Zawsze proponował podwiezienie do domu, czasami wpadał po książki, czy po prostu pogadać. Co prawda wiedziała, gdzie mieszka, ale nigdy u niego nie była, choć niejednokrotnie ją zapraszał.
     W godzinach popołudniowych zadzwoniła do domofonu jego mieszkania. Niestety, nikt się nie odezwał. W oknach było ciemno. To jeszcze bardziej zaniepokoiło Alicję.
Któregoś dnia, matka Alicji oddelegowana została do pracy na SOR.  Dyżur nocny był spokojny. Przeglądając księgę przyjęć pacjentów natknęła się przez przypadek na nazwisko Maks Keller.
Według księgi skierowany został na OIOM z ostrą niewydolnością oddechową.
Miała zadzwonić na oddział  i się zapytać, ale zgodnie z procedurami szpitalnymi o ochronie danych osobowych postanowiła dowiedzieć się w inny sposób, czy nazwisko w księdze przyjęć jest nazwiskiem kolegi jej córki.
Po zakończonym dyżurze poszła niby w sprawach prywatnych do swojej koleżanki, która tam pracowała. Rzeczywiście, na OIOM  był Maks Keller.
     Został potrącony przez samochód. W czasie znieczulenia przy nastawianiu kości ręki, nastąpiła niewydolność oddechowa i krążeniowa. W porę udało się wszystko opanować. Właśnie dzisiaj zostanie przeniesiony na inny oddział.
     Mama nad ranem zadzwoniła do Alicji, bo kiedy ona wróci do domu, Ala będzie już na uczelni.
Alicja z niedowierzaniem słuchała o czym ona mówi.
Dzisiejszego dnia akurat odwołano wykłady profesora Florczyka w związku z jego wyjazdem do Paryża na kongres transplantologów. Alicja pojechała do szpitala. W informacji dowiedziała się, że  od kilku godzin jest na oddziale ortopedii.
     Weszła do sali, w której było kilku chorych.
- Ten pan cały czas śpi. Poinformował Alicję młody chłopak, który leżał na łóżku blisko drzwi.
Podeszła do jego łóżka. Widok jaki zobaczyła, ręka  na wyciągu  i blada, obolała twarz cisnęła jej łzy do oczu.
Usiadła na obrotowym krzesełku. Młody chłopak powiedział, że  ten pan jest tu dopiero od kilku godzin, on już od prawie trzech tygodni.
    Alicja dotknęła Maksa za zdrową, prawą rękę,  jakby chciała się z nim przywitać.
Otworzył oczy. Miał wrażenie, że śni. Przy jego łóżku siedziała  kobieta, którą wewnętrznie kochał, którą pragnął, której potrzebował.
- Alicja? To sen, czy jawa?
- Maks, dlaczego nie dałeś znaku życia?
- Nie wiem gdzie jest mój telefon komórkowy. Po tym wszystkim nie pamiętam numeru telefonu do mamy, do nikogo.
Okazało się, że rodzice Maksa nic nie wiedzą o jego wypadku. Nie wiadomo do końca, czy rzeczywiście nie pamięta numeru, czy nie chce zadzwonić, aby ich nie martwić.
     Alicja opowiadała mu o zajęciach na uczelni. Jak się później okazało uczelnia była poinformowana przez szpital o tym, że ich student został przywieziony z wypadku. Miał przy sobie legitymację studencką, co umożliwiło ratownikom medycznym  zidentyfikować osobę.
- Przynieść  ci coś do jedzenia, picia?
- Dzisiaj nie, dziękuję?
- A jutro?
Maks był zdziwiony pytaniem.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawsze możesz na mnie liczyć.
Znał już na tyle Alicję, że nie wiedział, czy naprawdę wypada obciążać ją swoimi sprawami.
Nie chciał być natrętem i zlecać jej cokolwiek.
- To może jak przypomnisz sobie numer do rodziców, to ja do nich zatelefonuję. Chyba powinni o tym wiedzieć.
Maks zamyślił się, jakby w głowie uruchamiał wszystkie swoje szare komórki.
- W Internecie jest strona Kliniki Chirurgii Plastycznej Gustawa Kellera. Gdybyś mogła tam wejść, znajdziesz numer telefonu, również e-maila.
Żegnając się uścisnęła mu zdrową rękę i pogłaskała gips tej na wyciągu.
- Alicja.  Dał jej znak oczami, że chce jej coś powiedzieć na ucho. Schyliła się, a on pocałował ją w policzek.
- Gdy była  już przy drzwiach, znowu ją zawołał.
- Mam prośbę. Mogłabyś załatwić, aby z depozytu wydali mi klucze od mojego mieszkania, portfel  i legitymację studencką. I gdybyś była tak kochana i poszła do mojego mieszkania po piżamę, szczotkę  do zębów i tam takie różnie rzeczy.
- Pewnie, że ci załatwię  wszystko. Tylko sama do twojego mieszkania, to nie za bardzo.
- Proszę, błagam, idź sama. Z żadną dziewczyną z naszego roku. Nie chcę, aby ktokolwiek obcy kontrolował  moje kąty. Błagam, błagam.
     Alicja poszła do siostry oddziałowej zgłosić prośbę Maksa Kellera. Chwilę poczekała. Za około 15 minut pani z obsługi  przyniosła mu wszystko, co było zdeponowane w szpitalnym magazynie.
Ubrania pana komisyjnie zostały spisane na straty, podarte, pocięty rękaw bluzy. Jeśli pan sobie życzy, przyniosę je, jeszcze są w magazynie.
- Nie, proszę je zniszczyć i wyrzucić. Pamiętam  w jakim stanie przywieźli mnie do szpitala.
Alicja wzięła od Maksa klucze. Wszystko inne włożyła mu do szuflady szafki.









3 komentarze:

  1. Biedny Maksiu :( Niech Ala się nim zajmuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie biedny Maksiu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Maks niezwykle taktowny, jak mało który facet i to jeszcze facet bogaty

    OdpowiedzUsuń