sobota, 5 lipca 2014

Błagam,pokochaj mnie. cz.20

Maks ciągle miał do załatwienia jakieś sprawy w Warszawie. Kiedyś  idąc korytarzem w klinice natknął się na profesora Florczyka.
- Dzień dobry. Maks? Co tutaj robisz?
- Przywiozłem materiały do konsultacji. Dyrektor Bosak umówiła mnie z dyrektorem kliniki.
- Acha. Rozumiem.
   Alicja operuje, ale za pół godziny skończy. Jak masz czas to poczekaj, porozmawiacie sobie.
Maks zdziwił się, że Florczyk taki wspaniałomyślny i nie zazdrosny o swoją kobietę i  matkę swojego dziecka. Poszedł  do bufetu, wypić  kawę.
Gdy miał już wyjść przy ladzie zobaczył Alicję. Kupowała sobie kawę i słodką bułeczkę. Podszedł do niej i zaprosił   do stolika, przy którym wcześniej siedział.
- Ty tutaj? Co robisz?
Opowiedział jej po co przyjechał  do Warszawy. Nie był do końca szczery, gdyż nie powiedział, że tak naprawdę przyjechał, aby kolejny raz się z nią  zobaczyć.
- Jak twoja Zosia?
- Już za kilka miesięcy pójdzie do szkoły. Jest blada i osłabiona. Zrobiłam jej wyniki badań i niestety są słabe. Ciągle jest posiniaczona. Za dwa dni jadę do Centrum Zdrowia Dziecka. Co prawda jestem dobrej myśli, choć czasami jej stan zdrowia spędza mi sen z powiek.
- Czy mógłbym ci pomóc? Może to głupie pytanie, bo dziecko ma dwoje rodziców lekarzy, ale może przydam się do czegoś.
 Od jutra rozpoczynam pracę w klinice na 1/2 etatu. Czekałem na to miejsce kilka lat, aż  wreszcie się doczekałem.
- Nic nie wiedziałam, że będziesz pracował z nami. Zresztą sprawy personalne załatwia dyrektor. Czasami człowiek poznaje  nowego kolegę na sali operacyjnej, gdy razem operują.
Opuściłeś Copernikusa?
- Będę  dojeżdżał do Torunia realizować  drugą połówkę  etatu.
Nie wierzyła, że to mu się opłaca, ale przecież Maksowi nie chodzi o pieniądze. Rodzice są tak bogaci, że gdyby ich synek nie pracował pewnie  też dobrze by mu się powodziło.
     Krzysztof miał bardzo pilne posiedzenie w NFZ. Alicja zmuszona była sama jechać do  Międzylesia. Wychodząc ze szpitala znowu natknęła się na  Maksa. Również zbiegał  po schodach.
- Co tam u ciebie? Nic, jadę po Zosię i pędzę do Międzylesia.
- Sama? A Krzysztof?
- Jest zajęty.
- Już jestem po pracy. Wieczorem jadę  do Torunia, jak chcesz, mogę z Wami jechać. Popatrzę  jak wygląda Centrum Zdrowia Dziecka. Nigdy tam nie byłem.
- Pewnie, jak chcesz, to możesz jechać. Będzie mi raźniej.
Diagnoza zwaliła Alicję z nóg. Dziecko musi poleżeć w szpitalu na obserwacji i specjalistycznych badaniach. Podejrzenie białaczki.
- Tak ci powiedział lekarz, że białaczka?
- Nie, nie powiedział mi, owijał w bawełnę, ale nie jestem głupia, też jestem lekarzem.
Zosia trafiła do szpitala. Alicja początkowo wzięła na kilka dni urlop. Później wymieniali się z Krzysztofem. Alicja chciała, żeby przez cały czas  ktoś był  przy Zosi.
Maks wziął urlop w Toruniu i ofiarował swoją pomoc. Nie wiedział jak to powiedzieć Alicji. Co  powie na to Krzysztof Florczyk.
     Profesor był zadowolony z obrotu sprawy. Przecież doskonale wiedział, że biologicznym ojcem jest Maks, więc w razie co, to on może być najbardziej potrzebny.
     Alicja zawsze twarda w stosunku do swoich pacjentów, zarówno  na sali operacyjnej czy w przychodni, natomiast jeśli chodzi o jej własne dziecko na każdym kroku się rozklejała, płakała.
Leczenie wstępne niewiele dawało. Transfuzje nie przynosiły rezultatów. Po  dwóch miesiącach lekarze dali rodzicom do zrozumienia, że należy dokonać przeszczepu szpiku kostnego. Szpital zaczął szukać dawcy.
     Alicja nie mogła być dawcą, nie było zgodności. Florczyk, sam po leczeniu choroby nowotworowej nie nadawał się na dawcę, nawet wówczas, gdyby była zgodność, choć było to mało prawdopodobne.
Jedynym ratunkiem był Maks. Pewnie jego szpik kostny  mógłby mieć zgodność, ale Alicja nie miała odwagi mu tego zaproponować.
- Maks, chciałbym  z tobą porozmawiać.
- Tak panie profesorze, może po mojej planowej operacji.
- Jak skończysz przyjdź do mojego gabinetu. Sprawa pilna.
Maks oczywiście widział rozmowę w czarnych barwach. Był przekonany, że profesor ochrzani go, za to, że zbyt często kręci się obok Alicji. Wydawało mu się, że robi to taktownie i nie rzucając się innym w oczy.
Gdy wszedł do gabinetu lekarskiego, zaprosił go na kanapę. Wydawało się Maksowi, że się pomylił, że nie będzie na niego naskakiwał.
- Maks, czy mógłbyś poddać się badaniom  i jeśli jest to możliwe być dawcą szpiku dla Zosi?
- Ja? Co prawda nie pomyślałem o tym, ale każdy przecież może być dawcą, jeśli jest zgodność. Jeśli nie dla Zosi, to może dla kogoś innego.
Pewnie, oczywiście. Zaraz po pracy zajmę się tymi badaniami.
     Profesor Florczyk poinformował o tym Alicję.
- Tylko w Maksie ratunek. Może akurat on będzie dawcą dla Zosi, dla swojej córki.
Maks oczywiście był szczęśliwy, że profesor  mu zaproponował, a Alicja nie była przeciwna. Gdyby tak się zdarzyło, że jego szpik będzie odpowiedni dla Zosi, on byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie a Alicja wdzięczna mu do końca życia.


1 komentarz:

  1. Nie dobrze, że Zosia chora. Myślę. że będzie wszystko dobrze.

    OdpowiedzUsuń