czwartek, 3 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 1

- Przepraszam, zabłądziłam w labiryncie  Copernicusa.
  Może mi pan wskazać drogę na oddział chirurgiczny?
Maks popatrzył na młodą kobietę w niebieskiej bluzce. Gdyby był to ktoś inny pewnie  wskazałby dział Informacji, gdzie można uzyskać wszystkie wskazówki na temat działalności szpitala, jak również otrzymać w wydaniu papierowym plan szpitala.
- Oczywiście. Nawet panią tam zaprowadzę, bo idę w tym właśnie kierunku.
Młoda, dosyć szczupła kobieta zerknęła na wizytówkę przypiętą na piersi uniformu lekarskiego.
Zatrzymali się przy windzie. Lekarz nacisnął na guzik.
- Pani do kogoś w odwiedziny.
- Nie w odwiedziny, lecz do profesora Krzysztofa Florczyka.
Maks popatrzył badawczo na kobietę.
- Chyba pani pomyliła szpitale. O ile mi wiadomo, profesor Krzysztof Florczyk pracuje w klinice w Warszawie.
- No tak, to chyba pomyliłam  szpitale, nawet miasta. Uśmiechnęła  się szeroko.
  W takim razie odnajdę jego przyjaciela, profesora Leona.
- Leona Jasińskiego, jak dobrze zrozumiałem?
- Jasińskiego? Nie wiem, wydawało mi się, że Leon  to nazwisko.
- W naszym szpitalu pracuje, nawet jest ordynatorem Leon Jasiński. Leon to imię.
Kobieta sprawiała wrażenie roztargnionej, lub  mającej kłopoty z pamięcią.
Przyjechała winda, drzwi się rozsunęły. Mężczyzna przepuścił kobietę przed sobą.
Weszła powoli do windy, oglądając się za siebie.
- Spokojnie, nic pani nie zrobię, chociaż jest pani taka ładna. Ładna i nie blondynka.
- Nie lubi pan blondynek.
- Właśnie odwrotnie, uwielbiam kobiety o blond włosach. One zazwyczaj są tak roztargnione jak dzisiaj pani.
Winda szybko wjechała na drugie piętro.
- To jest oddział chirurgii ogólnej, a drzwi z numerem 15 to gabinet ordynatora.
- A może mnie pan tam podprowadzić, nie wiem czy trafię.
Maks nieco się poirytował. Taka ładna kobieta a taka mało gramotna pomyślał. Nie miał za wiele czasu, więc przekazał mało rozgarniętą babeczkę przechodzącej korytarzem siostrze oddziałowej a sam natychmiast się oddalił. Chciał tylko zanieść do gabinetu lekarskiego sałatkę zakupioną w szpitalnej cafeterii. Za kilka minut zaplanowane było  spotkanie w gabinecie ordynatora, gdzie miała być omawiana skomplikowana operacja.
- W czym mogę pomóc?
- Szukam gabinetu ordynatora. Moje nazwisko Alicja  Szymańska. Razem z profesorem Florczykiem
mamy operować jakiś bardzo skomplikowany przypadek. Prawdopodobnie jest w gabinecie ordynatora Leona Jasińskiego.
Podała rękę pielęgniarce i przedstawiła się imieniem i nazwiskiem.
- Jestem Sylwia Matysik. Miło mi panią poznać.
Sylwia odprowadziła Alicję do samych drzwi ordynatora.
Wchodząc do gabinetu zobaczyła uśmiechniętego Krzysztofa oraz niezbyt wysokiego mężczyznę.
- Ala, to jest mój przyjaciel z lat studenckich Leon Jasiński. A to moja asystentka Alicja Szymańska.
Podali sobie ręce serdecznie się witając.
Alicja opowiedziała Krzysztofowi jakie pozytywne wrażenie zrobił na niej szpital Copernicus.
- To będzie najlepszy szpital w Polsce. Mamy dyrektorkę, wspaniałego lekarza i jeszcze bardziej dobrego menagera.
Nasza pani dyrektor jest pulmonologiem.  Dobrze, że nie chirurgiem, bo baba chirurg, to ani chirurg, ani baba.
Krzysztof popatrzył na Alicję wzrokiem usprawiedliwiającym ordynatora.
- O ile mi wiadomo, to w zamierzchłych czas tak mówiono o kobietach chirurgach. Teraz mówi się, że kobiety chirurg, to złote rączki, które  potrafią czynić cuda. Delikatne palce, czasami leczą  swoim dotykiem, bez ingerencji skalpela.
Krzysztof spojrzał na Leona.
- Widzę, że jest pani asertywna i zna swoją wartość.
- Podobnie jak wszyscy mężczyźni chirurdzy. Bo chirurg jest rodzaju męskiego i nie ma damskiego odpowiednika. A poza tym, jestem asystentką profesora Krzysztofa F.
Zaczęli rozwodzić się nad tym, że praktycznie wszystko można sprowadzić do rodzaju żeńskiego, nawet stanowisko ministra.
- Jak to było Leon z tą Naszą Minister Sportu? Mężczyzna to minister sportu a kobieta to ministra sportu. W przypadku chirurga, to on chirurg a ona chirurga.
- Przed wojną pewnie by mówili chirurgówna,  a może chirurgowa , no np. na mnie. Wesoło odpowiedziała Alicja i puściła perskie oko do Krzysztofa.
     Sylwia otrzymała od Jasińskiego telefon, by Maks i ona zjawili się z jego gabinecie.
Natychmiast poszła do pokoju lekarskiego i przekazała wiadomość Kellerowi.
- No jak tam, wskazałaś tej laluni pokój ordynatora?
- Acha, nawet jej otworzyłam drzwi, żeby nie zabłądziła. Spojrzała na Maksa z ironicznym  uśmiechem.
Maks  idąc z Sylwią po korytarzu głośno myślał, iż nie rozumie, że ładna kobieta, na której można zawiesić oko może być tak mało rozgarnięta.
- Pewnie się zdziwisz?
- Proszę?
Ale Sylwia już więcej nic nie powiedziała.
W gabinecie ordynatora Leon Jasiński przedstawił Maksowi profesora Florczyka i doktor Alicję Szymańską, natomiast gościom Maksa Kellera najlepszego chirurga i najlepszą siostrę oddziałową Sylwię.
Wszyscy wymienili się uściskami dłoni. Maks był nieco zdezorientowany, że ta kobieta, którą spotkał na korytarzu i która wydawała mu się jakąś ślamazarą jest doktorem nauk medycznych,  w dodatku asystentką jednego z najbardziej znanych chirurgów i transplantologów w Polsce.
- Bardzo mi miło panią  po po poznać. Zaczął jąkać się Maks.
Jasiński zapytał swojego lekarza, czy dobrze się czuje. Nigdy wcześniej nie przejawiał jąkania.
- Spo, spo, spokojnie. Wszystko ok.
Alicja tłumiła  śmiech, nie chciała jeszcze bardziej stresować Maksa.
     Omówili wszystkie badania pacjentki, którą mieli operować. Zarówno ordynator Jasiński, jak również Maks zauważyli, że lekarka ma ogromną wiedzę na temat operacji tętniaków.
     Profesor z Leonem Jasińskim udali się jeszcze do gabinetu dyrektora szpitala, natomiast Maks z Alicją poszli porozmawiać z pacjentką, która za kilka minut miała być przewieziona na blok operacyjny.
- W naszym szpitalu wszyscy lekarze mówią sobie po imieniu. Zagadnął Maks.
- W naszym natomiast wszyscy uwielbiają się tytułować. Ponieważ jest wyścig szczurów, nikt z nikim nie chce się przyjaźnić.
Maks zauważył, że Alicja z profesorem Florczykiem mówili sobie po imieniu, więc nie za bardzo mógł w to uwierzyć.
- A pani doktor z profesorem jest po imieniu.
- No wie pan doktorze, zazwyczaj asystentka profesora jest kimś  więcej dla niego niż tylko asystentką.
- To znaczy, że pani doktor i profesor Florczyk...?
Nie dokończył pytania, bo Alicja natychmiast mu odpowiedziała, że właśnie ją i profesora Florczyka łączy rzeczywiście coś  więcej niż stosunki tylko służbowe.
Weszli do sali chorych i porozmawiali z pacjentką. Alicja zadawała jej wiele bardzo szczegółowych pytań. Maksowi wydawało się, że niektóre nie są związane z chorobą, ale po kolejnych i kolejnych doszedł do wniosku, że to wszystko jest bardzo spójne.
- Pani doktor zawsze zadaje takie szczegółowe pytania wszystkim pacjentom.
- A pan doktor nie? No cóż nie jest pan asystentem profesora Florczyka. Bycie asystentem  profesora do czegoś  zobowiązuje.
Maks przestał zadawać pytania. Doszedł jednak do wniosku, że tą lekarkę źle wcześniej ocenił. Okazało się, że nie jest to takie ciele mele, jak wcześniej przypuszczał, ale że jest bardzo zarozumiałą kobietą.
   Po około pół godziny profesor Florczyk, Maks Keller i Alicja Szymańska znaleźli się na sali operacyjnej. Instrumentariuszką była siostra oddziałowa Sylwia Matysik.
Zabieg operacyjny był niezwykle skomplikowany. Profesor wymieniał ze swoją asystentką informacje, ustalali, co w danej chwili jest lepsze do zastosowania. Maks przysłuchiwał się. Na pytania profesora, co on by w danej chwili zrobił zawsze potwierdzał to, co mówiła doktor Szymańska.
Po zakończonej operacji wszyscy dziękowali sobie za 6 godzinną wspólną pracę.
Jasiński oglądał cały zabieg stojąc na galerii. Po zakończonej pracy poprosił do siebie profesora Florczyka a Maksowi kazał zaopiekować się doktor Szymańską.
- Zapraszam panią doktor na kawę do szpitalnej cafeterii.
- Chętnie napiję się kawy, ale wolałabym gdzieś w ciszy, na przykład w gabinecie lekarskim.
Właśnie w gabinecie lekarskim Sylwia parzyła kawę.
- Alicja, jesteś świetna. Pierwszy raz widziałam, że tak mogą chodzić lekarzowi ręce.
  Napijecie się kawy?
- Zrobiła dodatkowo dwie filiżanki kawy a sama wyszła. Wiedziała, że lekarze, po operacji powinni mieć czas dla siebie, żeby ją dokładnie omówić.
- Pani doktor, zagadnął Maks.
- Mam na imię Alicja i jeśli pan doktor pozwoli, to mówmy sobie po imieniu.
- Ale u was tam w klinice...
Alicja z uśmiechem odpowiedziała mu, że teraz nie są w klinice warszawskiej a w szpitalu w Toruniu.
Doktor Maks Keller był wniebowzięty. Kolejny raz doszedł do wniosku, że  pomylił się w ocenie młodej lekarki. Nie jest ani ciele mele, co to nie umie odnaleźć  gabinetu ordynatora, nie jest zarozumiałą panią  doktor Szymańską, a jest fajną, sympatyczną młodą lekarką i przeuroczą kobietą.




1 komentarz:

  1. co do tytułu opowiadania - myślę, że można :D :P

    alicja-i-max.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń