środa, 16 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 5

Następnego dnia Maks Keller zapytał Alicję, czy może ją zaprosić na obiad.
- Przepraszam, nie, nie mam czasu?
- Nie masz popołudniowego dyżuru.
- Nie mam, co nie znaczy, że mam dla ciebie czas.
- Szkoda, zmarnujesz się sama, bez faceta. tzn. beze mnie.
- Już ty się o mnie nie  musisz martwić.
Po skończonym dyżurze zaszła do ordynatora Jasińskiego. Widząc to Maks bardzo był zdziwiony.
- Panie ordynatorze, chciałabym zaprosić pana na obiad.
- Mnie? Pani chce mnie zaprosić na obiad? Jeśli coś, to może ja bym panią  zaprosił.
- Więc proszę mnie zaprosić,  nie odmówię.
Wyszła ze szpitala razem z Jasińskim. Odprowadził ją do samochodu. Na pożegnanie pocałował w rękę i umówili się na sobotę.
Maks widząc całą scenę pożegnania przeklął pod nosem.
- Co cholera ten Jasiński ma w sobie. Zbyt często rozmawiają ze sobą. A teraz  patrząc jej w oczy żegnał się dostojnie jak z damą swojego serca.
     W sobotę Alicja zwierzyła się Łukaszowi, że idzie na zaproszony obiad.
- Można wiedzieć z kim? Chyba nie z Maksem K.
- Nie, nie, nie z Maksem K. Na świecie są ważniejsi mężczyźni niż MK.
Łukasz, mam prośbę. Odwieź mnie na to spotkanie, a potem jeśli nie masz zakrapianego wieczoru, to przyjedź po mnie.
- Aluś, wiesz, że ja dla ciebie wszystko. Nawet mogę odwozić cię na randki do innych facetów.
Łukasz Wilecki podjechał pod willę, ale nie miał pojęcia do kogo ona należy. Pożegnał się z Alą i powiedział, że będzie czekał na telefon.
Drzwi otworzyła pani Sabinka i poprosiła gościa do środka.
- Jasiński ubrany w garnitur, pod krawatem przywitał Alicję. Byli tylko we dwoje. Zaprosił do suto zastawionego stołu. Nalał do kieliszków wino.
- No to za nasz spotkanie. Wzniósł toast.
Alicja, aby nie przedłużać i tak już przydługiego, oficjalnego wstępu wyjęła z torby album ze zdjęciami.
-  Widziałam kiedyś u dyrektor Bosak, w książce jako zakładkę zdjęcie. Takie samo ja mam w albumie. Na zdjęciu jest moja mama, pan, Krzysztof Florczyk, Elżbieta Bosak i jeszcze kilka nieznanych mi osób. Czy może mi pan ordynator coś o tych ludziach powiedzieć.
Z albumu wyjęła jedno zdjęcie i pokazała ordynatorowi.
- Tak, rzeczywiście, to zdjęcie jest zrobione na połowinkach. Wymieniał kolejno wszystkie osoby. Na jednej kobiecie zatrzymał się i powiedział, że to była najwspanialsza dziewczyna, jego dziewczyna. Zostawiła go i odeszła.
- To jest Marta Szymańska. Wypowiadając nazwisko zadrżał mu głos.
- To jest moja mama. Ja też przecież  nazywam się Szymańska, jestem córką Marty Szymańskiej.
- A tata?
- No właśnie, nie wiem, kto jest moim ojcem. Jedyne co mogłam przez lata wydusić z mojej mamy, to, że był lekarzem.  Od dzieciństwa go szukam. Kiedy żyła mama, miałam to zakazane. Teraz, po jej śmierci postanowiłam odszukać, a przynajmniej dowiedzieć się, kto nim był.
- Marta Szymańska odeszła z uczelni. Nikt już później nie miał z nią żadnego kontaktu. Szukałem ją prawie dwa lata, ale jej matka nie chciała mi powiedzieć, gdzie się  znajduje. Prawdopodobnie wyjechała z Polski.
- Bardzo się cieszę, że teraz lepiej wiem kim jesteś. Jeśli usilnie chcesz znaleźć  ojca, to może Elżbieta Bosak w tym pomoże.
Pobyt u Jasińskiego trwał prawie dwie i pół godziny.
- Wezwać taksówkę? Zapytał Leon.
- Nie, dziękuję. Zadzwonię po przyjaciela. Przywiózł mnie i przyjedzie po mnie.
Po 15 minutach Łukasz już czekał w umówionym miejscu.
- Ala, jesteś tajemnicza. Umawiasz się w takiej starej willi, pewnie z jakimś bogaczem, a ja umieram z niepewności, czy coś złego ci się nie stanie.
- Bez obawy, według mnie ten człowiek nie jest niebezpieczny. Gdybyś  wiedział kto to jest, pewnie miałbyś  takie samo zdanie.
     Rano Jasiński podzielił się z Elżbietą przemiłym spotkaniem z Alicją Szymańską.
- Jeśli masz chwilę czasu to poczekaj. Kadrowej zleciła  przynieść akta osobowe Alicji Szymańskiej. Pierwsza je przewertowała.
- Według mnie Alicja jest twoją córką?
- Cholera, co ty pieprzysz. Marta mnie zostawiła i zniknęła.
- Gdy odeszła była w ciąży. Chyba nie możesz powiedzieć, że  nie z tobą. Ona przecież kochała cię ponad wszystko.
Jasiński nie wiedział jak ma się zachować. Nie wiedział co ma powiedzieć Alicji i jak ma to jej powiedzieć.
Wyszedł ze szpitala i już w tym dniu nie pojawił się w pracy. Wykonał kilka telefonów do kolegów ze studiów, w tym do Florczyka.
Następnego dnia wziął urlop na kilka dni. Gdzie był i co robił nikt w szpitalu nie wiedział. Wiadomość o Marcie Szymańskiej, która zmarła kilka lat temu całkowicie go rozbiła.
     Krzysztof Florczyk był zdziwiony, gdy zobaczył w klinice Leona.
- Co ty tutaj robisz?
- Zawieź mnie na cmentarz do Marty Szymańskiej. Do matki Alicji Szymańskiej.
- Nie ma problemu. Niejednokrotnie tam byłem z Alicją, więc wiem gdzie leży.
- To dlaczego mi tego nie powiedziałeś, jak byłeś w Copernicusie.
- Co?
- Że ona nie żyje?
- Kto? Matka Alicji Szymańskiej?
- Tak, moja Marta.
- Cholera, Leon. Nie wiedziałem, że matka Alicji jest naszą koleżanką ze studiów.
Pojechali na cmentarz. Leon kupił ogromny bukiet róż i dwie świeczki. Na skromnym granitowym pomniku złożył kwiaty i zapalił znicze.
Florczyk bez przerwy obserwował Leona. Był w pogotowiu udzielić mu pierwszej pomocy,  gdyby zachodziła taka potrzeba.
- Jestem wściekły za to co mi zrobiłaś, ale dziękuję za córkę.
Odwrócił się i odszedł od pomnika.
Krzysztof szedł za nim, niewiele rozumiał, ale nie chciał pytać. W samochodzie, gdy Krzysztof odwoził go na dworzec PKP powiedział, że nie ma pojęcia jak powiedzieć Alicji, że  jest jego córką.
- Alicja jest twoją córką? Skąd wiesz?
- Wiem, a skąd to mało ważne. Nikt się tego nie dowie skąd wiem. Przyrzekłem, że nie wydam osoby, która mi o tym powiedziała, bo to by było wkopanie kogoś, kto naruszył tajemnicę danych osobowych.
- Alicja o tym wie?
- Że jest moją córką  pewnie jeszcze nie wie, ale jej to powiem dzisiaj, najpóźniej jutro.
- Cholera, już przecież mi mówiłeś, że nie wie, a ja  zadaję ci infantylne pytania. Bo mnie też się wszystko w głowie miesza. Kilka lat z nią mieszkałem i nie kapnąłem się, że matka Alicji jest, tzn. była twoją sympatią.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz