niedziela, 13 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 4


Maks dał Łukaszowi do zrozumienia, że dla niego może Alicja  to temat tabu. Dla Maksa Kellera nie ma takiej kobiety, której nie dałoby się uwieść.
- Maksie Keller, wszyscy wiedzą, że działasz na kobiety jak magnes. Ale musisz wiedzieć, ze magnes ma dwa bieguny. Czasami odpycha.
Alicja wracając z pracy zapukała do  sąsiada.
- Łukasz, jutro jadę do Bydgoszczy.
- Tak. Mam ci pilnować mieszkania?
- No co ty. Może ty chciałbyś ze mną pojechać?
- Ja?
- Jeśli nie chcesz, to nie. Ale byłoby mi raźnej, nie znam tego miasta.
  Kiedyś  mówiłeś, że tam studiowałeś.
- Pewnie że bym chciał pojechać, ale co na to Maks?
- Jaki Maks? Przepraszam, jaki to wiem, ale co do tego ma Maks.
- No nie widzisz, jest w ciebie zapatrzony jak w ikonę.
- Ikonę mody? Przecież ja nie dbam o najmodniejsze trendy mody.
- Nie mody ani stylu, a ikonę jak takiej w cerkwi prawosławnej.
Alicja wybuchła  spazmatycznym śmiechem. Zamknęła drzwi i poszła do siebie.
Wzięła prysznic, zjadła co nie co, zawinęła się w koc i zatopiła w lektorze. Nie słyszała jak do mieszkania wszedł Łukasz. Powiedział, że z chęcią pojedzie z nią do Bydgoszczy, pod warunkiem, że zjedzą razem obiad, oczywiście u jego mamy, która pysznie gotuje.
- Obiad, u twojej mamy?
Opowiedział Alicji, jak to matka pragnie jego szczęścia i nie może doczekać się synowej. Będzie  zachwycona, jak przyjadę z kobietą.
- Że niby ja twoją kobietą?
- No wiesz, tak na niby. Oczywiście gdybyś tylko zechciała.
Alicja początkowo była zaskoczona propozycją Łukasza i nie wiedziała co powiedzieć. Zależało jej jednak na tym, aby on był w tym dniu z nią. Miała również potrzebę być u boku mężczyzny.
Następnego dnia wyjechali do Bydgoszczy wcześnie rano.  Łukasz w drodze dowiedział się, że jadą na wykład na temat transplantologii. Ona będzie musiała spotkać się z profesorem Florczykiem. Łukasz musi jej przez cały czas towarzyszyć.
Wilecki nie do końca wiedział na czym będzie polegała jego rola, ale cieszył się bardzo, że pójdzie z nim do rodziców na obiad.
- Mama pewnie od rana już stoi przy kuchni i gotuje. Jak jej powiedziałem, że przyjdę na obiad z jedną z najładniejszych lekarek z Copernicusa, bardzo się ucieszyła.
- Łukaszku,  Łukaszku, co ty knujesz?
W auli akademii medycznej było  sporo znajomych  z Warszawy. Wszyscy się z Alicją miło witali i pytali, czy wróci do kliniki. Czasami oczami wskazywała Łukasza, jakby chciała powiedzieć, że nie jest sama, tylko ma u swojego boku  fajnego mężczyznę.
     Profesor Florczyk podszedł do Alicji i przywitał się tak jakby między nimi nic się nie wydarzyło.
- To mój przyjaciel Łukasz Wilecki.
Łukasz przywitał się z profesorem.
- Alicja, możemy porozmawiać na osobności? Zapytał Krzysztof.
- Nie za bardzo. Nie jestem sama. Wzięła delikatnie Łukasza za rękę  i kurczowo go trzymała, jakby byli parą, która nigdy się nie rozłącza.
Wilecki wyczuł o co tu chodzi i zaczął grać   jej amanta.
- Aluś, idziemy napić się kawy? Zapytał.
- O, jak ładnie. Ja nigdy do ciebie tak ładnie nie mówiłem. Zawsze byłaś Alicją. Ale Aluś to przyjemnie brzmi dla ucha.
- Tak kochanie, zaraz idziemy, tylko jeszcze wymienimy kilka zdań z profesorem. Odpowiedziała.
Profesor z wściekłości prawie się gotował, ale  nie dał po sobie poznać niezadowolenia.
Jego Alicja z jakimś tam zwykłym doktorkiem. Zostawiła profesora i odeszła do podrzędnego miejskiego szpitala i teraz rozkochała się w jakimś lekarzu.
- Jeśli będziecie  na obiedzie, to może siądziemy razem przy jednym stole. Będzie chwila na pogadanie.
- Przykro nam, ale dzisiaj będziemy na obiedzie u rodziców.
- Tak, zaraz po wykładach jedziemy do moich rodziców, mieszkają w Bydgoszczy. Powiedział Łukasz.
Żegnając się profesor znowu ucałował Alicję, jakby nigdy nic, podał rękę Łukaszowi i życzył im wszystkiego najlepszego.
Odchodząc Alicja głośno westchnęła.
- Ufff, jaka ulga, że to się już skończyło. Dziękuję ci Łukaszku za wszystko, a przede wszystkim za świetną aktorską grę. Cmoknęła go w policzek, a on uniósł jej dłoń i ją pocałował.
- Nie ma za co. Teraz na ciebie kolej.
Po południu zjawili się w domu rodzinnym Łukasza. Mama, przesympatyczna kobieta. Rzeczywiście kucharka wyśmienita.
- Tak jak Łukaszek opowiadał, myślałam, że pani jest tylko gospodynią domową. On nigdy nic  o pani nie mówił, tylko zawsze o wyśmienitym jedzeniu.
- Mama i tata są farmaceutami. Mają aptekę. Mama dodatkowo wykłada farmację na uczelni medycznej.
- A twoi rodzice Alicjo?
- Moja mama była pielęgniarką, ojciec lekarzem. Mama nie żyje, a taty nie znałam, bo taka była wola mojej matki.
W domu zapanowała chwila ciszy. Ojciec Łukasza jednak rozładował atmosferę opowiadając anegdoty związane z pacjentami i przyjmowaniem przez nich leków.
Po obiedzie, który zakończyli po godzinie 18-tej wyjechali do Torunia.
- Łukasz, dzięki za to, że pojechałeś  ze mną do Bydgoszczy. Może wreszcie Krzysztof  zrozumie,
że na niego nie czekam.
- To ja dziękuję, że mnie ze sobą zabrałaś. I za to, że pozwoliłaś mi choć przez trochę  być twoim facetem.
Alicja uśmiechnęła się. Powiedziała Łukaszowi, że po tym co przeszła, teraz chce odpocząć od facetów, ale jednocześnie pragnie z nim, jako jedynym mężczyzną kumplować.
- Pozwolisz?
- Co?
-  Żebyśmy się przyjaźnili, na dobre i na złe. Przyjaźnili, powtórzyła.
- Tak, rozumiem i tak chcę, żeby właśnie tak, a nie inaczej było.





3 komentarze: