niedziela, 29 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 17

- Dziękuję ci za wszystko, a przede wszystkim za pomoc w nauce, wspieraniu mnie w chwilach śmierci mojej mamy i to co zrobiłeś teraz.
- Krzysztof, czy ty kiedyś kochałeś moją mamę?
- Jak brat. Byliśmy razem przez cały czas, w kochającej rodzinie. Innej miłości nie mogło być. Ona kochała twojego ojca. I chociaż go zostawiła przed twoim urodzeniem ciągle go kochała, do końca, do swojej  śmierci.
- A czy to prawda, że podkochiwałeś się we mnie?
- Kochałem cię jak córkę. Na uczelni wszyscy myśleli, że podkochuję się w studentce, ale to nie tak.
  Zosię  kocham nie jak wnuczkę,  ale też jak córkę. Nie ważne kto jest biologicznym ojcem, ale kto dziecko wychowa. Ona rekompensuje mi wszystko to, co złe spotkało mnie w życiu. Śmierć  mojej żony i dziecka. Dlatego chciałbym, aby Zosia w przyszłości była dumna ze swojego ojca, to znaczy ze mnie.
- A dlaczego się  nie ożeniłeś drugi raz. Tyle dziewczyn i kobiet się w tobie kochało?
- Już kiedyś mnie o to pytałaś. Dlatego, że "tyle" a nie jedna.
Żartuję.  Wygrałem z chorobą nowotworową. Jestem teraz bezpłodny, nie chciałam unieszczęśliwiać żadnej kobiety.
- Aha.
     Na zaproszenie szpitala Copernicus w Toruniu Krzysztof Florczyk  szykował  się do wyjazdu , by przeprowadzić tam skomplikowaną operację. Był wyśmienitym chirurgiem.
- Ala, musisz ze mną  pojechać do Torunia. Takich przypadków chorobowych niewiele się spotyka. Dobrze by było, abyś mi pomogła.  Musisz mnie wspierać, jestem coraz starszy, a ty super materiał na najlepszego w świecie chirurga. Nie musiał więcej jej tłumaczyć. Jeśli chodziło o ludzkie życie, Alicja zawsze była gotowa pomagać.
     Spotkanie z ordynatorem chirurgii i dyrektorem szpitala było niezwykle miłe. Krzysztof  przedstawił im swoją asystentkę  Alicję Szymańską.  Potem jeszcze mieli chwilę przerwy więc poszła pooglądać szpital.
     Idąc po korytarzu wpadła na wysokiego mężczyznę.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Podniosła głowę  i oniemiała z wrażenia.
- Maks? Ty w Toruniu? Byłam przekonana, że  wyjechałeś do Szwajcarii.
- Tak, wyjechałem, ale wróciłem do Polski. Od dwóch  lat pracuję tutaj. Staram się o miejsce na nad- specjalizacji  z transplantologii.
A u ciebie co słychać?
- Jestem asystentką profesora Krzysztofa Florczyka. Mamy  córeczkę Zosię.
- A jednak. To było prawdą co mówili na uczelni.
- A co mówili?
Plotkowali. Więc aby plotki uwiarygodnić zdecydowaliśmy się wreszcie na dziecko.
  Opuścił mnie mężczyzna, więc żal utopiłam w przystojnym profesorze.
- Teraz nazywasz się Florczyk?
- Nie. Żeby mieć dziecko nie trzeba wychodzić za mąż. Zresztą, sama pracuję na swoje nazwisko, nie potrzeba mi go zmieniać.
- No tak, zawsze byłaś  ambitna.
 Masz w Warszawie jeszcze to mieszkanie?
- Mam. Rodzice, jak przyjeżdżają do  Polski tam mieszkają. Ja byłem w Warszawie,  od naszego rozstania tylko  kilka razy.
- Jesteś szczęśliwy?
- Nie. Jedynie wówczas kiedy maluję. Portrety wychodzą mi niezłe, czasami robię  martwą naturę.
Zadzwonił telefon. Odebrała Alicja i odpowiedziała, że zaraz będzie.
- Muszę  jechać na chirurgię. Będę z Krzysztofem operowała.
- Ja też tam jadę. Zaprosił  ją do windy.
Na korytarzu przed gabinetem ordynatora Krzysztof z Leonem czekali na Alicję.
Ordynator przedstawił profesorowi Maksa Kellera.
- Dzień  dobry. My się już znamy. Maks był moim studentem.
- A moja asystentka,   razem z Maksem studiowała. Była najlepszą studentką na roku, najlepszą na stażu i najlepszą na studiach doktoranckich.
- Nic dziwnego, mając takiego mentora. Odpowiedział Leon.
W gabinecie lekarskim  omówili przebieg operacji i poszli na blok operacyjny.
- Ala, jesteś zdenerwowana? Może nie chcesz operować?
- Czym, a może kim?
- Spotkaniem z Maksem.
- Nie, nie jestem zdenerwowana. Musimy dać z siebie wszystko, aby tych, no wiesz Copernikusów zadziwić.
Operacja przebiegła bez powikłań. Sprawność rąk Alicji jak i szybkość podejmowania decyzji   wzbudzał podziw zarówno ordynatora, a w szczególności Maksa.
Po operacji Krzysztof poszedł na rozmowę do Jasińskiego, Alicja do bufetu. Maks również poszedł do bufetu. Zaproponował jej kawę  i coś słodkiego.
Nie odmówiła.
- Jakieś ciasteczko z  kremem poproszę, jestem okropnym łasuchem.
Młode lekarki i pielęgniarki wodziły za tą parą oczami. Czyżby to znowu jakaś nowa Casanovy Maksa Kellera?
Na pożegnanie zapytał ją, czy się kiedyś jeszcze zobaczą.
- Chyba nie. Wszystko co między nami było już się wypaliło. Niewiele mamy sobie do powiedzenia.
-To nie tak Alicjo, to nie tak.
- A jak?
- Nigdy tego nie zrozumiesz, bo mnie nigdy nie kochałaś, tak jak ja ciebie.
- No tak. Kochałeś,  zamknąłeś z hukiem drzwi i miłość  prysła.
     W drodze powrotnej do Warszawy Florczyk nie pytał o Maksa, a opowiadał o swoim przyjacielu, ordynatorze Leonie. To mało interesowało Alicję. W połowie drogi do Warszawy zasnęła.
- Mama, tata z radością przywitała ich Zosia.
- Kochanie, dlaczego jeszcze nie spisz?
- Czekam na Was.  Nie mogłam zasnąć. Babcia Aniela opowiadała mi bajki, sama zasnęła. Byłam w nią wtulona, ale jak usłyszałam klucz, to od razu wyskoczyłam z łóżka i tu jestem.
Kocham mamę, kocham tatę.
- My też cię  kochamy.
- Pan profesor coś zje na kolację?
- Nie, pan profesor nie będzie jadł kolacji, bo zjedliśmy w drodze. Odpowiedziała za Krzysztofa Alicja.  Babcia Aniela może już iść spać, my też zaraz pójdziemy.













4 komentarze:

  1. Super *.- Nic dodac nic ujac ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myśle, że reakcja Maksa na wieść o dziecku będzie bezcenna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba całe to opowiadanie, naprawdę ciekawie to wymyśliłaś. Interesująco przedstawiłaś też przeszłość Krzysztofa, mam nadzieję, że Alicja i Maks się zejdą i że Krzysiek też znajdzie na starość szczęście po tym wszystkim co go spotkało. Może ponowne spotkanie z Elą?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja lubię Krzysztofa, ale w tym opowiadaniu przedstawiłam go nieco inaczej

    OdpowiedzUsuń