Za dwa dni przylecieli do Warszawy rodzice Maksa. Bardzo byli smutni z powodu jego stanu zdrowia. Ojciec nie miał czasu siedzieć przy jego łóżku. Kursował po oddziale, szpitalu. Znalazł dwóch swoich kolegów ze studiów. Rozmawiał z lekarzem prowadzącym i ordynatorem oddziału.
Matka cały czas siedziała przy jego łóżku. Spisywała życzenia syna co ma mu kupić.
Nową komórkę, mały telewizor, który będzie używał w szpitalu, dwa dyktafony, nowego laptopa.
- Po co ci dwa dyktafony?
- Potrzebne. Koleżanka będzie mi nagrywała wykłady, będę się uczył.
Matka skrzętnie spisywała życzenia syna, sama podpowiadała, co mu tu się jeszcze może przydać.
W godzinach popołudniowych praktycznie wszystko rodzice dostarczyli synowi.
Ojca również zaciekawiły dwa dyktafony. Dlaczego dwa?
- Na wymianę. Z jednego będę korzystał ja, na drygi będzie nagrywała koleżanka i później mi przynosiła nagrane wykłady.
Koleżanka? A może dziewczyna?
- Niestety, tylko koleżanka.
Wychodząc z sali syna, ojciec na chwilę wrócił się do lóżka i szepnął Maksowi, w jaki sposób należy postępować z kobietami.
- Pamiętaj, kobiety lubią błyskotki. Nie wszystkie jednak znają się na ich wartości.
- Może i tak, ale nie lubią, jak ich faceci w tłumie łapią za tyłek.
Ojciec zachowywał się, jakby w ogóle nie wiedział o czym mówi syn. Matka przywołała syna do porządku i przypomniała mu z kim rozmawia.
Następnego dnia, rano przed wykładami Alicja wpadła do Maksa zapytać o stan zdrowia.
Poprosił ją o nagrywanie wykładów i oczywiście przynoszenie mu ich do szpitala. Jeśli nie będzie miała czasu, to może wysłać przez kuriera, on za przesyłkę zapłaci.
- Tu to poleciałeś po bandzie. Zachichotała Alicja.
- Pewnie, że ci będę nagrywała i będę przynosiła. Jak nie będę miała czasu, to poproszę koleżanki. Och, one chętnie do ciebie przyjdą. Niektóre już prosiły mnie, abym zapytała, czy ich przyjmiesz na wizytę.
- Nie, nie chcę nikogo, żadnych panienek z naszego roku.
- To z młodszego roku, albo ze starszego?
Alicja zaczęła się droczyć z Maksem. On zawsze żartowniś, natomiast tej rozmowy nie przyjmował jako żarty.
Spełniła jego prośbę. Systematycznie nagrywała wykłady i zamieniała dyktafony. Jedną ręką Maks niezbyt umiał sobie radzić, ale młodszy pacjent z chęcią mu pomagał.
Jacek, licealista miał sprawne ręce, więc wszystko o co poprosił go Maks z chęcią wykonywał.
- Twoja laseczka jest bardzo ładna.
- Hej, hej. Po pierwsze nie laseczka, a po wtóre nie moja.
Jest to moja koleżanka z roku i nic więcej.
- Jak sobie chcesz, można też tak mówić . Przecież widzę i słyszę jakie teksty do niej walisz.
- No jakie? Podsłuchujesz?
- No takie, jak zakochany w kobiecie facet.
Niestety, Alicja nie odwzajemniała Maksowi takich przepięknych tekstów. Była zasadnicza i całą znajomość traktowała jak koleżeństwo.
Po trzech tygodniach, Maksowi zdjęto rękę z wyciągu, niestety nie zdjęto mu gipsu. Zrobiono nowe prześwietlenia i po dwóch kolejnych dniach wpisali do domu. Na uczelnię wrócił od poniedziałku z ręką w szynie gipsowej.
Arleta natychmiast próbowała zaopiekować się Maksem. Przynosiła mu kanapki z uczelnianego baru, kawę lub inny napój z automatu. Osaczała go z każdej strony. Raz, albo dwa razy podwiozła go do domu swoim samochodem. Zaproponowała mu stałe podwożenie, najlepiej jego autem, ale on się nie zgodził. Od tego czasu jak powiedział Arlecie, że auta i kobiety się nie pożycza ona odsunęła się od niego i przestała mu pomagać.
Myślałam, że dojdzie do konfrontacji Ala-Gucio ^^
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga http://copernicusowi.blogujaca.pl/
OdpowiedzUsuńnie mogę odszukać twojego bloga. Może daj inne namiary
OdpowiedzUsuńMoże spróbuj jeszcze raz bo ja wsezłam nie niego z pomocą tego linku
OdpowiedzUsuńFajnie, że Alicja od razu nie rzuca się Maksowi na szyję, ale troszeczkę zbliżyć się do siebie by już mogli :) Zapraszam też do siebie http://ala-i-maks-az-do-smierci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZmieniłam serwis bloga z blog onet na blogspot, ale na razie oba te adresy będą funkcjonowały :)
Usuń