Kolejny rok akademicki dobiegał końca.
- Alicja! Zagadnął ją Maks. Ojciec załatwił dwa miejsca na praktykę w klinice w Zurichu:
- W klinice Gustawa Kellera?
Nie, w klinice chirurgii naczyniowej.
Jeśli wyrazisz zgodę na wyjazd do Szwajcarii, będą stypendia ze wskazaniem nazwisk. Jeśli nie, pojedzie ktoś, kogo wybierze uczelnia.
- Propozycja nie do odrzucenia, ale muszę pogadać z mamą. Nie wiem jak zniesie naszą rozłąkę.
Maks nie chciał jej urazić, ale pomyślał, że ta dziewczyna jest już na tyle dorosła, aby mogła odciąć pępowinę.
Dał jej komórkę i prosił, aby zadzwoniła do matki, dzisiaj, teraz. Odpowiedź musi być natychmiastowa, bo przecież czas nagli.
Wykręciła nieśmiało numer telefonu do matki. Rozmowa była bardzo ciepła. Po wyrazie twarzy Maks nie mógł rozpoznać, czy matka się zgodzi, czy też nie.
Dobrze, tak mamo, dziękuję mamo, rozumiem mamo, tak, nie i tym podobne odpowiedzi słyszał Maks.
- Tak, mama się zgodziła. Da sobie sama radę, tylko martwi się, gdzie będę spała i gdzie jadła.
Maks był wniebowzięty gdy usłyszał tą pozytywną wiadomość.
Po zakończeniu roku akademickiego w ciągu 2-3 dni musieli wyjechać do Szwajcarii.
- Jedziemy samolotem, czy samochodem? Zapytał Maks.
- Wolałabym, zresztą, jak chcesz. Ty bardziej jesteś obrotny w tych sprawach.
Na lotnisku żegnała ich matka Alicji. Była rozpromieniona i bardzo szczęśliwa.
Żegnając się, Alicja zapewniała matkę, że będą w stałym kontakcie.
W samolocie opowiedziała Maksowi, że jej mama walczy z chorobą nowotworową. Co prawda w danej chwili choroba jest w remisji, natomiast wcześniej nie było tak dobrze.
Teraz dopiero Maks zrozumiał, dlaczego Alicja tak mocno jest związana ze swoją matką. Wcześniej myślał, że to rozpieszczona jedynaczka..
Z samolotu wysiadali trzymając się za ręce.
- Witaj w moim kraju, powiedział do niej i przytulił do siebie. Zrobię wszystko, abyś tu czuła się dobrze, abyś ze mną czuła się wspaniale. Kocham cię.
- Dziękuję. Cmoknęła go w policzek.
Kocham go pomyślała, kocham mocno, ale jeszcze mu tego nie powiem.
Na szwajcarskim lotnisku czekała matka Maksa. Najpierw przywitała się z Alicją, potem ucałowała syna.
Jadąc do domu zajechali do restauracji na obiad. Matka zaabsorbowana kliniką rzadko gotowała w domu. Choć mieli polską gosposię, która prowadziła dom, sprzątała a wcześniej wychowywała Maksa, dzisiaj obiadu nie przygotowywała. Jak się później okazało przygotowywała kolację dla przyjaciół, syna i gościa z Polski.
Siedząc w restauracji Maks nie szczędził jej okazywania uczuć. Co jakiś czas całował ją w rękę, albo w skroń. Mama się uśmiechała, nawet jej się to podobało.
W czasie obiadu pani Krystyna, zakochana w synku omówiła wszystkie aspekty ich praktyki w Zurichu. Zaproponowała Alicji mieszkanie w ich willi. Dobrze wiedziała, że jeśli Alicja będzie mieszkała gdzie indziej, ona nie będzie miała w pobliżu ukochanego Maksia.
- Nie jest to zręczne dla mnie. Nie chcę być intruzem.
- Ale kochana, jakim intruzem. Dla mnie jesteś najważniejszym gościem. Dom, w którym mieszkamy jest duży, nikt sobie w nim nie przeszkadza.
Rzeczywiście, dom Kellerów był nie tylko duży, ale ogromny, dwupiętrowy.
Alicja miała nawet do wyboru dla siebie pokój. Na I piętrze w pobliżu pokoju Maksa, lub na drugim, z pięknym widokiem na ogród a dalej na park.
- Wolę wyżej. Tam nie będę nikomu przeszkadzała.
Po rozpakowaniu się, wykąpaniu Alicja zeszła na dół, gdzie w salonie gosposia, pani Maria swoim gospodarskim okiem spoglądała na przygotowanie uroczystej kolacji.
- To pani przyjechała z Maksem? Pani jest z Polką?
Nim Alicja odpowiedziała, ta uściskała ją i zaczęła całować.
- Już cię lubię moje kochane dziecko.
Podała jej szklankę wody i wyszły na taras. Przed oczami Alicji ukazał się bajkowy widok, jeszcze ładniejszy, niż widziała go z góry.
- Maks to dobry chłopiec. Szepnęła jej do ucha. Kocham go jak własne dziecko, wychowywałam go, bo rodzice nie za bardzo mieli na to czas.
Marija, co tak cicho rozmawiasz z Alicją?
Maks podszedł do starszej pani, ucałował ją w ręce, potem przytulił do siebie.
- Stęskniłem się za tobą moja babuniu.
- Zabierz kochanie Alę na spacer, do kolacji jeszcze trochę czasu.
Alicja powiedziała Maksowi, że trochę się tu źle w tych luksusach czuję. Ona jest wychowywana w innym świecie.
- Spokojnie. Dom jak dom. Zobaczysz to całe towarzystwo, które tu przyjdzie na kolację. Najpierw ułożeni, sztywni, potem wyluzowani, chamscy i prostaccy. Tak funkcjonuje cały świat.
Ja w Polsce czuję się dobrze. Tylko niektóre panienki, te, które uważają się za bogate czy lepszego pochodzenia działają mi na nerwy. Ingi, Arlety, Moniki, Beaty - dobrze ubrane, wykute, bo wypada skończyć medycynę, ale głupie i niezaradne życiowo.
- Mam prośbę. Na to wieczorne spotkanie, jeśli masz, ubierz sukienkę. Najlepiej tą, którą miałaś na moich urodzinach.
Alicja ze zdziwieniem popatrzyła na Maksa .
- A mówią, że mężczyźni nie zwracają uwagi na ubiór kobiety.
Spacer po ogrodzie ukoił zmęczenie Alicji. Chodzili alejkami grubo ponad godzinę..
Maks spojrzał na zegarek.
- Musimy wracać. Za niedługo zaczną przychodzić pierwsi goście.
Maria z uśmiechem znów przywitała Alicję.
- Cieszę się, będziemy mieli czas pogawędzić o Polsce. I wybrałaś pokój obok mojego. Będę się tobą opiekowała jak własną córką i nie pozwolę skrzywdzić przez żadnego Szwajcara ani również Polaka.
Maks, zapytała pani Maria, kochasz swoją dziewczynę?
- Ogromnie. Jest inna niż te szwajcarskie lalunie z bogatych rodzin. Mądra, dobra, szlachetna i ona też chyba mnie kocha, tylko nie chce nigdy mi tego powiedzieć.
Nie mówi, ale to co dla mnie bezinteresownie robiła, jak leżałem w szpitalu świadczy o uczuciu.
- A może kiedyś była skrzywdzona przez mężczyznę, dlatego teraz nie ufa nikomu.
Ale widzę w jej oczach, że to dobre dziecko. A ja przecież się nie mylę.
Kochaj ją i pamiętaj, że ona w życiu cię nie skrzywdzi.
No! Maks powiedział Ali, że ją kocha; pięknie jest :)
OdpowiedzUsuńŚwietne ♥ W końcu się zbliżają ku sobie ♥
OdpowiedzUsuń