piątek, 2 maja 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 11

Alicja z Maksem coraz częściej razem spędzali popołudnia.
- Wiesz, grają  dobry film, może pójdziemy do kina?
- Przykro mi, dzisiaj muszę jechać po pracy do Bydgoszczy, mam konsultacje lekarskie w prywatnej klinice.
Maks popatrzył na Alicję i na końcu języka miał pytanie, czy w Bydgoszczy nie ma innych lekarzy, lecz ona musi z Torunia jechać do akademickiego miasta, gdzie znajduje się uczelnia medyczna.
- Ach tak, zapomniałem. Ja też dzisiaj muszę jechać do Bydgoszczy, mam do załatwienia ważną sprawę.
Alicja zaproponowała mu swój transport, ale on przekonał ją, że jego autem będzie lepiej.
W Bydgoszczy każdy załatwiał swoje ważne sprawy, umówili  się po godzinie 19-tej.
Maks oczywiście myślał, co ma robić do tej godziny, bo przecież żadnej sprawy nie miał do załatwienia.
Początkowo chodził po sklepach, potem zaszedł do akademickiej biblioteki. Spotkał tam swojego kolegę ze studiów, który jak się okazało znał dobrze Alicję.
- Niemożliwe, Alicja pracuje z Toruniu?
Tak. Razem  pracujemy na jednym oddziale. Dzisiaj właśnie przyjechaliśmy  do Bydgoszczy. Ona ma konsultacje medyczne, więc na nią czekam.
- Maks, ty i Alicja Szymańska ? Niemożliwe. Ta kobieta nigdy przez nikogo nie dała się uwieść. Dla niej najważniejsza była praca i profesor Florczyk.
- Mój przyjacielu, ale teraz się zmieniło. Najważniejszy jestem ja, potem praca. Przechwalał się Maks.
Tomasz zrobił dziwną minę, jakby nie wierzył.
Zbliżała się godzina 19-ta. Maks pożegnał kolegę, zabrał książki i podjechał pod  umówioną restaurację. Alicji jeszcze nie było. Wpadła na ostatnią chwilę, przepraszając za niewielkie, aczkolwiek spóźnienie.
Zjedli gorącą kolację i wychodząc z restauracji natknęli się na Tomasza.
- Alicja. co za niespodzianka?
Przedstawiła mu Maksa, jako swojego przyjaciela i kolegę z pracy. Ten oczywiście nie zdradzał się, że już  dzisiaj się widzieli.
- Szkoda, że musicie jechać do Torunia. W innym przypadku zaprosiłbym was na drinka.
W drodze powrotnej Alicja opowiedziała Maksowi, jak to Tomasz próbował ją w perfidny sposób podrywać w obecności Krzysztofa Florczyka. Razem pracowali w Warszawie przez kilka ładnych lat.
- Tomasz, Tomek. Tomeczek, palant. Zakończyła temat.
Maks nie kontynuował rozmowy. Znał Tomasza od strony podrywania kobiet. Czasami wydawało mu się, że w czasie studiów rywalizowali ze sobą, kto komu odbije dziewczynę. O tym jednak Alicji nie powiedział. Przed nią udawał ułożonego, dobrze wychowanego doktora Maksa Kellera.
Wjeżdżając do Torunia Maks nie chciał rozstawać się z Alicją. Wiedział dobrze, że nie pozwoli mu pozostać u siebie na noc, więc udał, że się źle poczuł. Podwiozła go pod dom, nawet zaprowadziła  do mieszkania.
Jego apartament był duży, super urządzony.
- Wowwww, ale masz chatę. Chyba nie z pensji lekarskiej?
- Mój ojciec ma klinikę w Szwajcarii, czasami rodzice  pomagają mi finansowo.
Gdy Alicja zaczęła przygotowywać się do wyjście, znowu zaczął zwijać się z bólu.
- Wyjęła komórkę i zadzwoniła po karetkę pogotowia.
Po kilku minutach zjawili się ratownicy medyczni. Jakże byli zdziwieni, że zostali wezwani przez dwóch chirurgów.
- Pan Keller źle się poczuł, nie umiałam mu pomóc, gdyż nie pozwolił się zbadać. Dlatego was wezwałam.
Maks patrzył na Alicję i nie dowierzał własnym uszom. Przecież nie  chciała go badać, ani nie uskarżał się na bardzo silne bóle.
- W takim razie zabieramy pana na SOR. Zrobimy podstawowe badania i lekarze postawia diagnozę.
- Jadę z wami.
- Pani doktor, przecież wie , że do karetki nie zabieramy nikogo innego, poza pacjentem.
- Wiem, ale ja jestem lekarzem, to po pierwsze. A po wtóre, pojadę własnym samochodem. Tylko, że nie mam go tutaj. Maks wcisnął  jej do ręki kluczyki od swojej Toyoty.
- Mam jechać twoim autem?
- Nie martw się, jest dobrze ubezpieczone. W razie co, to...
- Ok. Wzięła kluczyki i kiedy Maksa na noszach  wtransportowano do karetki ona pojechała za nimi nowiutką czarną, super toyotą.
Na SOR dyżur miał Wilecki. Zbadał pacjenta i zlecił podstawowe badania,
- Wiluś, nic mi nie jest. Alicja wyolbrzymiła sytuację. Nie potrzebuję żadnych badań.
- W takim razie zgłaszam, że doktor Keller symuluje i będzie musiał zapłacić za przyjazd karetki pogotowia.
Alicja za kilka minut zjawiła się w szpitalu. Porozmawiała z lekarzem dyżurnym i poszła do chorego.
- Alicja, nie róbmy cyrków, przecież już czuję się lepiej. Chciał wstać z łóżka, ale w tej chwili pielęgniarka przyniosła dla niego kroplówkę i środki rozkurczowe.
Po około godzinie, wszystkie badania, łącznie z USG były wykonane.
Wilecki poinformował Maksa, że nie do końca grał chorego, bo tak naprawdę z jego wątrobą nie jest najlepiej.
- Wiluś, co ty pieprzysz. Z jaką moją wątrobą. Przecież nie jestem obłożnie chory, wracam do domu.
- OK. Na własne żądanie się możesz wypisać. Ja  sam  pacjenta nie wypiszę, nie chcę mieć cię na sumieniu.
Maks żałował,  że chciał Alicję zatrzymać na litość  w swoim domu.
Prawie o północy wyjechała ze szpitala. Było jej przykro, że Maks został na oddziale. Jutro postara się zorganizować szersze konsylium lekarskie, by dokładnie dowiedzieć się o stanie zdrowia pacjenta.
Następnego dnia Maks rano znowu dostał kroplówkę. Przy jego łóżku w czasie obchodu byli  wszyscy lekarze z oddziału.
Jasiński przeczytał wyniki badań.
- No tak Maksie Kellerze. Nie jest dobrze.
Maks zdziwił się bardzo, chyba nawet przestraszył.
- Panie ordynatorze, ale ja... Nie dokończył zdania.
- Co prawda nie jest dobrze, ale też nie jest źle. Wszystkie badania wskazują na Zespół Rotora.
Proszę stosować dietę i odpocząć w domu. Proponuję panu kilka dni zwolnienia lekarskiego na odstresowanie się i przeanalizowanie swojej dotychczasowej diety. Dodatkowe badania, które zlecimy dadzą nam dalszy obraz choroby.
Alicja stała za plecami swojego ojca i nie wyglądała na szczęśliwą. Była skupiona i głęboko zamyślona.


1 komentarz:

  1. No to teraz nasza kochana pani doktor zajmie się biednym Maksiem :)))))

    OdpowiedzUsuń