niedziela, 18 maja 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańska. cz. 20

Oliwka rosła jak na drożdżach. Alicja zakochana w dziecku nie widziała poza nim świata.
Na kilka tygodni, gdy uznała, że Maks po wyjściu ze szpitala dochodzi do siebie przyjechała do Torunia.
Zrobiła przemeblowanie w mieszkaniu, aby czuć się lepiej. Beata była zawsze pod ręką. Kochała siostrzenicę i sama zapragnęła mieć taką dziewczynkę.
Urlop macierzyński nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Alicja była w ciągłych rozjazdach na trasie Toruń Zurich. Małej podobały się loty samolotem i dobrze je znosiła.
W Szwajcarii praktycznie przez cały czas była z Maksem. Nawet towarzyszyła mu na sali rehabilitacyjnej. Dużo rozmawiali o powrocie do Polski. Maks tęsknił za pracą. Jedna noga odmawiała mu posłuszeństwa. Początkowo chodził  o kuli, potem o lasce. Nie było mowy aby stanął za stołem operacyjnym, gdyż nie wytrzymałby fizycznie kilku godzin w pozycji stojącej.
Po urlopie macierzyńskim Alicja wróciła do pracy. Kilka dni wystarczyło jej na wdrożenie się, przypomnienie wszelkich zasad tych pisanych i tych niepisanych. Początkowo dzieckiem, gdy Alicja była w pracy zajmowała się Beata z Jasińskim.
Maks przyjechał do Polski aby rozeznać się, czy w Toruniu będzie mógł być rehabilitowany na takim poziomie, jak w Szwajcarii.
Jak się później okazało, w niektórych przypadkach zabiegi kinezyterapii były skuteczniejsze niż te w Szwajcarii. Po kolejnym miesiącu Maks odrzucił laskę i powoli zaczynał chodzić samodzielnie.
Początkowo nie było to łatwe. Każdego dnia pokonywał  coraz dłuższe trasy. Do domu wracał zmęczony, wręcz wykończony.
     Kończył się 8 miesiąc zwolnienia. Zaproponowano Maksowi rentę rehabilitacyjną. Były to groszowe wpływy, ale zgodził się. Matka każdego miesiąca przysyłała mu pokaźne sumy pieniędzy na normalne życie i rehabilitację. Nie była przecież biedna, była żoną bogatego chirurga i współwłaścicielką kliniki chirurgicznej i kilku przychodni chirurgicznych w Szwajcarii.
    Maks fizycznie się zmienił. Był bardzo szczupły, posiwiały mu włosy, co dodało mu uroku osobistego, ale również lat. Utykał lekko na nogę, ale to mu nie przeszkadzało normalnie funkcjonować.
     Kellerowie poprosili  Łukasza Wileckiego, czy mógłby im  pomóc przy zakupie nowego samochodu.
On za bardzo się nie znał, ale wybłagał   swojego przyjaciela, znanego w Toruniu mechanika samochodowego. W salonie, gdy Alicja z Maksem oglądali   samochody on nosił na rękach Oliwkę.
Bardzo podobały się małej jego czarne okulary. Chwytała rączkami i próbowała mu je zdjąć.
- Maluszku, nie wolno wujkowi zdejmować okularów. Będzie słabo widział.
Mówił do niej tak, jakby cośkolwiek z tego rozumiała. Ona trzepotała rączkami i śmiała się.
Gdy oddał ją Alicji nie była zachwycona, ciągle wyciągała do niego ręce.
W tym dniu obejrzeli  kilka samochodów, ale nie zdecydowali  się na kupno żadnego. Za dwa dni znowu umówili  się z Wileckim. On bardzo chętnie z nimi   włóczył się    i doradzał. Wreszcie zdecydowali się na Mazdę 5 Minivan - siedmioosobowy. Samochód był wygodny, a o to chodziło Alicji, aby jej mąż  miał komfort jazdy. Maks nie odważył się siadać za kierownicą, był zawsze pasażerem żony.
    Gdy Krystyna Keller dowiedziała się, że kupili nowe auto, natychmiast przysłała im  pieniądze.
Kochała swojego jedynego syna ponad życie, dziękowała Bogu za Alicję, która całkowicie oddała się opiece nad jej synem.
     W pracy mało kto przy Alicji mówił na temat wypadku i choroby Maksa. Wszyscy wiedzieli, że Alicja nie lubi takich tematów, nie lubi się rozklejać. Nikt jednak nie wiedział, że w domu często płacze, ogląda zdjęcia z czasów przed wypadkiem i czyta wierszyki, które pisał dla niej Maks.
     Był okres, że Maks nie lubił się z Wileckim. Ale, kiedy  Maks zauważył, jak Wilecki pomaga Alicji, coraz częściej grywał  z Łukaszem w szachy. Maks i Łukasz pod wpływem Jasińskiego odkryli pasję łowienia ryb. Na ten pasjonujący temat  mogliby rozmawiać ze sobą  bez przerwy. 
Mariolka ubolewała nad Alicją Szymańską, a jednocześnie ją podziwiała. Kobieta z małym dzieckiem, chorym mężem,  od niedawno doktor habilitowany i do tego taka pogodna. Ona osobiście pewnie nie dałaby sobie rady i pewnie zaryczałaby się na śmierć, gdyby ją zastała taka sytuacja..
- Wiesz, powiedziała do koleżanki z recepcji.
- Kiedyś zazdrościłam Szymańskiej tego przystojniaczka Maksa, ale teraz jej współczuję. Posiwiały, okulawiony a ona w niego taka zapatrzona, ciągle w nim zakochana.
- Bo wyszła za niego z miłości  i  ślubowała miłość do końca życia.
- Wow. Z miłości? To ja nigdy nie wyjdę za mąż. Co to mi za miłość przy kulawym facecie. Zachichotała Mariolka
- Jesteś  taka głupiutka i niedojrzała odpowiedziała  jej koleżanka. Obraziła ją i przez dwa  dni nie rozmawiały ze sobą.




2 komentarze:

  1. To już koniec tego opowiadania, czy jeszcze gwarantujesz nam dużo emocji? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne. Zapraszam do siebie tez " lekarzowo" http://boscy-lekarze.blog.pl/ :)

    OdpowiedzUsuń