poniedziałek, 30 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 18

Ordynator wezwany do dyrektor Bosak opowiedział jej, gdzie i jak namierzył Krzysztofa Florczyka.. - Systematycznie czytam jego artykuły w prasie medycznej, te które pisze sam a teraz ostatnio ze swoją asystentką Alicją.
   Jak ona ma na  nazwisko?
- Alicja Szymańska.
  No, podobnie jak twoja dziewczyna ze studiów. Pamiętasz jeszcze Martę Szymańską?
  Pamiętam i będę ją pamiętał do końca życie. Była moją największą miłością. Odeszła bez słowa pożegnania i zniknęła na zawsze.
- Leoś, a nigdy jej nie szukałeś?
- Szukałem, bezskutecznie. Wówczas nie było komórek, ani komputerowych komunikatorów.
   Po latach nawet szukałem jej na portalu Nasza klasa, Skype, Faceboku. Bez skutku.
  Pewnie się nazywa inaczej, ma kochającego męża, gromadkę  dzieci,  wnuków i jest szczęśliwa. A ja przez całe życie zagubiony, porzucony 2 razy przez dwie różne kobiety. Dobrze, że przynajmniej z jedną mam córkę Beatę,  miałem i mam dla kogo żyć.
- A Krzysiek, zawsze obracał się w gronie pięknych młodych kobiet. Nigdy nie dawały mu spokoju.
 A ta asystentka taka ładna. Wpatrzona jest w niego jak w obraz.
Jak ładna, tak zdolna. Ten to ma farta w życiu.
- A co u niego?
- Nie wiem, o życie prywatne nie pytałem, rozmawialiśmy tylko o operacji i o tobie.
- O mnie? Zdziwiła się Elżbieta. Dlaczego o mnie?
- Bo byłaś  najpiękniejszą dziewczyną na roku, to znaczy dla Krzyśka. Ja uwielbiałem Martę i wyszło z tego uwielbiania zero, czyli nul.
     Maks kiedyś zagadnął Sylwię, siostrę oddziałową. Interesowała go bardzo procedura wyjazdów po organy ludzkie do innych szpitali. Dowiedział się, że w każdym szpitalu są koordynatorzy,  którzy utrzymują ze sobą stały kontakt.
- Wiecie, kto z danego szpitala wyjeżdża do innego szpitala po organy do przeszczepu?
- Jak nas to szczególnie interesuje to pytamy. Ale ja np. nie miałam takiej potrzeby. Wszyscy  jadą wówczas, kiedy przypada na niego kolej.
     Maks coraz częściej zaglądał  do swojego mieszkania w Warszawie. Wyciągnął z szafy schowane portrety i powiesił  je na ścianie.
Były to portrety tej samej kobiety, ale wszystkie miały inne imiona.
Lisa była z kotkiem na rękach, Iwona z okularami na włosach, Rebeka na tle wysokich gór, Monika wpatrzona była w fale morza.
- Moja Alicja, jak ja ją  kochałem i przecież ją kocham.
Przeprosił  portrety, że raz je wywiesza na ścianę,  innym razem chowa głęboko do szuflady.
Zaczął sobie przypominać piękne chwile spędzone z tą cudowną dziewczyną.  Doszedł do wniosku, że chyba ją  skrzywdził, a może siebie skrzywdził zostawiając tak po prostu,  z dnia na dzień. Przecież  ona tyle dla niego zrobiła, gdy był zdrowy i kiedy leżał w szpitalu.
A rodzice zamiast mu wytłumaczyć, że  zrobił źle, pomagali  o niej zapomnieć. I chyba im się to udało, oczywiście do dnia, kiedy nie zjawiła się w Copernikusie. Jego cudowna, kochana, uwielbiana przez lata studiów Ala.
Nie walczył o nią  wcześniej z Florczykiem. Kolokwialnie mówiąc oddał swoją kochaną dziewczynę walkowerem.
Z żadną inną kobietą nie było mu dobrze. Po studiach we Wrocławiu wrócił do Szwajcarii. Nie chciał słuchać swojej babuni Marii. Ona jedyna namawiała go do powrotu do jego wspaniałej dziewczyny. Wiedziała, że Ala kocha Maksa a on kocha ją.
Matka i ojciec nie wtrącali się w życie swojego syna. Dbali o swoją pozycję w świecie biznesmenów, lekarzy w Szwajcarii. Byliby szczęśliwi, gdyby ich syn wżenił się w rodzinę bankierów, czy właścicieli bogatych firm. Organizowali przyjęcia na które zapraszali bogate młode dziewczyny.
     Alicja siedząc w pobliżu bloku na placu zabaw, zobaczyła, że do jej córeczki podszedł nieznajomy mężczyzna. Szybko zamknęła książkę i podeszła do piaskownicy.
- A pan czego chce od mojego dziecka?
- Przepraszam, myślałem, że dziewczynka jest pozostawiona bez opieki. Odwrócił  się do kobiety i zobaczył Alicję.
- To jest twoja córeczka?
- Zosia wtuliła się w mamy rękę.
- Tak. Zosia, to jest pan Maks, mamy znajomy, a to jest Zosia, moja córka. Pocałowała ją w czoło.
Podał małej  rękę  i się z nią  przywitał.
- Jaka jesteś ładna, jak twoja mama.
Mała nie chciała już się więcej bawić w piaskownicy.
- Mama, idziemy do domu?
- Nie kochanie, jeszcze posiedzimy na powietrzu. Mama porozmawia z panem.
Całą trójką usiedli na ławce. Rozmowa nie kleiła się. Maks przypatrywał się małej. Wydawało mu się, że już kiedyś podobne dziecko widział.
- Mam ciągle swoje mieszkanie w Warszawie, może przeniosę się tu do pracy. Tam co prawda mogę sobie kupić mieszkanie i nieźle się pracuje.  Na razie mieszkam na stancji, więc mogę zawsze wybrać sobie inne miejsce pracy, nic mnie z Toruniem nie wiąże, nawet  mieszkanie, w dzisiejszych czasach tak ważne.
Alicja przytaknęła mu. Nie za bardzo wiedziała po co jej to mówi. 
- Jesteś sam? Tu w Polsce  sam?
- Tak jestem sam, w Polsce i wszędzie.
Zdziwiła się.
- A dlaczego o to pytasz?
- Byłam przekonana, że zostawiłeś mnie dla innej kobiety. Odszedłeś bez żadnego wyjaśnienia. Potraktowałeś mnie trochę dziwnie.
Nie tłumaczył się. Powiedział tylko, że nie chciał  przerywać jej romansu z profesorem Florczykiem. Wiedział, że wybrała wiedzę, elokwencję i stabilizację. On nie miał przy profesorze żadnych szans.
     Alicja nie wyprowadzała go z błędu. Doszła do wniosku, że nie ma co się tłumaczyć.
- Zosia, ile masz lat?
- Cztery i pół.
- Szybko zapomniałaś o mnie fundując sobie piękną córeczkę.
Alicja odpowiedziała mu, że nie chciała wpędzać  się w wiek. Dzieci przecież nie lubią starych rodziców, szczególnie matek.
Już miał na końcu języka, że ojciec nie jest młodzieńcem, ale się ugryzł. Nie chciał jej zadrażniać.
Florczyk jest od niego starszy więcej niż dwadzieścia pięć  lat.
    Zapraszam was na lody do pobliskiej kawiarenki.
- Mama, chodźmy na lody. Lubię  lody.
Nie był to najlepszy pomysł, ale nie odmówiła. Zosia jadła lody, Alicja z Maksem pili kawę.
- Czy mogę cię kiedyś odwiedzić w klinice?
- A po co? Chciałbym zobaczyć jak pracujecie, w jakich warunkach? U nas w Copernicusie  mamy prawie wszystko, to co mają szpitale na zachodzie. Dyrektor Bosak jest świetnym menagerem.
Alicja zauważyła to operując   w Toruniu. Podobną aparaturę widziała będąc na sympozjum naukowym z Niemczech i we Francji. Niektórych przyrządów wysokiej klasy brakowało w warszawskiej klinice.
- Muszę cię  pożegnać. Małe dziecko rządzi się swoimi prawami, musimy wracać do domu.
Odprowadził ją na osiedle, w pobliżu  jej bloku. Wsiadł w samochód i odjechał.
Wieczorem Zosia przekazała swojemu tacie, że była na lodach z mamą  i panem Maksem.
- Spotkałaś  Maksa?
- Nie, to on spotkał  nas i zaprosił na lody do kawiarenki, blisko placu zabaw.
Nie jestem dzikusem i nie będę uciekała  od faceta, którego kiedyś darzyłam miłością.
Pewnie. Nawet wypada utrzymywać kontakt z biologicznym ojcem dziecka. Nigdy nie wiadomo, co człowieka w życiu czeka.
- Czy teraz zakpiłeś?
- Absolutnie nie.









2 komentarze:

  1. Wyobrażam sobie Maksa, który kocha Alicję i przy goleniu śpiewa
    piosenkę:
    Moja miłość do ciebie,
    wierna, szczera, uparta,
    kocham cię ponad wszystko
    miłości jesteś warta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy kolejna notka?

    OdpowiedzUsuń