poniedziałek, 30 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 18

Ordynator wezwany do dyrektor Bosak opowiedział jej, gdzie i jak namierzył Krzysztofa Florczyka.. - Systematycznie czytam jego artykuły w prasie medycznej, te które pisze sam a teraz ostatnio ze swoją asystentką Alicją.
   Jak ona ma na  nazwisko?
- Alicja Szymańska.
  No, podobnie jak twoja dziewczyna ze studiów. Pamiętasz jeszcze Martę Szymańską?
  Pamiętam i będę ją pamiętał do końca życie. Była moją największą miłością. Odeszła bez słowa pożegnania i zniknęła na zawsze.
- Leoś, a nigdy jej nie szukałeś?
- Szukałem, bezskutecznie. Wówczas nie było komórek, ani komputerowych komunikatorów.
   Po latach nawet szukałem jej na portalu Nasza klasa, Skype, Faceboku. Bez skutku.
  Pewnie się nazywa inaczej, ma kochającego męża, gromadkę  dzieci,  wnuków i jest szczęśliwa. A ja przez całe życie zagubiony, porzucony 2 razy przez dwie różne kobiety. Dobrze, że przynajmniej z jedną mam córkę Beatę,  miałem i mam dla kogo żyć.
- A Krzysiek, zawsze obracał się w gronie pięknych młodych kobiet. Nigdy nie dawały mu spokoju.
 A ta asystentka taka ładna. Wpatrzona jest w niego jak w obraz.
Jak ładna, tak zdolna. Ten to ma farta w życiu.
- A co u niego?
- Nie wiem, o życie prywatne nie pytałem, rozmawialiśmy tylko o operacji i o tobie.
- O mnie? Zdziwiła się Elżbieta. Dlaczego o mnie?
- Bo byłaś  najpiękniejszą dziewczyną na roku, to znaczy dla Krzyśka. Ja uwielbiałem Martę i wyszło z tego uwielbiania zero, czyli nul.
     Maks kiedyś zagadnął Sylwię, siostrę oddziałową. Interesowała go bardzo procedura wyjazdów po organy ludzkie do innych szpitali. Dowiedział się, że w każdym szpitalu są koordynatorzy,  którzy utrzymują ze sobą stały kontakt.
- Wiecie, kto z danego szpitala wyjeżdża do innego szpitala po organy do przeszczepu?
- Jak nas to szczególnie interesuje to pytamy. Ale ja np. nie miałam takiej potrzeby. Wszyscy  jadą wówczas, kiedy przypada na niego kolej.
     Maks coraz częściej zaglądał  do swojego mieszkania w Warszawie. Wyciągnął z szafy schowane portrety i powiesił  je na ścianie.
Były to portrety tej samej kobiety, ale wszystkie miały inne imiona.
Lisa była z kotkiem na rękach, Iwona z okularami na włosach, Rebeka na tle wysokich gór, Monika wpatrzona była w fale morza.
- Moja Alicja, jak ja ją  kochałem i przecież ją kocham.
Przeprosił  portrety, że raz je wywiesza na ścianę,  innym razem chowa głęboko do szuflady.
Zaczął sobie przypominać piękne chwile spędzone z tą cudowną dziewczyną.  Doszedł do wniosku, że chyba ją  skrzywdził, a może siebie skrzywdził zostawiając tak po prostu,  z dnia na dzień. Przecież  ona tyle dla niego zrobiła, gdy był zdrowy i kiedy leżał w szpitalu.
A rodzice zamiast mu wytłumaczyć, że  zrobił źle, pomagali  o niej zapomnieć. I chyba im się to udało, oczywiście do dnia, kiedy nie zjawiła się w Copernikusie. Jego cudowna, kochana, uwielbiana przez lata studiów Ala.
Nie walczył o nią  wcześniej z Florczykiem. Kolokwialnie mówiąc oddał swoją kochaną dziewczynę walkowerem.
Z żadną inną kobietą nie było mu dobrze. Po studiach we Wrocławiu wrócił do Szwajcarii. Nie chciał słuchać swojej babuni Marii. Ona jedyna namawiała go do powrotu do jego wspaniałej dziewczyny. Wiedziała, że Ala kocha Maksa a on kocha ją.
Matka i ojciec nie wtrącali się w życie swojego syna. Dbali o swoją pozycję w świecie biznesmenów, lekarzy w Szwajcarii. Byliby szczęśliwi, gdyby ich syn wżenił się w rodzinę bankierów, czy właścicieli bogatych firm. Organizowali przyjęcia na które zapraszali bogate młode dziewczyny.
     Alicja siedząc w pobliżu bloku na placu zabaw, zobaczyła, że do jej córeczki podszedł nieznajomy mężczyzna. Szybko zamknęła książkę i podeszła do piaskownicy.
- A pan czego chce od mojego dziecka?
- Przepraszam, myślałem, że dziewczynka jest pozostawiona bez opieki. Odwrócił  się do kobiety i zobaczył Alicję.
- To jest twoja córeczka?
- Zosia wtuliła się w mamy rękę.
- Tak. Zosia, to jest pan Maks, mamy znajomy, a to jest Zosia, moja córka. Pocałowała ją w czoło.
Podał małej  rękę  i się z nią  przywitał.
- Jaka jesteś ładna, jak twoja mama.
Mała nie chciała już się więcej bawić w piaskownicy.
- Mama, idziemy do domu?
- Nie kochanie, jeszcze posiedzimy na powietrzu. Mama porozmawia z panem.
Całą trójką usiedli na ławce. Rozmowa nie kleiła się. Maks przypatrywał się małej. Wydawało mu się, że już kiedyś podobne dziecko widział.
- Mam ciągle swoje mieszkanie w Warszawie, może przeniosę się tu do pracy. Tam co prawda mogę sobie kupić mieszkanie i nieźle się pracuje.  Na razie mieszkam na stancji, więc mogę zawsze wybrać sobie inne miejsce pracy, nic mnie z Toruniem nie wiąże, nawet  mieszkanie, w dzisiejszych czasach tak ważne.
Alicja przytaknęła mu. Nie za bardzo wiedziała po co jej to mówi. 
- Jesteś sam? Tu w Polsce  sam?
- Tak jestem sam, w Polsce i wszędzie.
Zdziwiła się.
- A dlaczego o to pytasz?
- Byłam przekonana, że zostawiłeś mnie dla innej kobiety. Odszedłeś bez żadnego wyjaśnienia. Potraktowałeś mnie trochę dziwnie.
Nie tłumaczył się. Powiedział tylko, że nie chciał  przerywać jej romansu z profesorem Florczykiem. Wiedział, że wybrała wiedzę, elokwencję i stabilizację. On nie miał przy profesorze żadnych szans.
     Alicja nie wyprowadzała go z błędu. Doszła do wniosku, że nie ma co się tłumaczyć.
- Zosia, ile masz lat?
- Cztery i pół.
- Szybko zapomniałaś o mnie fundując sobie piękną córeczkę.
Alicja odpowiedziała mu, że nie chciała wpędzać  się w wiek. Dzieci przecież nie lubią starych rodziców, szczególnie matek.
Już miał na końcu języka, że ojciec nie jest młodzieńcem, ale się ugryzł. Nie chciał jej zadrażniać.
Florczyk jest od niego starszy więcej niż dwadzieścia pięć  lat.
    Zapraszam was na lody do pobliskiej kawiarenki.
- Mama, chodźmy na lody. Lubię  lody.
Nie był to najlepszy pomysł, ale nie odmówiła. Zosia jadła lody, Alicja z Maksem pili kawę.
- Czy mogę cię kiedyś odwiedzić w klinice?
- A po co? Chciałbym zobaczyć jak pracujecie, w jakich warunkach? U nas w Copernicusie  mamy prawie wszystko, to co mają szpitale na zachodzie. Dyrektor Bosak jest świetnym menagerem.
Alicja zauważyła to operując   w Toruniu. Podobną aparaturę widziała będąc na sympozjum naukowym z Niemczech i we Francji. Niektórych przyrządów wysokiej klasy brakowało w warszawskiej klinice.
- Muszę cię  pożegnać. Małe dziecko rządzi się swoimi prawami, musimy wracać do domu.
Odprowadził ją na osiedle, w pobliżu  jej bloku. Wsiadł w samochód i odjechał.
Wieczorem Zosia przekazała swojemu tacie, że była na lodach z mamą  i panem Maksem.
- Spotkałaś  Maksa?
- Nie, to on spotkał  nas i zaprosił na lody do kawiarenki, blisko placu zabaw.
Nie jestem dzikusem i nie będę uciekała  od faceta, którego kiedyś darzyłam miłością.
Pewnie. Nawet wypada utrzymywać kontakt z biologicznym ojcem dziecka. Nigdy nie wiadomo, co człowieka w życiu czeka.
- Czy teraz zakpiłeś?
- Absolutnie nie.









niedziela, 29 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 17

- Dziękuję ci za wszystko, a przede wszystkim za pomoc w nauce, wspieraniu mnie w chwilach śmierci mojej mamy i to co zrobiłeś teraz.
- Krzysztof, czy ty kiedyś kochałeś moją mamę?
- Jak brat. Byliśmy razem przez cały czas, w kochającej rodzinie. Innej miłości nie mogło być. Ona kochała twojego ojca. I chociaż go zostawiła przed twoim urodzeniem ciągle go kochała, do końca, do swojej  śmierci.
- A czy to prawda, że podkochiwałeś się we mnie?
- Kochałem cię jak córkę. Na uczelni wszyscy myśleli, że podkochuję się w studentce, ale to nie tak.
  Zosię  kocham nie jak wnuczkę,  ale też jak córkę. Nie ważne kto jest biologicznym ojcem, ale kto dziecko wychowa. Ona rekompensuje mi wszystko to, co złe spotkało mnie w życiu. Śmierć  mojej żony i dziecka. Dlatego chciałbym, aby Zosia w przyszłości była dumna ze swojego ojca, to znaczy ze mnie.
- A dlaczego się  nie ożeniłeś drugi raz. Tyle dziewczyn i kobiet się w tobie kochało?
- Już kiedyś mnie o to pytałaś. Dlatego, że "tyle" a nie jedna.
Żartuję.  Wygrałem z chorobą nowotworową. Jestem teraz bezpłodny, nie chciałam unieszczęśliwiać żadnej kobiety.
- Aha.
     Na zaproszenie szpitala Copernicus w Toruniu Krzysztof Florczyk  szykował  się do wyjazdu , by przeprowadzić tam skomplikowaną operację. Był wyśmienitym chirurgiem.
- Ala, musisz ze mną  pojechać do Torunia. Takich przypadków chorobowych niewiele się spotyka. Dobrze by było, abyś mi pomogła.  Musisz mnie wspierać, jestem coraz starszy, a ty super materiał na najlepszego w świecie chirurga. Nie musiał więcej jej tłumaczyć. Jeśli chodziło o ludzkie życie, Alicja zawsze była gotowa pomagać.
     Spotkanie z ordynatorem chirurgii i dyrektorem szpitala było niezwykle miłe. Krzysztof  przedstawił im swoją asystentkę  Alicję Szymańską.  Potem jeszcze mieli chwilę przerwy więc poszła pooglądać szpital.
     Idąc po korytarzu wpadła na wysokiego mężczyznę.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Podniosła głowę  i oniemiała z wrażenia.
- Maks? Ty w Toruniu? Byłam przekonana, że  wyjechałeś do Szwajcarii.
- Tak, wyjechałem, ale wróciłem do Polski. Od dwóch  lat pracuję tutaj. Staram się o miejsce na nad- specjalizacji  z transplantologii.
A u ciebie co słychać?
- Jestem asystentką profesora Krzysztofa Florczyka. Mamy  córeczkę Zosię.
- A jednak. To było prawdą co mówili na uczelni.
- A co mówili?
Plotkowali. Więc aby plotki uwiarygodnić zdecydowaliśmy się wreszcie na dziecko.
  Opuścił mnie mężczyzna, więc żal utopiłam w przystojnym profesorze.
- Teraz nazywasz się Florczyk?
- Nie. Żeby mieć dziecko nie trzeba wychodzić za mąż. Zresztą, sama pracuję na swoje nazwisko, nie potrzeba mi go zmieniać.
- No tak, zawsze byłaś  ambitna.
 Masz w Warszawie jeszcze to mieszkanie?
- Mam. Rodzice, jak przyjeżdżają do  Polski tam mieszkają. Ja byłem w Warszawie,  od naszego rozstania tylko  kilka razy.
- Jesteś szczęśliwy?
- Nie. Jedynie wówczas kiedy maluję. Portrety wychodzą mi niezłe, czasami robię  martwą naturę.
Zadzwonił telefon. Odebrała Alicja i odpowiedziała, że zaraz będzie.
- Muszę  jechać na chirurgię. Będę z Krzysztofem operowała.
- Ja też tam jadę. Zaprosił  ją do windy.
Na korytarzu przed gabinetem ordynatora Krzysztof z Leonem czekali na Alicję.
Ordynator przedstawił profesorowi Maksa Kellera.
- Dzień  dobry. My się już znamy. Maks był moim studentem.
- A moja asystentka,   razem z Maksem studiowała. Była najlepszą studentką na roku, najlepszą na stażu i najlepszą na studiach doktoranckich.
- Nic dziwnego, mając takiego mentora. Odpowiedział Leon.
W gabinecie lekarskim  omówili przebieg operacji i poszli na blok operacyjny.
- Ala, jesteś zdenerwowana? Może nie chcesz operować?
- Czym, a może kim?
- Spotkaniem z Maksem.
- Nie, nie jestem zdenerwowana. Musimy dać z siebie wszystko, aby tych, no wiesz Copernikusów zadziwić.
Operacja przebiegła bez powikłań. Sprawność rąk Alicji jak i szybkość podejmowania decyzji   wzbudzał podziw zarówno ordynatora, a w szczególności Maksa.
Po operacji Krzysztof poszedł na rozmowę do Jasińskiego, Alicja do bufetu. Maks również poszedł do bufetu. Zaproponował jej kawę  i coś słodkiego.
Nie odmówiła.
- Jakieś ciasteczko z  kremem poproszę, jestem okropnym łasuchem.
Młode lekarki i pielęgniarki wodziły za tą parą oczami. Czyżby to znowu jakaś nowa Casanovy Maksa Kellera?
Na pożegnanie zapytał ją, czy się kiedyś jeszcze zobaczą.
- Chyba nie. Wszystko co między nami było już się wypaliło. Niewiele mamy sobie do powiedzenia.
-To nie tak Alicjo, to nie tak.
- A jak?
- Nigdy tego nie zrozumiesz, bo mnie nigdy nie kochałaś, tak jak ja ciebie.
- No tak. Kochałeś,  zamknąłeś z hukiem drzwi i miłość  prysła.
     W drodze powrotnej do Warszawy Florczyk nie pytał o Maksa, a opowiadał o swoim przyjacielu, ordynatorze Leonie. To mało interesowało Alicję. W połowie drogi do Warszawy zasnęła.
- Mama, tata z radością przywitała ich Zosia.
- Kochanie, dlaczego jeszcze nie spisz?
- Czekam na Was.  Nie mogłam zasnąć. Babcia Aniela opowiadała mi bajki, sama zasnęła. Byłam w nią wtulona, ale jak usłyszałam klucz, to od razu wyskoczyłam z łóżka i tu jestem.
Kocham mamę, kocham tatę.
- My też cię  kochamy.
- Pan profesor coś zje na kolację?
- Nie, pan profesor nie będzie jadł kolacji, bo zjedliśmy w drodze. Odpowiedziała za Krzysztofa Alicja.  Babcia Aniela może już iść spać, my też zaraz pójdziemy.













piątek, 27 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 16

Po odebraniu Alicji ze szpitala, zapisaniu dziecka w USC  i powrocie do domu, Krzysztof był wniebowzięty.
- Tyle lat czekałem na dziecko, aż wreszcie go mam i to dziewczynkę.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Co zrobiłem?
- Dałeś swoje nazwisko mojemu dziecku? Aby ochronić moją reputację?
- Nie. Ale dlatego, że twoi dziadkowie, po śmierci moich rodziców dali mi miłość  i wszystko co powinien wynieść młody człowiek z rodzinnego domu.
Alicja powiedziała mu, że przecież było to tak dawno. Inni ludzie pewnie by o tym zapomnieli.
- Inni może tak. Ja dostałem od nich miłość, choć od losu tragedię. Przedwczesną  śmierć żony i mojej maleńkiej córeczki rekompensowałaś  mi ty. Twoja matka została sama i ciągle psychicznie borykała się z tym, że dziecko nie ma ojca, nawet w akcie urodzenia.
- Ale przecież doskonale wiesz, że  Zosia nie jest twoja.
- Na papierze jest, w sercu jest. A biologiczny ojciec zniknął, więc ktoś musi go zastąpić.
       Alicja studia medyczne skończyła z wyróżnieniem. Urodzenie dziecka, ani na chwilę nie zmąciło jej czasu przeznaczonego na naukę.
Krzysztof pomógł Alicji znaleźć dobrą opiekunkę do dziecka, nie szczędził  pieniędzy na córeczkę.
- Krzysztof.
Zagadnęła kiedyś Alicja. Naprawdę  jestem ci wdzięczna za wszystko, ale nie musisz ciągle przesyłać mi pieniędzy na dziecko.  Jeszcze nie pomyślę, że coś chcę kupić,  ty albo to  kupujesz albo dajesz pieniądze.
- Mam ich mnóstwo. Teraz przynajmniej mam cel w życiu.
- Dlaczego się po raz drugi nie ożeniłeś?
- Bo najpierw pomagałem twojej mamie, a potem czuwałem nad tobą. Serdecznie się zaśmiał.
- Nie. To nie tak. Twoja mama i ty byłyście mi bardzo bliskie. Twoi dziadkowie kochali mnie jak własne dziecko. Kilka lat po śmierci żony, byłem  bardzo poważnie chory. Wygrałem z chorobą. Nie mogłem już mieć dzieci i nie chciałem unieszczęśliwiać nigdy żadnej kobiety. Dlatego teraz, gdy na świecie jest Zosia,  jestem bardzo szczęśliwy.
Jak Bóg da mi jeszcze trochę życia, wszystko co najcenniejsze ofiaruję  Zosi. Pragnę, abyś ją wychowała na taką samą wspaniałą dziewczynkę jaką jesteś ty i była twoja mama.
      Alicja spacerując z dzieckiem po swoim osiedlu, zobaczyła Gustawa Kellera pchającego przed sobą wózek z małym dzieckiem. Od razu pomyślała, że dziadek spaceruje ze swoim wnukiem. Nie chciała, aby ją poznał, więc przeszła na drugą stronę  ulicy.   Po pasach, w przeciwnym kierunku przechodziła bardzo wyzywająco ubrana kobieta. Alicja odwróciła się za nią i zobaczyła, że ta podeszła do Kellera, on ją pocałował. Gdyby był to ktoś zupełnie obcy, pewnie Alicji by to nie zainteresowało, ale w tym przypadku chciała zobaczyć, co nastąpi dalej.
Jechała drugą stroną ulicy prawie równolegle do wózka, który pchał Gustaw Keller.
Obydwoje  zachowywali się jak małolaty, trzymając się za ręce i raz po raz całując.
- Szkoda, że Maksio nie widzi, jakie "laski" prowadza jego tata.
Zresztą, pomyślała, a co mnie obchodzi rodzinna Kellerów.
     W lipcu Alicja rozpoczęła staż w klinice na Banacha, gdzie wcześniej pracowała jako wolontariuszka, salowa, pielęgniarka. Krzysztof wspierał ją w  nauce, każdego miesiąca przysyłał pieniądze na jej konto z przeznaczeniem dla Zosi.
     Praca i córeczka pochłaniały ją bez reszty. Diagnozy, które stawiała, była praktycznie w 100% trafne. Poza pracą na oddziale dodatkowo przyjmowała w przychodni. Miała bardzo dużo pacjentów.
     Na oddziale pracowało dwóch młodych lekarzy. Jeden był po rozwodzie, drugi, jak mówił singlem bez zobowiązań.  Próbowali podrywać Alę, zapraszać do kawiarni czy kina. Nie miała czasu na rozrywki.  Nauka, dziecko, praca,  były dla niej najważniejsze.
Andrzej, jeden z lekarzy czasami jej pomagał w wypełnianiu papierów, czasami wpadał do jej domu skonsultować postawioną diagnozę. Po kilku miesiącach Alicja wprost powiedziała mu, że oprócz przyjaźni nie może nic ich więcej łączyć.
Andrzej, podobnie jak inni  początkowo uważał, że jej partnerem jest Krzysztof Florczyk, ale jak wpadał  do jej mieszkania, praktycznie nigdy go u niej nie spotykał.
Kiedyś wręcz zapytał, co ją łączy z Krzysztofem Florczykiem?
- Zosia.
- Tylko dziecko?
- Andrzeju, powiedziałam, że dziecko i to powinno ci wystarczyć.
Mówił jej, że jest po przejściach i nie chce zakładać  rodziny, co nie znaczy, że nie chce być z kobietą.
- Możemy być przyjaciółmi, oczywiście, jeśli ci to odpowiada.
   Byłam już kiedyś zakochana i teraz nie wierzę w miłość.
W tym momencie załomotało jej serce.
- Byłam już zakochana w nieodpowiedzialnym facecie, który mnie zostawił. W sercu  mam zadrę, ale również mam z nim... Chciała powiedzieć dziecko, ale ugryzła się w język.
Przecież moja córka  nazywa się Florczyk i tak niech dla wszystkich zostanie. Pomyślała.
Pani Maria bardzo przeżyła rozstanie Maksa z Alicją. Nie mogła uwierzyć, że ta dziewczyna go nie chce, nie mogła uwierzyć, że go zostawiła dla innego mężczyzny.
- Maks, nie musisz mnie okłamywać. Poznałam dobrze twoją Alicję, ona była taka w tobie zakochana.
- Była, ale nie tylko we mnie. Odpowiadał. W żaden sposób nie dał sobie przemówić do rozsądku, że pewnie się myli. Brnął w zaparte, choć pod sercem zawsze nosił swoją ukochaną Alicję.





środa, 25 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 15


Wakacje Alicja spędzała w klinice na Banacha. Pracowała praktycznie jako wykwalifikowany niższy personel  medyczny. Choć  jeszcze nie miała ukończonych studiów lekarskich, wszystkie przedmioty medyczne, które obowiązywały na wydziale pielęgniarstwa  miała zaliczone i  oceny wpisane w indeksie.
    Praca dawała jej prawdziwą satysfakcję. Gdyby mogła nie wychodziłaby ze szpitala. Krzysztof wyjechał na dwa miesiące do Meksyku. Tam zaproponowano mu udział w wykładach dla studentów. Było to dla niego nowe doświadczenie, nie mógł takiej  propozycji odrzucić.
     Po pracy Alicja czasami zaglądała na Skype. Raz, kiedy chciała zagadać Maksa, on się wyłączył. Następnego dnia zobaczyła, że  wyrzucił ją z grona swoich znajomych.
- Ot i taka jest miłość mężczyzny do kobiety, skomentowała jego postępowanie. Kochała Maksa na swój sposób, nawet bardzo, ale przy jej charakterze nie dała sobą manipulować.
Zawsze samodzielna,  nie znosiła, aby ktoś za nią  decydował. Bez uzgodnienia z nią wcześniej zaplanował dla niej wakacje, wyjazd do Włoch a potem pobyt w Szwajcarii. Poruszyło ją to, poczuła się sterowana przez mężczyznę, tego bardzo nie lubiła.
- Nie, nie dam się sprzedać za pieniądze. Nikt mną nie będzie manipulował, nikt nie będzie mi organizował wakacji i dawał w taki sposób  do zrozumienia, że sama tego nie potrafię, że mnie na to  nie stać. Basta.
Po tym, jak Maks wyrzucił ją ze Skype, powoli przestawała o nim myśleć.  Przecież  świat nie kończy się na Maksie Kellerze.
W klinice pacjenci ją uwielbiali. Miała dla nich czas, potrafiła słuchać, rozmawiać. Bezboleśnie dawała zastrzyki domięśniowe i idealnie wkuwała się w żyły.
Młodsi panowie nawet próbowali ją podrywać, ale ona nie reagowała na takie zachowania.
     Zastanowiło ją, że drugi miesiąc nie miała okresu. Początkowo myślała, że to ze stresu.  Nie panikowała, poszła do apteki i kupiła  test ciążowy. To co zobaczyła, nawet ją nie zdziwiło. Była w ciąży.
Przez cały czas studiów tego się obawiała, ale teraz nawet była zadowolona. Jakoś ostatni rok dociągnie do końca. Była pewna , że  Krzysztof jej pomoże, oczywiście, jeśli takiej pomocy będzie potrzebowała.
Kochała Maksa,  ale teraz po tej wspaniałej miłości zostanie jej jego dziecko. To ją podbudowywało.
Szósty rok studiów medycznych  rozpoczął się w dzień, w który przez cały czas lało  i szalała okropna burza. Alicja bała się grzmotów, ale siedząc na wykładzie o tym nie myślała.
Zastanawiała się jedynie, czy ta burza to dobry, czy zły znak na nadchodzący rok akademicki oraz dlaczego nie ma Maksa. Przez kolejne dni  nie pojawił  się na uczelni. Niektórzy pytali o to Alicję, ale ona tego nie komentowała. Nie chciała sobie zawracać głowy.
- Nie wiem. Nie mówił mi. Nie moja sprawa. Zapytajcie u źródeł, czyli jego. Odpowiadała na zadawane pytania.
Jak się później okazało, Maks zrezygnował ze studiów i zabrał z uczelni wszystkie papiery. Można było wnioskować, że przeniósł się  gdzieś na inną uczelnię w Polsce, albo do Szwajcarii.
     Alicja powiedziała Krzysztofowi, że jest w ciąży. Co prawda jeszcze nic nie było widać, ale przynajmniej jego chciała uprzedzić, by później nie komentował, ubolewał i lamentował.
- I co teraz chcesz zrobić? To już czwarty miesiąc, zaraz ciąża będzie widoczna.
- Nic, urodzić dziecko i go kochać. Jest przecież moje.
- A powiedziałaś o tym Maksowi?
- Nie i nie powiem nigdy w życiu. Za to, że odszedł, bo uważał, że jesteś we mnie zakochany, a ja od ciebie uzależniona.
Jakoś poradzę sobie w życiu. Na samym starcie drogi zawodowej będę matką, co mi pewnie nie pomoże. Muszę dać  sobie radę.
- Ala, dziecko musi mieć ojca. Dodzwoń się jakoś  do Maksa, jedź do Szwajcarii.
- Nie musi. Ja też wychowywałam się bez ojca i jakoś  funkcjonuję w tym podłym świecie.
Krzysztof Florczyk prawie błagał Alicję, aby nie powtarzała historii życia swojej  matki..
- Twoja matka też  była taka dumna. Odeszła od faceta, jak dowiedziała się, że jest w nim w ciąży.
Odeszła, bo nie chciała przyznać się, że jest od niego biedniejsza i przez jakiś czas być może będzie  na jego utrzymaniu.
No cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni.
- To wreszcie powiedz mi, kim jest mój ojciec.
- Nie.
  Powiem ci tylko wówczas, jak ty powiesz Maksowi, że jesteś z nim  w ciąży.
- Nigdy w życiu, nie doczekanie jego. Nie jest tego wart. Zostawił mnie z błahych pobudek, idiotycznie błahych.
Zastanawiała się, czy rzeczywiście ostatnia rozmowa była powodem odejścia, czy może miał na oku inną kobietę, lub rodzice przemówili mu do rozsądku, że w Szwajcarii są lepsze partie do jego jakże zamożnej persony.
A może to nie z mamusią pojechał do Włoch, tylko z kimś  innym?
     Alicji zaokrąglił  się brzuszek. Wśród studentów na jej roku byli już  ojcowie i matki, więc nikogo nie obchodził odmienny stan koleżanki.
     Marika  zaproponowała jej ciuszki  po swoim dziecku.
- Wiesz, dzieciaczki tak szybko rosną,  że szkoda kupować nowych. Te po mojej Karolci są nic nie zniszczone.
Inna koleżanka zaoferowała jej wózek i łóżeczko.
Alicja nie wiadomo kiedy zgromadziła dla dziecka całą wyprawkę i przygotowała pokój dla niemowlaka.
      Krzysztof częściej zachodził do Alicji i pytał o jej zdrowie, samopoczucie, wyniki badań.
- Jakie nazwisko będzie nosiło twoje dziecko?
- Jak dziewczynka to Szymańska, jak chłopiec to Szymański.
- Naprawdę  nie chcesz, aby twoje dziecko nosiło nazwisko Keller, jak jego ojciec?
- Keller przestał dla mnie istnieć.
- Ale go kochałaś.
- Tak, kochałam, ale już go nie kocham. Mówiąc to załomotało  jej mocniej serce.
     Rozmowy  Krzysztofa  na temat dziecka i jego nazwiska ciągle powracały. Alicja była nieustępliwa. To co postanowiła uważała za najmądrzejsze pod słońcem.
     W nocy odeszły ją wody płodowe. Zadzwoniła do drzwi Krzysztofa, z prośbą, aby ją odwiózł
 do  szpitala.
- Pewnie, już się ubieram. Zaraz wyjeżdżamy.
Wziął jej  dwie torby z ciuszkami  dla dziecka i zeszli do samochodu.
W drodze kolejny raz zapytał jakie nazwisko będzie nosiło dziecko.
- Już ci mówiłam. Szymańska lub Szymański.
- Jesteś cholernie uparta. W takim razie,  czy mógłbym dać swoje nazwisko dla twojego dziecka?
Alicja oniemiała z wrażenia.
- Dlaczego ty?
- Bo i tak wszyscy myślą, że to nasze dziecko. Wśród naukowców jest sporo plotkarzy. Nigdy ich nie wyprowadzałem z błędu.
- Zawsze im mówiłeś, że to twoje dziecko?
- Nie. Nie mówiłem, ale też nie mówiłem, że nie jest moje.
- I jak ty sobie to wyobrażasz?
- Normalnie, pójdziemy do USC, ja podpiszę  wszystkie dokumenty, że jestem ojcem i koniec. Nie potrzeba przecież udowadniania, że tak jest, czy tak nie jest.  Lepiej aby twoje dziecko w papierach miało zapisane nazwisko ojca, niż nic.
Odpowiedziała, że się nad tym zastanowi i mu odpowie.
     Alicja urodziła dziewczynkę. Była przeszczęśliwa. Nie wiadomo, jak dawno była taka pogodna i uśmiechnięta jak teraz.
Zgodziła się na propozycję Krzysztofa. Już w dniu porodu, w szpitalu zostało zapisane, że ojcem jest Florczyk Krzysztof. Dziecko zostało zapisane w USC, jako Zofia  Florczyk.



wtorek, 24 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 14


Maks wykupił wczasy do  Włoch. Morze Adriatyckie było dla niego kojeniem stresów. Jako dziecko jeździł tam często ze swoją matką.  Włochy to nie tylko Adriatyk, tym razem wybrał Neapol nad Morzem Tyreńskim. . Przecież to miasto, w którym można zakochać się i umrzeć. Ale po co umierać, lepiej pozostawić  w sobie przepiękne wspomnienia.
- Ala, porywam cię w tym roku na wczasy.
- Nie, muszę coś zarobić. Krzysztof nawet załatwił mi pracę.
- Jaką pracę. Nie ma mowy. Jedziemy na wczasy a potem do Szwajcarii. Matka już dawno nas zapraszała. Jeszcze w życiu się napracujesz. Babunia Marija na ciebie czeka. Przecież obiecywałaś jej odwiedziny przynajmniej raz w roku. Bądź chociaż dla niej słowna.
- Maks, ale..? Zamknął jej usta pocałunkiem.
Nie dał  jej dojść do słowa. Każde słowo, które chciała wypowiedzieć przerywał jej.
- Wariat.
- O proszę, to już coś  innego. Kontynuuj.
  Jak jesteś uzależniona od Krzysztofa Florczyka, to możesz go ze sobą zabrać.
Alicja zdrętwiała.
- Jesteś zazdrosny o Krzysztofa?
- Nie, nie jestem zazdrosny o nikogo. Ale mam czasami dość Krzyśka, który ci zawsze radzi, co dla ciebie będzie w życiu najlepsze.
Wyrzucił jeszcze więcej z siebie na temat Krzysztofa.
- Być może on jest twoim opiekunem, mentorem, guru. Ale zauważyłem, że nie robi tego tylko z przyjacielskich pobudek. On jest w tobie zakochany. Inny facet nie oddawałby się tak kobiecie,  niby bezinteresownie jak on tobie.
Być może jest to miłość  platoniczna, ale jest. Czasami taka miłość przeradza się w namiętności.
- A twoja miłość  jaka jest?
Tego Maks się nie spodziewał. To niemożliwe, że ta kobieta nie czuje kim ona jest dla niego. Jak ją uwielbia, jak jej pragnie.
- Nie wiesz? Jeszcze nie wiesz? Ty nic nie wiesz, nic nie czujesz. Być może dlatego, że nie kupowałem ci błyskotek. Bo  podobno  kobiety tylko na to lecą. Nawet wówczas, kiedy nie znają ich wartości.
Alicję zamurowało.
-  Jakich błyskotek, na które lecą kobiety? Jakich błyskotek, na które ja bym poleciała?
-  Jesteś taka sama, jak inne. Czasami tylko udajesz niewiniątko. Jesteś  niezłą aktorzycą.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
Ale on jeszcze wyrzucił stek słów, które nie trzymały się kupy.
Na odchodne powiedział, że pragnie aby była szczęśliwa, niezależnie z kim chce być.
- Nawet możesz na zawsze zostać ze swoim profesorkiem Krzysiem.
- Żegnam. Trzasnął drzwiami.
Alicja nie spodziewała się tego po ukochanym Maksie.
     Następnego dnia nie pojawił  się na  uczelni. W dniu  ostatniego egzaminu, w tym roku akademickim  również go dnie było. Alicja była zdruzgotana. Zaszła do jego mieszkania, ale domofon nie odpowiadał. Pojechała windą na górę i doznała szoku. Choć miała do mieszkania klucze, nie mogła tam wejść.  Jeden z zamków był wymieniony. W tym momencie zrozumiała, że nic złego mu się nie stało, jedynie zakończył pewien epizod swojego życia i wyjechał.
    Jak  się później okazało,  nikomu nic nie mówiąc dwa dni wcześniej zdał egzamin i zniknął. Najprawdopodobniej  wyjechał do rodziców do Szwajcarii. Alicja próbowała się z nim skontaktować telefonicznie, bez skutku.
Kilka dni chodziła smutna. Zadzwoniła do Szwajcarii do Pani Marii, powiedzieć, że w tym roku nie przyjedzie do niej w odwiedziny.
- Wiem dziecko, Maks mi mówił. Teraz wyjechał do Neapolu.  Ty ciągle musisz pracować, tak jak i ja. Pozdrawiam i życzę   zdrowia. A tak naprawdę przykro mi, bo tak bardzo cię  polubiłam.


Alicja miała  mieszane uczucia. Z wypowiedzi Pani Marii wynikało, że musiał ją nakłamać.
Ale to i tak Alicję już przestało obchodzić.


-

niedziela, 22 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz.13

Maks nie zawsze dawał sobie radę z opanowaniem materiału, którego coraz więcej przybywało.  Nauka wspólnie z  Alicją dawała mu podwójne  zadowolenie. Po pierwsze, że doskonalił metody uczenia się, po wtóre, że był z nią.  Czasami jednak nie miał odwagi przyznać się, że czegoś nie umie. Wówczas szedł do własnego domu i nocą po prostu wkuwał.
Ona miała dobrą pamięć. Wszystko co mówiono na wykładach pojmowała w lot i to zapamiętywała.
Maks wielokrotnie namawiał ją, aby zamieszkali razem.
- A po co? Przecież i tak ze sobą przebywamy zawsze. Ty potrafisz tydzień być u mnie, ja u ciebie. Czasami musimy od siebie odpocząć, abyśmy się nie znudzili.
Ojciec Maksa często przyjeżdżał  do Polski. Nigdy jednak nie spał u swojego syna, zawsze w hotelu.
Kiedyś Alicja wracając ze sklepu zauważyła, jak przy restauracji ojciec wita się o wiele młodszą kobietą niż jego żona.
Trochę ją to zaintrygowało.
- Czy to możliwe, że Gustaw przyjeżdża do Polski dla innej kobiety, dla kochanki?
Przy kolacji zapytała Maksa, czy dzisiaj widział się z ojcem.
- Przecież ojciec dwa dni temu  wyjechał do Paryża na sympozjum. Zostawił mi czek żebym go zrealizował  w banku, pożegnał się. Potem zadzwonił, że jest już na miejscu.
- Acha. Rozumiem. Coś chyba pokręciłam. Przecież już mi mówiłeś, że ojciec wyjechał.
Nie mogło być pomyłki, Alicja na pewno widział  Gustawa z kobietą. Nie miała jednak odwagi powiedzieć tego Maksowi. Kochał swojego ojca, który w każdym calu był  dla niego autorytetem. Ona nie może podważać tego, nikt jej przecież nie upoważnił.
     Do drzwi Alicji zapukał  Krzysztof Florczyk.
- Dzieciaki, jesteście?
Przyniosłem wino, może się napijemy. Dzisiaj dostałem Krzyż Kawalerski za zasługi dla polskiej medycyny. Trzeba przecież to jakoś  oblać.
     Od pewnego czasu Maks był z Krzysztofem po imieniu. Co prawda dzieliła ich różnica pokolenia, ale Krzysztof życzył sobie, aby facet jego ukochanej Ali również był z nim  na ty.
Tylko na uczelni zarówno Maks jak i Alicja zwracali się do Krzysztofa panie profesorze, natomiast on do nich po imieniu.
Maks pobiegł do kuchni, szybko coś  przygotował  do jedzenia. Był urodzonym kucharzem. Zanim Alicja pomyślała, stół w salonie już był przygotowany.
     Po dwóch lampkach wykwintnego trunku , Krzysztof wręcz zapytał, czy kiedyś zalegalizują swój związek?
- Jaki związek. Nie mieszkamy przecież razem.
- Na stałe nie, ale na pobyty czasowe. Jeśli Maksa  nie ma u ciebie, również ciebie nie ma. Rozumiem, że mieszkacie wówczas u niego.
- Co prawda jeszcze nie zaręczyliśmy się, bo Alicja ciągle nie przyjmuje moich oświadczyn, ale jak skończymy studia, pewnie to zrobimy. Ja jestem uparty i zawsze dążę do celu.
Alicji nie bardzo podobało się co mówi Maks. Przecież to ona musi powiedzieć tak, albo nie. Na razie woli, aby było tak jak jest. Bez uzależnień finansowych, bez zobowiązań.
- Pamiętasz Krzysztof Arletę z naszego roku? Podobno urodziła dzidziusia. Jest szczęśliwą matką.
- Pewnie. Chciała za seks otrzymać u mnie ocenę z egzaminu.
- Co? Maks i Alicja powiedzieli równocześnie.
- Gdybym chciał mógłbym zmieniać studentki jak rękawiczki. Same pchają się do łóżka. Ale ja kochałem swoją żonę  i choć minęło tyle lat nie pociągały mnie nigdy inne kobiety.
- To tak jak mnie.  Kocham Alicję i będę jej wierny do końca życia.
Cmoknął Alicje w policzek.
Krzysztof się uśmiechnął. Powiedział, że pragnie aby Alicja była szczęśliwa a on tego przypilnuje.
- Maks, jeśli kiedykolwiek skrzywdzisz moją pupilkę, będziesz miał ze mną  do czynienia.
- Już się boję, panie profesorze.

sobota, 21 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 12

Rozpoczął się kolejny, trzeci rok studiów. Alicja z Maksem wzbogaceni o nowe doświadczenia kliniczne zabrali się za naukę. Było coraz trudniej, coraz więcej materiału do opanowania. Wspierali się wzajemnie. Dzielili  pracą przy przygotowywaniu referatów. Alicja zauważyła, że jak razem zaczęli się uczyć, Maks nigdy nie prosił o ściągi, sam pisał kolokwia i egzaminy. Doszedł  do wniosku, że studia które wybrał, nie mogą opierać się na trzech "Z"- zakuć, zdać, zapomnieć.
Tu wszystko ze sobą było powiązane, tak jak człowiek nie może funkcjonować bez jakiegoś organu, tak samo i lekarz nie może nie znać funkcjonowania  któregoś z organów.
     Matka Alicji zaczęła niedomagać. Choroba nowotworowa nerek powróciła. Profesor Florczyk wspierał  zarówno matkę,  jak i córkę. Chemia osłabiała organizm. Nastąpiła silna walka  z nowotworem. Niestety, wygrał tą walkę rak. W lipcu Alicja pochowała swoja mamę. Maks był ciągle przy niej. Nie wyjechał do rodziców. Pomimo chęci pojechania z nimi  do Portugalii, pozostał w Polsce.
     Kilka dni po pogrzebie profesor Florczyk w obecności Alicji powiedział, że w każdej sprawie, tej ważnej i tej mniej ważnej zawsze może na niego liczyć, tak samo jak dotychczas.
A w ogóle, to chce, aby w przyszłości była jego asystentką.
Florczyk zauważył, że Maksowi taka propozycja się nie podoba.
- Chłopcze,  wiem co plotkowali na mnie i na Alę, gdy musiała zaliczyć u mnie egzamin. Ona i bez egzaminu dostałaby ocenę  najwyższą, bo wiem, jaką  rozległą posiada  wiedzę.
Zwrócił  się do Alicji.
- Alicja, może powiemy Maksowi co nas łączyło i łączy. Niech przynajmniej on jeden wie.
Maksowi zmroziło krew w żyłach. Czyżby tu i teraz  dowie się, co tak naprawdę łączy tych dwoje. Jego ukochaną Alicje i podstarzałego profesora.
- Krzysztof, jak chcesz to mu powiedz. Ale według mnie, człowiek jest zdrowszy i szczęśliwszy jak mniej wie, niż powinien wiedzieć.
Tego chyba dla Maksa było za dużo. Czy zaraz dowie się, że tych dwoje łączy miłość a on jak ostatni palant ugania się za kimś, kto jest dla niego nieosiągalny.
   Profesor Florczyk porozumiewawczo spoglądał  na  Alicję. Ona się do niego uśmiechała. Maks był zdezorientowany o co chodzi, ale wytrwały. Powiedział sobie w duchu, że w imię  miłości do Alicji wytrzyma wszystko, nawet najgorszą prawdę.
- Więc tak. Rozpoczął Florczyk. Nikt o tym nie wie i nikogo nie wyprowadzaliśmy z błędu, ale my z Alicją jesteśmy związani.
Maksa lekko zamroczyło, ciśnienie chyba mu skoczyło do 200.
- Tak, związani więzami przyjaźni, miłości, wspomagania wzajemnego.
  Mama  Alicji i ja byliśmy przyjaciółmi od trzepaka.   Gdy moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, w którym również uczestniczyłem, miałem 16 lat. Dziadkowie Alicji przychodzili do mnie do szpitala, opiekowali się mną  jak własnym dzieckiem, wspomagali w rehabilitacji. Mieszkaliśmy na tej samej klatce schodowej i tym samym piętrze. Dziadek Ali wykuł drzwi i zrobiliśmy jedno wielkie mieszkanie.  Gdy się ożeniłem, drzwi zostały zamurowane, ale mieszkamy dalej w tym samym miejscu.
Z Maksa zaczęło uchodzić powietrze. Popił  łyk kawy.
- Jestem chrzestnym ojcem Alicji i od zawsze mówiła na mnie wujek.
- To dlaczego Alicja nie dementowała plotek na uczelni.
- A po co? Plotkami zajmują się prostacy. Ludzie, kulturalni nie interesują się prywatnym życiem innych ludzi.
- Teraz ja, dopuście mnie do głosu.
Nie chcę Maks aby to o czym teraz rozmawiamy krążyło po uczelni. W myśl zasady, kto się tłumaczy, ten się oskarża. Będą mówili, że dostałam się na medycynę bo mam tu wujka, lub, że zdałam egzamin u Florczyka, bo jest moim wujkiem.
- Egzamin zdawałaś u mojego asystenta, nie u mnie. Cmoknął ją w czółko.
Teraz, jak nie ma mamy, muszę  ją zastąpić. A przede wszystkim poprowadzić do ołtarza, jak kiedyś będzie wychodziła za mąż. Nie mam swoich dzieci, więc Alicja jest dla mnie najbliższą osobą. Jest dla mnie więcej jak rodziną.
       Florczyk odebrał telefon, pożegnał się i ich opuścił. Oni jeszcze chwilę posiedzieli, dopili kawę.
- A ja byłem taki zazdrosny. Nawet knułem, co mam zrobić, żeby Florczyka usunąć z twojej drogi, tzn. z naszej drogi.
Krzysio, Krzysztof, Krzych Florczyk.
- A gdzie jest jego żona?
- Zmarła razem z dzieckiem przy porodzie. Podobno z dnia na dzień oszroniło mu włosy.
Jego syn miałby teraz 18 lat. Od tego czasu jest sam. Po śmierci  dziadków pomagał mojej mamie w wychowywaniu mnie. Podobno wie kim jest mój ojciec, ale nie chciał mi nigdy powiedzieć. Obiecał to mojej mamie. Jeden raz zapytałam i więcej nigdy w życiu. Jest prawdziwym profesorem, taktownym i zasadniczym. Szanuję go i nie napieram. Może teraz po śmierci mamy uchyli rąbka tajemnicy?


Popatrz, gdyby ożenił się z moją matką  Krysią bylibyśmy rodziną. Sam powiedział, że mieli się ku sobie.
- Gdyby tak się stało, pewnie nie byłoby ciebie na świecie, tylko jakiś Maciuś Florczyk. Ha, ha, ha.
     Maks, pomimo nalegań matki, nie chciał wyjechać w te wakacje  do Szwajcarii. Matka, sama studiując medycynę, wiedziała, jaki to ciężki kierunek. Wiedziała, jaki człowiek jest zmęczony po zakończeniu roku akademickiego. Usilnie chciała zorganizować synkowi wakacje, on jednak tego nie chciał. Chciał być przy swojej dziewczynie, wspierać ją, pomagać.
- Maks, muszę iść do pracy. Przez wakacje muszę trochę  dorobić.
- Nie, nie, nie. Masz stypendium naukowe, za kilka dni dostaniesz rentę  po mamie, Krzysztof w razie co ci pomoże. Musisz odpocząć. Nie możesz być robotem,  który tylko pracuje. Zresztą masz mnie, ja ci zapewnię  wszystko, co chcesz.
Wtuliła się w Maksa, popłynęły jej po policzkach łzy.
- Ale ja tak nie chcę, chcę być samodzielna.
- Tak wiem, chcesz być samodzielna, a ja chcę abyś była moja i tylko moja. Zaczął ja całować.
Kocham cię powtarzał przy kolejnym pocałunku, kocham cię.
- Ja też cię  kocham. Cichutko wyszeptała.
- Powtórz, proszę, powtórz. Chcę  jeszcze raz to usłyszeć.
Ale Alicja nie dała się namówić, aby to powtórzyć. Zatraciła się w całowaniu, uściskach, miłości.









piątek, 20 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz.11

W klinice pierwszego dnia stawili się  o godzinie 8:00. Profesor, właściciel kliniki przywitał ich, przedstawił zakres praktyki. Maks  spodziewał się zupełnie czegoś  innego, Alicja była praktycznie przygotowana na wszystko.
Praktyka nie była zabawą. Musieli wykonywać czynności bardzo podstawowe, łącznie z myciem pacjentów, karmieniem, wożeniem ich na badania, uczestniczenie w badaniach, zabiegach  oraz zapoznawaniem się z procedurami obowiązującymi w klinice.
Alicja  większość czynności wykonywała tak, jakby to miała we krwi. Przecież niejednokrotnie jako wolontariuszka w polskim hospicjum to robiła. Maks, co prawda nie uskarżał się, ale było mu ciężko. Nie był przyzwyczajony do fizycznej pracy. Czasami gdy ją  spotykał na korytarzu skradał pocałunki.
     Jedna z pacjentek powiedziała   Alicji, że jej chłopak musi ją bardzo kochać.
- Tak, a dlaczego pani tak myśli?
- Ja nie myślę,  ja widzę. Chciałabym, aby moją córkę kochał tak jej narzeczony. Ale on jest sztywny jak kołek, jedynie cholernie bogaty. Bo w sferach ludzi bogatych liczą  się jedynie pieniądze i łączenie majątków. Miłość? Dla nas miłość nie istnieje, jedynie miłość do bogactwa i do pieniędzy.
- No tak już w życiu jest.
     W sobotę pojechali w Alpy. Alicja zachwycała się widokami. Willa, którą Kellerowie mieli w górach  zrobiła na niej ogromne wrażenie.
Mieli do dyspozycji cały dom, na posiłki mogli chodzić  do pobliskiej restauracji, ale Maks zaoferował swoje chęci i zdolności kulinarne. Jedzenie, które przygotowywał, było nie tylko dobre, ale wyśmienite.
- Kto cię nauczył gotować, chyba nie mama?
- Babunia Marija. Zawsze tak miło mówił o swojej opiekunce, która go wychowywała.
Ona zawsze miała dla mnie czas, a w kuchni, które było jej królestwem czułem się wyśmienicie.
Wieczorem siedząc przy kominku z trzaskającymi polanami opowiadał Alicji o tym, jak ona go namówiła do podjęcia studiów w Polsce. Przypominała mu, że jest Polakiem i w Polsce studia są na bardzo wysokim poziomie.
- W Polsce najbardziej tęsknię za babunią Marią.
  A jak przyjeżdżam tu na ferie czy wakacje, tęsknię za tobą.
Alicja popatrzyła na Maksa i uśmiechnęła się.
- A ja, muszę się przyznać, teraz tęsknię za mamą. Jesteśmy zawsze razem i tylko razem. Ona dała mi wszystko. Zastępowała również ojca, którego nigdy nie znałam. Wiem jedynie o nim tylko, że jest lekarzem, ale nigdy go nie widziałam, nie rozmawiałam z nim.
- Odrzucił własną córkę?
- Tego nie wiem. Mama mi nigdy tego nie mówiła.
W szczerości Maks zapytał się, nie wiadomo  dlaczego, kim dla niej jest profesor Florczyk?
Podobno na uczelni krążą plotki, że jesteś nim zauroczona a on tobą. Byłaś  jego dziewczyną, coś cię z nim wiąże? Nie wyprowadziłaś z błędu swoich koleżanek, lecz im powiedziałaś, że w każdej plotce, jest trochę prawdy.
- Jak powiem, że tak, to znienawidzisz mnie?
Maks się zastanowił i nic nie odpowiedział. Nie wierzył w to co mówi Alicja. Wydawało mu się, że już ją zna na tyle, że  nie byłaby w stanie wiązać  się z facetem, który mógłby być jej ojcem.
Nie wyglądała na dziewczynę, która prowadzi podwójne życie. Grzecznej dziewczynki i damy do towarzystwa dla profesora.
- Przyjechaliśmy tu na praktykę studencką. Obiecałeś mi, że jest to wyjazd nie zobowiązujący.
Nie chcę być twoją kochanką, chcę być twoją przyjaciółką. Nie jestem zakonnicą, ale postanowiłam sobie, że nie idę  z każdym facetem do łóżka.
- Tak, wiem to wszystko, ale ja cię kocham i błagam tego tam na górze, abyś  i ty mnie pokochała.
- Kochać , a mówić  kocham to dwie różne sprawy.  Dlatego, jestem powściągliwa. Nie nadużywam tego słowa.
- Wiem Aluś, nie nadużywasz,  to za dużo powiedziane. Ty w ogóle go nie używasz.
Uśmiechnęła się do niego. On objął ją i zaczął namiętnie całować. Nie broniła się, ale jednocześnie nie zatraciła do końca. Maks wiedział, jak daleko może się posunąć. I choć czuł wielką namiętność nie przekraczał bariery, która między nimi była.
     Po powrocie do Zurichu babunia Maria miała najwięcej czasu, aby z nimi porozmawiać.
Zachwycona była Alicją, jej taktem, elokwencją, zachowaniem, skromnością.
     Wakacje zbliżały się do końca. Ostatniego dnia dowiedzieli się, że za ich pracę otrzymają wynagrodzenie z premią.  Alicja bardzo się ucieszyła. W rozmowie z  Krystyną Keller napomknęła, że chciałaby  wnieść jakieś koszty trzymiesięcznego mieszkania w ich domu.
- Dziecko, o czym ty mówisz. Jesteś naszym gościem.
  Największą przyjemnością  jest cię u nas gościć.  Babunia Maria jest zakochana w tobie.
Dzień przed wyjazdem pani Maria przyniosła Alicji prezent i kopertę.
- Nie, nie mogę wziąć pieniędzy.
- Mam ich sporo. Dostaję dobrą pensję, na nic nie wydaję. Nie mam już w Polsce rodziny, więc teraz dla mnie jesteś najważniejsza. Maks jest dla mnie jak wnuk. Kup sobie książki i wszystko co ci będzie potrzebne na studia.
Może kiedyś, jak już zostaniesz wyśmienitym lekarzem, a w to nie wątpię,  będziesz mnie leczyła?
Alicja ze łzami w oczach podziękowała za prezent, za miłość, jaką otoczyła ją pani Maria.
Na lotnisku w Warszawie czekała mama Alicji. Uścisków nie było końca. Zarówno jedna jak i druga były siebie bardzo stęsknione.
- Maks, jedziemy do nas. Ugotowałam dla was obiad..
- Fajnie, stęskniłem się za polską kuchnią, choć tam też ona była, ale nie taka oryginalna.
Po obiedzie, podwieczorku i kolacji Maks nie miał chęci pójścia do swojego domu. Tu mu było dobrze i rodzinnie.
- Ja idę do pracy, więc możesz tu spać. Pilnuj mojej córki.
Alicja podniosła wzrok na mamę. Była zdziwiona jej szczerością?
- Naprawdę? To zostaję.
- A mnie o zdanie zapytałeś?
- Mama pozwoliła, więc nawet jak ty nie chcesz to ja i tak zostaję. Jutro pojadę do swojego domu. Zabiorę z parkingu swój samochodzik i pojadę  do pustej chałupy.
Maks czuł się świetnie w mieszkaniu  pań Szymańskich, ale po raz pierwszy w nim został na noc.









środa, 18 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 10

W salonie było już kilka osób. Alicja ubrana w sukienkę, szpilki, z dobrze zrobionym makijażem zeszła ze schodów/ . Maks natychmiast podszedł do niej i podał jej swoją dłoń, potem delikatnie musnął ustami  w skroń.
- Wyglądasz zjawiskowo, szepnął jej do ucha. Kocham cię.
- Chciałem państwu przedstawić moją  koleżankę  ze studiów Alicję Szymańską.
Alicja lekko skinęła głową.
- Od poniedziałku zaczynamy praktykę w klinice naczyniowej doktora Brutha. Myślę, że polskiej uczelni nie przyniesiemy wstydu. Alicja jest najlepszą studentką na roku i chyba nawet na całej uczelni.
 Gustaw Keller tłumaczył wszystko to, co mówił Maks w języku polskim. Większość jednak swojej przemowy  mówił po francusku.
Wśród zebranych gości były dwie młode kobiety, w wieku Alicji.
Jedna była córką bankiera, która przyszła tu z rodzicami, druga córką profesora, z którym razem Gustaw Keller prowadził klinikę.
Młode damy co  raz patrzyły na siebie, jakby dawały sobie jakieś niewidzialne znaki. Gdy Maks podszedł z Alicją do nich, starały się być miłe. Z uśmiechem zapoznały się i wymieniły komplementy.
Ingram, córka bankiera czuła się w tym domu wyjątkowo swobodnie. Alicja była przekonana, że jest dziewczyną Maksa. Ingram przeprosiła Alicję i swoją przyjaciółkę, wzięła go za rękę   i wyprowadziła na taras. Długo ze sobą dyskutowali. Wydawało się, że ona wydaje mu jakieś polecenia, z których  nic sobie nie robił.
     Jedzenie na bankiecie było wyszukane. Wśród dań, były polskie pierogi i żurek.  Zawsze u Kellerów były takie potrawy, gdyż  Szwajcarzy dopominali się tego dobrego jedzenia. Poza tym były krewetki, kaczka nadziewana żurawiną, sałatki i owoce morze w różnej postaci.
 Po około dwóch godzinach towarzystwo przeniosło się do ogrodu, gdzie podano słodkości, lody, ciasto.
Zmieniono również trunki na bardziej lekkie.
Tak jak mówił Maks,  mężczyźni pozdejmowali krawaty, nie było już żadnego napięcia. Atmosfera z minuty na  minutę się rozluźniała.
Dwie młode damy pożegnały Kellerów i wyjechały, jako jedne  z pierwszych. Maks poczuł się bardziej swobodnie. Teraz  mógł tylko oddać się do dyspozycji Alicji. Opowiadał jej  kolejno o wszystkich gościach, czasami rzeczy bardzo pikantne.
     Zmęczona Alicja również za jakiś czas pożegnała zebranych. Maks odprowadził ją do pokoju na drugim piętrze.
- No i jakie wrażenie?
- Sympatyczni ludzie, niektórzy tacy dystyngowani.
- Ingram jest twoją dziewczyną?
Maks spojrzał zdziwiony na Alicję.
- Skąd ci przyszło to do głowy. Chyba zauważyłaś, że te dwie mają się ku sobie. Nawet z tym się nie
  kryją.
Kiedyś przed moim wyjazdem do Polski przyjaźniliśmy się i ja byłem osłoną przed jej rodzicami. Ją zawsze pociągały dziewczyny.
Czasami udawaliśmy, że mamy się ku sobie. Nigdy jej  nie pocałowałem, nawet  w policzek. A ciebie tak.
- Acha. I nawet nie tylko w policzek. Ale również w usta.
- Nie pamiętam.
- Może lepiej. Przyciągnął Alicję do siebie i zaczął ją namiętnie całować. Odwzajemniała jego pocałunki.
- Przyjdę do ciebie w nocy.
- Niestety, Alicja dała mu do zrozumienia, że nocnych schadzek nie będzie, a on obiecał jej staż w klinice a nie amory. A po wtóre pani Maria będzie mnie pilnowała- tak obiecała.
- Jak chcesz.
- Kocham cię.
- Ja ?.... Zamyśliła się.
- Jakby w myślach coś powiedziała, a głośno dopowiedziała. Bo miłość to nie tylko słowa, ale coś więcej.
- Wiem. Znów przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Gdy przestał szepnął jej do ucha.
- Błagam, pokochaj mnie. Pragnę  ciebie, pragnę być twój.
Odwrócił się na pięcie i niby zawstydzony małolat pobiegł do gości.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz.9

Kolejny rok akademicki dobiegał końca.
- Alicja! Zagadnął ją Maks. Ojciec załatwił dwa miejsca  na praktykę w klinice w Zurichu:
- W klinice Gustawa Kellera?
Nie, w klinice chirurgii naczyniowej.
Jeśli wyrazisz zgodę  na wyjazd do Szwajcarii, będą stypendia ze wskazaniem nazwisk. Jeśli nie, pojedzie ktoś, kogo wybierze uczelnia.
- Propozycja nie do odrzucenia, ale muszę pogadać z mamą. Nie wiem jak zniesie naszą rozłąkę.
Maks nie chciał jej urazić, ale pomyślał, że ta dziewczyna jest już na tyle dorosła, aby mogła odciąć pępowinę.
Dał jej komórkę  i prosił, aby zadzwoniła do matki,  dzisiaj, teraz. Odpowiedź  musi być natychmiastowa, bo przecież  czas nagli.
Wykręciła nieśmiało numer telefonu do matki. Rozmowa była bardzo ciepła. Po wyrazie twarzy Maks nie mógł rozpoznać, czy matka się zgodzi, czy też nie.
Dobrze, tak mamo, dziękuję  mamo, rozumiem mamo, tak, nie i tym podobne odpowiedzi słyszał Maks.
- Tak, mama się zgodziła. Da sobie sama radę, tylko martwi się, gdzie będę spała i gdzie jadła.
Maks był wniebowzięty gdy usłyszał tą pozytywną wiadomość.
     Po zakończeniu roku akademickiego w ciągu  2-3 dni musieli wyjechać do Szwajcarii.
- Jedziemy samolotem, czy samochodem? Zapytał Maks.
- Wolałabym, zresztą, jak chcesz. Ty bardziej jesteś obrotny w tych sprawach.
Na lotnisku żegnała ich matka Alicji. Była rozpromieniona i bardzo szczęśliwa.
Żegnając się, Alicja zapewniała matkę, że będą w stałym kontakcie.
W samolocie  opowiedziała Maksowi, że jej mama walczy z chorobą nowotworową. Co prawda w danej chwili choroba  jest w remisji, natomiast wcześniej nie było tak dobrze.
Teraz dopiero Maks zrozumiał, dlaczego  Alicja tak mocno jest związana ze swoją matką. Wcześniej myślał, że to rozpieszczona jedynaczka..
Z samolotu wysiadali trzymając się za ręce.
- Witaj w moim kraju, powiedział do niej i przytulił do siebie. Zrobię wszystko, abyś  tu czuła się dobrze, abyś ze mną czuła się  wspaniale. Kocham cię.
- Dziękuję. Cmoknęła go w policzek.
  Kocham go pomyślała, kocham mocno, ale jeszcze mu tego nie powiem.
     Na szwajcarskim lotnisku czekała   matka Maksa. Najpierw przywitała się z Alicją, potem ucałowała syna.
Jadąc do domu zajechali do restauracji na obiad. Matka zaabsorbowana kliniką rzadko gotowała  w domu. Choć mieli polską gosposię, która prowadziła dom, sprzątała a wcześniej wychowywała Maksa, dzisiaj obiadu nie przygotowywała. Jak się później okazało przygotowywała kolację dla przyjaciół, syna i gościa z Polski.
Siedząc w restauracji Maks nie szczędził jej okazywania uczuć. Co jakiś czas całował ją w rękę, albo w skroń. Mama się uśmiechała, nawet jej się to podobało.
W czasie obiadu pani Krystyna, zakochana w synku omówiła wszystkie aspekty ich praktyki w Zurichu. Zaproponowała Alicji mieszkanie w ich willi. Dobrze wiedziała, że jeśli Alicja będzie mieszkała gdzie indziej, ona nie będzie miała w pobliżu ukochanego Maksia.
- Nie jest to zręczne dla mnie. Nie chcę być intruzem.
- Ale kochana, jakim intruzem. Dla mnie jesteś najważniejszym gościem. Dom, w którym mieszkamy jest duży, nikt sobie w nim nie przeszkadza.
     Rzeczywiście, dom Kellerów był nie tylko duży, ale ogromny, dwupiętrowy.
Alicja miała nawet do wyboru dla siebie pokój. Na I piętrze w pobliżu pokoju Maksa, lub na drugim, z pięknym widokiem na ogród a dalej na park.
- Wolę wyżej. Tam nie będę nikomu przeszkadzała.
Po rozpakowaniu się, wykąpaniu Alicja zeszła na dół, gdzie w salonie gosposia, pani Maria swoim gospodarskim okiem spoglądała na przygotowanie uroczystej kolacji.
- To pani przyjechała z Maksem?  Pani jest z Polką?
Nim Alicja odpowiedziała, ta uściskała ją i zaczęła całować.
- Już cię lubię moje kochane dziecko.
Podała jej szklankę wody i wyszły na taras. Przed oczami Alicji ukazał się bajkowy widok, jeszcze ładniejszy, niż widziała go z góry.
- Maks to dobry chłopiec. Szepnęła jej do ucha. Kocham go jak własne dziecko, wychowywałam go, bo rodzice nie za bardzo mieli  na to czas.
    Marija, co tak cicho rozmawiasz z Alicją?
Maks podszedł do starszej pani, ucałował ją w ręce, potem przytulił do siebie.
- Stęskniłem się za tobą  moja babuniu.
- Zabierz kochanie  Alę na spacer, do kolacji jeszcze trochę czasu.
Alicja powiedziała Maksowi, że trochę się tu źle w tych luksusach czuję. Ona jest wychowywana w innym świecie.
- Spokojnie. Dom jak dom. Zobaczysz to całe towarzystwo, które tu przyjdzie na kolację. Najpierw ułożeni, sztywni, potem wyluzowani, chamscy i prostaccy. Tak funkcjonuje cały świat.
Ja w Polsce czuję się dobrze. Tylko niektóre panienki, te, które uważają się za bogate czy lepszego pochodzenia  działają  mi na nerwy. Ingi, Arlety, Moniki, Beaty - dobrze ubrane, wykute, bo wypada skończyć medycynę, ale głupie i niezaradne życiowo.
- Mam prośbę. Na to wieczorne spotkanie, jeśli masz,  ubierz sukienkę. Najlepiej tą, którą miałaś na moich urodzinach.
Alicja ze zdziwieniem popatrzyła na Maksa .
- A mówią,  że mężczyźni nie zwracają uwagi na ubiór kobiety.
Spacer po ogrodzie  ukoił zmęczenie Alicji. Chodzili alejkami grubo  ponad godzinę..
Maks spojrzał na zegarek.
- Musimy wracać. Za niedługo   zaczną  przychodzić pierwsi goście.
Maria z uśmiechem znów przywitała Alicję.
- Cieszę się, będziemy mieli czas pogawędzić o Polsce. I wybrałaś pokój obok mojego. Będę się tobą opiekowała jak własną córką i nie pozwolę  skrzywdzić przez żadnego Szwajcara ani również Polaka.
     Maks, zapytała pani Maria, kochasz swoją dziewczynę?
- Ogromnie. Jest inna niż te szwajcarskie lalunie  z bogatych rodzin. Mądra, dobra, szlachetna i ona też chyba mnie kocha, tylko nie chce nigdy mi tego powiedzieć.
Nie mówi, ale to co dla mnie bezinteresownie robiła, jak leżałem w szpitalu świadczy o uczuciu.
- A może kiedyś była skrzywdzona przez  mężczyznę, dlatego  teraz nie ufa nikomu.
  Ale  widzę w jej oczach, że to dobre dziecko. A ja przecież się nie mylę.
  Kochaj ją i pamiętaj, że ona w życiu cię  nie skrzywdzi.






sobota, 14 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 8

Za dwa dni przylecieli do Warszawy rodzice Maksa.  Bardzo byli smutni z  powodu jego stanu zdrowia. Ojciec nie miał czasu siedzieć przy jego łóżku. Kursował  po oddziale, szpitalu. Znalazł dwóch swoich kolegów ze studiów. Rozmawiał z lekarzem prowadzącym i ordynatorem oddziału.
 Matka cały czas siedziała przy jego łóżku. Spisywała życzenia syna co ma mu kupić.
Nową komórkę, mały telewizor, który będzie używał w szpitalu, dwa dyktafony, nowego laptopa.
- Po co ci dwa dyktafony?
- Potrzebne. Koleżanka będzie mi nagrywała wykłady,  będę się uczył.
Matka skrzętnie spisywała życzenia syna, sama podpowiadała, co mu tu się jeszcze może przydać.
W godzinach popołudniowych  praktycznie wszystko rodzice dostarczyli synowi.
Ojca również zaciekawiły dwa dyktafony. Dlaczego dwa?
- Na wymianę. Z jednego będę korzystał ja, na drygi będzie nagrywała koleżanka i później mi przynosiła nagrane wykłady.
Koleżanka? A może dziewczyna?
- Niestety, tylko koleżanka.
Wychodząc z sali syna, ojciec na chwilę wrócił się do lóżka i szepnął Maksowi, w jaki sposób należy postępować z kobietami.
- Pamiętaj, kobiety lubią  błyskotki. Nie wszystkie jednak znają się na ich wartości.
- Może i tak, ale nie lubią,  jak ich faceci w tłumie łapią za tyłek.
Ojciec zachowywał  się, jakby w ogóle nie wiedział o czym mówi syn. Matka przywołała syna do porządku i przypomniała mu z kim rozmawia.
Następnego dnia, rano przed wykładami Alicja wpadła do Maksa  zapytać o stan zdrowia.
Poprosił ją o nagrywanie wykładów i oczywiście przynoszenie mu ich do szpitala. Jeśli nie będzie miała czasu, to może wysłać przez kuriera, on za przesyłkę  zapłaci.
- Tu to poleciałeś po bandzie. Zachichotała Alicja.
- Pewnie, że ci będę nagrywała i będę przynosiła. Jak nie będę miała czasu, to poproszę koleżanki. Och, one chętnie do ciebie  przyjdą. Niektóre już prosiły mnie, abym zapytała, czy ich przyjmiesz na wizytę.
- Nie, nie chcę nikogo, żadnych panienek z naszego roku.
- To z młodszego roku, albo ze starszego?
Alicja zaczęła się droczyć z Maksem. On zawsze żartowniś, natomiast tej rozmowy nie przyjmował  jako żarty.
Spełniła jego prośbę.  Systematycznie nagrywała wykłady i zamieniała  dyktafony. Jedną ręką Maks niezbyt umiał sobie radzić, ale młodszy pacjent z chęcią mu pomagał.
Jacek, licealista miał sprawne ręce, więc wszystko o co poprosił  go Maks z chęcią wykonywał.
- Twoja laseczka jest bardzo ładna.
- Hej, hej. Po pierwsze nie  laseczka, a po wtóre nie moja.
Jest to moja koleżanka z roku i nic więcej.
- Jak sobie chcesz, można też tak mówić . Przecież widzę  i słyszę jakie teksty do niej walisz.
- No jakie?  Podsłuchujesz?
- No takie, jak zakochany w kobiecie facet.
Niestety, Alicja nie odwzajemniała  Maksowi takich  przepięknych  tekstów. Była zasadnicza i całą znajomość traktowała jak koleżeństwo.
Po trzech tygodniach, Maksowi zdjęto rękę  z wyciągu, niestety nie zdjęto mu gipsu. Zrobiono nowe prześwietlenia i po dwóch kolejnych dniach wpisali do domu. Na uczelnię wrócił od poniedziałku z ręką w szynie gipsowej.
    Arleta natychmiast próbowała zaopiekować się Maksem. Przynosiła mu kanapki z uczelnianego baru, kawę  lub inny napój z automatu. Osaczała go z każdej strony. Raz, albo dwa razy podwiozła go do domu swoim samochodem. Zaproponowała mu stałe podwożenie, najlepiej jego autem, ale on się nie zgodził. Od tego czasu jak powiedział Arlecie, że auta i kobiety się nie pożycza ona odsunęła się od niego i przestała mu pomagać.



czwartek, 12 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 7

Alicja poszła do mieszkania Maksa. Miała duszę na ramieniu.
Otworzyła spokojnie drzwi i weszła do środka. Natychmiast je za sobą zamknęła i przekręciła klucz w zamku..
Rozejrzała się, w mieszkaniu było czysto. Tylko w kuchni na stole i szafce były produkty spożywcze przygotowane do przygotowania posiłku. Wyglądało na to, że Maksowi coś zabrakło i chciał pobiec do pobliskiego sklepu zrobić jeszcze jakieś zakupy.
Weszła do sypialni, gdzie była ogromna szafa ubraniowa i sporych rozmiarów łóżko.
Znalazła w szafie piżamę, skarpetki. Z łazienki wzięła krem do golenia, elektryczną szczoteczkę do zębów, pastę,  żel do mycia, gąbkę, ręcznik i wszystko, co uważała, że przyda mu się w szpitalu.
W salonie na małym stoliku stał laptop. Odpaliła go i poszukała Kliniki w Szwajcarii. Doszła do wniosku, że jeszcze trochę potrwa, zanim dotrze do szpitala, więc nadała na e-mail właściciela kliniki
wiadomość.
- Maks Keller uległ wypadkowi. Jest pod opieka lekarzy  w szpitalu, na ul. Banacha w Warszawie. Czuje się coraz lepiej. Wiadomość przekazuje koleżanka z roku Alicja Szymańska.
    Będąc przy drzwiach Alicja jeszcze raz spojrzała na mieszkanie. Zza uchylonych drzwi pokoju, jak się  później  okazało -  pracowni kreatywnej,  zobaczyła sztalugi. Być może nie wypadało jej tam wchodzić, ale skoro tu jest i to sama , zajrzała do środka. Na sztalugach było płótno z jeszcze niedokończonym obrazem. Był to portret kobiety. Miała wrażenie, że tą osobę, a raczej zarys kobiety łudząco przypomina ją samą. Tylko, że ona nigdy nie miała  takiej bluzki, ani nie miała zwyczaju noszenia okularów przeciwsłonecznych na włosach.
Na ścianach wisiały  obrazy martwej natury. Przy ścianie odwrócone stały może trzy lub cztery płótna oprawione w ramy. Nie zaglądała, co tam jest na nich namalowane, bo  doszła  do wniosku, że nie jest na inspekcji.
Wieczorem jeszcze raz poszła do szpitala odwiedzić   Maksa . Oddała mu wszystko, co zabrała z mieszkania, łącznie z kluczami.
- Klucze możesz zostawić. Chciałbym, abyś mi podlewała storczyka.
- Nie, pewnie twoi rodzice przyjadą, więc oni to  zrobią.
Nie nalegał, wiedział, że rodzice, choć przyjadą, zbyt długo tu w  Warszawie nie zabawią.
- Ala, przyjdziesz jutro mnie odwiedzić?
- Postaram się, ale jutro mam sporo zajęć.
- Mogłabyś  mi nagrywać wykłady?
- Pewnie bym mogła, ale nie mam dyktafonu.
Maks lubił szczere odpowiedzi Alicji. Nie udawała kogoś, kim nie jest. To chyba najbardziej go ujmowało. Choć z wyglądu macho, w duszy był wielkim romantykiem.
W Szwajcarii obracał się wśród bogatych ludzi. Dziewczyny bogate miały według niego poprzewracane w głowie. Kochał wypady z rówieśnikami w góry, ale brzydził się przypadkowego seksu, co w Szwajcarii uchodziło za normę. Dziewczyny, wino, piwo i seks, ale Maksowi to nie odpowiadało. Pewnie drzemała w nim dusza prawdziwego romantyka.
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się dużymi krokami.
- Szkoda, że nie chcesz jechać na narty do Szwajcarii. Zresztą w tym roku i ja  nie pojadę w góry.
 Jeśli mnie wypuszczą ze szpitala  wiem, że rodzice zabiorą mnie do  Zurichu.





środa, 11 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz.6



- Kim jest dla ciebie profesor Florczyk?
- Profesorem, dobrym znajomym i....
- I kim jeszcze? Drążył Maks.
- Pewnie będzie jednym z naszych wykładowców. Jest profesorem na naszej uczelni. Jeszcze z nim nie mieliśmy zajęć, ale pewnie na drugim roku tak.
- To znaczy, że masz już zdany u niego egzamin?
Alicja spojrzała na Maksa ze zdziwieniem. Nie skomentowała tego pytania a jedynie pomyślała, że skoro profesor kochał Krysię Keller, to właśnie Maks będzie miał z transplantologii "do przodu"
Kolejny rok akademicki nie był łatwiejszy od poprzedniego. Tomy książek, setki zajęć laboratoryjnych. Alicja uczyła się do późnych godzin nocnych. Maks nie ustawał w adorowaniu jej. Nie brała sobie tego do serca. Wiedziała, że na tym kierunku, który studiuje, nie ma czasu na balety, amory, wypady za miasto. Dla niej jest najważniejsza nauka i tylko nauka.
W listopadzie na jednym z wykładów pojawił się profesor Krzysztof Florczyk. Dziewczyny prawie od razu zaczęły się w nim podkochiwać.
- Alka, podoba ci się profesor Krzysztof Florczyk?
Zapytała Inga, która przed uczelnią razem z Arletą paliły papierosy.
-Niczego sobie facet, podoba mi się i owszem. Zresztą, znam go bardzo dobrze, lepiej niż wam się wydaje.
Plotkarskie koleżanki  dały jej do zrozumienia, że chodzą po  uczelni plotki, iż jest jego kochanką.
Odpaliła, że w każdej plotce jest zawsze trochę prawdy i nie drążyła tematu.
     Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Alicja kupiła dla mamy skromny prezent. Oszczędzała na każdym kroku, gdyż w domu się nie przelewało.
- Alicja, zapraszam cię na narty do Szwajcarii?
- Nie umiem jeździć na deskach. A po wtóre nie stać mnie na takie wyjazdy.
Tłumaczył, że oprócz biletu, który zresztą też może jej zafundować, nic nie będzie ją to kosztować.
Mają własny dom zimowy w górach, gdzie mama przyjmuje gości nie tylko z Polski.
- Maks, żyjemy w innych światach. Ja nie szukam sponsorów. Ja muszę w wolnym czasie pracować.
- Nie musisz. Masz stypendium. Twoja mama zarabia.
Odpowiedziała, że syty głodnego nie zrozumie.
Dwa tygodnie przed feriami Inga zapytała Maksa, czy może z Arletą pojechać do niego do Szwajcarii.
Podobno masz  ogromny dom i jesteś dziany.
- Nie mam domu. Mają go moi rodzice. Nie mogę bez ich zgody przywozić kumpli, czy kobiet.
- Ale sknera. Opływa w miliony a nie chce użyczyć pokoju dla koleżanek.
Stojąc przed budynkiem uczelni użalały się do siebie.
Po feriach Maks przyjechał opalony.
-Chyba jesteś wypoczęty, wyglądasz świetnie.
Alicja pierwszy raz powiedziała Maksowi komplement.
- Byłem na nartach w Alpach. Pogoda wspaniała, wysoko w górach słońce grzało i opalało.
  Gdybyś ze mną pojechała, też dzisiaj byłabyś wypoczęta.
Alicja uciekła gdzieś daleko myślami od rozmowy, którą prowadziła z Maksem. Pewnie bym była wypoczęta, ale moja rzeczywistość jest zupełnie inna.
     Maks przez kolejne  dni nie pojawił się na uczelni. Nikogo to jakby nie obchodziło.
Alicja nieco się zaniepokoiła. Zawsze proponował podwiezienie do domu, czasami wpadał po książki, czy po prostu pogadać. Co prawda wiedziała, gdzie mieszka, ale nigdy u niego nie była, choć niejednokrotnie ją zapraszał.
     W godzinach popołudniowych zadzwoniła do domofonu jego mieszkania. Niestety, nikt się nie odezwał. W oknach było ciemno. To jeszcze bardziej zaniepokoiło Alicję.
Któregoś dnia, matka Alicji oddelegowana została do pracy na SOR.  Dyżur nocny był spokojny. Przeglądając księgę przyjęć pacjentów natknęła się przez przypadek na nazwisko Maks Keller.
Według księgi skierowany został na OIOM z ostrą niewydolnością oddechową.
Miała zadzwonić na oddział  i się zapytać, ale zgodnie z procedurami szpitalnymi o ochronie danych osobowych postanowiła dowiedzieć się w inny sposób, czy nazwisko w księdze przyjęć jest nazwiskiem kolegi jej córki.
Po zakończonym dyżurze poszła niby w sprawach prywatnych do swojej koleżanki, która tam pracowała. Rzeczywiście, na OIOM  był Maks Keller.
     Został potrącony przez samochód. W czasie znieczulenia przy nastawianiu kości ręki, nastąpiła niewydolność oddechowa i krążeniowa. W porę udało się wszystko opanować. Właśnie dzisiaj zostanie przeniesiony na inny oddział.
     Mama nad ranem zadzwoniła do Alicji, bo kiedy ona wróci do domu, Ala będzie już na uczelni.
Alicja z niedowierzaniem słuchała o czym ona mówi.
Dzisiejszego dnia akurat odwołano wykłady profesora Florczyka w związku z jego wyjazdem do Paryża na kongres transplantologów. Alicja pojechała do szpitala. W informacji dowiedziała się, że  od kilku godzin jest na oddziale ortopedii.
     Weszła do sali, w której było kilku chorych.
- Ten pan cały czas śpi. Poinformował Alicję młody chłopak, który leżał na łóżku blisko drzwi.
Podeszła do jego łóżka. Widok jaki zobaczyła, ręka  na wyciągu  i blada, obolała twarz cisnęła jej łzy do oczu.
Usiadła na obrotowym krzesełku. Młody chłopak powiedział, że  ten pan jest tu dopiero od kilku godzin, on już od prawie trzech tygodni.
    Alicja dotknęła Maksa za zdrową, prawą rękę,  jakby chciała się z nim przywitać.
Otworzył oczy. Miał wrażenie, że śni. Przy jego łóżku siedziała  kobieta, którą wewnętrznie kochał, którą pragnął, której potrzebował.
- Alicja? To sen, czy jawa?
- Maks, dlaczego nie dałeś znaku życia?
- Nie wiem gdzie jest mój telefon komórkowy. Po tym wszystkim nie pamiętam numeru telefonu do mamy, do nikogo.
Okazało się, że rodzice Maksa nic nie wiedzą o jego wypadku. Nie wiadomo do końca, czy rzeczywiście nie pamięta numeru, czy nie chce zadzwonić, aby ich nie martwić.
     Alicja opowiadała mu o zajęciach na uczelni. Jak się później okazało uczelnia była poinformowana przez szpital o tym, że ich student został przywieziony z wypadku. Miał przy sobie legitymację studencką, co umożliwiło ratownikom medycznym  zidentyfikować osobę.
- Przynieść  ci coś do jedzenia, picia?
- Dzisiaj nie, dziękuję?
- A jutro?
Maks był zdziwiony pytaniem.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawsze możesz na mnie liczyć.
Znał już na tyle Alicję, że nie wiedział, czy naprawdę wypada obciążać ją swoimi sprawami.
Nie chciał być natrętem i zlecać jej cokolwiek.
- To może jak przypomnisz sobie numer do rodziców, to ja do nich zatelefonuję. Chyba powinni o tym wiedzieć.
Maks zamyślił się, jakby w głowie uruchamiał wszystkie swoje szare komórki.
- W Internecie jest strona Kliniki Chirurgii Plastycznej Gustawa Kellera. Gdybyś mogła tam wejść, znajdziesz numer telefonu, również e-maila.
Żegnając się uścisnęła mu zdrową rękę i pogłaskała gips tej na wyciągu.
- Alicja.  Dał jej znak oczami, że chce jej coś powiedzieć na ucho. Schyliła się, a on pocałował ją w policzek.
- Gdy była  już przy drzwiach, znowu ją zawołał.
- Mam prośbę. Mogłabyś załatwić, aby z depozytu wydali mi klucze od mojego mieszkania, portfel  i legitymację studencką. I gdybyś była tak kochana i poszła do mojego mieszkania po piżamę, szczotkę  do zębów i tam takie różnie rzeczy.
- Pewnie, że ci załatwię  wszystko. Tylko sama do twojego mieszkania, to nie za bardzo.
- Proszę, błagam, idź sama. Z żadną dziewczyną z naszego roku. Nie chcę, aby ktokolwiek obcy kontrolował  moje kąty. Błagam, błagam.
     Alicja poszła do siostry oddziałowej zgłosić prośbę Maksa Kellera. Chwilę poczekała. Za około 15 minut pani z obsługi  przyniosła mu wszystko, co było zdeponowane w szpitalnym magazynie.
Ubrania pana komisyjnie zostały spisane na straty, podarte, pocięty rękaw bluzy. Jeśli pan sobie życzy, przyniosę je, jeszcze są w magazynie.
- Nie, proszę je zniszczyć i wyrzucić. Pamiętam  w jakim stanie przywieźli mnie do szpitala.
Alicja wzięła od Maksa klucze. Wszystko inne włożyła mu do szuflady szafki.









niedziela, 8 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 5



Maks wrócił do Warszawy 15 września. Już w tym samym dniu wpadł do domu Alicji, ale jej nie zastał.
- Proszę, niech pan wejdzie. Powiedziała matka. Ala jest w pracy, ale wiem, że pan zostawił jej pod opieką auto.
- Nie do końca pod opieką. Mówiła, że ma prawo jazdy, prosiłem, aby go używała, przecież i tak stał całe wakacje.
- Alicja nigdy by tego nie zrobiła. Ona ma zasady. Co nie jej, nie bierze, nie używa.
Poczęstowała Maksa kawą cappuccino, którą sama świetnie robiła..
- Długo nie mogę pana zabawiać, bo idę na dyżur do szpitala.
- Acha. Jest pani lekarzem?
- Nie, jestem pielęgniarką. Kiedyś pełniłam funkcję naczelnej pielęgniarki w szpitalu. Ze względu na przeróżne okoliczności zrezygnowałam z tej funkcji i pracuję jako najzwyklejsza pielęgniarka.
- A twoi rodzice?
- Moi rodzice są lekarzami. Ojciec lekarz praktykujący, mama tak naprawdę udaje, że pracuje. Jest na utrzymaniu ojca i kieruje jego kliniką w Szwajcarii.
- Acha. Rozumiem.
Alicja mówiła, że jak przyjdziesz, to mam ci oddać  kluczyki  i dowód rejestracyjny. Mogę ci mówić po imieniu?
- Pewnie. Będzie mi bardzo miło. Odwiozę  panią do pracy.
Matka Alicji nie chciała fatygować Maksa, ale on się uparł i nie było mowy, aby było inaczej.
Odwiózł matkę  pod sam szpital. Zaparkował samochód i razem weszli do środka.
Alicja kończyła zmieniać  pościel na sali chorych. Gdy zobaczyła w drzwiach Maksa ugięły się pod nią nogi.
- AAAA. A ty,  jak mnie tu znalazłeś.
- Przywiozłem do pracy twoją mamę, więc w podzięce uchyliła rąbka tajemnicy i powiedziała mi, na jakim oddziale pracujesz.
- A  to papla.
- Nie przywitasz się ze mną? Zagadnął Maks.
Podeszła do niego, podała mu rękę. On również podał jej rękę, przyciągnął gwałtownym ruchem do siebie i pocałował w usta.
- Maks, co ty wyprawiasz. Jestem w pracy, to po pierwsze. A po wtóre, trzecie, piąte nie rób sobie ze mnie zabawy.
- Alicja, jedziesz do domu. Zza pleców Kellera dobiegł głos męski.
- Nie, dzisiaj dziękuję. Przyjechał mój kolega ze studiów, muszę jeszcze z nim pogawędzić.
Maks odwrócił się i zobaczył przystojnego, szpakowatego mężczyznę.
- Krzysztof Florczyk- profesor chirurgii i transplantologii.
- Maks Keller. Miło mi,  powiedział Maks.
- Czy pana matka to Krystyna Keller, żona Gustawa?
- Maks otworzył szeroko oczy.
- Tak.
- To proszę pozdrowić Krysię. Kiedyś bardzo dobrze znaliśmy się. Razem studiowaliśmy. Piękna i mądra kobieta, tylko tak niemądrze ulokowała swoje uczucia. A było nam ze sobą tak fajnie.
Maks nie wiedział co powiedzieć, więc milczał, a oczy robiły mu się coraz większe
- Tak, przekażę pozdrowienia Krysi, tzn. mojej mamie. Pewnie się ucieszy, że jeszcze w Polsce o niej   pamiętają. Wydukał z siebie Maks.

piątek, 6 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz.4

Alicja była fajną dziewczyną, ale potrafiła dopiec do żywego. Dla niej czarne było czarnym, białe białym.
- Co robisz w wakacje?
- Będę pracowała jako salowa w szpitalu na Banacha.
- Po takim ciężkim roku powinnaś wypocząć, nie pracować. Powiedział Maks.
Odpowiedziała, że ta fizyczna praca będzie dla niej odpoczynkiem po  tym roku akademickim.
Muszę  zarobić na książki na następny rok.
- Ja. Chciał powiedzieć, że jedzie na wczasy do Hiszpanii, ale ugryzł się w język. Wydawało mu się, że zrobi jej przykrość, jak będzie wychwalał się, jak radośnie i bogato będzie spędzał wakacje.
- Ja też popracuję w klinice mojego ojca w Szwajcarii. Pewnie się czegoś nauczę, bo tylko praktyka uczy i doskonali umiejętności.
- Więc do października. Pożegnała Maksa i pobiegła do tramwaju.
- Alicja, siadaj, podwiozę cię pod dom. Przecież jadę w tamtą stronę.
- Nie dziękuję.  Dam sobie radę.
W biegu jeszcze raz krzyknęła,  do zobaczenia w październiku.
Odpowiedział  do zobaczenia, do zobaczenia i jeszcze raz coraz ciszej do zobaczenia.
Dwa kolejne  dni krążył po Warszawie. Sam nie wie dlaczego zawsze wracał do siebie obok bloku, w którym mieszkała Alicja. Patrzył w okna i miał nadzieję,  że gdzieś przypadkiem ją spotka.
Matka dzwoniła każdego dnia i pytała kiedy przyjedzie do Szwajcarii.
Odpowiadał, że jak kupi bilet na samolot, bo na razie nie ma wolnych miejsc.
- To przyjedź samochodem. Masz dobrą maszynę. Tu w Szwajcarii będziesz musiał  się też przemieszczać.
W czwartek wykręcił numer Alicji.
- Cześć, mówi Maks.
- Cześć.
- Masz prawo jazdy?
- Mam, od kilku lat.
- To, to,  zaczął się jąkać. Ja jutro wylatuję do Szwajcarii i jak chcesz, to możesz używać mój samochód. I tak będzie przez wakacje stał.
- Nie, dziękuję. Podobno samochodu i dziewczyny się nie pożycza.
- Bez żadnych zobowiązań.
Kolejny raz podziękowała.
     Wieczorem zadzwonił dzwonek do drzwi. Alicja była przekonana, że to mama wraca z pracy, więc bez sprawdzenia w wizjerze otworzyła. Na klatce schodowej stał Maks Keller.
- Dobry wieczór. Mam do ciebie ważną sprawę.
Patrzyła  na niego zaskoczona.
- Ty tutaj? Jeszcze nie wyjechałeś do Szwajcarii?
- Mogę wejść?
Powiedziała,  że tak, oczywiście i przeprosiła, że przyjmuje go w drzwiach. Wszedł do środka. Zaprosiła go do stołowego pokoju.
-  Napijesz się herbaty?
- Z przyjemnością. Choć wiem, że już jest późno i nie chciałbym przeszkadzać.
- Skoro już jesteś, to możemy pogawędzić przy herbatce. Innego trunku nie mam.
Maks był nadzwyczaj rozmowny, Alicja natomiast czekała, co go sprowadza o tej porze.
- To jaka to pilna sprawa?
Wyjął z kieszeni samochodu kluczyki  i dowód rejestracyjny.
- Proszę, zaopiekuj się moim autem. Zostawiam go na tym strzeżonym parkingu obok twojego bloku. Co jakiś czas zerknij na niego. Jeśli będziesz miała potrzebę, to możesz nim jeździć.
- Mówiłam ci już, że nie chcę jeździć twoim autem. Popatrzeć na niego mogę, nawet będę go widziała z mojego okna.
Oczywiście nie omieszkała go zapytać, czy nie ma kumpli, którzy mogliby mu zrobić taką przysługę.
Odpowiedział, że żadnemu kumplowi ze studiów nie ufa. Nie chce, żeby jego furą wozili swoje dziewczyny.
Gawędzili prawie dwie godziny. Maks pożegnał się, życzył miłego odpoczynku i udanych wakacji.
Wychodząc cmoknął ją w policzek. Ona oddała ma całusa.
Rano, około 8:00 wyleciał z warszawskiego lotniska do Szwajcarii.
Matka bardzo się  cieszyła na jego przyjazd. Ojciec natomiast nie miał zbyt wiele czasu dla syna. Ciągle w swojej klinice. Powtarzał jedynie, że jak się chce mieć pieniądze, to trzeba pilnować interesu.
     Alicja zatrudniła  się na umowę zlecenie do pracy w szpitalu. Wakacje leciały bardzo szybko.
Każdego dnia przed wyjściem z domu spoglądała na parking i patrzyła, czy czerwone auto Maksa jeszcze tam stoi.
Odebrała sms-a.
Księżniczko,  czy moje auto stoi i czeka na swojego kierowcę?
Odpowiedziała, że autko stoi na parkingu, chyba jest mu nieźle. W podpisie- Kopciuszek.
- Kopciuszek w bajce zmienił się w księżniczkę, ja to właśnie muszę zmienić.
W dzień odwiedzał swoich szkolnych kolegów, czytał. W nocy marzył o swojej dziewczynie, której nie miał, choć tak naprawdę wiedział, kto nią  będzie naprawdę.
Kiedyś  zaczepiła go cyganka i namówiła na wróżbę.
- Jesteś szczęśliwym człowiekiem, choć tak naprawdę nieszczęśliwym.
Uwielbiasz kobietę , ale ona o tym nie wie. Musi upłynąć sporo czasu aby ci zaufała i odwzajemniła twoją miłość.
- Jak sporo tego czasu musi upłynąć.
- Może dwa, może trzy lata.
Jak wytrwasz, będziecie szczęśliwi. Przed  tobą trudna, wyboista droga do jej serca.
Jak ma na imię?
Cyganka popatrzyła mu w głęboko w oczy.
Karty dziwnie się zachowywały. Wskazywały wiele imion.
- Tego ci nie odpowiem, sam musisz wiedzieć.


    




    





































środa, 4 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 3

Następnego dnia były zajęcia w prosektorium. Wykładowca, profesor anatomii powiedział na wstępie, że jeśli ktoś jest słaby, musi powoli się przyzwyczajać do widoku organów konserwowanych w  formalinie.
Zapachy również są nie takie jak w kwiaciarni, czy winiarni. Wszyscy słuchali uwag uważnie, jednak to co zastali w środku, dla niektórych było nie do zniesienia. Jedną ze studentek zapach formaliny zemdlił  do tego stopnia, że musiała opuścić salę ćwiczeń.
Alicja była twarda. Jej mama pracowała w szpitalu, więc ona była tam częstym gościem. Kiedy skończyła osiemnaście lat pracowała dorywczo jako salowa. Czasami musiała wywozić z sali  zmarłe osoby.  Była również wolontariuszką w hospicjum. Początkowo nie było to łatwe, ale  z czasem ze śmiercią się oswoiła.
Maks trzymał się twardo, ale po zajęciach pobiegł do łazienki i zwymiotował. Nie przerażały go nerki, serce czy inne organy  w formalinie, jedynie zapach dawał po nozdrzach.
Po kilku tygodniach wszyscy oswoili się. Zajęcia w prosektorium były codziennością.
Na jednym z kolokwium Maks oczami błagał Alicję, aby mu podpowiedziała, bo nawet nie rozumiał pytania. Odpowiedź na to pytanie graniczyło z cudem.
Co prawda napisała  mu odpowiedź na karteczce i mu ją podała, ale również napisała, żeby się odczepił od nawiedzonej katechetki.
Po zajęciach podziękował jej i kolejny raz próbował tłumaczyć swoją postawę w dniu wywieszenia listy przyjętych.
Alicja mało integrowała się ze studentami. Ci co mieszkali w akademiku, mieli ze sobą większy kontakt. Ona po zajęciach biegła do domu i uczyła się do późnych godzin wieczornych. Wszyscy ją podziwiali, była bezbłędnie do kolejnych zajęć przygotowana. Wszystkie kolokwia pisała na najwyższe oceny.
Maks, choć był bardzo zdolnym facetem, czasami nie umiał wiązać  logicznie pewnych faktów, co można powiedzieć, że niejednokrotnie musiał  kolejny raz stawać do zaliczenia.
Kiedyś w oczekiwaniu na zajęcia spytał Alicji, jak ona to robi, że wszystko umie.
- Uczę się.
- Ja również.
- Ale ja ucząc się staram się nauczyć i pamiętać.
- Ja również, ale chyba mnie to nie wychodzi.
- No bo jest miedzy nami taka różnica, że ja jestem nawiedzoną katechetką a ty rozkapryszonym  studentem.
- Czy nigdy  mi tego nie zapomnisz?
- Nie wiem. Na razie  pamiętam, odpowiedziała dyplomatycznie.
Maks kolejny raz ją przeprosił, ale ona pomimo, że przeprosiny przyjmowała, zawsze gdy zachodziła taka okoliczność przypominała mu te słowa, które wówczas ją naprawdę uraziły.
20 maja były Maksa urodziny. Była to sobota, więc dzień wolny od zajęć na uczelni. Maks zaprosił całą grupę do winiarni.
- Ala, przyjdziesz na moje urodziny?
- Dziękuję,  ale chyba nie. Nie mam czasu.
- Czasu, czy ochoty?
- Źle się czuję w tłumie. Mamy siebie pełno przez cały tydzień, w sobotę  chcę odpocząć.
- Nie rób mi tego. Wszyscy zadeklarowali, że przyjdą, tylko ty jedna się wyłamujesz.
- Wolę  posiedzieć w domu, poczytać. Nie kręcą  mnie winiarnie, kawiarnie, puby, restauracje.
Maks nie nalegał. Każdy robi to co lubi. Wiedział, że Alicja nie darzy go wielką sympatią. Jeśli trzeba było, podpowiedziała, dała ściągę,  ale cała przyjaźń się na tym kończyła.
W sobotę rano mama wyszła do pracy. Sama więc ugotowała obiad. Niestety, rodzicielka zatelefonowała, że będzie musiała zostać w pracy na kolejną zmianę. Niejednokrotnie to się zdarzało.
Około godziny osiemnastej doszła jednak do wniosku, że pójdzie na zaproszone urodziny.
Wszyscy, którzy ją zobaczyli w drzwiach oniemieli. Nie była to ta sama koleżanka. Elegancka, krótka sukienka, szpilki, perfekcyjnie zrobiony makijaż, fryzura jak z żurnala.
Maks podszedł do niej i się przywitał.
- Dziękuję, że przyszłaś. Jesteś piękna.
Spojrzała na niego, jakby dawała mu do zrozumienia, aby nie próbował jej mówić  komplementów. Nie lubiła tego. Wręczyła mu prezent. Był to kubek z napisem "Jestem studentem wyśmienitym". Złożyła życzenia. Chciał ja pocałować, ale się lekko odsunęła. Całus musnął lekko policzek.
Inga, koleżanka, z którą chodziła do liceum również nie dowierzała własnym oczom.
- Alka, jaka ty jesteś laska. Z dnia na dzień z brzydkiego kaczątka zmieniłaś się w łabędzia. Popatrz na miny kolegów, wodzą za tobą  oczami i nie wierzą, że to jesteś ty.
- Nie szata zdobi człowieka, odpowiedziała.
     Wszystkie stoły były ze sobą złączone. Wolne miejsce było usytuowane o dwa krzesła w lewo po przeciwnej stronie  Maksa.
Stoły nie uginały się od jedzenia. Było wino, lody, ciasto. Również kto chciał mógł zamówić sobie piwko.
Nawet jej się to podobało. Nie lał się alkohol strumieniami, ale wszyscy kulturalnie sączyli biały lub czerwony trunek.
Gdy zagrała muzyka  zaczęły się tańce. Maks oczywiście w pierwszej kolejności zaprosił Alicję.
Kolejny raz w tańcu dziękował jej za podpowiadania na kolokwiach i komplementował jej wygląd.
Nie rozpływała się z tego powodu.
- Czy mogłabyś mi zrobić dzisiaj przysługę?
- Pewnie, jubilatowi nie odmawia się, oczywiście jeśli ta przysługa będzie w granicach przyzwoitości.
- Chciałbym, abyś  została do końca na imprezie. Później odwiozę cię  do domu.
- O której zamykają lokal?
- Dzisiaj jest czynny do 24:00.
- Dobrze, zostanę, pod jednym warunkiem, że przez cały czas nie będę z tobą tańczyła. Nie jesteśmy parą i nie chcą, aby ktoś tak myślał.
    Maks zgodził się na jej propozycję, chociaż nieźle tańczyła i chciałby z nią pląsać. Ale najważniejsze, że zostanie. Ona tego wieczora bawiła się wyśmienicie. Chyba wcześniej nikt nie przypuszczał, że ta dziewczyna jest taka fajna. Dotychczas postrzegano ją jako kujona, chodzącą encyklopedię i skromną, szarą myszkę z grzywką i kucykiem.
Jak przysłowie mówi, że pozory mylą, tak jest również w przypadku Alicji.
Magda z Arletą paląc papierosy obgadały Alicję od stóp do głów.
- Zobacz, jak Szymańska się zestroiła,  jakby szła na czerwony dywan. Chyba do Maksa.
- Taka niewinna, ze słodką minką, a tu popatrz, popatrz. Kiedy ona miała czas zakupić taki ubiór?
- Może prowadzi podwójne życie. Na uczelni słodziutki aniołek, a po południu dama sponsorowana przez jakiegoś bogacza?
Przed winiarnię wyszedł Marek.
- Co tam dziewczyny? Kogo dzisiaj macie na tapecie.
- Szymańską, kujona.
- No, Alicja dzisiaj wszystkich zaskoczyła. Ubiór, fryzura, makijaż. Kto by pomyślał, że z niej jest taka fajna laseczka.
Dziewczynom nie podobał  się tekst kolegi. Nie krytykował, a wręcz przeciwnie, mówił o niej ciepło i sympatycznie.
Przed północą wszyscy zaczęli rozchodzić się do domów.
- Alicja, jak wracasz? Piłaś, nie jedź. Pytał i jednocześnie ostrzegał Marek.
- Piłam, więc nie jadę, tzn. jadę  jako pasażer z Maksem.
- A Maks pił?
- Nie pił, jedynie pepsi colę i wodę  mineralną. Odpowiedział zza pleców Alicji Maks Keller.
- Niesamowite. Alicja piła, a Maksio nie. Maks, który tak lubi wszelkie trunki dzisiaj robił za abstynenta. Niesamowite.
     Gdy podeszli do samochodu Maksa, Alicja zapytała go, czy rzeczywiście nic nie pił.
Wyjął z kieszeni mały  alkomat i dmuchnął w niego.
- Popatrz. Zero promili.
Oczywiście musiał  jej opowiedzieć, skąd ma takie cacko, Przecież w Polsce nikt o takim  osobistym alkomacie  jeszcze nie słyszał.
- Moi rodzice mieszkają w Szwajcarii. Ojciec jeździ po całym świecie, więc mi takie cacko dostarczył.
     Podwiózł Alicję pod blok. Okazało się, że mieszka blisko niej, w tej samej dzielnicy, kilka ulic dalej.
Pokazała mu, które są jej okna. Było w nich ciemno.
- Mama jest jeszcze w pracy.
- To masz chatę wolną.
- Tak, mam, dla siebie, nie dla ciebie. Odpaliła.
Niczego się po niej innego nie spodziewał. Wiedział,  że nie zaprosi go do siebie.  Może nie dlatego, że kiedyś ją obraził, ale dlatego, iż taka jest a nie inna.
Siedzieli w samochodzie i rozmawiali sobie o różnych rzeczach. Maks zagadywał ją, aby z nim była jak najdłużej.
- Fajnie gawędzimy, ale muszę już iść. Wysiadła z samochodu i skierowała się do klatki schodowej.
Maks przez cały czas ją obserwował. Odjechał dopiero, gdy w oknie  mieszkania zapaliło się światło.
     Leżąc w łóżku myślał o Alicji i o tym, co  ma zrobić, aby została jego dziewczyną.
Ale dotychczasowe jego starania spalały na panewce. Zasnął dopiero o 3 nad ranem.

















poniedziałek, 2 czerwca 2014

Błagam, pokochaj mnie. cz. 2

Inauguracja roku akademickiego na akademii medycznej odbyła się bardzo punktualnie.  Przemowy rektora i wykład inaugurujący nowy rok dla niektórych przedłużał się. Wreszcie nastąpiła uroczysta część wręczania dyplomów dla dziesiątki osób, które najlepiej zdały egzamin na poszczególne kierunki studiów: wydział lekarski, pielęgniarski, farmację , stomatologię i wszystkie inne.
Najpierw wyczytywano osoby, a gdy cała dziesiątka wystąpiła, wówczas rektor w obecności dziekanów poszczególnych kierunków wręczał upragnione indeksy.
Na pierwszy rzut  był wydział lekarski. Drugie wyczytane nazwisko było Alicja Szymańska. Skromna dziewczyna wyszła na drżących nogach i stanęła obok wcześniej wyczytanego młodego mężczyzny. Potem były kolejne nazwiska a następnie wręczenie dyplomów.
Maks wpatrywał się i nieco zazdrościł, że on nie został wyczytany. Wydawało mu się, że przynajmniej jedną z kobiet, które odbierały indeksy już gdzieś wcześniej  poznał.
     Po zakończeniu studenci zaczęli  gromadzić się przy rozkładach zajęć.  Zaczęli się ze sobą zapoznawać, dyskutować.
Alicja była lekko oszołomiona gwarem, przemieszczaniem się studentów. Sama nie uczestniczyła w rozmowach, raczej obserwowała, nasłuchiwała.
Po około godzinie wszyscy z wydziału lekarskiego spotkali się w sali audytoryjnej. Nastąpił podział na grupy. W tej samej grupie znalazła się Alicja Szymańska, jej koleżanka ze szkoły i ten sam chłopak, którego widziała przy liście przyjętych.
Następnego dnia na pierwszych zajęciach w grupie wszyscy zaczęli się poznawać. Usiedli w kręgu i każdy mówił swoje nazwisko, imię i skąd pochodzi.
Alicja Szymańska, jestem z Warszawy, Robert Kula- jestem z Otwocka. Jako ostatni przedstawił się Maks Keller. Powiedział, że ma obywatelstwo polskie, natomiast obecnie z rodzicami mieszka i średnią szkołę skończył w Szwajcarii.
     Po zakończonym rytuale rozpoznawczo- zapoznawczym wszyscy przeszli do sali laboratoryjnej.
- Czy mogę usiąść obok ciebie?
Alicja podniosła głowę  i zobaczyła Maksa.
- Pewnie, tylko dziwię się, że chcesz siedzieć obok nawiedzonej katechetki.
Maks początkowo nie za bardzo rozumiał co chciała przez to powiedzieć, ale przypomniał sobie, że takich słów używał.
- Widzę, że masz świetną pamięć.
- Tego nie mogę zaprzeczyć. Pamięć mam wyśmienitą.
- Czy apetyt również?
- Pewnie. Lubię jeść, dobrze i dużo.
Maks patrząc na Alicję nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Nie wyglądała jak żarłok, a wręcz odwrotnie. Była wyjątkowo szczupła i taka delikatna.
- To zapraszam cię na pizzę.
- Nie, dziękuję. Po zajęciach pędzę na obiad do domu.  Mama dzisiaj sobie wzięła wolne w pracy i będzie czekać na mnie z obiadem.
- Też tak bym chciał.
- Również bym chciała wiele rzeczy. Na przykład takie auto jak ty. Ale ja jeżdżę autobusami i tramwajami.
- Chcesz, mogę ci go sprzedać.
Odpowiedziała mu, że gdyby miała forsę  na kupienie auta, pewnie by już dawno je kupiła.
- To bądź moją dziewczyną, dam ci pojeździć.
Alicja parsknęła śmiechem,  że połowa sali  spojrzała w jej kierunku.
Rozmowa się urwała, gdyż wszedł asystent profesora i rozpoczął zajęcia.
Wszyscy studenci byli bardzo skupieni.  Po 90 minutach Alicje rozbolała głowa. Dobrze, że w dniu dzisiejszym nie było więcej zajęć.
Szybko wyszła z uczelni i pobiegła na przystanek tramwajowy. Nim Maks się zorientował, już zniknęła mu z pola widzenia.
W autobusie usiadła przy oknie. Była piekielnie zmęczona. Może dlatego, że w nocy nie mogła spać przed dniem dzisiejszym..
- Chyba to będzie orka na ugorze. Pomyślała. Studia medyczne to nie jakieś  tam liceum, nawet to renomowane.
Mama przygotowała zupę  pomidorową oraz pierś z kurczaka i przepyszną sałatkę z sosem Vinegret.
Wszystko smakowało wyśmienicie. Po obiedzie, było jeszcze ciasto i lody.
Alicja podzieliła się z mamą wrażeniami dnia dzisiejszego i poszła poczytać książkę.
Każdego dnia czytała beletrystykę. Czy teraz będzie miała na to czas?