czwartek, 25 grudnia 2014

Co ja mam teraz zrobić? cz.31

Andrzejek z Mamą byli pierwsi w kawiarni. Pan Maks nieco się spóźniał. Alicja była pewna, że nie przyjdzie, że tylko kurtuazyjnie zaprosił ich na ciastko i lody.
- No trudno, z poważną miną powiedział mały Andrzej. Sami zjemy ciastka i lody. Też będzie fajnie.
Gdy praktycznie już kończyli konsumpcję, do kawiarni wszedł Maks.  Od razu zauważył ich przy stoliku obok okna.
- Przepraszam, ale zawodnik skręcił nogę i to nie na zawodach, tylko wychodząc z restauracji, gdzie jedliśmy spóźniony  obiad.
- Myślałem, że pan zapomniał, że się z nami umówił.
- Nie, skąd. Tylko tak niefajnie wyszło.
Przepraszał kilkakrotnie.
- Zamówił sobie kawę i takie samo ciastko, jakie jadł Andrzejek.
Rozmawiali o pogodzie, dzisiejszych zawodach sportowych i z małym powspominali Chorwację.
- Mamo, mogę iść na chwilę pojeździć sobie na symulatorze?
- Pewnie, będę cię widziała. Nic tam nie zepsuj, graj zgodnie z instrukcją.
- Co tam u ciebie Maks. Jak czuje się synek po przeszczepie, jak ty funkcjonujesz z jedną nerką.
No tak jakość się porobiło byle jak. Nie doszło do tego, żebym był dawcą, rozchorowałem się. Synek otrzymał nerkę  od innego dawcy.
- Uporządkowałeś sprawy rodzinne.
Opowiedział jej,  że nie. Dziecko nadal nosi inne nazwisko i tak naprawdę nie wie, że wujek Maks jest jego ojcem. Matka nie powiedziała tego nawet swojemu partnerowi, który dał dziecku nazwisko., że to on  jest jego ojcem. Spotyka się z synem jako wujek, wtedy, kiedy jego  przyszywany ojciec jest w pracy lub gdzieś na wyjeździe. Tak naprawdę chłopiec jest już coraz starszy  i już praktycznie  nie jest mu potrzebny wujek, ma swoich kolegów.
- Czuję się we Wrocławiu obco, myślę o wyjeździe gdzieś do innego miasta.
- Wracaj do Torunia. Jeden z kolegów wyjechał na staż   do USA, więc w trybie natychmiastowym będzie  potrzebny nowy chirurg.
Maks się zastanowił nad tym bardzo poważnie. Mieszkanie, w którym kiedyś mieszkał stoi puste. Przez kilka miesięcy w roku wynajmował mieszkanie, a raczej wynajmowali jego rodzice  dla gości ze Szwajcarii. Sami, jak przyjeżdżali do Polski w nim mieszkali.
     Nie chciał rozmawiać na temat kontaktów ze swoimi rodzicami. Dopiero po  jakimś czasie dowiedzieli się, że pracuje we Wrocławiu, ale nigdy nie dowiedzieli się, że ma tam syna. Chcieli kiedyś do niego przyjechać, ale nie wyraził zgody. Spotykał się z nimi w Toruniu.
- To przyjeżdżałeś do Torunia?
- Wielokrotnie.
- Dlaczego nigdy nie odwiedziłeś nas w szpitalu?
Maks opowiedział jej, że przyjeżdżając do Torunia spotykał się z Jivanem i jego rodziną oraz z Piotrem Wanatem. Wie o tym, że spotkała ją tragedia, że jest samotną matką wychowującą dziecko, że jej mąż wiele lat walczył o życie.
- Czytam twoje artykuły medyczne i tą ostatnią książkę, którą wydałaś. Nawet ją mam, bo kiedyś otrzymałem ją na konferencji w Warszawie. Podziwiam cię, że po tym wszystkim co przeszłaś, jesteś taka zorganizowana.
Odpowiedziała mu, że jest to odskocznia od tego co ją spotkało. Praca naukowa daje jej wiele satysfakcji i zapomina o tragedii, która ją spotkała, a przede wszystkim spotkała jej syna.
      Alicja zauważyła, że rozmawia z Maksem jak za dawnych lat, kiedy każda rozmowa trwała bez końca. Teraz też pewnie też tak by było, tylko, że już robiło się późno.
- Musimy wracać do domu. Jutro mały idzie na 8-mą do szkoły, a ja na poranną zmianę.
Żegnając się z Maksem powiedziała, że jeśli będzie w Toruniu, to niech da znać, no  i oczywiście niech pomyśli o powrocie do Copernicusa.
Maks pożegnał się z Andrzejkiem i  zapewnił, że pozdrowi jego wrocławskich kolegów.
Wracając do domu Andrzejek powiedział, że  fajny jest Pan Maks i już tam w Chorwacji go polubił.
- Fajny, fajny.
      W poniedziałek w rozmowie z Sylwią opowiedziała jej o spotkaniu z Maksem.
- Nie! To niemożliwe! Keller w Toruniu?
- Podobno  przyjeżdża tu  kilka razy w roku i nawet spotyka się z Jivanem i Wanatami.




Na pożegnanie  powiedziałam mu, aby zastanowił się nad przyjazdem do Torunia. Na pewno w Copernikusie będzie mile widziany.
I co?
- No nie wiem co. Nie udzielił mi odpowiedzi.











niedziela, 21 grudnia 2014

Co ja mam teraz zrobić? cz. 30

Przemek pomagał Alicji jak tylko potrafił najlepiej.  Nie dawał jej propozycji matrymonialnych, bo wiedział, że z tą kobietą tak się pewnych spraw nie załatwia. Andrzejek lubił wujka Przemka, czasami chodził  z nim na mecze motokrosowe. Później opowiadał mamie o tym co było na meczach, jak również o ich relacjach.
- Alicja, dostałem propozycję wyjazdu na stypendium do  USA.
- To jedź.
- Jak to jedź, tak po prostu?
- A jak inaczej?  Tak po prostu. Z takich propozycji trzeba korzystać.
- A ty? Dasz sobie sama radę?
Spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
- Przecież daję sobie sama radę. No oczywiście dziękuję za pomoc,  którą mi wyświadczasz. Ale upewniam cie, że dam sobie radę.
Będziemy w kontakcie internetowo-telefonicznym.
Przygotowania do wyjazdu, załatwiania formalności, w tym wizy trwało około 2 miesięcy.
Przemek ciągle się wahał. Wiedział, że gdyby Alicja powiedziała, aby nie jechał, dla niej by to zrobił.
Razem z Hanką odwiozły go na lotnisko do Warszawy.
Po odlocie samolotu nie wiedząc dlaczego popłynęły jej po policzkach łzy.
- Czemu płaczesz? Za przyjacielem? Zapytała Hanka.
- No tak jakoś mi się zebrało na płacz.
Alicja chyba zrozumiała, że w jakiś tam sposób kocha Przemka. Niestety, nigdy tego uczucia  nie okazywała. Raczej starała się być nie tylko powściągliwa, ale wręcz oschła. Bała się pokazywać jakiekolwiek uczucie kolejnemu mężczyźnie. Ciągle była przeświadczona, że wisi nad nią fatum.
Popatrzyły na odlatujący samolot.
Wracając samochodem do Torunia odebrała MS-a. Nadany był przed startem samolotu.
- Kocham cie i zawsze kochałem.  Byłem zazdrosny o Andrzeja, ale nic nie zrobiłem, aby coś w moim i twoim życiu zmienić.
Będę za tobą i Andrzejkiem bardzo tęsknił. W podpisie Przemek.
 Alicja czytała wiadomość raz, potem drugi i kolejny.
Zatrzymały się przy pierwszej stacji benzynowej.
- Hanka, muszę odpocząć i ochłonąć. Chodźmy na kawę.
Kilka razy jeszcze czytała ten sms.
- Mogę poprowadzić auto, jeśli jesteś zmęczona.
- Nie, spokojnie, wypije kawę i pojedziemy dalej.
W dalszej drodze niewiele rozmawiały.
W Toruniu zawiozła Hankę do mieszkania Przemka. Sama wróciła do domu Leona, aby zabrać Andrzejka.
Mały już spał.
- Wiesz, płakał, jak dowiedział się, że Przemek wyjeżdża na tak długo.
  Powiedział, że nie ma taty i nie ma wujka.
- Ale ma przecież dziadków i mnie.
- Ma, ale dla dzieciaka ojciec jest bardzo ważny.
Noc  przespała u Leona. Jutro jest niedziela więc nie ma dyżuru w szpitalu. Będzie miała czas na spędzenie go z synem.
Rano, po śniadaniu  Andrzejek ze smutkiem powiedział mamie, że są zawody motokrosowe.
- Super, to pójdziemy razem.
- Ty i Ja? Upewniał się mały.
- No, przecież ja czasami tam bywam, jak mam dyżury stadionowe jako lekarz.
Andrzejek skoczył mamie na szyję i wydawał radosne okrzyki.
W południe poszli razem na Motoarenę. Wchodząc przez bramkę wejściową Andrzejek na chwilę oddalił się od mamy. Podbiegł do pana, którego poznał w Chorwacji.
- Dzień dobry? Pamięta  pan mnie  z |Chorwacji?
- Pewnie.
- A co Pan robi w Toruniu?
- Przyjechałem z wrocławskimi zawodnikami na zawody. Jestem ich lekarzem.
- Andrzejek odwrócił się i zauważył idącą w jego stronę mamę.
- Mamo, mamo, już wracam.
Maks obejrzał się i zobaczył Alicję.
- Ta pani jest twoją mamą?
Podeszła do syna i oniemiała z wrażenia.
- Maks? Co ty tutaj robisz? Znasz mojego syna?
Maks również miał zdziwioną minę. Podał Alicji rękę i ją ucałował.
- Czasami przyjeżdżam do Torunia z naszymi zawodnikami.
Alicja wpatrywała się w Maksa a on w nią.
Mały nie wiedział co się dzieje.
- Andrzejku, ja znam pana Maksa Kellera. Razem pracowaliśmy, a potem wyjechał. Nasza znajomość się urwała.
- Do Wrocławia wracamy z drużyną  jutro, więc około 17-tej zapraszam was na lody.
- Mamo, proszę, proszę, nie odmawiaj.
- Dobrze, umówili się  na Starówce w kawiarni, gdzie dawno temu Alicja z Maksem spotykali się na kawie.

sobota, 13 grudnia 2014

Co ja mam teraz zrobić? cz. 29

Alicja wielokrotnie myślała co ma teraz zrobić ze sobą, ze swoim życiem.
Kiedyś zakochana do szaleństwa w Maksie nie wyobrażała sobie bez niego życia.
Potem wielka miłość do Andrzeja, czego owocem jest mały Andrzejek. Miłość przerwana tragedią i utratą na zawsze kochanego mężczyzny.
     Koleżanki, czasami w przypływie dobroci namawiały ją na złączenie się z Przemkiem.
Lubiła go, szanowała, ale bała się. Była przekonana, że  nad nią  zawisło jakieś  fatum.
      Siostra Przemka skończyła stomatologię. Była wdzięczna Alicji, że namówiła ją na wybranie właśnie takiego kierunku studiów. Rodzice Andrzeja często kontaktowali się ze swoim wnukiem. Zabierali go czasami do siebie. Wyjeżdżali z nim na wczasy.
Kiedyś na plaży w Chorwacji   8-letni Andrzejek usłyszał polską mowę i dołączył się do grupy dzieci
grających w piłkę. Początkowo tylko słuchał  i obserwował.
- Graj z nimi, właśnie zabrakło dzieciakom jednego zawodnika.
- A mogę?
- Pewnie. Tylko najpierw powiedz  swoim rodzicom, że będziesz grał w piłkę.
- Jestem z babcią i dziadkiem. Pobiegnę im powiedzieć i zaraz wrócę.
- Babciu, będę tam z chłopcami grał w piłkę. To są Polacy.
W czasie meczu poznał imiona chłopców. Po meczu rozmawiał z panem, który go zachęcił by przyłączył  się do wspólnej gry.
- Skąd jesteś?
- Z Torunia.
Mężczyźnie błysnęły oczy.
- Znam Toruń. Kiedyś tam mieszkałem i pracowałem.
- Co pan robił?
- Jestem lekarzem chirurgiem, leczyłem ludzi.
- O, to tak samo jak moja mama. Jest lekarzem i robi ludziom operacje.
- W jakim szpitalu?
Rezolutny Andrzejek odpowiedział, że w najlepszym toruńskim Copernikusie.
- Wie pan, moja mama jest najlepszym chirurgiem w Toruniu, tak pisali o niej w gazetach.
- Kobiety są  super chirurgami. Znałem taką jedną panią chirurg, miała na imię Alicja. Była naprawdę najlepszym lekarzem w szpitalu.
- To miała na imię tak samo, jak moja mama. Pewnie wszystkie Alicje pochodzą z krainy czarów i dlatego są najlepsze.
- Pewnie tak, odpowiedział smutnym głosem.
Pożegnali się i umówili na najbliższy dzień.
- Jutro dzieciaki z naszego pensjonatu też będą grali w piłkę, tu na plaży. Jak chcesz, to przyjdź jutro po południu i przyłącz się do nas.
- Pewnie, poproszę dziadków, by pozwolili mi też grać w piłkę, jak dzisiaj.
Andrzejek opowiedział dziadkom o rozmowie z panem, który zachęcił  go do przyłączenia do wspólnej zabawy na plaży. Poprosił również, aby jutro mógł przyjść i pobawić się z chłopcami.
Babcia odpowiedziała, że rano wyjadą na wycieczkę, a jak wrócą, to oczywiście przyjdą nad morze.
     Przez kilka kolejnych dni Andrzejek bawił się z poznanymi chłopcami.
Dzień przed odjazdem rodzice dzieciaków zaprosili go razem  z dziadkami na wieczorne, pożegnalne spotkanie przy ognisku.
Wieczór był niezwykle miły. Dzieci, jak również dorośli śpiewali polskie piosenki.
Na pożegnanie  wymienili swoje adresy e-mailowe.
- Pozdrów swoją mamę od Maksa Kellera, lekarza, który kiedyś też pracował w Toruniu.
- Oczywiście, powiem, że poznałem  Pana i  pozdrowię.
     Po powrocie do Torunia Andrzejek opowiadał mamie, jakie miał fajne wczasy. Jak poznał polskich kolegów  i jak zawsze się ze sobą bawili.
Po kilku dniach, przy obiedzie przypomniało mu się, że miał pozdrowić mamę od wujka Bartka.
- Mamo, pozdrawia cię pan Maks Keller.
- Kto?
- No wujek Bartka, Maks Keller.
- Jakiego Bartka? Znam go?
- Bartek, to kolega, którego poznałem w Chorwacji.
  On jest Polakiem i mieszka we Wrocławiu.
-AAAAAAAAAAAA. Teraz rozumiem.
- Dziękuję.
Alicja nie dopytywała Andrzejka o pana Maksa, ani też o Bartka.  Znała swojego syna i wiedziała, że jeśli coś będzie chciał jej powiedzieć na temat pana Kellera, to zrobi to w swoim czasie.
Niestety, Andrzejek niewiele mówił o dorosłych poznanych w Chorwacji, natomiast o swoich kolegach tam poznanych praktycznie jazgotał bez przerwy.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Co ja mam teraz zrobić? cz.28

Alicja konsultowała stan zdrowia swojego męża ze wszystkimi znajomymi lekarzami w kraju. Neurolodzy rozkładali ręce i mówili, że trzeba czekać, ale nie dawali żadnej nadziei.
      Kiedyś rodzice Andrzeja zaproponowali, że zabiorą go do siebie. Tłumaczyli, że jest młoda, musi się rozwijać zawodowo i wychowywać synka. Początkowo nie chciała o tym słyszeć, ale po kilkunastu podobnych rozmowach uległa.
    W domu bez Andrzeja, bez opiekunek, przewijających się rehabilitantów było pusto. Nawet mały Andrzejek to zauważył. Zaczął inaczej funkcjonować, stał się bardziej spokojny zarówno w dzień, jak również w nocy.
Prawie dwuletnie dziecko, choć jeszcze  nie mówiło, jednak dawało do zrozumienia, że w domu jest cicho i nieco inaczej. Zaglądał  do pokoju, gdzie wcześniej leżał tata.
Alicja nocami  płakała nad losem Andrzeja i swojego syna. Nie użalała się nad sobą, bo wiedziała, że nic to nie da.
Przemek, jak zawsze serdeczny i bardzo pomocny, niejednokrotnie dawał Alicji do zrozumienia, że musi zmienić swoje życie.
- Nie możesz ciągle siedzieć w książkach i w domu. Musisz wychodzić do ludzi.
  Dla człowieka nie jest tylko ważna praca.
Choć świetnie o tym wiedziała, nie potrafiła zmienić swojego życia.
- Alicja, bierzemy rowery i jedziemy na wycieczkę.
- My, a synek?
- Andrzejka zabierze dzisiaj Leon, wszystko z nim obgadałem.
- Za moimi plecami?
- Tak, bo inaczej się nie dało.
Po namyśle zgodziła się.
Leon zabrał malucha do siebie a Alicja z Przemkiem pojechali na wycieczkę poza Toruń.
Przez całą drogę niewiele ze sobą rozmawiali. Alicja skupiona była na jeździe.  Przemek czasami ją zagadywał. Otrzymywał zawsze lakoniczne odpowiedzi.
     Hanka cieszyła się, że jej przyjaciółka zaczęła normalnie funkcjonować. Dopingowała swojemu bratu, który był od lat w Alicji zakochany po uszy.
     W szpitalu zauważono, że czasami na twarzy  Alicji pojawia się uśmiech. Nawet zaczęła się lepiej ubierać, zakładać  spódnice,  sukienki i modne spodnie.
     Leon jak tylko mógł pomagał Alicji.  Nie finansowo, bo tego nie potrzebowała, ale przy małym Andrzejku, którego kochał  ponad życie.
Rozpieszczał wnuka, jak tylko mógł. Kupował mu przeróżne zabawki. Kolejkami elektrycznymi mogli bawić  się w nieskończoność. Nie wiadomo było, komu ta zabawa lepiej się podobała, czy dziadkowi, czy wnukowi.
     Alicja przynajmniej raz w tygodniu jeździła do Bydgoszczy do swoich teściów. Stan zdrowia męża nie poprawiał się. Po obejrzeniu ostatnich wyników badań doszła do wniosku, że pogorszył się.
Po spotkaniu z profesorem neurologii dowiedziała się, że poprawa najprawdopodobniej  nigdy nie nastąpi. Przybita taką wiadomością Alicja wróciła do Torunia. Podzieliła się tym  z ojcem i Przemkiem. Ani jeden, ani drugi nie próbowali jej pocieszać. Wiedzieli, że nie ma najmniejszego sensu.
Po półrocznym pobycie u swoich rodziców w Bydgoszczy stan zdrowia Andrzeja pogorszył się na tyle, że zabrano go do szpitala. Zdiagnozowano guz mózgu, który prawdopodobnie budował się po urazie głowy.
Operacja przebiegała początkowo normalnie, ale wycieńczone chorobą serce nie wytrzymało. Andrzej zmarł na stole operacyjnym.
     Alicja nie mogła uwierzyć w to co mówił jej lekarz prowadzący. Była pełna nadziei, że ta operacja pomoże mu wyzdrowieć i wrócić do normalnego życia.
     Po  śmierci Andrzeja nie mogła dojść do siebie. Chociaż wiedziała, że musi żyć dla swojego syna, niejednokrotnie myślała, że również jej życie powinno się skończyć.
Leon wprowadził się do domu Alicji, aby nie  zostawiać jej tam samej. Był jednak bardzo rad, gdy przychodził Przemek.
Mały Andrzejek poszedł do przedszkola. Dyżury, kto dziecko zaprowadza, kto przyprowadza z przedszkola były rozpisywane przez Leona. Robienie grafików miał we krwi.
Maluch był również emocjonalnie związany z gosposią Leona. Inaczej na nią  nie mówił, jak tylko babciu.