piątek, 29 sierpnia 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 8

Po wielomiesięcznych poszukiwaniach Florczyk dowiedział się, gdzie pracuje Alicja. Zaczął coraz częściej przyjeżdżać do Torunia.
Próbował z nią rozmawiać, wskazywać swoje racje. Czasami brał ja na litość.
- Alicja, ja po prostu nie dam ci tak odejść.
- Ale ja już odeszłam od ciebie.
   I nic, ani nikt mnie nie zmusi, abym wróciła.
- Co ci brakowało? Miałaś wszystko czego pragnie kobieta. Dom, samochody mogłaś  zmieniać kiedy chciałaś, ciuchy, buty, miałaś pieniądze, dobrze prowadzoną karierę naukową.
- Nie miałam miłości.  Byłam praczką, sprzątaczką, kuchtą domową, zdradzaną kobietą, z którą nigdy nie chciałeś wziąć ślubu. A uczyłam się sama, nikt za mnie nie zdawał egzaminów.
- Ale ja nie potrafię  żyć bez ciebie.
- Ja przeciwnie. Im jesteś  dalej, tym lepiej.
Kilkakrotne najazdy  Krzysztofa na Szpital Copernicus w Toruniu  zaczęły męczyć Alicję.
 Wieczorem, kiedy zapukał do jej mieszkania Maks, nie miała chęci z nim rozmawiać. Zauważył, że coś się dzieje z nią  niepokojącego.
- Ala, co jest?
- Nic, wszystko oky.
- Przecież widzę, że źle wyglądasz, stronisz od ludzi.
Powiedziała mu wreszcie, że nie chce jej się żyć. Przyjazdy Florczyka męczą ją.
Zbliża się urlop, więc wyjedźmy gdzieś  razem,.
Wykręcała się brakiem pieniędzy, co było nieprawdą.
- W takim razie zabieram cię do Szwajcarii. Jutro kupię bilety na samolot i pokażę ci moje najukochańsze zakątki tego kraju, mój dom, moich rodziców.
Dopiero teraz Alicja dowiedziała się, że rodzice jego mieszkają poza Polską.
Wieczór do końca był przepełniony opowiadaniem o tym bogatym kraju, wrażeniami z pierwszych dni pobytu w obcym dla niego środowisku a potem o szkole, nauce języka.
- No jak? Przekonałem cię na ten wyjazd?
- Nie do końca, ale chyba skuszę się. Chcę być jak najdalej od koszmarnego życia, nalotów byłego tyrana, złych wspomnień.
     Urlop  zbliżał  się wielkimi krokami. Alicja zakupiła kilka nowych sukienek i butów, aby wyglądać przyzwoicie na tych, jak to mówił spotkaniach przy świecach organizowanych przez jego matkę.
    Na lotnisku w Zurichu witała ich mama, która była poinformowana o ich przylocie.
Zarówno jedna, jak i druga pani zrobiły na sobie pozytywne wrażenie.
Matka Maksa miała wyczulone poczucie smaku i intuicję co do kobiet. Od pierwszej chwili była szczęśliwa, że jej syn nie zadaje się z jakimiś "lafiryndami" co tylko lubią być wyfiokowane.
- Mamo, to jest Alicja. Moja dziewczyna.
- Miło mi cię  poznać . Podała Alicji rękę a następnie obsypała ją pocałunkami.
Potem Maks przywitał się z mamą, nie szczędząc jej wspaniałych komplementów.
Krystyna przyjechała samochodem, który prowadził kierowca.
Maks wspólnie z kierowcą załadował bagaże do samochodu, otworzył drzwi najpierw dla mamy, potem tylne dla Alicji.
- OOO. Pomyślała Ala. Wyższa sfera, którą czuć na odległość.
Maks w Toruniu nigdy się nie wymądrzał i nie opowiadał z jakiej rodziny pochodzi, to znaczy, że właśnie aż takiej.
     Podjechali pod posesję  okazałych rozmiarów. Kierowca otworzył bramę pilotem, potem wjechali
na dosyć spory dziedziniec.
Alicja była trochę oszołomiona. Nie wiedziała, co ma robić, chwycić za klamkę i wysiąść, czy siedzieć i robić to co matka Maksa.
Kierowca otworzył drzwi pani Krystynie i jednocześnie Alicji.
Na schodach czekał  dystyngowany pan, jak się później okazało ojciec Maksa.
- Witam dziewczynę mojego syna i jego we własnej osobie.
Przywitał się z Alicją, a potem zrobił misia z Maksem.
- Przepraszam, wszystkim co są w wieku mojego syna i młodsi, mówię od razu na ty.
  Dziękuję,  że skusiłaś  się na przyjazd, inaczej w tym roku Maksa byśmy nie widzieli.
- To prawda tato.
Maks  zwrócił się również do Ali, pocałował ją w lewą rękę i również  podziękował, za to, że zechciała z nim tu przyjechać.
- Dzieciaki, wchodźcie do domu. Za godzinę  będzie  obiad.
Alicja chciała wziąć swój bagaż, ale Maks jej nie pozwolił.
- Tu musisz być damą, moją dziewczyną, a nie tragarzem. Pan, który prowadził samochód zapytał, gdzie ma odnieść bagaże.
- Moje do mojego pokoju, a Alicji, do pokoju obok.
Wziął ją za rękę  i zaprowadził   na piętro. Pokazał pokój, który teraz będzie do jej dyspozycji oraz jego, ten za ścianą.
- Wiesz, będziemy mieli wspólny taras. Jeśli nie chcesz, możemy  przegrodzić go parawanem, czy jak kto woli wysuwaną ścianką. Pokazał jej, jak na pilota ścianka wysuwa się i przegradza taras na dwie części.
- Bez przesady, niech będzie wspólny.
Alicja rozpakowała swoje rzeczy, wzięła  prysznic a zrobiła potem makijaż.  Czekała na Maksa, aby zejść z nim do salonu.
     W jadalni, przy ogromnym stole spożyli wyśmienity posiłek z czerwonym winem.
Alicja choć nie pochodziła z tak zamożnego domu, potrafiła się zachować, jak przystało na damę.
To bardzo podobało się rodzicom Maksa.













wtorek, 26 sierpnia 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 7

Krzysztof Florczyk , gdy przeczytał list pozostawiony na stole w salonie, szalał z wściekłości.






Szanowny Panie profesorze.
Zdecydowałam, że najwyższy czas skończyć z bycia pana ofiarą.
Pieniądze, które ostatnimi czasy od pana otrzymałam nie spłacą krzywd, które mi pan  ostatnio i przez wcześniejsze  lata wyrządził. Moja zaślepiona miłość do profesora Florczyka wreszcie wygasła. Otworzyłam szeroko oczy i ujrzałam świat o wiele ciekawszy, niż ten który widziałam przy pana boku.
Nie mam za co panu dziękować, jedynie za to, że się od pana uwalniam.
Jeśli pan mnie będzie w jakiś sposób szantażował, czy przeszkadzał mi w mojej pracy, wniosę do prokuratury oskarżenie o fizyczne i psychiczne znęcanie się nade mną. Mam dowody i świadków.
Żegnam, Alicja S.


     Florczyk kilkakrotnie czytał list i nie dowierzał. Jego Alicja, której utorował  drogę  kariery zawodowej tak po prostu go zostawiła.  Przecież nic złego jej w życiu nie zrobił. Obsypywał ją pieniędzmi i hojnymi prezentami. A że czasem w ściekłości wyciągnął  na nią rękę, to przecież nic takiego. Nigdy jej nie uszkodził ciała na tyle, by musiała leżeć w szpitalu. On jako lekarz znał przypadki przemocy fizycznej, połamania żeber, odbicia nerek, czy pogruchotane szczęki. Ale on, czasami tylko  podbił jej  oko, czy zrobił siniak na ręce nie rzucający się w oczy.
Próbował znaleźć w domu jej zdjęcie, ale niestety, żadnego nie było. Wszystko co związane było z jej osobą zabrała.
     Początkowo w klinice nikt się nie domyślał, że Alicja odeszła od Florczyka. Wzięła przecież urlop. Tylko profesor dziwnie się zachowywał. Chodził korytarzami kliniki, jakby czegoś  lub kogoś  szukał.
- Przepraszam, czy nie wie pan gdzie mogę znaleźć doktor Alicję Szymańską. Zapytał  kiedyś młodego lekarza, który odbywał na chirurgii staż.
- Nie. Podobno pani doktor jest na urlopie.
Wieść o dziwnym zachowaniu się profesora obiegła szybko szpital. Następnego dnia przyszedł do pracy w brudnej koszuli, co praktycznie nigdy mu się to nie zdarzało. Koledzy patrzyli na niego z niedowierzaniem, ale nikt nie miał odwagi zapytać, co go trapi.
     Gdy Alicja załatwiła wszystkie formalności związane z przyjęciem jej do pracy w Szpitalu Copernikus, wysłała drogą Internetową prośbę  o zwolnienie jej z pracy w klinice.
Dyrektor szpitala nie chciał przyjąć takiej prośby. Umówił się z Alicją, że ta znajdzie czas i przyjdzie do jego gabinetu porozmawiać.
Ubłagała jednak dyrektora, że może z nim porozmawiać, ale nie w klinice.
- Maks, jadę w sobotę do Warszawy, chcesz ze mną  jechać?
- Z tobą wszędzie, nawet na koniec świata.
W sobotę rano, Maks czekał w samochodzie pod blokiem.  Początkowo droczyła się, że lepiej, jak pojadą jej samochodem, bo to ona zaproponowała wyjazd, ale ją przekonał, że jego pomysł jest najlepszy.
     W drodze opowiedziała mu historię związaną z odejściem od Florczyka. Był zdziwiony, że światowej sławy profesor Florczyk stosuje wobec kobiet przemoc fizyczną.
- Wobec kobiet to nie wiem, ale wobec mnie tak.
Maks ciągle czekał, czy kiedyś podziękuje mu za to, że przygarnął ją w hotelu do swojego pokoju. Niestety nigdy o tym nie mówiła. Albo nie chciała, albo rzeczywiście nic z tamtego wieczora nie pamiętała.
     Spotkanie z  dyrektorem kliniki odbyło się w jego willi. Maks nie chciał w tej rozmowie uczestniczyć, poszedł pochodzić po sklepach.
- Alicja, nie możesz nam tego zrobić. Jesteś świetnym "naczyniowcem", jakich mało. Klinika poniesie ogromne straty. Dostaniesz podwyżkę.
- Miło mi to słyszeć, ale ze względów osobistych nie mogę wrócić.
Dyrektor nie chciał odpuścić do momentu, kiedy wyciągnęła z torebki kilka obdukcji i pokazała mu, jak traktowana była przez kogoś, kogo bardzo kochała.
Oglądając papiery, kiwał głową.
- Dziewczyno, jak ty to znosiłaś, jak to robiłaś, że nikt o tym nie wiedział.
- Byłam posłuszna i zastraszana, że jak odejdę , moja kariera zawodowa lekarza chirurga legnie w gruzach. Krzysztof ma we wszystkich szpitalach wejścia.
Teraz też się boję, ale może tam, gdzie teraz jestem,  macki Florczyka mnie nie dosięgną. Dyrektor tego szpitala jest poinformowana o wszystkim. Zresztą, kiedyś na studiach była jego dziewczyną i też poczuła ciężką rękę kochanego chłopaka na swojej głowie.
Dyrektor szpitala z bólem serca, ale przychylił się do prośby Alicji. Dał jej jednak warunek, że teraz bierze na jeden rok urlop bezpłatny. Gdy uzna, że chce wrócić, bez problemu wraca. Po roku, jeśli uzna, że nie wraca on ją zwolni na jej warunkach.
- Dziękuję, rzuciła mu się na szyję.
- Acha i proszę, abyś była ze mną  w ciągłym kontakcie. Jesteś mi czasami potrzebna do konsultacji wyjątkowo trudnych przypadków.
Alicja przyjęła to jako wyróżnienie jej  pracy.
- Szkoda moje dziecko, szkoda. Takimi słowami pożegnał ją dyrektor.
     Maks kupił sobie koszulę i mały prezent dla Alicji.  Złote serduszko z wygrawerowaną literką "A".
- Dla mnie prezent? Czym sobie zasłużyłam.
- Widzę, że nosisz złoty łańcuszek, więc możesz sobie zawiesić serce.
Jak będziesz na nie patrzyła, to wiedz, że jesteś dla mnie nie tylko Alą, ale również Aniołem, na którego  czekałem przez całe swoje życie.
Cmoknęła go w policzek w podzięce za prezent.
- Nie będę się mył cały tydzień, by nie zmyć tego całusa.
Do domu wrócili bardzo późno. Jutro zarówno on jak i ona mają dzień wolny.
- Chodź do mnie. Pogadamy, pooglądamy telewizję, popijemy wina.
- To może ty chodź do mnie. Pogadamy, popijemy koniaczku.
Maksa oczywiście nie trzeba było długo namawiać. Nawet nie zaszedł do swojego apartamentu, by zostawić zakupy, które sobie zrobił w Warszawie.
Mieszkanie, w którym mieszkała Alicja znał doskonale, każdy jego kąt. Nie musiał więc marnować czasu na oglądania pokoi, czy innych pomieszczeń.
Włączył kino domowe, usiadł na kanapie. Ona zrobiła herbatę, przyniosła koniak i kieliszki.
Rozmowa trwała prawie do północy. Alicji zaczęły zamykać się oczy, więc przykrył ją kocem.
- Mam iść do swojego domu?
- Jeśli nie chcesz, nie musisz. Możesz zostać u mnie na noc.
Alicja poszła do łazienki  wziąć prysznic, on w tym czasie pobiegł do siebie piętro niżej po niezbędne akcesoria do toalety wieczornej.
    Spali wtuleni w siebie, a gdy obudziły ich promienie słońca Maks kolejny raz  zaczął całować Alę.



czwartek, 21 sierpnia 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 6



Początkowo nie wiedziała gdzie ma jechać, ale gdy wyjechała z Warszawy skierowała się w kierunku Torunia.
Po przejechaniu około 100 km, poczuła zmęczenie. Doszła do wniosku, że w takim stanie nie może prowadzić samochodu. Zatrzymała się w najbliższym motelu, zjadła co nieco  i wynajęła sobie pokój, aby pospać. Wykonała telefon do szpitala Copernicus i umówiła się na rozmowę z dyrektor szpitala na kolejny dzień.
     Wyłączyła swój telefon, aby po pierwsze nie można go było namierzyć, gdzie się znajduje, a po wtóre nie miała chęci z nikim rozmawiać.
Praktycznie spała bez przerwy 12 godzin. Gdy po południu  obudziła się, zjadła ciepły posiłek  i wyjechała w dalszą drogę.
     W Ciechocinku wynajęła kwaterę  prywatną i znowu poszła spać.
Rano wypoczęta, zrobiła sobie dosyć ostry makijaż, aby zatuszować zasiniaczone oko, wyjechała do Torunia na spotkanie z dyrektor szpitala Copernicus.
     Ta przyjęła ją z otwartymi rękami.
- Marzył mi się taki chirurg jak pani. Jednak to prawda, że marzenia się spełniają.
Zatelefonowała do ordynatora z wiadomością, że  w jej gabinecie jest młoda pani chirurg, która będzie pracowała na oddziale razem z nim.
Leon nie miał pojęcia, że tym chirurgiem jest asystentka profesora Florczyka.
- Profesor pozbył się swojej asystentki?
- Nie panie ordynatorze. Sama odeszłam, by zrobić miejsce innej asystentce  u boku znakomitego profesora Florczyka. Nasze drogi już praktycznie dawno się rozeszły, ale profesor usilnie mnie przy sobie zatrzymywał, twierdząc, że jeśli odejdę,  na rynku medycznym będę jego największą konkurencją.
- Pewnie, my starzy powinniśmy robić  miejsce dla młodych. Oni są sprawni i fizycznie i umysłowo, my natomiast z wiekiem stajemy się coraz większymi rutyniarzami.
     Dyrektor zaproponowała Alicji wszelką pomoc związaną z poszukaniem mieszkania. Do tego czasu może mieszkać w pokoju gościnnym szpitala, praktycznie do chwili, kiedy  dla niej znajdzie się mieszkanie w Toruniu. Ostatecznym rozwiązaniem może być hotel lekarski, ale Alicja takiej opcji nie brała pod uwagę.
     Wychodząc ze szpitala natknęła się na Maksa.
- Ty znowu u nas?
- Tak i od dzisiaj na dłużej.
Maks poczuł ukłucie w sercu.
- Świetnie. A gdzie będziesz mieszkała?
- Od dzisiaj w szpitalu, aż sobie znajdę  mieszkanie.
- Mój przyjaciel za dwa dni wyjeżdża na dwa lata na misje do Iraku. Ma dosyć fajne mieszkanie. Chce go wynająć tylko za czynsz i media. Jeśli chcesz, mogę cię  z nim umówić.
Jest tylko jeden problem, będziesz mieszkała w tym samym bloku co ja, tylko piętro wyżej.
     Alicja zgodziła się i poprosiła Maksa, aby  porozmawiał z tym swoim kolegą.
Maks wziął od niej numer telefonu i około godziny osiemnastej zatelefonował, aby przyjechała, dogadała warunki wynajmu mieszkania.
     Przyjaciel Maksa był niezwykle sympatycznym lekarzem. Praktycznie swoje zawodowe życie spędzał na misjach wojskowych. Mieszkanie miał, mówiąc w języku młodzieżowym nieźle wypasione. Wszystko co potrzebne do życia w nim było i to z najwyższej półki.
- Wyjeżdżam co prawda pojutrze, ale już jutro, a nawet dzisiaj możesz się tu wprowadzić. Mieszkanie jest  duże, więc nie będziemy sobie wchodzili w drogę.
Ugadali się, że wprowadzi się jutro, dzisiaj jeszcze pomieszka w szpitalu.
Maks dziękował Bogu, a przede wszystkim swojemu przyjacielowi, że udostępnił Alicji  mieszkanie. Zawsze, gdy on był na misjach, Maks doglądał mieszkania, płacił  mu rachunki. Teraz ten obowiązek spadł  z niego i to go bardzo cieszyło. Najbardziej jednak to, że w szpitalu będzie pracowała Alicja, a jeszcze bardziej, że będzie mieszkała praktycznie w jego zasięgu wzroku i ręki.
     Alicja pracę rozpoczęła na tej samej zmianie co Maks. Zaproponował jej pojechanie do szpitala jego samochodem.
- Pewnie. Popatrzę  z okien samochodu na Toruń, poznam lepiej trasę.
Po południu zaprosił  ją  do restauracji na obiad.
Nie za bardzo chciała się zgodzić.
- Proszę, przyjmij zaprosiny. Tak  tylko dzisiaj. Lepiej się poznamy, pogadamy.
W tym momencie żałowała, że nie pojechała do pracy własnym autem, teraz była po prostu zdana na niego.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że każdy płaci za siebie.
Do domu wrócili późnym wieczorem. Odprowadził ją pod same drzwi.
- Jak będziesz czegoś  potrzebowała, to albo dzwoń, albo po prostu zastukaj w kaloryfer. To niezła droga komunikacji. Przylecę szybko z pomocą.
- Pewnie, tak zrobię.



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 5


- Jesteś super chirurgiem. Pierwszy raz widziałem tak sprawne ręce u kobiety chirurga.
.- U nas w Warszawie jeszcze dyskryminują kobiety przy stole operacyjnym, ale myślę , że wkrótce to się zmieni. Uważają nas za najlepsze do zszywania, twierdząc, że kobieta jest niezłą krawcową czy koronczarką.
- W naszym szpitalu nie ma kobiety chirurga, więc na ten temat nie mogę się wypowiedzieć.
Alicja otrzymała telefon, że muszą wracać, bo za chwilę wyjeżdżają do Warszawy.
Żegnając się Maks zapytał Alicji, czy się jeszcze spotkają.
- Nie sądzę, chyba, że znów Copernikus zaprosi profesora Florczyka do przeprowadzenia skomplikowanej operacji.
- A może na jakiejś konferencji, sympozjum? Mówiąc to czekał na jakąś reakcję ze strony Alicji. Ale nie drgnęła. Nie skojarzyła po co to jej mówi. Nic dziwnego, pewnie nic z tego co było na konferencji we Wrocławiu nie pamięta.
     Po powrocie do Warszawy zmęczona poszła spać. Gdy się w nocy obudziła, by się czegoś napić profesora nie było w domu.
Na stole w kuchni znalazła kartkę, że musiał wyjechać do pilnego przypadku.
- Przestała wierzyć z te jego przypadki.
Rano, kiedy przyszła do pracy dowiedziała się, że profesor Florczyk jest na OIOMie. Miał wypadek. Samochód prowadziła kobieta, która zginęła w wypadku, on  jest w bardzo ciężkim stanie.
     Alicja zeszła na OIOM i popatrzyła na profesora. Leżał pod respiratorem.
- Wszystko będzie dobrze, usłyszała głos ordynatora OIOM. Ma niewielkie problemy z oddychaniem i krążeniem, ale idzie ku lepszemu. Kilka godzin wcześniej wyglądało to groźniej.
     Alicja wróciła na oddział chirurgii i weszła w wir swoich obowiązków.
Czara goryczy się przelała. Alicja już w tej chwili wiedziała, co ma teraz zrobić. Musi jednak poczekać, aż profesor dojdzie do zdrowia. Nie może go opuścić w chwili, kiedy leży w szpitalu. Wszyscy będą ją przecież oskarżali, że zostawiła profesora w tak trudnym dla niego okresie. Nikt do tej pory nie żałował jej, że starszy o ponad 25 lat profesor puszcza ją kantem, traktuje jak służącą zarówno w domu, jak również w pracy.
- Basta, dość. Kiedyś muszę przerwać takie życie.
Profesor wyzdrowiał. Był jej bardzo wdzięczny, że opiekowała się i wspierała go w czasie choroby.
Przesłał jej na konto ponad sto tysięcy złotych, aby sobie kupiła samochód.
Podziękowała mu za ten hojny prezent. W pierwszym odruchu chciała pieniądze odesłać, ale tego nie zrobiła.
- Dziękuję ci za pieniądze. Kupię sobie moje wymarzone autko, choć to, którym jeżdżę  jeszcze  jest dobre.
Następnego dnia zauważyła, że konto znowu zostało zasilone.
- Krzysztof, nie chcę od ciebie pieniędzy. Nie spłacisz moich krzywd i upokorzenia. Przez cały czas, kiedy ze mną  byłeś oszukiwałeś mnie, miałeś inne kobiety. Rozmowa przerodziła się w kłótnię. Florczyk nie panując nad emocjami uderzył dwa razy Alicję.
Tego było już za wiele.
Zrobiła sobie okład z lodu, ale niestety fioletowe oko  było dowodem na to, że była  ofiarą przemocy.
Próbował  ją przepraszać, ale ona przeprosin nie przyjęła.
W nocy, kiedy spał po środkach nasennych, które sobie aplikował po wyjściu ze szpitala, spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechała. Podjechała pod klinikę i zostawiła na oddziale podanie o dwutygodniowy urlop motywując pilnymi sprawami rodzinnymi. Dodatkowo wstąpiła na posterunek policji wnieść oskarżenie o pobicie. W dyżurnym szpitalu zrobili jej obdukcję.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Co teraz mam zrobic? cz. 4

Maks! Któregoś  dnia zagadnął go jego przyjaciel.
- Znalazłeś już swoją  nieznajomą? Mam radę, podaj do programu "Ktokolwiek widział,            ktokolwiek wie", może tą droga znajdziesz tą swoją piękność.
Maks  pokazał mu palcem, gdzie człowiek powinien mieć rozum i odszedł bez słowa.
Umówił się z prywatnym detektywem na piątek. Do tego czasu powinien zgromadzić więcej informacji o szukanej osobie.
W poniedziałek dyrektor Bosak wezwała do siebie ordynatora i Maksa, wg niej  jednego z lepszych chirurgów w Copernikusie.
- Zaprosiłam w środę dwójkę lekarzy z kliniki warszawskiej, ponieważ musimy przeprowadzić bardzo skomplikowaną operację tętniaka. Pacjent nie nadaje się do transportu, nawet helikopterem. Proszę być w gotowości, przygotować  się perfekcyjnie do zabiegu.
Później dokładnie jeszcze omówili przebieg operacji i ich role na sali operacyjnej. Prowadzącym operację będzie profesor Florczyk, który jest najlepszym  specjalistą w  Polsce.  Przyjedzie ze swoją asystentką, ale  nie wiadomo dokładnie, czy młoda kobieta stanie przy stole razem z profesorem.
   Maks po spotkaniu z dyrektor szpitala wrócił  do swojej pracy. Miał w tym dniu jeszcze dwa zabiegi. Do domu wrócił zmęczony, natychmiast zasnął.
     W środę wszyscy oczekiwali na profesora Florczyka. Jego nazwisko było znane nie tylko w Polsce, ale również w Europie i na świecie. Nie wszyscy jednak go widzieli i nie wiedzieli jak wygląda.
Maks siedząc w pokoju lekarskim, przeglądając dokumentację lekarska, zauważył poruszenie na korytarzu. Do gabinetu weszła  siostra oddziałowa informując Maksa i innych lekarzy, że profesor już przyjechał.
- Dobrze. jestem przygotowany na spotkanie z profesorem, rozmowę  i operację.
Czekał na to, że poproszą  go do gabinetu ordynatora. Skupiony na analizie wyników pacjenta, który będzie za kilka minut operowany nie zauważył, że do gabinetu lekarskiego ordynator wprowadził profesora i jego asystentką. Podniósł głowę, odrywając się od dokumentacji i oniemiał z wrażenia.
Zobaczył w gabinecie mężczyznę, który szukał w hotelu swojej asystentki a za chwilę ją samą.
Chciał  wstać, ale poczuł ciężar swojego ciała. Przed nim ukazała się kobieta, którą od wielu tygodni poszukuje, którą zaopiekował się w czasie konferencji.
     Krzysztof, to jest nasz młody, ale niezwykle zdolny chirurg Maks Keller. Maks podał rękę  profesorowi i się z nim przywitał. Potem nastąpiło przedstawienie asystentki profesora Florczyka Alicji Szymańskiej.
- Miło mi panią poznać, powiedział pod nosem, praktycznie sam siebie nie słysząc.
Wspólnie przeanalizowali jeszcze raz dokumentację chorego i umówili się za 40 minut na bloku operacyjnym.
Ordynator, profesor i jego asystentka wyszli z gabinetu lekarskiego.
- Maks, dobrze się czujesz? Zapytała Sylwia.
- Tak, w porządku.
- Nic dziwnego, ładna kobieta, więc cię zwaliło z nóg. Ładna, młoda i asystentka najsłynniejszego w Polsce profesora Krzysztofa Florczyka.
Maks był widokiem kobiety tak oszołomiony, że przez chwilę nie wiedział co ma odpowiedzieć.
Na sali operacyjnej już nie był taki spięty. Tylko oczami wystającymi nad maseczką chirurgiczną  wodził za każdym ruchem młodej lekarki.
Po operacji, której tak naprawdę przewodziła asystentka Florczyka wszyscy poszli na kawę  do dyrektor szpitala.
Maks praktycznie skończył na dziś dyżur, więc był do dyspozycji zarówno gości jak i również swoich przełożonych.
Florczyk jak się okazało był kolegą zarówno ordynatora, jak również dyrektor szpitala. Zaczęli wspominać lata studenckie.
- Maks, zabierz panią  doktor Alicję i pokaż jej nasz szpital.
- Z wielką przyjemnością.
Wyszli z gabinetu dyrektora szpitala.
Alicja była zadowolona, że nie musi wysłuchiwać ponad setny raz opowieści o karierze naukowej swojego mentora.
- Mam na imię Alicja. Jeśli ci to nie przeszkadza, to mówmy sobie po imieniu.
- Cała przyjemność  po mojej stronie. Mam na imię Maks, Maks Keller.
Poszli zwiedzać szpital. Najpierw zaprowadził ją na ginekologię, aby zapoznać ją z jego przyjacielem Piotrem, potem na  SOR, by pokazać ją Jivanowi. Niestety, przyjaciel był bardzo zajęty, przyjmował pacjenta z wypadku.











środa, 6 sierpnia 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 3

Alicja wściekła na Florczyka również nie uczestniczyła do końca w konferencji.
Rano zrobił jej piekielną awanturę, że nie wiadomo gdzie się "szlaja" i nie przychodzi do pokoju spać.
- Przecież moje łóżko było zajęte przez jakąś blondynę.
Oczywiście Florczyk odpowiedział jej, że zawsze wszystko wyolbrzymia. Kłótnia trwała dosyć długo, skończyła się na tym, że Florczyk jej zakomunikował, że bez niego byłaby zerem.
- Jeśli chcesz kimś być, bądź mi posłuszna dzieweczko. Musisz tolerować mnie i moje zachowanie.
A jak będziesz tym kim ja teraz jestem, możesz dopiero mieć kaprysy.
     Alicja wściekła, spakowała swoje ciuchy i wcześniej wyjechała.
Maks opowiedział swojemu przyjacielowi przygodę, jaka go spotkała  na konferencji.
Ten po prostu śmiał się, że Maks, toruński bawidamek i Casanova  przeżywa  spotkanie z  jedną kobietą, którą spotkał  przy barze.
- Maks, przecież ciebie stać na wiele kobiet i to trzeźwych. |Nie myśl o jednej pijanej, którą spotkałeś w hotelowym barze.
Maks o mało co nie obraził się na przyjaciela.
- W takim razie nic ci więcej nie będę mówił.
Mijały tygodnie a Maksowi wciąż siedziała w głowie kobieta z konferencji.
Kiedyś, będąc na nocnym dyżurze zwierzył się siostrze oddziałowej, która również pracowała w nocy.
- I co teraz mam zrobić?
Odpowiedziała mu, że powinien iść do wróżki, albo po prostu wynająć prywatnego detektywa.
Maks zamyślił się.
- To jest dobra alternatywa.
Sylwia umówiła go ze znajomą wróżką,
Stawił się na umówiona godzinę. Wyjaśnił co go interesuje i dlaczego tu się zjawił.
- Ja nie wiem. Odpowiedziała wróżka, ale karty powinny wiedzieć.
   Nie znasz imienia, nie znasz nazwiska, jedynie numery rejestracyjne samochodu.
Potasowała karty i kazała powiedzieć zapamiętane przez niego numery auta bez liter.
Rozłożyła karty.
Długo się nim przyglądała.
- Tak. Jest to rejestracja warszawska. Samochód należy do kobiety o ciemnych włosach, szczupłej, poważnej, wykonującej zawód związany z medycyną.
- Jest lekarzem?
- Lekarzem i nauczycielem.
Maks pomyślał, że to by się zgadzało. Nie przypadkowo znalazła się w tym hotelu, gdzie trwała konferencja naukowa lekarzy.
- Czy ta kobieta ma faceta?
Znowu wróżka potasowała karty i wyciągnęła trzy.
- Jest przy niej mężczyzna, dużo starszy od niej. Nie do końca karty pokazują kim jest dla niej.
Ojcem, nauczycielem, kochankiem, mężem.
- W jakim wieku jest kobieta, którą pokazują karty?
- Nie jest młodziutka, ale również nie w średnim wieku. Około 30-33 lat.
- To by się zgadzało, pomyślał  Maks.
Wróżka zapytała go, czy ma jakąś jej rzecz. Niestety, nie miał. Poza zapachem, który  ciągle czuł zmieszany z alkoholem nic więcej nie mógł o niej powiedzieć.
- Wie pani, jest ładna, szczupła, dobrze ubrana.
- Tak również wskazują karty, odpowiedziała wróżka.
Jeszcze raz potasowała karty i kilka wyłożyła na stół pokryty zielonym pluszem.
Wpatrywała się w karty, jakby chciała je przefiltrować na drugą stronę.
- Tak.
   Jest młoda, ładna, zgrabna, dobrze ubrana. wygląda na to, że w stolicy mieszka od zawsze.
Wykonuje zawód pomagający ludziom. Wokół niej było i jest kilku adoratorów, jednak ona ciągle jest przy tym jednym, starszym o wiele lat od siebie.
Nie jest to jednak związek szczęśliwy. Mężczyzna oszukuje ją. Ona jest dla niego gospodynią, kochanką, podporą w pracy, chyba naukowej.
Jeśli pan pozwoli, mogę przez jakiś czas śledzić  karty zarówno pana, jak również tej kobiety.
- A co to da?
- Może coś więcej niż dzisiaj karty pokazały.
Maks zgodził się. Pożegnał wróżkę i wyszedł od niej oszołomiony. Nie dowierzał, że karty mówią to co mówiła wróżka. Być może była to  prawda, być może gadała, aby cokolwiek powiedzieć, by zadowolić petenta.
     Gdy spotkał Sylwię, podziękował  jej za pomysł.
- I co teraz zrobisz?
- Teraz  zrobię  krok drugi. Zatrudnię  detektywa.
Wiem już, że jest warszawianką, pracuje naukowo ze starszym od siebie mężczyzną. Jest dla niego nie tylko podporą naukową, ale również domową, kochanką.
   Sylwia dała mu wspaniałą radę. Aby skontaktował się z organizatorami konferencji  i otrzymał od nich nazwiska uczestników.  Nie za bardzo jednak rozumiała swojego kolegi z pracy, po co szuka kobiety, której nie zna i nic o niej nie wie.

piątek, 1 sierpnia 2014

Co teraz mam zrobić|? cz. 2

    


     Alicja dobrze wiedziała, że Krzysztof Florczyk kocha kobiety a one jego. Wielokrotnie wracał do domu z poplamionym od szminki kołnierzykiem. Alicja, posłuszna swojemu profesorowi prała mu koszule. On  tak myślał. Niestety, ona tego nie robiła. Gdy pierwszy raz zobaczyła czerwoną szminkę  na kołnierzyku, koszule zanosiła do pralni. Potem układała elegancko wyprasowane w szafie i udawała, że to ona je tak perfekcyjnie pierze. Zresztą od pewnego czasu przestała być perfekcyjną panią domu. Dwa razy w tygodniu przychodziła sprzątać kobieta, od pewnego czasu zamawiała catering. Ponieważ profesora praktycznie nie było w domu przez cały dzień, z Alicją spotykał się wieczorem oraz w pracy, do prowadzenia domu nie wtrącał się.
Czas, który kiedyś przeznaczała na sprzątanie, pranie, prasowanie teraz wykorzystywała  na naukę.
     Profesor był dumny ze swojej asystentki. Ładna, mądra i taka pracowita. Wszystkim mówił, gdy ją  przedstawiał.
Rzeczywiście, w domu lśniło, zawsze obiad przygotowany, pięknie udekorowany, pranie poprasowane i poukładane. Czasami zadawał jej pytanie, jak ona to robi, że ze wszystkim zdąży.
- To miłość tak mnie nakręca. Odpowiadała.
Profesor, perfekcyjny pozorant udawał, że bezgranicznie kocha Alicję. Obsypywał ją prezentami i pieniędzmi. Na prowadzenie domu przeznaczał spore sumy. Wiedział, że może zawsze zaprosić gości, bo jest posprzątane, poukładane i z klimatem.
Nic jej nie brakowało w życiu, chyba tylko ptasiego mleka, spokoju i zrozumienia.
Początkowo, gdy deklarował  jej miłość  i zaproponował  wspólne mieszkanie, była wniebowzięta.
Zakochana po uszy w swoim guru i mentorze, nie widziała poza nim świata. Pierwsze oznaki zdrady tłumaczyła przewrażliwieniem i zazdrością. Bo przecież każda kobieta byłaby zazdrosna o takiego przystojnego, mądrego i bogatego partnera.
     Maks był przekonany, że mężczyzna szuka tej kobiety, która teraz śpi u niego.
Maks wrócił do pokoju. Umył zęby i poszedł spać. Sen jednak nie przychodził. Tak naprawdę nie wiedział, kim jest kobieta, którą zgarnął z baru. Czy rzeczywiście, ten starszy pan, właśnie jej szukał. Czy przez to, nie nabawi się kłopotów?
Nad ranem zasnął, a gdy się obudził przed siódmą,  kobiety nie było w pokoju. Trochę się zaniepokoił.
Odruchowo zajrzał do torby podróżnej i sprawdził, czy ma dokumenty, karty bankomatowe i pieniądze. Wszystko było na swoim miejscu.
    Około ósmej zszedł do restauracji na śniadanie. Było sporo ludzi, ale kobiety, którą zaopiekował się wieczorem nigdzie nie widział.
O godzinie 9: 00 poszedł do sali konferencyjnej na wykład. Rozglądał się, ale niestety, nie znalazł jej.
Po wykładzie zdecydował się wyjechać do domu. Nie czekał na zakończenie konferencji.
Przed hotelem zobaczył wsiadającą do samochodu dziewczynę,  która łudząco przypominała tę wczorajsza, którą zapoznał przy barze.
Chciał do niej podbiec, ale natychmiast odjechała. W przelocie zobaczył tylko numery rejestracyjne samochodu. Aby ich  nie zapomnieć zapisał   sobie w komórce. Były to numery rejestracji warszawskiej.
     Maks pojechał do Torunia. Całą drogę  myślał o dziewczynie.
Następnego dnia poszedł na policję, chciał sprawdzić, kto  jest właścicielem samochodu o takich numerach rejestracyjnych.
- Czy pan jest poszkodowany, tzn. uległ wypadkowi a sprawcą był kierowca pojazdu o wskazanych przez pana numerach rejestracyjnych?
- Nie, ale poszukuję panią, która jeździ takim samochodem.
- Och, szanowny panie, my nie jesteśmy biurem rzeczy zagubionych. A po wtóre obowiązuje tajemnica danych osobowych.
Niestety, Maks nie chciał do końca robić z siebie idioty i wyszedł  z posterunku policji.
- Szkoda, że w Toruniu nie ma księdza Mateusza. Zaśmiał się sam do siebie.
- On pewnie by mi powiedział.