piątek, 31 stycznia 2014

Miłość silniejsza niż...cz. 7

Alicja wróciła do pracy. Mile została przywitana przez personel medyczny oraz innych pracowników.
Po obchodzie i porannej odprawie ordynator poprosił ją do siebie na rozmowę. Początkowo myślała, że będzie mówił na temat jej zwolnienia lekarskiego, czy wypytywał o zdrowie i siłę do pracy.
- Pani Alicjo, proszę siadać. Wskazał jej  miejsce na kanapie.
Oczywiście zapytał ją o zdrowie, ale nie było to głównym tematem rozmowy.
- Słyszałem, że w Londynie poznała pani moją córkę Beatę.
Alicja się uśmiechnęła.
- Tak, przesympatyczna dziewczyna. Wspierała mnie przez cały czas pobytu w szpitalu, później zabrała mnie do swojego domu. Tam byłam ponad tydzień. Zaprzyjaźniłyśmy się. Bardzo miło opowiadała o swoim ojcu, czyli o panu.
- Niemożliwe? Tu w Polsce zawsze miała problemy w komunikowaniu się ze mną. Dzieliło nas bardzo wiele, to znaczy, mamy inne charaktery.
- Myślę, że kocha pana i bardzo za panem tęskni.
  Ma bardzo dobrą pracę i świetnego chłopaka. Będzie pan kiedyś pewnie zadowolony z zięcia.
- Tak naprawdę nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Mam pewien problem natury osobistej i chciałbym się z tobą spotkać po godzinach pracy.
Alicja spojrzała zdziwiona na Jasińskiego.
- Nie, spokojnie. Proszę nie odbierać tego jako zalecanie się do pani. Ale to, o czym chcę z panią porozmawiać, wymaga innej atmosfery, nie szpitalnych uniformów.
- Acha, dobrze.
- Czy mogę do pani mówić po imieniu? Jest pani w takim wieku, że mogłaby być pani moją córką.
- Tak. Tak, oczywiście. Będzie mi bardzo miło. Nigdy nie miałam ojca, więc tym bardziej będzie mi miło.
- Każdy ma dwoje rodziców, ciągnął Jasiński.
- No tak, przepraszam. Pewnie gdzieś w świecie jest mój biologiczny ojciec, nie jestem przecież z probówki. Ale nigdy go nie znałam i nigdy moja mama o nim nie mówiła.
Więc Alicjo, popatrz na swój grafik i zaproponuj mi termin spotkania. Ja się dostosuję.
I jeszcze jedno, może to zabrzmi trochę dziwnie, ale chciałbym, abyś na to spotkanie przyszła sama, bez osoby towarzyszącej.
- Dobrze. Ale to brzmi trochę groźnie, chyba powinnam się bać.
- Spokojnie, nie ma takiej  obawy.
Po zakończonej pracy połączyła się na Skype z Beatą.
Opowiedziała jej o tym, jak ojciec zaproponował jej spotkanie.
- No wiesz, chyba nie powiesz, że mu wpadłaś w oko.
Alicja trochę się zawstydziła.
- Tylko mu nie opowiadaj za dużo o mnie. Lepiej żeby wszystkiego nie wiedział, będzie zdrowszy.
  I przypadkiem nie zakochaj się w moim ojcu, bo nie przeżyłabym, gdybyś została moją macochą.
Zaczęły się histerycznie śmiać.
- O to nie musisz mnie podejrzewać. Byłam w podobnym związku i nie skończyło się to dla mnie dobrze.
   W sobotę Maks chciał wyciągnąć Alicję do kina. Ona jednak nie przystała na jego propozycję.
- Odmawiasz? Dlaczego?
- Jestem umówiona z Jasińskim na kolację.
Maks ze zdziwienia aż wstał i zaczął chodzić po gabinecie lekarskim.
- Z ordynatorem na kolację?
- Ma ze mną do omówienia ważne sprawy, tak mi powiedział.
Maks nieco się zdenerwował. Nie, chyba staremu się popieprzyło w głowie. Zobaczył młodą, ładną lekarkę i proponuje jej kolację.
- Może jeszcze powiesz, że kolację przygotuje pani Sabinka ?
- Tak, właśnie tak powiedział. A co, to znaczy, kto to jest.
- To jest jego gosposia. Co prawda gotuje świetnie, ale, że zaprasza cię do domu, a ty się na to godzisz, to się bardzo dziwię.
-  Widzę, że znasz kuchnię pani Sabinki.
- Znam i to bardzo dobrze. Kiedyś, bardzo dawno temu przyjaźniłem się z Beatą, ale potem nie miała czasu na przyjaźnie, bo zmieniała facetów jak rękawiczki. Wyjechała z ratownikiem do Anglii.
Alicja podniosła głowę i popatrzyła na Maksa. Ze zdziwieniem zapytała go, dlaczego wcześniej jej o tym nie mówił.
- Może Jasiński chce mi powiedzieć, że byłeś narzeczonym Beaty. Czasami widzi nas, jak wychodzimy razem z pracy i myśli, że jesteśmy parą.
- Nigdy nie byłem narzeczonym Beaty. Byliśmy  kumplami,  dobrymi znajomymi,
- To nie ona od ciebie odeszła?
- Nie, nie ona. Moja dziewczyna miała na imię Iwona. I w o n a - powtórzył.
A tak z drugiej strony, to może my zostalibyśmy parą, a nie tylko kolegami z pracy, czy jak ty to mówisz przyjaciółmi.
- Przemyślę to dogłębnie.  Na dzień dzisiejszy musi tak zostać. Jak będę wiedziała, że jestem
na 100 % zdrowa, wrócimy do tematu.
Być może to ostatnie zdanie nie było potrzebne. Żałowała, że go powiedziała.
- Alicja? Chciał ją zapytać o czym mówi, ale ona wstała i wyszła z gabinetu lekarskiego.
Po skończonej pracy czekał na nią pod szpitalem. Nie chciała drążyć tematu, wsiadła w swój samochód i odjechała.
Nie dał jednak za wygrane. Pojechał do kwiaciarni po kwiaty, kupił wino i po około godzinie pojawił się u niej w domu.
- Maks? Co ty tu robisz? Nie zapraszałam cię.
- Jesteś szczera do bólu. Dlatego, że od kilku dni mnie nie zapraszasz, ani nie dasz się zaprosić do mnie, przyjechałem.
Wręczył jej bukiet czerwonych róż i wszedł do środka.
 Przygotowywała włoski makaron z pesto. Uwielbiała to danie. Szybko je można  przygotować i jest naprawdę smaczne.
- Zjesz ze mną? Nie będzie to wykwintny obiad, ale ja to lubię.
- Pewnie. Uwielbiam kuchnię włoską i włoskie wino. Nalał do kielichów wina, ale Alicja umoczyła tylko usta. Od kiedy brała leki, nie piła ani jednego łyka.
Rozmowa trwała do późnych godzin nocnych. Maks ciągle wracał do jej słów wypowiedzianych w gabinecie lekarskim. Powiedział, że nie wyjdzie, jeśli nie dowie się prawdy.
- Jakiej prawdy?
- O chorobie.
Pokazała mu kartę pobytu w angielskim szpitalu, ale tylko tą część opisującą zabieg usunięcia guza i dalsze leczenie. Pokazała mu również przebieg leczenia w klinice w Bydgoszczy.
- Ala. Przytulił się do niej. Dlaczego nie mówiłaś mi o tym, przecież zawsze bym z tobą jeździł do Bydgoszczy, nie musiałabyś jeździć autobusem. Wyniki są naprawdę dobre, więc nie ma czego rozpaczać.
Przecież jesteś lekarzem i potrafisz czytać wyniki. Smucić mogą się laicy, ale ty, znakomity lekarz wiesz, że jesteś zdrowa.
      Łatwo leczyć obcych, inaczej patrzy się na swoje schorzenia. Pomyślała Alicja. Nie wiedziała, czy Maks tylko kurtuazyjnie jest taki miły, czy rzeczywiście po obejrzeniu tego wszystkiego potrafił dobrze grać.
Nalał sobie znów wina i powolutku wysączył do dna.
- Muszę zostać u ciebie na noc. Piłem, nie mogę jechać. Co prawda nie mam piżamy, ale po co mi piżama, uśmiechnął się sam do siebie.
Alicja nie droczyła się z nim. Teraz, po tym wszystkim, jak poznał prawdę nic nie ma do stracenia.
Powiedziała mu jednak, że może co prawda zostać, ale będą spali oddzielnie, bo jeszcze nie jest gotowa.
Choć w pierwszym momencie się zgodził, nie dotrzymał słowa. Rano nie była na niego obrażona, lecz wręcz przeciwnie, była bardzo szczęśliwa.
 


wtorek, 28 stycznia 2014

Miłość silniejsza niż...cz. 6

Beata w końcu dodzwoniła się do Alicji. Miała jej trochę za złe, że już jest trzy dni w Polsce i nadała tylko jednego sms.
- Beata, niezbyt dobrze się czułam, przez cały czas prawie spałam. Gdzieś leżała moja wyłączona komórka.
Niezbyt zadowolona przyjęła wykręty Alicji.
- A dzisiaj jak się czujesz?
- Lepiej, ale nie najlepiej. Umówiłam się na badania USG, tylko, że muszę jechać do Bydgoszczy.
- To w Toruniu nie ma przychodni, czy prywatnego lekarza, co mógłby ci zrobić USG. Zapytała przyjaciółka.
Odpowiedziała jej jednak, że tu, gdzie pracuje nie chce , aby wszyscy wiedzieli, co było powodem jej hospitalizacji w Londynie. Wiesz poronienie  ciąży u samotnej kobiety, tym bardziej u lekarza, to niezły temat do plotek. Potem ten usunięty guz.
     Beata przyznała jej rację. Wytłumaczyła jednak, że ciąża u samotnej kobiety w Polsce nie jest już jakimś  niebywałym i wstydliwym zjawiskiem.
- Bierzesz leki, które dostałaś?
- Przeciwbólowe i przeciwzapalne?
- Nie tylko te, ale również hormonalne, które dostałaś przed odjazdem.
- Tak, systematycznie biorę i  mi naprawdę pomagają.
- Ma kto ci pomóc, bo chyba sama nie pojedziesz do Bydgoszczy.
- Tak, mam tu  serdeczną koleżankę. Poproszę ją , to ze mną  pojedzie. Ale to dopiero będzie za kilka dni.
Alicja w Toruniu nie miała koleżanki, tym bardziej serdecznej.
Beata, prawie jak matka przypominała jej o dbaniu o zdrowie oraz poprosiła o  przekazanie pozdrowień dla  tatusia, tzn. mojego tatusia. Poprawiła się.
Cieszę się, że cię poznałam, może ojciec będzie teraz przychylniej patrzył na mój wyjazd do Anglii.
     Alicja odłożyła telefon i się uśmiechnęła.
- Wszyscy w jakiś sposób siebie potrzebujemy, niezależnie gdzie w danej chwili jesteśmy.
      Alicja wróciła do siebie. Jej mieszkanko, w stosunku do tamtego, było naprawdę małe. Ale ona, choć krótko tu mieszkała  nadała mu swoistego klimatu. Lubiła tu siedzieć, czytać książki, nawet krzątać się w kuchni, chociaż to ostatnia rzecz, którą uwielbiała.
Maksowi smutno było w jego chacie, więc często odwiedzał Alicję. Tak naprawdę był jedynym gościem tu mile widzianym.
- Alicja, jadę  jutro do Bydgoszczy. Jak chcesz, możesz się ze mną zabrać. Może pochodzisz po sklepach. Kobiety lubią łazikować po pasażach handlowych.
- Chyba mi czytasz w myślach. Właśnie się tam wybierałam. Z przyjemnością zabiorę się z tobą.
Ale oczywiście pod jednym warunkiem. Nie będziemy razem się włóczyć, tylko każdy oddzielnie, a później spotkamy w umówionym miejscu.
- Jak sobie życzysz królowo.
- Królowo? A co to za ksywa?
- No kochana, jak się  leży w  królewskiej klinice w Anglii, to chyba taka ksywa jest najbardziej adekwatna.
Nie komentowała tego, tylko się uśmiechała.
     W Bydgoszczy rzeczywiście każdy załatwiał swoje sprawy. Alicja pojechała do szpitala klinicznego na badania. Okazało się, że wszystko wewnątrz goi się bardzo dobrze. Lekarz zaproponował jednak niewielką dawkę  chemioterapii.
- Czy to konieczne?
- Spokojnie pani doktor, będzie to naprawdę niewielka dawka, nie straci pani włosów. Jednak wybór
należy do pani.
Zgodziła się, ma jeszcze dwa tygodnie zwolnienia, więc jeszcze tu wróci. A kolejne dawki jakoś sobie ustawi z lekarzem, aby jej nie kolidowały  z pracą.
Maks dwa razy do niej dzwonił, dopytując, czy nie potrzebuje pomocy. Nudził się, bo tak naprawdę nic nie miał w Bydgoszczy do załatwienia. Kiedyś zobaczył na parapecie w jej kuchni kartkę - 15 godz. 11, Bydgoszcz. Domyślił się, że będzie jechała do Bydgoszczy, więc zaaranżował ten wyjazd, że niby coś będzie w tym mieście załatwiał. Nie chciał być dociekliwy i nie pytał po co jedzie. Nie śledził też jej w Bydgoszczy. Pochodził po sklepach a potem poszedł do uniwersyteckiej biblioteki powertować  książkach medycznych.
Dopiero około 16:00  spotkali się w umówionym miejscu.
- Jesteś  smutna.
- Nie, zmęczona. W domu się wyśpię, odpocznę.
- Nic nie kupiłaś? Jak znam kobiety, wszystkie inne uginałyby się pod torbami ciuchów, butów i innych drobiazgów.
- Coś tam kupiłam, ale bardzo osobistego, więc nie mogę się tym chwalić.
Wracając do Torunia zajechali do restauracji na obiad. Nie miała jednak apetytu, ale jakoś wmusiła w siebie  trochę ryby i surówkę.
- Jesz jak kurczak. Po  szpitalu powinnaś się dobrze odżywiać. Chyba będziesz musiała przejść na  mój garnuszek. I proponuję ci zrobić morfologię, bo jesteś blada.
- Tak panie doktorze. Jak wrócę do pracy, zrobię wszystkie badania.
Pod Toruniem Maks zaproponował jej swoją chatę.
- Przecież widzę, że cię coś gnębi. Nie możesz być sama ze swoimi troskami. Powinnaś  się wygadać,
wyrzucić z siebie wszystkie troski.
- Łatwo powiedzieć. Popłynęły jej po policzkach łzy.
Maks widząc spływające aż do brody  łzy, od razu podjechał pod swój dom.
Przekonał ją, że w takim stanie, jakim się znajduje nie zostawi jej samej.
- Nie mam piżamy, ubrania na zmianę.
- Ja ci dam swoją, nie ma problemu.
Była tak zdołowana wiadomością o swoim stanie zdrowia,  że poddała się i wyraziła zgodę.
Od razu zakrzątnął się w kuchni i w kilka minut parujące danie stało na stole.
- Jesteś super materiał na męża.
- To wiem. Dumnie przytaknął.
- To dlaczego nie masz żony?
- Miałem mieć, ale mnie zostawiła i wyjechała do Anglii z nowym facetem.
- I co tam robi w Londynie?
- Nie wiem. Podobno bez problemu znalazła pracę.
- Musiałeś jej zaleźć za skórę, skoro cię zostawia i wyjechała.
- Nie. Powiedziała, że nie lubi takich ułożonych facetów, co dają dziewczynie wszystko na dłoni.
  Są nudni i zawsze przewidywalni. Kobiety lubią takich po trosze łobuzów.
- Tak naprawdę ci powiedziała? Chyba ściemniasz.
- Tak mi naprawdę powiedziała. Zawsze  myślałem, że miłość jest silniejsza niż wybujałe fantazje, ale się pomyliłem.
- A ja myślę, że miłość jest silniejsza od wszystkiego, nawet od śmierci. Ale w tym przypadku to chyba nie była miłość. To znaczy, że chyba ona cię nie kochała.
- Jesteś drugą osobą, która mi to mówi.
- Ja właśnie takich lubię, co podają  wszystko kobiecie na dłoni, ale nigdy nie trafiłam na taki egzemplarz.






sobota, 25 stycznia 2014

Miłość silniejsza niż... cz. 5


Beata skontaktowała się kolejny raz z ojcem, przekazując szczegółowe informacje odnośnie przelotu z Londynu do Warszawy. Chociaż ojciec jej powiedział, że załatwił transport z Warszawy  do Torunia, to prosił, aby nie informowała  o tym  Alicji, bo to ma być niespodzianka.
     Szymańska  bardzo cieszyła się, że poznała Beatę. Prawie miesięczny pobyt w szpitalu a później w domu Beaty zacieśnił ich przyjaźń.  Żegnając się na lotnisku obie płakały.
- Chciałabym mieć taką siostrę, powiedziała Beata. Całe życie tylko sama, sama, z tatusiem, z toksycznym tatusiem, który śledził każdy mój krok.
- Ja też chciałabym mieć taką siostrę jak ty.  Ja nie miałam tatusia, nawet toksycznego. Miałam mamę zawsze zapracowaną. Można powiedzieć byłam zawsze, zawsze sama, z kluczem na szyi.
     Ponad dwugodzinny lot przeleciał bardzo szybko. Już nad kanałem La Manche zasnęła, budząc się w chwili komunikatu, że lądują na lotnisku w Warszawie.
Po dokonaniu wszelkich formalności skierowała się do wyjścia z budynku lotniska.
- Alicja. Usłyszała zawołanie, ale nawet się nie odwróciła, gdyż była przekonana, że to nie do niej.
- Alicja.
 Poczuła na plecach otaczające ją ramię. Odwróciła  się.
- Maks? Co ty tu robisz?
- Popatrz, co za spotkanie. Mama wylatywała do Szwajcarii, więc musiałem dowieźć ją na lotnisko.
Kłamał jak z nut. Wiedział bowiem dobrze, że Alicja tej rozmowy nikomu nie powtórzy. Ona nie jest taka drobiazgowa i z nikim na swój temat nie rozmawia.
- Fajnie się składa, zabiorę cię do Torunia. Jeśli oczywiście pozwolisz.
Alicja pierwszy raz była zadowolona ze spotkania z Maksem.
- A  pozwolisz mi jechać w pozycji półleżącej. Chyba jeszcze nie najlepiej się czuję by siedzieć przez kolejne godziny.
     Maks w swojej pięknej, czarnej toyocie  przygotował przednie siedzenie tak, aby Alicji było jak najbardziej wygodnie. Nawet wziął ze sobą jaśka i koc.
- Będę jechał powoli i tyle razy się zatrzymywał, ile będziesz chciała.
- Dziękuję.  Przepraszam, muszę wykonać 2 telefony.
Na pierwszy numer się nie dodzwoniła, więc nadała sms. Drugi telefon był do hotelu, w którym przez Internet  zamówiła nocleg.
- Alicja, trzeba było mówić wcześniej, zostalibyśmy  w hotelu na noc.
Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem, ale się uśmiechnęła.
Podróż przebiegała spokojnie, kilka razy się zatrzymywali na kawę, rozprostowywanie nóg, na obiad.
Zbliżając się to Torunia Maks zapytał Alicję gdzie jechać, do siebie do niej, to znaczy do siebie, czy tylko do siebie.
- Tak zakręciłeś pytanie, że trudno na niego odpowiedzieć. Do mnie, to znaczy do ciebie, do ciebie to znaczy też do ciebie, do siebie to znaczy do ciebie.
Pojedź do mnie, to znaczy do siebie. Nie najlepiej się czuję, nie wiem jak sama przetrzymam do rana.
-  To może zostanę  u ciebie na noc, no wiesz, jako lekarz. Gdy zajdzie potrzeba udzielę  ci pomocy co. Jest przecież dwa pokoje i więcej niż jedno miejsce do spania.
Maks wszystkiego mógłby się spodziewać, ale nigdy nie odpowiedzi, że byłaby mu bardzo wdzięczna, gdyby u niej został..
- Wiesz Alicja, to może jedźmy do mnie, zrobię coś do jedzenia, mam wszystko w domu co potrzeba.
Alicji było wszystko jedno. Nie chciała być dzisiaj  sama.
     Pomógł jej wejść po schodach. Rozkład mieszkania był bajeczny. Sypialnia z łożem małżeńskim, gabinet, salon, dwa dodatkowe pokoje, przestronna kuchnia z wyspą na środku, ubikacja, dwie łazienki.
Pierwsze kroki skierowała do łazienki, aby umyć  ręce.
Później w pozycji embrionalnej położyła się na przestronnej kanapie w salonie. Zanim Maks wszedł  do salonu  z gorącą herbatą Alicja spała. Przykrył ją kocem. Dotknął jej policzka, był gorący.
- Cholera, ma temperaturę.
   Nie wiedział czy ma ją budzić, czy pozwolić spać.
Przytknął  termometr do czoła. Temperatura była wysoka, ponad 39 stopni.
- Ala, dotknął jej ramienia.
Otworzyła oczy i początkowo nie wiedziała gdzie jest.
- Maks? Gdzie jestem, co ty tu robisz?
Po chwili jednak przypomniało jej się gdzie i z kim jest.
- Masz wysoką gorączkę.
- W mojej torebce są lekarstwa.
Przyniósł jej torebkę. Wyjęła i połknęła 2 tabletki popijając sporą ilością wody.
- Boli cię coś?
- Jeśli chcesz mi powiedzieć coś o chorobie, to mów, jeśli nie, nie nalegam. Ale lepiej, żebyś  się przebrała i poszła spać do sypialni.
- Zabrała z torby piżamę i poszła do łazienki. Ochlapała się i rzeczywiście poszła spać do sypialni.
Maks czuwał przy niej całą noc, a nad ranem przyłożył się na skraju łóżka i zasnął. Obudził go telefon ze szpitala. Dzwonił Jasiński.
- Maks, wszystko dobrze?
- Tak panie ordynatorze, ale ja dzisiaj mam nockę.
- Wiem, wiem. Tylko chciałem się zapytać.
Maks przerwał pytanie Jasińskiego i powiedział, że postara się przyjechać jak tylko będzie mógł najszybciej do szpitala i wszystkie sprawy omówią na miejscu.
Zakończył rozmowę.
Alicja otworzyła oczy. Nie miała już  wysokiej temperatury, jedynie stan podgrorączkowy.
- Jak cudownie mi się spało w tym łożu iście królewskim.
  To zostań tu na zawsze, będzie ci się super spało przez wszystkie noce.
- Z tobą? Z facetem przecież nie śpi się, tylko robi inne rzeczy.
Podniósł dwa palce do góry i powiedział, że jej przyrzeka, że naprawdę da jej spać kiedy tylko będzie chciała.
- Muszę dostarczyć zwolnienie lekarskie do pracy, po drodze muszę go przetłumaczyć u tłumacza przysięgłego.
- Jeśli źle się czujesz, zostań w domu, ja to załatwię.
Zjedli śniadanie i Alicja znowu poszła do łóżka. Maks pojechał do szpitala, po drodze zahaczył o biuro tłumaczeń. Zawiózł zwolnienie i oddał go Jasińskiemu.
- Teraz gdzie jest Alicja Szymańska? U ciebie?
- No, chciałbym, żeby była u mnie, ale nie z nią takie numery. Odwiozłem ją na Starówkę, bo tam mieszka.
Jasiński popatrzył na Maksa, jakby chciał mu powiedzieć, że Alicja jest mu bardzo bliska i nie chciałby, aby miała przez Maksa jakieś problemy czy przykrości.
Maks wrócił do domu, Alicja choć nie spała, to jednak leżała  w łóżku.
- Źle się czujesz?
- Nie. Znacznie lepiej niż wczoraj, ale leżę, bo nie chcę chodzić  po cudzym mieszkaniu.
  Wieczorem jednak wrócę do mojego, to znaczy do twojego/swojego mieszkania.
- Jak chcesz, ale możesz tu zostać. Nie będzie mnie w nocy. Jest jedzenie, ciepło, wygodnie.
Jak wrócę rano pogadamy trochę.
- Jeśli mogę to pewnie że zostanę. To łóżko jest niesamowite. Ale jutro to już wrócę  do siebie.
Maks obiecał jej, że jutro odtransportuje ją do domu. Zjedzą  razem śniadanie, potem obiad i kolację i odwiezie ją do domu.
- Tylko tam  nie ma takiego łóżka. Wesoło dodał.
- Fakt, ale to jakoś przeżyję.








piątek, 24 stycznia 2014

Jedyny miesiąc w życiu Alicji, kiedy naprawdę była szczęśliwa

Och, jaki ślub był piękny i wzruszający
Lekarze 3. Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)


Lekarze 3. Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)


Przygotowanie do wyjazdu w podróż poślubną
Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)

Przystanek na stacji benzynowej, gdzie Maks dowiaduje się, że Olga przeszła badania lekarskie



Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)


Pierwsze spotkanie z morzem po wyjeździe z Torunia

Odcinek 3

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)


Postanowili wieczór i noc spędzić na plaży


Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)

Odcinek 3

Odcinek 3

Odcinek 3


Śniadanie przygotowane przez Maksa

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka)


Odcinek 3

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)


A nad morzem było cudownie, istna sielanka

Odcinek 3

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Maks Keller (Paweł Małaszyński), Alicja Szymańska (Magdalena Różczka)

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)

Odcinek 3

Odcinek 3


Odcinek 3

Odcinek 3

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)
Nie szczędzili sobie okazywania uczuć
Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)
Odpoczynek w hamakach

Odcinek 3

Lekarze 3 sezon odcinek 3 (odc. 29). Alicja (Magdalena Różczka), Maks (Paweł Małaszyński)

"Trzy to dobra liczba". Planują dzieci
LEKARZE 3 sezon. Maks Keller (Paweł Małaszyński), Alicja Szymańska (Magdalena Różczka)

Mały przyjaciel Alicji pyta: "Jesteś  bezdomna"?

Odcinek 3


Uczy Alicję budować zamki z piasku

Odcinek 3


Odcinek 3

Przynosi jej kwiatki
Odcinek 3

Odcinek 3


Udzielają pierwszej pomocy dziewczynie z wypadku na kładzie


Odcinek 3

LEKARZE 3 sezon


Wszystkie zdjęcia są własnością TVN

czwartek, 23 stycznia 2014

Miłość silniejsza niż...cz. 4

Beata wówczas kiedy jej chłopak pracował a ona była po swoim dyżurze  ciągle przesiadywała w szpitalu z Alicją. Przyjazna osoba, ojczysty język pomagały Alicji dochodzić do zdrowia.
- Wiesz Ala, oddałam dla ciebie krew, mamy identyczną grupę krwi.
- Dziękuję ci bardzo. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Tylko w jedyny sposób. Zostańmy przyjaciółkami. Bo ja od pierwszych chwil, gdy ciebie zobaczyłam poczułam, że nadajemy na jednych falach. Jest coś w tobie takiego ciepłego, że czuje się przy tobie inaczej, niż przy wszystkich innych moich koleżankach.
- Przyjaźń zobowiązuje, odpowiedziała Alicja.
- Do czego, jeśli można wiedzieć?
- Do wszystkiego, lojalności, bezinteresownej pomocy, szacunku, tajemnicy.
     Krzysztof, gdy dowiedział się o chorobie Alicji przez pół dnia siedział na telefonie i poprzez ambasadę polską w Londynie ustalił  szpital, w którym leży Alicja.
Następnego dnia zjawił się w szpitalu. Znał świetnie angielski, więc nie sprawiało mu trudności w kontaktach z pracownikami londyńskiego szpitala.
Niestety, nie uzyskał żadnych informacji. Wchodząc do sali, w której leżała Alicja myślał, że sprawi jej swoją obecnością przyjemność. Przeliczył się, nie chciała wiele  z nim rozmawiać.
- Jak mnie tu znalazłeś?
- Świat jest mały, umiem poruszać się w światowych kręgach medycznych,
-  Co się stało, jak mogę ci pomóc.
-  Ty? Nijak, jedynie możesz mi zaszkodzić.
- Ala, wiesz, że cię kocham od zawsze i na zawsze.
- Nie, nie wiem i  nie chcę wiedzieć.
- Kochasz i zdradzasz, zdradzasz i kochasz. Cholera, jakie to romantyczne. Jesteś ponad 20 lat starszy ode mnie i mnie zdradzasz, to chyba absurd. Myślisz, że nie potrafię znaleźć sobie młodszego faceta.
- O nie wątpię. Tylko tyle, czego się ode mnie nauczyłaś, żaden młody lekarz by ci nie przekazał.
- Wszyscy zaczynają od zera i jakoś się doskonalą w zawodzie nie mając mentora w osobie profesora Florczyka.
- Zabiorę cię do Polski, załatwię transport lotniczy.
- Nie, jeśli nie zostawisz mnie w spokoju, to ja na stałe zostanę  w Anglii.
- Jak się stąd wydostaniesz?
- Tak samo, jak dostałam. Wszędzie  są Polacy i tu także, nawet w tym szpitalu też, pomogą mi dotrzeć do lotniska w swoim czasie. Ambasada już mi przebukowała bilet.
Krzysztof żegnając się z Alicją, powiedział, że jeszcze jutro ją odwiedzi. Miał bowiem nadzieję, że do jutra zmieni zdanie.
W godzinach wieczornych, po swoim dyżurze Beata wpadła do Alicji na pogaduszki.
- Masz temperaturę. Czy coś się stało?
Zaczęła opowiadać  o wizycie jej narzeczonego z Polski, ale Beata myślała, że w gorączce bredzi. Podłączyli jej kroplówkę z lekarstwami przeciwzapalnymi i przeciwgorączkowymi.
- Beata, jak ja ci się odwdzięczę? Ja już wiem jak, ale teraz zdrowiej. Jesteśmy przyjaciółkami.
Pocałowała Alicję w policzek i poszła do domu. Alicja zasnęła..
Na drugi dzień Krzysztof  znowu przyjechał do szpitala, ale nie wpuścili go do Alicji, twierdząc, że pacjentka nie może i nie chce przyjmować gości.
Wściekły wyszedł ze szpitala  i pojechał do swojego przyjaciela, profesora chirurgii, z którym razem opracowują program opłacany z UE. Krzysztof to przecież bardzo znany profesor  w Europie i świecie
     Gdy nadszedł dzień wypisu ze szpitala Alicja przeraziła się. Jedyną osoba, z którą mogła pogadać była Beata. Często też rozmawiała z  Grażyną, salową pochodzącą z Polski. Ona też wspierała Alicję, przynosiła  jej owoce i soczki. Zawsze pomagała w czasie kąpieli,  przede wszystkim przy myciu włosów.
- Pomożesz mi w jakiś sposób dotrzeć do Polski? Forsę mam, ale na koncie, muszę jakoś pobrać ją z bankomatu.  Zwróciła się do Beatrycze.
- Pomogę, oczywiście. No przecież po to jesteśmy przyjaciółkami.  Ale po wypisaniu  ze szpitala zabiorę cię  do domu. Jesteś cholernie tajemnicza, nic o tobie nie wiem, poza tym, że jesteś lekarzem i pracujesz w Warszawie?
- Skąd to wiesz, przecież nic ci o tym nie mówiłam.
- Z dokumentów, paszportu, danych uzyskanych od kierownictwa sympozjum i Ambasady Polskiej w Londynie.
Alicja zrobiła dziwną minę i pomyślała, że człowiek nie jest bezimienny, że gdzieś, zawsze go znajdą.
Rzeczywiście,  była pracownikiem szpitala warszawskiego, na bezpłatnym urlopie.  Dyrektor szpitala  ciągle miał nadzieję, że powróci, więc nie chciał jej zwolnić, a zaproponował roczny urlop bezpłatny. Był bowiem przekonany, że nawet roku nie wytrzyma poza Warszawą i wróci na stare śmieci.  Przecież wszyscy przyjeżdżają do pracy do Warszawy, a nie odwrotnie.
- Dlaczego pracujesz w Londynie, nie miałaś pracy w Polsce?
- To długa i zawikłana sprawa. Jestem tu na kontrakcie załatwionym legalnie w Polsce. O tym nie wie nawet mój ojciec. Myśli, że pojechałam do Londynu, wiesz, tak bezmyślnie, spontanicznie.
Jestem tu ze swoim chłopakiem. No cóż, czego nie robi się dla miłości. Moja miłość jest silniejsza niż rozsądek. Zdecydowałam się natychmiast, gdy mi powiedział, że załatwi mi ten kontrakt.  Zostawiłam wszystko w kraju i przyjechałam z chłopakiem, którego krótko znałam.
- Acha. Dla miłości robi się wszystko, tylko, że od miłości można dostać porządnego kopniaka.
- Jesteś pesymistycznie nastawiano do życia, do facetów, do uczucia.
- Do życia nie, do facetów i pseudo miłości tak.
- Ale jak na razie nasza miłość kwitnie, jesteśmy ze sobą szczęśliwi, uzupełniamy się i pragniemy, aby tak było zawsze.
- Życzę wam tego.
     Beata zabrała Alicję do swojego domu. Był to niewielki domek, w Polsce nazwano by  go domkiem szeregowym. Fajnie urządzonym, oczywiście przez właścicieli. Beata tylko go wynajmowała.
- Stać was na wynajęcie domu?
- Tak, bez problemu.
Siedząc wieczorem przy kolacji Marcin, chłopak Beaty zapytał, czy ma faceta, narzeczonego, przyjaciela?
- Nie, aktualnie nie mam.
- To zostań tu z nami. Znasz język, pracę znajdziesz.
- Nie tak dawno  zmieniłam pracę i muszę wracać. Zresztą  nie wiem, czy mnie przyjmą. Chyba to wszystko co mnie tu spotkało narobiło mi trochę życiowego bałaganu. Ale cóż, będę mogła wrócić do Warszawy.
- Nie pracujesz w Warszawie?
- Teoretycznie tak, ale praktycznie to pracuję w Toruniu.
Beata zaczęła się histerycznie śmiać.
Alicja popatrzyła na nią trochę z przerażeniem.
Wytłumaczyła jej, że naprawdę jest lekarzem, to nie ściema. Nie musi się obawiać, że jest jakąś naciągaczką,
- Nie, to nie o to chodzi Alicja.  Śmieję się,  bo ja też jestem z Torunia.
- Acha, uspokoiła się Alicja.
- W jakim szpitalu pracujesz? Tylko nie mów, że w Copernikusie, bo mój ojciec jest tam ordynatorem.
- Niestety, pracuję w Copernicusie. To znaczy, że Leon jest twoim ojcem?
Marcin głośno zaczął myśleć, że świat jest mały, że nawet jakby ktoś chciał się gdzieś zaszyć i ukryć, to  w pobliżu znajdzie się  znajomy, rodak, czasami nawet krewny.
     Beata rzadko rozmawiała ze swoim ojcem, bo na temat jej wyjazdu do Londynu mieli inne, diametralnie różne zdania. Dzisiaj miała wyjątkowy powód, aby z nim porozmawiać.
- Halo, Leon Jasiński.
- Dzień dobry, stęskniłaś się za Polską, chcesz wrócić? Odezwał się oschle.
- Nie, nie stęskniłam się za Polską, nie chcę wrócić, nawet nie stęskniłam się za tobą, jeśli jesteś taki miły. Dzwonię w innej sprawie. Otóż, poznałam doktor Alicję Szymańską z twojego szpitala.
- Tak, gdzie ją poznałaś?
- W szpitalu, w którym pracuję. Zasłabła na sympozjum, przywieźli ją, miała operację. Teraz jest u mnie w domu. Cieszysz się?
- Tak, cieszę się bardzo, że zaopiekowałaś się moim pracownikiem i ......
- Za kilka dni wraca do Polski, mógłbyś jej zorganizować jakiś transport z Warszawy. Nie jest na tyle silna, żeby jechać z lotniska  pociągami.
- Ok. Jeszcze do ciebie zatelefonuję przed samym jej wyjazdem.
Leon zaprosił na kolację Elżbietę. Podzielił się z nią wiadomościami z Londynu. Poprosił, aby pojechała z nim na lotnisko do Warszawy. Potem jednak stwierdzili, że będzie to wyglądało idiotycznie, że dyrektor szpitala i ordynator przyjeżdżają na lotnisko po swojego pracownika.
     Jasiński po porannej odprawie powiedział pracownikom, że wraca z Londynu Alicja. Podobno nie najlepiej się czuje i dobrze by było, żeby jej pomóc. Jeśli ktoś wyrazi na to zgodę, to dyrektor da mu dzień wolny, a jak potrzeba, to i paliwo do samochodu.
Nikt się nie zgłosił, wszyscy spuścili głowy.
    Po obchodzie i zabiegu operacyjnym Maks poszedł do Leona i powiedział, że on pojedzie po doktor Szymańską.
- Nie chciałem oficjalnie na odprawie, bo jak sam wiesz, ten cholerny plotkarski szpital zawsz wszystko przeinaczy. Zamienię się dyżurem z Gułą, albo Wileckim. Zresztą akurat mi bardzo pasuje, bo i tak musiałbym jechać do Warszawy, gdyż  mam tam do załatwienia inne sprawy.
     Jasińskiemu spodobała się postawa Maksa.
- Wiesz, ja wezmę za ciebie ten dyżur i myślę, że nie będziesz mi musiał odpracowywać. Mam pewne zobowiązania do doktor Szymańskiej.
- Jak uważasz. Gdybym jednak nie wrócił jutro, bo wiesz, różne mogą zaistnieć okoliczności, to zmień mój grafik.
- Jakie okoliczności?
- Transport chorego czasami może przynieść nieoczekiwane skutki. Zresztą, może nie zdążę załatwić swoich spraw.
- Ok. Maks. Ok.
     Żadnemu pracownikowi na oddziale przez myśl by nie przeszło, że  Maks z Alicją mają jakieś tajemnice. A Leon  na pewno też nie przypuszczał, że Maks podnajmuje młodej lekarce swoje mieszkanie.

    


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Miłość silniejsza niż...cz. 3

W trzecim miesiącu pracy w Copernicusie, Alicja Szymańska wyjechała na sympozjum naukowe do Londynu. Kilkudniowe wykłady i zajęcia warsztatowe zmęczyły ją do tego stopnia, że straciła przytomność. Udzielono jej pierwszej pomocy i wezwano karetkę pogotowia.  Została przewieziona do londyńskiego szpitala. Stan pacjentki z dnia na dzień się pogarszał. Okazała się, że to nie było zwykłe zasłabnięcie.
Początkowo Alicja świetnie komunikowała się po angielsku, lecz po dwóch dniach mówiła tylko w języku polskim. Jedna salowa,  jedna młoda anestezjolog  były Polkami, więc w razie potrzeby wykorzystywano je jako tłumaczki.
 Ponieważ stan pacjentki pogarszał  się, wykonano wiele badań, między innymi badania laboratoryjne krwi, tj. ALT, AST, bilirubiny całkowitej, GGTP. Zbadano funkcjonowanie nerek poprzez oznaczenie kreatyniny,  kwasu moczowego oraz moczu ogólnego.  Wykonano również tomografię emisji pozytywnego fotonu (PET) i tomografię komputerową. Stwierdzono guz jajnika i zaproponowano jej dokonanie zabiegu operacyjnego.  Alicja wyraziła zgodę na operację. Była ubezpieczona  w NFZ oraz dodatkowo w Warcie, więc będąc obywatelką państwa należącego do Unii Europejskiej mogła sobie na to pozwolić.  Anestezjolog i młoda salowa, która przyjechała do Londynu z Polski, zadeklarowały, że w razie potrzeby oddadzą krew.
 Po operacji została przewieziona na oddział podobny do polskich OIOM-ów.
Beatryce, jak nazywali panią anestezjolog w szczególny sposób opiekowała się pacjentką z Polski.
Jak Alicja odzyskała przytomność i można było się z nią komunikować Beatryce nawet w swoich godzin pracy siedziała przy chorej.
Alicja miała sporo czasu na rozmyślania. Wiedziała od miesiąca, że jest w ciąży, ale nie miała pojęcia o guzie. Guz i obumarła od kilku dni ciąża bardzo niekorzystnie wpłynęły na stan psychiczny Alicji.
W swoich rozmyślaniach zadawała sobie różne pytania, wyciągała wnioski, które coraz bardziej negatywnie wpływały na jej samopoczucie..
- Czy Bóg istnieje, a jeśli tak to dlaczego zabrał jej dziecko. Przecież dałaby radę wychować je  sama, tak jak ją wychowywała matka. A jeśli nie, to może dlatego, żeby oszczędzić jej przykrości w walce z Krzysztofem. A może dlatego, że on się o to modlił, żeby nie zaznała w swoim życiu szczęścia zostawiając go. A może dlatego, że ma w stosunku do niej inne plany.
Nad tym ostatnim najbardziej się zastanawiała. Matka zmarła na raka, to może i ją Bóg zabierze do siebie. A może jej mama, tam gdzieś  w tym innym świecie jest sama, samotna i bardzo jej tam pragnie.
W szpitalu Copernicus, zaniepokojono się, że Alicja w umówionym terminie nie wróciła do Torunia. Najbardziej tym faktem zdenerwowany był Maks.
Nikomu jednak nie przeszło przez myśl, że mogłaby w Londynie zostać, rzucając pracę w Copernicusie. Była zbyt poważną osobą i niezwykle odpowiedzialną.
Elżbieta zadzwoniła do organizatora wyjazdów lekarzy z Polski na sympozjum do Londynu. Dowiedziała się, że Alicja Szymańska została przewieziona do szpitala w Londynie.
Po rozmowie z Leonem, Elżbieta sama pojechała do Warszawy, do  szpitala, gdzie wcześniej pracowała Alicja. Nikt z nią nie chciał rozmawiać, zasłaniając się ochroną danych osobowych. Elżbieta wróciła do Torunia z pustymi rękami.
Po kilku dniach na swoim biurku znalazła list, z którego  dowiedziała się, że ostatnim przyjacielem dr Alicji Szymańskiej był profesor Krzysztof Florczyk, który pracuje w klinice chirurgicznej.
Elżbieta zawezwała do siebie Leosia, pokazała mu list. Po długich debatach doszli do wniosku, że jest to Krzysiek, ich kolega z roku.
Razem z Leosiem kolejny raz pojechali do Warszawy.
Krzysztof był zdziwiony tym spotkaniem. Zaprosił ich na obiad do najbliższej restauracji.
- No mówcie, co was sprowadza do mnie.
- Znasz Alicję Szymańską?
- Znam  dobrze, oczywiście, że znam i to bardzo dobrze.  Ale od około trzech  miesięcy nie mam z nią kontaktu.
- Tak, jest w szpitalu w Londynie. Usiłujemy poszukać jej rodziny.
- O cholera, moja Ala w szpitalu? W Londynie? Krzysztof wyraźnie się zaniepokoił.
Leon spojrzał na Elżbietę.
- To jest twoja córka?
- Nie, nie córka, przyjaciółka, z którą mieszkałem wiele lat.
  Odeszła ode mnie i bez śladu zniknęła.
- Jak to odeszła, tak po prostu?
- Nie, nie po prostu,  nagrabiłem sobie  i już chyba więcej nie wytrzymała i odeszła, ale nie wiem gdzie się zadekowała. Obszukałem  we wszystkich warszawskich szpitalach.
- Zadekowała się w naszym szpitalu, w Toruniu. Jest świetnym lekarzem, bardzo ją cenimy, wyjechała na sympozjum naukowe, na które kilka miesięcy temu dostała miejsce z Ministerstwa.
Chcielibyśmy jej w jakiś sposób pomóc, bo jest świetnym lekarzem i chcielibyśmy aby do nas wróciła.
Krzysztof popatrzył na Leona.
- Noooo! Jest świetnym lekarzem, nic dziwnego. Trochę ja sam ją stworzyłem,  dużo otrzymała w genach po swoim ojcu, dziadkach.
- Jej rodzice są lekarzami?
- Matka nie. Zmarła trzy lata temu. Ojciec natomiast, mogę powiedzieć,  jest świetnym prowincjonalnym lekarzem chirurgiem. Nie wiedziałem, gdzie go szukać, a on się sam znalazł.
Elżbieta i Leon kolejny raz popatrzyli na siebie.
- No co tak patrzycie.  Jej matką była Marta Szymańska. W dniu śmierci powiedziała mi, że ojcem Alicji jest Leoś, jej ukochany Leoś Jasiński.
    Leon oniemiał z wrażenia. Kochał ponad wszystko Martę Szymańską, ale ta uciekła i zniknęła z jego życia.
- Córka postąpiła podobnie jak matka. Kochałem ją ponad życie, a ona uciekła ode mnie przez to, że zobaczyła niewinny pocałunek z inną lekarką. Uciekła i nie dawała znaku życia.
Leon siedział oniemiały. Kręciło mu się w głowie. Wypił kolejno trzy kieliszki wódki, ale to mu w ogóle nie pomogło, a spotęgowało zawrót głowy.
Sam już nie wiedział, ile razy pytał Krzysztofa, czy to co mówi jest prawdą.
Elżbieta, kobieta o silnej osobowości też nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć i co ma mówić.
Jedynie co jej przyszło do głowy, to tylko to, aby zawiadomić syna i mamę, że  dzisiaj nie wróci do domu, bo musi pozostać w Warszawie.
Krzysztof zaprosił ich do swojego domu, ale oni stwierdzili, że u niego się nie wyśpią  i jutro też nie będą w stanie wyjechać z Warszawy.

Szykuje sie niezła imprezka, czyli wieczór kawalerski Maksa Kellera

Cześć.
Jak tam?
U nas dobrze, a u ciebie.
Hahahaha. Czuję, że będę miał niespodziankę wieczorem

Szykuje się ostra impreza!
    Spotkanie Maksa, Jivana i Piotra na szpitalnym korytarzu.  
Przyjaciele szykują Maksowi wieczór kawalerski.



doktor Wilecki pompuje koło- może ratunkowe dla Maksa
Wieczór kawalerski

Największą atrakcją był taniec na rurze
Wieczór kawalerski




Piotr Małaszyński
Mogę ci zaoferować więcej. Nie dziękuję
Piotr Małaszyński


Wieczór kawalerski

Piotr Małaszyński


Piotr Małaszyński

Maks myśli "co ja tutaj robię", Alicja jest najpiękniejsza i najseksowniejsza na świecie
Wieczór kawalerski


Świetna zabawa dla kumpli Maksa

Lekarze 3 sezon odcinek 2 (odc. 28). Maks Keller (Paweł Małaszyński), Wielecki (Marcin Tyrol), Guła (Adam Cywka)

Wieczór kawalerski

Ubaw był niezły, aż doktor Wilecki usnął ze zmęczenia

Wieczór kawalerski


A Olga po co tu przyszła?

Lekarze 3 sezon odcinek 2 (odc. 28). Maks Keller (Paweł Małaszyński), Olga Rojko (Magdalena Boczarska), Łukasz Wielecki (Marcin Tyrol), Guła (Adam Cywka)

Olga poznaje przyjaciół Maksa
Wieczór kawalerski


Jest beznadziejna  i idzie na całego
Wieczór kawalerski



Lekarze 3 sezon odcinek 2 (odc. 28). Maks Keller (Paweł Małaszyński), Olga Rojko (Magdalena Boczarska)


Lekarze 3 sezon odcinek 2 (odc. 28). Maks Keller (Paweł Małaszyński), Olga Rojko (Magdalena Boczarska)



Chce odwieść Maksa od ślubu


Lekarze 3 sezon odcinek 2 (odc. 28). Olga Rojko (Magdalena Boczarska)

No nie, tu już naprawdę przesadziła

Lekarze 3 sezon odcinek 2 (odc. 28). Olga Rojko (Magalena Boczarska)


Co Maks ma do powiedzenia swoim kumplom?
Wieczór kawalerski

Wieczór kawalerski


Wszystkie zdjęcia są własnością TVN