piątek, 26 września 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 16

Maks idąc korytarzem na SOR zobaczył Alicję rozmawiającą z przystojnym brunetem.
Poczuł się dziwnie, jak nigdy dotąd.
- Jestem zazdrosny? Sam siebie zapytał.
- Pewnie, że jestem. A może nie jestem?
  Nie, przecież pewnie rozmawia z jakimś pacjentem. Nie mogę mieć obsesji.
Na SOR  po kilku minutach również zawitała Alicja.
Zbadała pacjenta i natychmiast zdecydowała na przeprowadzenie zabiegu . Zator kreski nie może czekać. Była w stu procentach przekonana, że stawia dobrą diagnozę.
- Maks, chcę, żebyś mi asystował. Powiedziała w przelocie, wchodząc do windy.
- Jeśli tylko ordynator zaakceptuje, oczywiście.
Po niespełna godzinie spotkali się na sali operacyjnej. Maks nie spuszczał z Alicji wzroku. Była dla niego coraz piękniejsza. Co prawda widział jej tylko skupione oczy na  rozprutym brzuchu pacjenta, ale wszystko inne sam sobie wyobrażał.
- Widziałem cię z jakimś ciekawym mężczyzną.
- Gdzie?
- W szpitalu, na korytarzu.
- Tak, to szpitalny psycholog. Od niedawna jest zatrudniony w Copernikusie.
- I już cię wypatrzył wśród wszystkich lekarek?
- Kilkakrotnie rozmawiałam z nim o młodej pacjentce. Nawet jesteśmy po imieniu.
- Acha. No tak, ty szybko się integrujesz.
Alicja zaśmiała się pod maseczką chirurgiczną.  Maks od razu to zauważył. Widać było w jej oczach rozbawienie.
- Tak jakoś się składa, że jeśli uznam, że człowiek jest wartościowy, to szybko przechodzę z nim na "Ty".
Dyskusja na temat nowego adoratora Alicji pewnie by jeszcze trwała, lecz operacja dobiegła końca.
Myjąc ręce nie nawiązał do  tematu, gdyż dwóch innych lekarzy też to samo robili, bo przygotowywali  się do operacji.
Przed  końcem pracy Maks zapytał się Alicji, czy może ją zaprosić na obiad.
- Nie, dziękuję. Mam inne plany.
- Idziesz na obiad z tym, tam psychologiem ?
Alicja spojrzała na Maksa.
- Co będę robiła to wyłącznie moja sprawa.
  Przez kilka tygodni unikałeś mnie, nie próbowałeś mi wytłumaczyć co robiłeś, nie zapraszałeś  mnie do siebie, a wręcz przeciwnie. Jak przyniosłam ci pocztę, podziękowałeś i zamknąłeś drzwi przed nosem.
    Maks spojrzał Alicji w oczy.
- Jesteś pamiętliwa.
Jeszcze mu powiedziała, że jak ostatni idiota podejrzewał ją, o romans z ordynatorem, czyli z własnym ojcem.
- Maks lubię cię, ale będzie miedzy nami tak jak kiedyś, jeśli mi powiesz gdzie podziewałeś się i co robiłeś, jak gdzieś ,  nie wiadomo gdzie zniknąłeś.
Teraz, jak sam zauważyłeś są między nami poprawne relacje, ale nie takie same jak wcześniej.
Wsiadła do swojego samochodu i odjechała.
     Maks stał i  wpatrywał się w jej oddalające auto.
- Sietttt. Co ja teraz mam zrobić? Co zrobić by naprawić te cudowne relacje sprzed dwóch miesięcy?





poniedziałek, 22 września 2014

Co teraz mam zrobić. cz. 15

Następnego dnia Maks znowu zaczepił przed szpitalem Alicję.
- Ala, kocham cię, zostaw tego starca. Co ty wyprawiasz. Ludzie po kątach zaczynają się z ciebie śmiać.
- Ja też śmieję się z ich głupoty. Och chłopie, ty nic nie wiesz.
Zdenerwowany zapytał ją o czym nie wie i może w takim razie by mu powiedziała.
- Wszystko w swoim czasie.
     Beata nie pytała ojca o badania genetyczne, ale on sam jej pokazał wyniki. Były jednoznaczne. Alicja bezsprzecznie była córką Leona Jasińskiego, no i starszą siostrą Beaty.
     Kiedyś przechodząc korytarzem, Leon usłyszał chichot młodych pielęgniarek.
- Popatrzcie,  jak przy boku tej młodej nasz  ordynator odmłodniał. Szkoda tylko chłopa, bo w jego wieku musi brać Wiagrę.  Różnica wieku jest ogromna.
Gdy zbliżył się bliżej rozmowy ucichły a pielęgniarki zaczęły rozchodzić się do swoich zajęć.
Podzielił się  ze swoimi córkami tym co słyszał na korytarzu.
Beata śmiała się i powiedziała, że coś wymyśli.
W piątek rano zawisło w pokoju lekarskim ogłoszenie, że około godziny 15:00 odbędzie się nadzwyczajne zebranie, na które zobowiązani są uczestniczyć wszyscy pracownicy oddziału chirurgii.
Nikt nie miał pojęcia na jaki temat będzie zebranie. Niektórzy knuli, że być może ordynator poda się do dymisji i ogłoszony zostanie konkurs na nowego ordynatora.
Około godziny 14:15 na oddział przywieziono ogromny tort, szykowała się kawa i herbata.
    Zebranie rozpoczęła dyrektor Bosak. Poinformowała, że szpital Copernikus, a przede wszystkim każdy oddział  ma być zintegrowany, bez plotek, pomówień i oszczerstw.
Maks zajął miejsce nieco z tyłu. Był wściekły na Alicję, która stała w pobliżu tortu  z nożem w ręku a przy niej ordynator Leon Jasiński.
      Po krótkiej przemowie i poinformowaniu wszystkich, że tylko z sali mogą wyjść lekarze mający dyżur, głos zabrał Leon Jasiński.
- Chciałem państwa poinformować, że Alicja Szymańska nie jest moją narzeczoną, jak to niektórzy plotkują. Nie muszę też zażywać żadnych środków pobudzających typu "Wiagra".
Maks nieco zdesperowany ożywił się, podniósł głowę  i słuchał  tego, co mówi jego przełożony.
- Chciałem, no chcieliśmy razem z Alicją państwa poinformować, że doktor Szymańska jest moją córką.
Maks nie wierzył własnym uszom.
Początkowo była konsternacja. Wszyscy zamilkli,  wlepili swoje oczy na  ordynatora i Alicję. Potem nastąpiły szepty, następnie rozbrzmiały oklaski.
Tort w kształcie niebieskiej tabletki wzbudził zainteresowanie. Atmosfera się rozluźniła,
tylko Maks stał nieruchomo w tym samym miejscu. Z nikim nie rozmawiał, nie miał również apetytu na kawę ani nie poczęstował się tortem.
     Wieczorem zapukał do apartamentu Alicji.
Uśmiechnięta otworzyła mu drzwi, gdy go ujrzała zrobiła bardzo zdzwioną minę.
- Ty tu?
- Mogę?
Zaprosiła go do środka. Przyniósł ze sobą kwiaty i wino, które bardzo lubiła.
- Chciałem cię przeprosić za te podejrzenia. Kiedy tylko pierwszy raz usłyszałem, że ty i ordynator coś ku sobie macie, natychmiast się usunąłem. Byłem przekonany, że to jest prawda, nie potrafiłem z zazdrości o tym normalnie rozmawiać, jedynie atakowałem cię słownie.
Przyjmiesz moje przeprosiny?
    Alicja wewnątrz była szczęśliwa, że przyszedł, że w końcu wyjawił o co mu tak bardzo chodziło. Niestety, nie chciała po sobie tego pokazać.
Chciała powiedzieć, że się jeszcze zastanowi, ale jej podświadomość  mówiła inaczej.
- Tak, przyjmę.
Nie powiedziała tego entuzjastycznie, ale nieco oschle.
Po wypiciu lampki wina pożegnał się i zszedł do siebie na dół. Był jednak nieco zdziwiony, że nie poprosiła go o pozostanie.
Zrozumiał jednak, że relację między swoją dziewczyną musi powoli odbudowywać. Nie zrażał się jednak tym, kochał ją, więc postanowił ponownie zawalczyć o jej miłość.
Późnym wieczorem zadzwoniła do Alicji jej siostra. Rozmawiały o dzisiejszym dniu. Alicja opowiedziała jej o Maksie, który przyszedł z winem, kwiatami i przeprosinami.
- Kochasz go?
- Tak. Ale...
- W miłości nie ma "ale". W miłości się przebacza, szczególnie mężczyznom, przede wszystkim  ich głupotę.
- Wezmę  to sobie do serca.
- A znajdziesz w swoim sercu odrobinę miejsca na to?
- Co prawda miłość zagarnęła lwią część mojego rozkochanego serca, ale to o czym mi mówisz gdzieś jeszcze wcisnę.
- Pa. Do jutra.
Rano Maks czekał przed klatką schodową.
-  Możesz mnie zabrać do pracy. Moje auto nie chce odpalić.
- Pewnie. Proszę. Była jednak zdziwiona, że prawie nowe auto Maksa ma jakąś usterkę. Nie przypuszczała, że ją  okłamał. Od samego rana chciał być przy swojej dziewczynie.

czwartek, 18 września 2014

Co teraz mam zrobić?cz.14

- Leoś, co to miało znaczyć, że rodzina musi się trzymać razem?
O cholera, to może być prawda. Marta Szymańska była twoją dziewczyną, ona jest do niej podobna jak dwie krople wody.
Leon jedynie pokiwał głowa i odchodząc powiedział, że czeka na reakcję młodszej córki, która lada dzień wróci z Anglii.
     Maks widząc rano wysiadającą Alicję z auta  ordynatora pomruczał sobie pod nosem, że ta dziewczyna uwielbia starszych panów.
Jej narzeczony o wiele lat starszy, z jego ojcem świetnie się dogadywała a teraz od samego rana z ordynatorem.
Zagrał Va bank i powiedział do Alicji.
- Wczoraj wieczorem chciałem z tobą pogadać, ale nie było cię w domu ani w pracy.
- Tak. Nie było mnie w chacie. Byłam umówiona z ordynatorem i spotkanie  się przedłużyło aż do samego rana.
Maks spojrzał na Alicję.
- Z ordynatorem? Przecież wy do siebie nie pasujecie. On mały i stary, a ty....
Nie dokończył, bo mu  dopowiedziała.
- A ja młoda i zadaję się z  ordynatorem, bo chcę zrobić karierę szybciej, niż wszyscy inni.
  To chciałeś powiedzieć?
- Mniej więcej. Czytasz w moich myślach.
On ma córkę prawie w  naszym wieku, więc nie wiem czy zaakceptuje cię jako macochę.
- Maksie, o to już ty się nie musisz martwić. Zresztą przez ostatnie tygodnie jesteś dziwny, stronisz ode mnie i od wszystkich. Do tej pory niczego  złego ci nie zrobiłam, więc nie wiem o co ci chodzi.
Zakręciła się na pięcie i odeszła. Przez dłuższy czas odprowadzał ją wzrokiem.
Na oddziale praktycznie że sobą nie rozmawiali. Jedynie na sali operacyjnej wymieniali zdania niezbędne do prowadzenia operacji. Sylwia dziwnie na nią spoglądała, jakby czuła, że coś między nimi się popsuło. Do tej pory, mimo, że nie rzucający się w oczy byli także  obiecującą parą.
Po wyjściu ze szpitala czekał na Alicję.
- Chciałem z tobą porozmawiać, jeśli oczywiście  będziesz miała na to ochotę.
- Na jaki temat?
- Twojego związku z ordynatorem.
- Przez kilka tygodni unikałeś mnie, nie było cię w domu i nie opowiadałeś mi się gdzie i co robisz.
A mój związek z ordynatorem Jasińskim będzie trwał, niezależnie co powie  jego córka, ty i inny personel szpitala.
Jeśli chcesz możemy iść do kawiarni  i porozmawiać, nie mam zamiaru sterczeć na parkingu.
- To może do mojego domu?
Podziękowała mu za zaproszenie. Chwycił ją delikatnie za rękę i chciał zatrzymać.
Szarpnęła ją, nie pozwoliła aby jej dotykał.
- Wiesz, w swoim życiu miałam partnera tyrana fizycznego i psychicznego. Więcej nie dam sobie
zrobić nawet najmniejszej krzywdy przez żadnego faceta. Nigdy za żadnym nie płakałam i nie będę,
bo facet nie zasługuje na to, aby ronić przez niego łzy.
Maks stanął osłupiały. Przecież w żaden sposób nie chciał ani nie chce jej zrobić najmniejszej krzywdy.
- Ala, źle mnie odbierasz. Nie mam zamiaru cię  skrzywdzić, bo ja...
- Trata, tata kochaj brata. Odpowiedziała i odeszła.
Szybko wsiadła do samochodu, nacisnęła na gaz i z piskiem opon odjechała.
- Maksie Keller chyba nie tak rozegrałeś partyjkę. Powiedział sam do siebie i również odjechał swoim autem.
Pod domem rozglądał się czy gdzieś  nie stoi samochód Alicji, ale go nie było.
- Pewnie znów pojechała do tego podstarzałego ordynatorka. Co ona w nim widzi, co ona w nim widzi. Pomyślał.
     Do kraju wróciła córka ordynatora Jasińskiego. Dzisiaj zamiast do domu, Alicja pojechała do domu ordynatora, żeby poznać  swoją siostrę.
W drzwiach przywitała ją pani Sabinka i zaprosiła do środka. Leon przedstawił Beacie Alicję.
Beata, jak później powiedział jej ojciec stanęła na wysokości zadania. Miło przywitała się z Alicja i poczuła się gospodynią domu.
- Tata mnie przygotowywał  od pewnego czasu na to spotkanie. Dzwonił często do mnie oraz poprzez komunikatory Internetowe. Nie mogłam się doczekać na to spotkanie i bardzo chciałam cię poznać.
Muszę jednak przyznać, że nie taką sobie ciebie wyobrażałam.
Młoda lekarka z tytułem doktora i takim dorobkiem naukowym nie kojarzyła mi się z ładną i zgrabną kobietą.
Wszyscy zaczęli  się śmiać.
- Och nasz tata ma fajną przeszłość. Może za kilka lat dowiemy się, że mamy kolejne rodzeństwo.
Alicja czekała na reakcję Leona za słowa Beaty. Ale on w ogóle się nie zdenerwował, odpowiedział jedynie, że miłością jego życia była Marta Szymańska, a mama Beaty jedynie ukojeniem rozstania z matką Alicji.
Alicja popatrzyła na Beatę. Ona sama nie chciałaby usłyszeć takich słów.
- Ala, ojciec o tym mówił mi od zawsze. Nie wiedziałam jednak, że ma ze swoją miłością córkę. Zresztą on również nie wiedział. Znowu Alicja została u Jasińskiego na noc. Tym razem jednak była przygotowana i miała ze sobą piżamę  i ciuchy na zmianę.
     Maks tego popołudnia kilkakrotnie zachodził na wyższe piętro i pukał do drzwi Alicji. Niestety, zawsze odpowiadała mu głucha cisza.











poniedziałek, 15 września 2014

Co teraz mam robić? cz. 13


Maks przedłużył sobie wolne o kolejne dni. Alicja nie zachodziła do niego, praktycznie nie wiedziała, czy jest w domu. Kiedyś wieczorem, gdy wynosiła śmieci spojrzała w okna jego mieszkania,  było ciemno.
Po kilku dniach zobaczyła, że z jego skrzynki pocztowej wystaje korespondencja. Skrzynka była pełna. Wyciągnęła z niej wystające gazety i zabrała do siebie na górę. W domu obejrzała czasopisma, Między nimi był jeden list. Nie było na nim nadawcy. Schodząc do sklepu wrzuciła  go ponownie do skrzynki, gdzie po wyciagnięciu gazet trochę się rozluźniło.
     Po kilku dniach znowu ze skrzynki wystawała korespondencja. Zrobiła tak samo jak poprzednio.
Zapchane skrzynki pocztowe są  dla złodziei  informacją, że nikogo nie ma w domu.
W sobotę wieczorem zauważyła, że w mieszkaniu Maksa świeci się światło. Zabrała korespondencję i zniosła mu na dół. Otworzył jej drzwi.
- W twojej skrzynce było sporo za dużo gazet, więc je wybrałam, aby nie było wiadomo, że nikogo nie ma w domu.
Maks podziękował, nie zaprosił Alicji do środka.
Speszona wróciła do swojego mieszkania. Była zdziwiona jego zmianą, jego zachowaniem i  nie przychodzeniem do pracy.
     W poniedziałek Maks wrócił do pracy. Był małomówny, ciągle zamyślony.  Nie narzucała mu się. Domyśliła się, że coś go trapi, niestety nie miała pojęcia co.
Jasiński umówił  się  z Alicją na obiad. Nie przejawiała chęci włóczenia się z ordynatorem po restauracjach, więc kiedy zaproponował jej spotkanie w jego domu była zachwycona.
Osiedle willowe było dosyć blisko mieszkania Maksa i Alicji. Poszła więc pieszo.
Pieczona kaczka i wyśmienite burgundzkie wino było ucztą dla podniebienia. Pani Sabinka, gospodyni ordynatora była przez cały czas zajęta w kuchni, nie przeszkadzała im w rozmowie.
     Alicja opowiadała swojemu przełożonemu o swoim dzieciństwie z kluczem na szyi i częstymi odwiedzinami na oddziale, gdzie pracowała jej matka. Praktycznie dziadkowie szybko odeszli, więc one żyły tylko dla siebie.
- A twój tata?
- Nie mam ojca. Nie znałam go nigdy. Temat "Ojciec" w moim domu był tematem tabu. Nigdy nie nalegałam, aby mama mi o nim opowiadała, bo wiedziałam, że będzie zła i nieprzyjemna. Tego tematu unikałam jak ognia.
Wypite wino lekko zaszumiało Alicji w głowie.
Gdy Jasiński wyszedł na chwilę odebrać  dzwoniący telefon, Alicja wtuliła się w poduszkę leżącą na kanapie i zasnęła.
Ordynator miał dylemat, czy ją budzić, czy pozwolić jej przenocować.
Sabinka podpowiedziała mu, że lepiej będzie jak zostanie na noc.
     Rano, gdy się obudziła nie miała wyrzutów sumienia.
- Wie pan, zwróciła się do Jasińskiego.
 Śniła mi się mama, jak krzątała się w kuchni i parzyła nam kawę. Gdy stawiała filiżanki na stole zwróciła się do pana i powiedziała, że nareszcie jesteśmy wszyscy razem.
Nie za bardzo rozumiem, co te słowa miały znaczyć.
- A ja już wiem. Przez kilka dni myślałem o twojej mamie. Teraz już w stu procentach jestem przekonany, że jestem twoim ojcem.
- Proszę? O mało nie zakrztusiła się gorącą kawą, którą przyrządziła gosposia.
- Pan moim ojcem? To kpina?
- Nie Alicjo. Jestem na pewno twoim ojcem. Podpowiada  mi tak moje serce. Jeśli chcesz, możemy wykonać badania genetyczne. Mnie co prawda nie są  one do niczego potrzebne, bo czuję, że tak jest na pewno.
Oszołomiona Alicja przygotowała się do wyjścia. Razem pojechali do szpitala.
- A co wy tak razem z samego rana? Zapytała dyrektor Bosak wysiadając ze swojego samochodu.
- Rodzina zawsze trzyma się razem. Odpowiedział Jasiński i puścił perskie oko do Elżbiety.



piątek, 12 września 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 12

Rano Alicja zapukała do drzwi Maksa. Niestety, nikt ich  nie otworzył.
Początkowo  pomyślała, że wezwano go w nocy do szpitala, do jakiegoś trudnego przypadku.
Pojechała więc sama do szpitala swoim samochodem. Dopiero w drodze doszła do wniosku, że nie spojrzała, czy jego auto stoi w pobliżu domu.
     W szpitalu  jednak go nie było. Oprócz niej nikt tym jakby się nie przejmował. Po obchodzie zapytała ordynatora, co jest z Maksem, bo nie ma go w pracy.
Jasiński był niezwykle zdziwiony tym pytaniem. Ona i Maks praktycznie wiedzieli wszystko o sobie.
- Aaaa. Maks wziął trzy dni wolnego, za pracę w niedzielę i sobotę.
- Acha. Rozumiem.
Tak naprawdę niczego nie rozumiała. Wziął wolne i nic jej o tym nie powiedział?
Zresztą, dlaczego miał jej mówić? Nie jest ani jego żoną, ani narzeczoną. Nie są po ślubie ani nawet po zaręczynach.
     Po planowych operacjach, Jasiński wezwał Alicję do swojego gabinetu.
- Moje dziecko, Krzysztof Florczyk jest moim dobrym przyjacielem, jeszcze ze studiów.
- Tak.
- Rozmawiałem z nim i dowiedziałem się, że twoją matką była Marta Szymańska.
- Tak i co z tego?
- Marta Szymańska była kiedyś moją dziewczyną.
- Tak i co z tego?
- Chciałbym, abyś mi o niej opowiedziała. Nasz kontakt urwał  się, kiedy zrezygnowała ze studiów
i mnie porzuciła.
- Ja chyba z tym nie mam nic wspólnego. Jeszcze nie było mnie chyba na świecie. A po wtóre, Krzysztof Florczyk niech raz na zawsze odczepi się ode mnie i od mojej rodziny.
- Nie musisz się tak denerwować. Wiem, że to nie jest miejsce na takie prywatne pogaduszki, ale gdybyś kiedyś zechciała mi poopowiadać o swojej mamie, chętnie bym posłuchał. Ja ją  naprawdę kochałem.
Odpowiedziała mu, że przemyśli sprawę i  może kiedyś wróci do tego tematu.
Pożegnała się z ordynatorem i poszła do domu.
Znowu zapukała do Maksa. Otworzył jej drzwi i sprawiał wrażenie ogromnie roztargnionego.
- Maks, dlaczego nie byłeś w pracy?
- Mam urlop i ważne sprawy do załatwienia.
Nie zaprosił jej  jak kiedyś do środka. Nie wprosił się również do niej na kawę.
- Przepraszam, nie chciałabym przeszkadzać.
Pobiegła do siebie na górę, szybko weszła do mieszkania i trzasnęła drzwiami.
Zjadła wczorajszy obiad, napiła się kawy i zasiadła do swojego artykułu. Odebrała dwa telefony od Sylwii i Piotra.
- No, jeśli musicie, to wpadajcie. Cały czas jestem w domu.
Za kilkanaście minut   zadzwonił dzwonek i Sylwia z Piotrkiem weszli do jej mieszkania. Przynieśli ze sobą dobre wino.
- Co was sprowadza do mnie, tak niespodziewanie?
- Nic, tak przyszliśmy pogadać.
To chyba nie było prawdą, bo przyjaciele Alicji nigdy ot tak nie wpadali do niej. Owszem przychodzili, ale zawsze w jakimś celu.
Alicja przyniosła kieliszki, rozmawiali i sączyli wyśmienity trunek.
- Alicja, nie wiesz, dlaczego Maksa nie było dzisiaj w pracy? Zapytała Sylwia.
- Nie wiedziałam, ale jak wróciłam ze szpitala, zapukałam do niego i go zapytałam.
Zachowywał się dziwnie i odpowiedział, że ma swoje ważne sprawy.
A po wtóre nie jestem jego mateńką ani żoną, nie musi mi o wszystkim mówić.
- No tak, skwitowała Sylwia.
W szpitalu co prawda nie migdalicie się do siebie, ale wszyscy wiedzą, że tworzycie parę, zakochaną po  uszy parę.
Alicja nie chciała komentować wypowiedzi Sylwii.
Piotr zauważył, że Maks od kilku dni zachowywał się dziwnie. Nawet czasami był opryskliwy do personelu i pacjentów, co wcześniej nigdy mu się nie zdarzało. Przyjazne stosunki miedzy Piotrem i Maksem urwały się kilka tygodni temu, nie wiadomo dlaczego.
- Czego oczekujecie ode mnie? Co ja mam zrobić? Zapytać  go, dlaczego tak dziwnie się zachowuje?
Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Rozmowa zeszła na temat nowego artykułu pisanego przez Alicję.

poniedziałek, 8 września 2014

Co teraz mam zrobić?cz. 11

Od samego rana w domu Kellerów czuć było małe zamieszanie. Przy  wspólnym śniadaniu matka nie kryła żalu, że już odjeżdżają do Polski. Ojciec kolejny raz namawiał Alicję o pozostanie w Szwajcarii.
- Propozycja niezmiernie kusząca. Odpowiedziała.
- Muszę się z tym wszystkim oswoić, przemyśleć. Jeżeli uznam, że przyjmę tę propozycje, a pan będzie na mnie czekał, przyjadę.
Maks spojrzał dziwnie na Alicję.
- Przyjedziesz do pracy do Szwajcarii? Tu, do kliniki mojego ojca?
- Na razie nie wiem, ale może po głębszych przemyśleniach to zrobię.
- A ja? Zostanę  w Polsce?
- Nie wiem co ty zrobisz, może razem tu przyjedziemy?
Matce zalśniły się z radości oczy. Ojciec podszedł do Ali i jak to miał w zwyczaju ucałował ją w skroń.
- Tato, mamo, jestem trochę zazdrosny. Alicję traktujecie jak swoje dziecko.
- Nie jak swoje dziecko, ale jak twoją dziewczynę.
Ojciec przed wyjazdem na lotnisko żegnając się powiedział, że zaręczyny obowiązkowo powinny odbyć się tu w domu rodzinnym Kellerów.
     W samolocie Maks przytulił się do ramienia Alicji i natychmiast zasnął. Przy niej czuł się bezpiecznie, dlatego  mógł tak się zachowywać. Wiedział, że ona się na niego nie obrazi. Przecież prawie każda kobieta ma instynkt macierzyństwa i traktuje swojego mężczyznę po trosze jak duże dziecko.
Czasami poprawiając sobie głowę na jej ramieniu powtarzał, że ją bardzo kocha.
Gdy usłyszał zapowiedź, że samolot za chwilę będzie lądował na lotnisku im. Fryderyka Chopina obudził się na dobre.
- Kocham cię, bardzo mocno.
Dwutygodniowy urlop minął  szybko. Alicja opowiadała w szpitalu jedynie o klinice szwajcarskiej, którą odwiedziła, nie mówiąc co to za klinika i czyja ona jest.
Tak naprawdę w Copernikusie  nie wiedzieli do końca kim jest Maks Keller, z jakiej rodziny pochodzi, co robią jego rodzice. Owszem niektórzy wiedzieli, że rodzice jego mieszkają w Szwajcarii, ale nikomu przez myśl nie przeszło, że pochodzi z tak szacownej i bardzo bogatej rodziny. Przecież dzieci bogaczy nie studiują w Polsce, ani tu nie pracują. Wręcz przeciwnie, wszyscy, którzy mają odwagę wyjeżdżają do pracy na zachód.
Alicja, pomimo, że Maks jej o to nie prosił, wiedziała sama, o czym może mówić a co powinno być tajemnicą. Zresztą,  nie  miała charakteru plotkary, czy kuriera co przenosi wszystkie wiadomości te ważne i te mniej ważne.
     Maks nigdy nie narzucał się Alicji. Pomimo, że mieszkali tak blisko siebie zawsze pytał, czy może do niej przyjść lub zapraszał ją do siebie. Nigdy niespodziewanie do niej nie wpadał, nie chciał aby czuła się kontrolowana. Podobnego zdania miała również ona.
Obydwoje robili nadspecjalizację z transplantologii. Świetnie czuli się razem wyjeżdżając po organy do innych szpitali. Wspierali siebie wzajemnie, ale jednocześnie potrafili  krytykować to, co im się u siebie nie podobało. W pracy nie rzucali się w oczy swoim zachowaniem zakochanej pary.
     Alicja pisząc artykuł do gazety medycznej konsultowała go z Maksem. W związku z tym, że wcześniej pisała artykuły z profesorem Florczykiem, redakcje czasopism medycznych znały jej nazwisko. Nie miała problemu publikowania. Kiedyś  namówiła Maksa, aby coś napisał i próbował  swój artykuł zamieścić w czasopiśmie medycznym.  Przez kilka  miesięcy czekał na publikację, ale niestety, ten artykuł nigdy nie  pojawił się w gazecie.
Maks początkowo się nie zrażał, ale po dwóch kolejnych, które nie  zostały opublikowane, dał sobie spokój.
- Maks, gdybyś się nie obraził, może wspólnie wydamy  twój artykuł.  Nie będę nic w nim zmieniała, może pierwsze dwa zdania.
Dobrze wiedziała, ile prób  ona sama  miała, gdy ukazał jej się pierwszy materiał. Samodzielnie również nie miała szans, dopiero jako współautor z profesorem Florczykiem. Może po pierwszych sześciu może ośmiu  wydanych ze współautorem, dopiero zaczęli zamieszczać te, firmowane jej nazwiskiem.
     Maks wyraził zgodę i artykuł, który kiedyś wysłał do gazety i nie ujrzał światła dziennego, teraz jako artykuł autorów Alicja Szymańska, Maks Keller został  wydany.
Dyrektor Bosak po przeczytaniu artykułu autorstwa Maksa i Alicji przyszła na oddział  i im pogratulowała.
- Widzę Maks, że świetnie dogadujesz się z koleżanką, która tak niedawno dołączyła do naszego zespołu. A wasz artykuł jest naprawdę rewelacyjny. Podnosicie poziom pracy naszego szpitala.
Alicja podziękowała, natomiast Maks wygłosił krótką przemowę, w której dziękował Alicji Szymańskiej za wsparcie, dopingowanie go do pisania, wspomaganie i wskazywanie odpowiedniej literatury.
Na zakończenie dyrektor kolejny raz podziękowała.
- No dzieciaki, oby tak dalej. Rozwijajcie się i podnoście poziom pracy naszego szpitala.
Ordynator już dawno przekonał  się do Alicji Szymańskiej, chociaż wcześniej nie ukrywał, że baba chirurg, to ani chirurg, ani baba. Teraz był dumny ze swojego personelu, którym kierował.
Maks wysłał do rodziców czasopismo z artykułem, którego był współautorem. Matka była zachwycona, ojciec przyjął to tak po prostu normalnie, bez emocji. Po  kilku dniach zadzwonił do Maksa i powiedział, żeby przetłumaczył go na francuski i w Szwajcarii zostanie również artykuł opublikowany. Oczywiście, Maks zrobił to bardzo szybko, i w ciągu miesiąca artykuł Alicji Szymańskiej i Maksa Kellera ukazał  się w szwajcarskiej gazecie medycznej, później był jednym z artkułów książki znanego szwajcarskiego chirurga.
Gustaw Keller pokazując to wszystko pracownikom swojej kliniki był niezmiernie dumny z syna i jego dziewczyny. Dobrze bowiem wiedział, że bez Alicji artykuł ten nigdy by nie powstał.





czwartek, 4 września 2014

Co teraz mam zrobić? cz.10

Klinika Gustawa Kellera zrobiła wrażenie na Alicji. Nie była takim kolosem jak Szpital Copernicus w Toruniu. Oczywiście okazały budynek, sterylna czystość, wyposażenie na światowym poziomie.
Maks chodził po raz enty korytarzami kliniki i nie poddawał się euforii, jak jego dziewczyna. Przecież według niego, wszystko co w niej było, to takie normalne, na czasie, niezmiernie potrzebne.
Personel niezwykle miły. Istna sielanka.
- Czy personel medyczny jest sobie bliski, nie ma między nimi zgrzytów? Zapytała Gustawa.
- To jest ich praca, ich  zarobki. Odpowiedział bez zbędnego komentarza.
- Acha. No tak. Tylko u nas są pozostałości komunistyczne, wszyscy coś potrzebują, więcej niż im się należy. Pomyślała.
- Jeśli chciałabyś zostać w Szwajcarii, miejsce w mojej klinice masz zapewnione.
- Nie, dziękuję. Robię w Polsce  dobrą robotę, nad specjalizację, publikuję. Tam mi jest dobrze.
- Mnie też. Wtrącił  się Maks.
- Ciebie przecież o nic nie pytam. O tym co myślisz i robisz, mam dosyć dobre pojęcie.
Gustaw kilka razy namawiał Alicję, aby została w Szwajcarii. Kuszące zarobki, szybkie usamodzielnienie się naprawdę były realne. Gustaw jednak wiedział co robi. Gdyby dziewczyna Maksa została w Szwajcarii, jego syn, zakochany po uszy też by tu został. Nie namawiał jej z chęci pomocy dziewczynie a jedynie z jednego powodu, swojego syna.
     Przed wyjazdem do Polski znowu odbyła się uroczysta kolacja wydana przez Gustawa i Krystynę Kellerów. Większość gości już Alicja poznała wcześniej, ale byli również inni.
Jedna z młodych kobiet, pomimo, że była w towarzystwie starszego mężczyzny, niezwykle kleiła się do Maksa. Alicji początkowo  to się nie podobało. Sama do siebie mówiła, że przecież byłaby infantylnie głupia, gdyby była zazdrosna o chłopaka. Wychowanie do samodzielności i dawanie sobie rady tylko dla siebie przez siebie, było dla niej najważniejsze.
Alicja podeszła do Maksa rozmawiającego z młoda kobietą.
- Kochanie, niezbyt dobrze się czuję odstawiona na boczny tor. Jesteś zainteresowany jakąś pięknością i zaniedbujesz mnie. Powiedziała do Maksa po polsku.
Młoda kobieta nie znając języka polskiego poprosiła, aby jej przetłumaczył.
- Alicja mówi, że jesteś piękna i taka dystyngowana. Odpowiedział jej jakimś dialektem, którego teraz nie rozumiała Alicja.
- Merci Lady. Odpowiedziała, uśmiechając się do Alicji.
Boże, jakaś idiotka. Dziękuje mi, że mam pretensje do faceta, który przywiózł dziewczynę  do swoich rodziców a umizguje się do jakieś tam innej. Pomyślała Alicja. Tym bogaczom wali na mózg. - Maks, odprowadź mnie do mojego pokoju, jestem zmęczona i chciałabym się już położyć. Poprosiła Maksa nieźle aktorsko rozgrywając scenkę.
- Tak, już.  Odpowiedział. Ale nie było jak dotąd słowa kochanie, najdroższa, Aluś.
Alicja pożegnała zebranych, już lekko przerzedzonych.
- Ala nie powinnaś odchodzić. Gospodarze powinni do końca trwać prawie na baczność.
- Ja nie jestem gospodarzem, jestem zaproszonym gościem. Ty jako gospodarz świetnie zabawiasz kokoty.
Złapał ją za rękę i tak zakręcił, że stanęła przed nim.
- Kocham tylko ciebie, nie musisz być zazdrosna. Ta kobieta nic dla mnie nie znaczyła i nie znaczy. Muszę być do niej grzeczny, jest żoną wpływowej osobistości. Takim ludziom nawet tu w Szwajcarii nie można się narażać.
Zaczął całować Alicję i przepraszać.
- Kocham cię, kocham jedyną na świecie.
- Dobrze, ale ja się źle czuję i nie zamierzam tam wrócić.
Maks odprowadził Alicję do pokoju, pożegnał się i wrócił do gości.
Piękność, z którą rozmawiał wcześniej szykowała się do wyjścia.
- Ładna ta twoja Polka.
- Jeszcze nie jest nawet moją narzeczoną. Jest świetnym chirurgiem i super nauczycielem dla takich jak ja, we wszystkich dziedzinach nauki.
- Kochałam cię i kocham jak zawsze. Mój mąż kocha mnie i daje pieniądze. Za moje ciało, ale nie za serce i duszę. Gdybyś nie wyjechał do tej przeklętej Polski, pewnie moje życie inaczej by się ułożyło.
- Ty kochasz również, a może przede wszystkim pieniądze. Takie duże pieniądze, jak teraz masz, nigdy byśmy się we dwoje nie dorobili.
- A po wtóre.
- Nic nie mów. Wiem co chcesz powiedzieć. Straciłam nasze nienarodzone dziecko i nigdy mi tego nie wybaczysz.
Maksowi zalśniły oczy.
    Byli przecież jeszcze tacy młodzi. Jak  Maks dowiedział się, że jego dziewczyna jest w ciąży szalał ze szczęścia. Ona jednak zdecydowała inaczej. Nie chciała skracać sobie młodości i usunęła ciążę, pomimo ogromnych jego sprzeciwów. Nie wytrzymał, natychmiast  po maturze wyjechał  na studia do Polski. Po kilku latach ona wyszła za mąż za multimiliardera. Pomimo, że opływa we wszystkim, jeszcze nie doczekała się potomstwa, choć bardzo tego pragnie. Wie, że gdy nie da mężowi potomka on się z nią rozwiedzie. Rodzina z pokolenia na pokolenie coraz bardziej zamożna musi mieć potomka, najlepiej męskiego.
     Alicja zasnęła. W nocy Maks zapukał w okno tarasu. Nie otworzyła mu, spała, albo udawała, że śpi. Mógłby przecież wejść do niej drzwiami od korytarza, ale nie chciał, aby ktokolwiek widział go błąkającego się nocą po domu.
Przedostatni dzień pobyty w Szwajcarii upłynął  w bardzo miłej atmosferze. Służba krzątająca się po domu zagadywała Alicję, życzyli jej wspaniałego rozwoju zawodowego.
- Alicja, jak następnym  razem  przyjedziesz tu do Szwajcarii to pewnie będziesz już panią  Keller. Zagadnęła ją Matylda, która była odpowiedzialna za cały dom.
- On naprawdę cię kocha. Znam Maksa od dzieciaka i widzę , że jest w tobie zauroczony po uszy.
Kiedyś,  jako młokos  był zakochany w dziewczynie,  ale puściła go kantem. Wybrała większy dobrobyt. Mówiła do siebie po francusku. Była przekonana, że Alicja już na tyle się oddaliła, iż nie słyszy co sobie mruczy pod nosem.



poniedziałek, 1 września 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 9

Po obiedzie  odpoczywali na tarasie. Na ogromnych łóżko-leżakach przystawionych do siebie drzemali. Maks co jakiś czas zadawał Alicji pytania o wszystkim, nigdy nie było pytań o jej rodzinie ani o Florczyku.
Spacer po przydomowym parku znowu na Alicji zrobił wrażenie. Usiedli przy fontannie, gdzie delektowali się mgiełką rozpryskiwanej wody wypluwanej z paszczy delfina.
     Tu jest wszystko tak gustownie urządzone, kto jest projektantem tego wszystkiego?
- Mama, ona  uwielbia projektować a potem nadzorować prace budowlane.
- Jest architektem?
- Nie, jest z wykształcenia lekarzem, pracuje z ojcem w ich klinice.
Alicji nie chciało pomieścić się w głowie, że Maks zamiast z Szwajcarii pracuje w Polsce i to nawet nie w stolicy.
- Wiem, wiem, chciałabyś mnie zapytać, dlaczego pracuję w Polsce?
- Skąd wiesz?
- Kocham Polskę, tam studiowałem, robiłem staż i tak sobie zostałem. Ojciec nie może tego przeżyć, ale dla swojego jedynaka  zniesie nawet i to.
     Następnego dnia zabrał ją na wycieczkę  po mieście. W pierwszej kolejności zwiedzili muzea.
Kunsthaus Zurich,  Schweizerisches Landesmuseum,  Kunsthalle,  Muzeum Fundacji E.G. Buhrlego,
Zjedli kolację w restauracji.
Ojciec  dwa  razy dzwonił do Maksa, z zapytaniem, czy nie potrzebuje pomocy.
- Jakiej pomocy?
- Na przykład finansowej. Śmiał  się do telefonu ojciec.
- Tato, takiej zawsze potrzebuję, przecież dobrze wiesz.
Powiedział Alicji, że jego ojciec strasznie uwielbia mu pomagać finansowo. Kiedyś, jak odmówił, obraził się. Od tego czasu, kiedy mówi, że zawsze od ojca takiej pomocy potrzebuje i zawsze na taką pomoc czeka, relacje miedzy nimi są wręcz super dobre.
- Też bym tak chciała, pomyślała Alicja. Oczywiście pomocy od rodziców, ale niestety, mama nie żyła.
Jeszcze kilka dni posiedzieli w Zurichu, zwiedzali miasto, najbliższe okolice. Alicja poznała kilku przyjaciół Maksa ze szkoły średniej. Żaden z nich nie był Polakiem. Wszyscy mówili po francusku. Alicja znała ten język w stopniu szkoły średniej. Jeśli czegoś nie rozumiała Maks wszystko jej tłumaczył.
Wśród znajomych  było dwóch lekarzy, architekt, aktor, bankowiec.
Tylko aktor nie miał żony, natomiast pozostali byli żonaci i dzieciaci.
     Żona bankowca była wyjątkowo wyciszona i małomówna. Maks tłumaczył Alicji, że ma kompleksy dziewczyny małomiasteczkowej i biednej. Kochają się bardzo, ale ona zawsze wszystko co razem osiągnęli przypisuje to swojemu mężowi. A w tym towarzystwie, tych żon lekarzy i architekta nie czuje się najlepiej.
Wieczorem, kiedy siedzieli na tarasie Alicja powiedziała Maksowi, że mezalians jest bardzo trudny do życia. Pieniądz kocha pieniądz, a bieda zawsze goni biedę.
- To tylko w tych kapitalistycznych krajach tak jest.
W Polsce nie ma takich różnic i dlatego ja tam lubię być, pracować i normalnie żyć.
     Kolejne dni odpoczywali w górach, a kiedy znów wrócili do Zurichu ojciec zaproponował Alicji odwiedzenie jego kliniki.
- Tato, my chcemy odpocząć a nie pracować. Medycyny mamy dosyć na co dzień.
- Tobie nie proponuję, tylko Alicji. Podszedł do niej i ucałował ją w skroń.
Odpowiedziała, że od samego początku, jak tu przyjechała marzy by zwiedzić Klinikę Gustawa Kellera, ale nie miała odwagi o to prosić.
- A widzisz? Zwrócił się do syna.
    Kolejny dzień był przeznaczony dla Gustawa i jego  kliniki.