poniedziałek, 23 lutego 2015

Co ja mam teraz zrobić? cz. 38

Alicja operując trzustkę  u otyłego pacjenta zasłabła.
- Pani doktor, co pani jest,  zapytał  asystent.
- Nic, ale poproście Maksa lub Leona. Nie dam rady do końca.
Alicję przewieziono do izolatki. Czuła się źle, bolał ją brzuch, miała wrażenie, że zaraz dopadną ją torsje.
    Doktor Guła, który był wolny,  natychmiast udał się do izolatki  zbadał pacjentkę.
Alicja była tak obolała, że nie potrafiła rozmawiać z lekarzem. Syczała z bólu .
Natychmiast zlecił zrobienie TK i innych podstawowych badań. Zadzwonił do oddziałowej o przygotowanie sali operacyjnej. Podłączył jej kroplówkę ze środkami znieczulającymi.
Po zakończonych przygotowaniach do  operacji wpadł  do sali Leon, a zaraz potem Maks.
Wszyscy kolejno ją jeszcze raz badali, oglądali rtg i badania TK, które robione były na Cito.
- Cholera, to przecież wyrostek się  rozlał.
Natychmiast przewieziono Alicje na salę operacyjną. Maks i Leon patrzyli na działania lekarzy z  galerii. Wyznawali zasadę, że najbliżsi a tym bardziej  spokrewnieni nie operują.
Operacja nie była łatwa. Trzeba było wszystko zrobić, aby nie doprowadzić do zapalenia otrzewnej.
W tej zawierusze wszyscy zapomnieli o Andrzeju.
- Andrzej, co ty tutaj robisz? Zapytała dyrektor szpitala chłopca siedzącego na holu w szpitalu.
- Nikogo nie ma w domu, nie wiem co się dzieje, gdzie mama, nie ma babci Sabinki ani dziadka Leona. Nie mogę dodzwonić się do wujka Maksa.
- Chodź.
Wzięła chłopca za rękę i zaprowadziła do szpitalnianego bufetu. Kupiła mu obiad i poprosiła właścicielkę,  aby zwróciła na chłopca uwagę.
Dyrektor musiała rozeznać się,  co dzieje z mamą i dziadkiem chłopca.. Dopiero co weszła do szpitala i jeszcze nic nie wiedziała, że jej lekarka  jest na stole operacyjnym.
     Z bloku operacyjnego  Alicję przewieziono na OIOM, ponieważ miała problemy z oddychaniem.
Maks został przy niej a Leon kierował się w stronę  gabinetu dyrektorki. Spotkali się na korytarzu.
- Co jest z wami? Wasz grafik przestał  działać? Mały jest w bufecie i szuka "opiekuna".
W tym momencie Leonowi przypomniało się, że to on miał po szkole zająć się chłopcem.
- Cholera jasna.
Opowiedział pokrótce dyrektorce, co się wydarzyło i szybko zbiegł  do bufetu. Uregulował należności za napój i sałatkę  owocową, którą dodatkowo zamówił Andrzej.
- Wnusiu, jak to się stało, że dotarłeś do szpitala.
- No wiesz, przywiózł mnie tata tej dziewczynki, co mnie kiedyś uderzyła. Powiedziałem mu, że mama jest w pracy i dziadek też i wujek też.
Dziadku, nie musisz mnie pytać , czy mu podziękowałem, bo to zrobiłem.
Przytulił chłopca do siebie.
- Pewnie, jesteś dobrze wychowanym dzieckiem.
Leon opowiedział mu, że mama jest po operacji, ale jeszcze nie można jej odwiedzać. Dzisiaj zabierze go do siebie, bo Maks będzie miał  24-godzinny dyżur.
     Następnego dnia chłopiec poprosił dziadka aby nie wysyłał go do szkoły, tylko zawiózł do mamy.
- Martwię się o nią. W szkole może będę obecny, ale nie będę myślał. Bo teraz jedyne myśli są przy mamie.
Dziadek początkowo nie chciał o tym słyszeć, ale skonsultował to  telefonicznie  z Maksem.
- Alicję przewieziemy za chwilę na chirurgię, czuje się lepiej. Może  Andrzej przyjechać do mamy, ona tego chce.
Widząc mamę leżącą na łóżku powstrzymywał płacz. Niewiele mógł powiedzieć, trzęsła mu się broda.
Wtulił się do niej i szeptał.
- Kocham cię, będę tu z tobą przez cały dzień.
Nie odpowiadała. Głaskała go po głowie i płakała.
Wieczorem Maks zabrał Andrzeja  do domu. Pani Sabinka przygotowała kolację, ale ani jeden ani drugi nie miał apetytu.
- Wujek. Lekarze też chorują?
- Są  takimi samymi ludźmi jak wszyscy inni.
- A ja myślałem, że chirurg nigdy nie jest operowany a dentysta ma wszystkie swoje zęby.
Maks jednak wmusił w chłopca jedną kanapkę. Przypilnował  żeby umył zęby i się wykąpał. Gdy mały poszedł spać,   długo rozmawiał z lekarzem dyżurnym w sprawie samopoczucia jego kobiety.
A gdy sam wtulił się do poduszki ,zasypiając  szeptał.. Choć zmarnowałem tyle  lat, to jednak warto było czekać i teraz mieć swoją Alicję  i wspaniałego chłopaka, przyszywanego synka.





wtorek, 17 lutego 2015

Co ja mam teraz zrobić? cz. 37

Alicja została powiadomiona przez nauczycielkę  o wypadku jej syna.  Skontaktowała się z bazą pogotowia ratunkowego, która przekierowała jadącą karetkę do szpitala , w której pracowała.
Natychmiast zbiegła na  SOR. Zdążyła przed przyjazdem karetki.
Dyżurnym lekarzem na SOR-ze był Maks. Bardzo zdziwił się, gdy zobaczył wbiegającą jak rakieta Alicję.
- Co się stało, nie dzwoniliśmy na chirurgię po pomoc lekarską.
- Wiozą Andrzejka z urazem głowy.
Alicja zaczęła płakać i wtuliła się w ramiona Maksa.
- Jego ojciec też miał uraz głowy i przez to zmarł.
Pod szpital wjechała karetka. Maks z Alicją biegli  by przejąć małego pacjenta.
- Mamusiu, tylko trochę boli mnie głowa.
- Spokojnie odpowiedział Maks. Zrobimy wszystkie badania i zobaczymy z czym mamy do czynienia.
Zlecił wszystkie potrzebne badania, przede wszystkim TK.
- Gdzie jest Alicja, zapytał Leon.
- Pobiegła na SOR, bo jej syn uległ wypadkowi odpowiedziała siostra przełożona.
Leon nic wcześniej nie wiedząc, odwrócił się na pięcie i szybko schodami pobiegł zobaczyć co z małym.
Rana okazała się niezbyt duża.  Maks założył mu kilka szwów. Wszystkie badania były w normie. Stwierdzono lekkie wstrząśnięcie mózgu, więc Maks skierował dziecko na oddział chirurgii dziecięcej.
Po  kilku godzinach mały zasnął. Dziadek na przemian z Alicją siedzieli przy jego łóżku.
Po dwóch dniach pobytu w szpitalu wypisano chłopca do domu.
     Kiedyś siedząc razem z Maksem przy komputerze zapytał go, czy nie byłoby dla niego lepiej wprowadzić się do ich domu.
- Wychodzisz od nas tak późno. Nie boisz się chodzić po nocy?
- Trochę się boję. Najbardziej przed moim blokiem, tam zawsze jest pełno hałaśliwej młodzieży.
- To zamieszkaj z nami. Chciałbyś?
Maks popatrzył na Andrzejka i cicho mu szepnął.
- Ja bym chciał, ale to musi zaproponować mi twoja mama. Sam ot tak sobie nie mogę tu zostać na stałe.
- Spoko, masz to załatwione. Wpłynę na nią. Z rycerską dumą odpowiedział Andrzej.
Myślał może dwa, a może trzy dni jak zagadać mamę w tym trudnym temacie.
- Mamo, mam fajną propozycję.
- A jaką?
- No właśnie taką, aby wujek Maks zamieszkał razem z nami. Będzie nam raźniej, nie będzie musiał  przychodzić na noc dziadek jak będziesz pracowała w nocy. Wiesz przecież, że babcia Sabinka jest już coraz starsza.
Alicja zamyśliła się. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć synkowi.
- Ok. To powiem wujkowi, żeby powoli się do nas sprowadzał. Przecież nie musi wszystkiego przewozić w jeden dzień.
Alicja uśmiechnęła się.
- Jesteś sprytnym chłopakiem, ale.
- Nie ma żadnego ale, już będąc w toalecie  nadałem mu SMS-a.
     Maks bardzo był zadowolony z obrotu sprawy. Wiedział, że być może kiedyś to nastąpi, ale wypadek Andrzejka przyspieszył sprawę.
Maks zajął gabinet, w  którym nikt nie urzędował. Tu przewiózł swoje książki i różne ciekawe rzeczy. W układaniu w szafie ubrań pomógł mu Andrzejek.
Przy kolacji wszyscy byli bardzo rozmowni.
- No tak.
Andrzej wstał od stołu.
- Nareszcie cała rodzina w komplecie. Idę więc spać.
Pożegnał się z mamą oraz z  Maksem i poszedł do swojego pokoju.
    Po zwolnieniu lekarskim Andrzej wrócił do szkoły. Omijał szerokim łukiem krewką koleżankę, pomimo, że już wcześniej go przeprosiła i nawet przyniosła do szpitala słodycze.
     Alicja zdecydowała się jechać z Maksem do Szwajcarii. Dziadek Leon namówił Andrzeja, żeby ich zostawił w spokoju i na ten czas zamieszkał u niego.
- To ile dni ich nie będzie?
- Sześć albo siedem, najwięcej dziesięć.
-Sporo, ale dam bez nich radę. Przecież jestem już sporym facetem.
W czasie pobytu mamy w Szwajcarii, codziennie z nią się komunikował telefonicznie. Pytał o Maksa, a jeśli gdzieś był blisko Alicji, również z nim rozmawiał.
- Tęsknię za wami, już wracajcie.



piątek, 6 lutego 2015

Co ja mam teraz zrobić? cz.36

- Tato, co ja mam teraz z robić? Zapytała Alicja Leona.
- Rutynowe badania, a jak kwalifikuje się na operację, to operujemy.
- Nie o to mi chodzi.
Alicja zaczęła się  śmiać. Chodzi mi o Maksa.
- A. O Maksa. To chyba ty wiesz najlepiej. Facet kocha ciebie, twoje dziecko. Nie widzi  poza nim świata, więc nie musisz czekać na podpowiedzi. Musisz zrobić to coś, co ci dyktuje serce.
Do pokoju lekarskiego wszedł Maks. Chciał się początkowo wycofać widząc rozmawiających, ale Leon go zawołał.
- Wiesz? Alicja ma problem.
-  Oj tato.
- Ma problem z tym pacjentem spod ósemki. Ja nie mam siły  dzisiaj kolejny raz stanąć przy stole operacyjnym. Zastąp mnie.
- Oczywiście. Nie mam nic innego do roboty. Papiery uzupełnię później.
Alicja miała wrażenie że uchodzi z niej powietrze. Była przekonana, że Leon będzie  paplał coś  na temat ich związku.
Sylwia na sali operacyjnej patrzyła na nich z podziwem. W powietrzu widać było, że miedzy nimi iskrzy, lecz stoicki spokój nadawał rytm pracy. Praktycznie operowali bez słowa, każdy wiedział co do niego należy. Uzupełniali się. Czasami ich zakrwawione chirurgiczne rękawice spotykały się nieznacznie o siebie muskając. Także czy od czasu do czasu przenikały w głąb duszy partnera.
      To kiedy zapraszacie? Zapytała jak zawsze wesoła Sylwia?
- Gdzie?
- No nie wiem gdzie.
Albo rzeczywiście nie zrozumieli, w co bardzo wątpiła  instrumentariuszka, albo nie chcieli rozwijać rozmowy.
- Ok. Milczymy, milczymy. Milczymy  i iskrzymy. Milczymy i wszystkich frustrujemy. Milczymy i udajemy. Milczymy i całe otoczenie wkurzamy.
- Co tam mamroczesz pod nosem?
- Nie, nic, milczę tak sobie mrucząc.
Po operacji kilkakrotnie jeszcze zachodzili do pacjenta, by przed wyjściem do domu upewnić się, że  jest stan stabilny i nie będzie żadnych powikłań.
Alicja pobiegła do domu, Maks pojechał zrobić przegląd samochodu. Już niedługo będzie jechał do Szwajcarii na uroczystości rodzinne, więc chce aby jego auto dojechało do celu bez problemu.
- Mamusiu, pani w szkole mnie zapytała, czy nie zrobiłabyś dzieciom szkolenia z zakresu pierwszej pomocy przedmedycznej.
- Zrobię, ale jak będę miała czas.
- To może pan Maks?
- Pan Maks nie jest twoją mamą. Postaram się  znaleźć czas i zrobię  wam to szkolenie.
Wieczorem Alicja zatelefonowała do znajomego ratownika medycznego z pytaniem, czy gratisowo nie wspomógłby ją  w prowadzeniu kursu. Wiedziała, że ratownicy mają fantomy i inne przedmioty niezbędne do szkolenia.
Alicja na drugi dzień skontaktowała się  z nauczycielką i poinformowała ją, że przeprowadzi z dziećmi takie  szkolenie. Dowiedziała się jednak, że szkolenie ma być dla większej liczby dzieci, niż liczy klasa Andrzejka.
- Tak, oczywiście. Poproszę  kogoś jeszcze i  przeprowadzimy szkolenie.
- Cholerna oświata, na nic nie ma pieniędzy. Państwo chce nauczać, tylko  nie ma za co. Wszystko gratis, gratis, gratis.
Zakręcona pracą Alicja zapomniała wcześniej rozeznać się, kto mógłby jej pomóc w  szkoleniu, prócz ratownika.
Na ostatnią chwilę poprosiła ojca, ale  ten wykręcił się nadmiarem  pracy.
Na zaproszonej kolacji u Leona Maks zapytał.
- Alicja, słyszałam, że szukasz szkoleniowca? Przecież wiesz, że mam do tego uprawnienia, przez kilka lat szkoliłem ekipy ratownicze wyjeżdżające na misje do Afryki.
- No tak, kiedyś mi o tym mówiłeś. Nie chciałam jednak wykorzystywać cię. Ciągle przecież cię  o coś proszę.
-  Rzeczywiście, ciągle mnie o coś prosisz. A ja ciebie nigdy i  o nic.
Przyklęknął przed nią na kolana i zapytał.
- Mogę cię  prosić o rękę?
Wyjął z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
Leon Uśmiechnął się.
- Cholera, nareszcie. Długo moja córka musiała czekać na ten dzień.
Alicja przyklękła naprzeciwko Maksa.
- Tak zgadzam się.
Andrzejek doskoczył do nich.
- Mamo, to pan Maks będzie moim tatą? Marzyłem o tym.
- Synku. Tata jest tam, wskazała na zdjęcie stojące na komodzie. Pan Maks może być jedynie twoim
przyjacielem, no ewentualnie jak się  zgodzi to i wujkiem.
- To mogę na niego mówić wujek?
- Możesz, odpowiedział szczęśliwy Maks i uściskał chłopca.
    Szkolenie pierwszej pomocy przedmedycznej było niezmiernie ciekawe. Uczniowie nie chcieli rozejść się do domu, ciągle o coś pytali.
Kolejnego dnia w gazecie regionalnej  ukazał się spory artykuł na temat współpracy lekarzy z młodzieżą. Było wiele zdjęć. Andrzej w klasie pokazywał swoim kolegom i mówił jak który lekarz się nazywa. Moja mama- Alicja, ratownik Tomasz i Beata, lekarz p. Guła i mój wujek Maks.
Jedna z koleżanek natychmiast zapytała Andrzeja, dlaczego na wycieczce rowerowej nie mówił do tego pana wujek, tylko panie Maksie.
- Bo na wycieczce rowerowej- chciał powiedzieć, że Maks nie był jeszcze jego wujkiem ale zamyślił się. No bo, no bo nie chciałem mówić, że jedzie mój wujek, żebyście nie myśleli, że jestem  taki  mami syneczek, że musi ze mną jeździć mama albo ktoś inny z rodziny.
- Wiadomo, że nikt by tak nie pomyślał, przecież zawsze na wycieczce potrzebna jest apteczka i ktoś dorosły. Odpowiedziała wścibska koleżanka.
- Pewni nikt oprócz ciebie by nie powiedział.
Wściekła koleżanka doskoczyła do Andrzejka i zaczęła go okładać pięściami. gdy chciał zrobić unik, pośliznął się i uderzył głowa o ławkę  szkolną. Zaczął mocno krwawić. W  tym czasie weszła do klasy wychowawczyni. Pogotowie udzieliło pierwszej pomocy i zabrało chłopca do szpitala.