poniedziałek, 30 września 2013

Siostra oddziałowa część 40

Alicja szybko usnęła, Maks jeszcze posiedział trochę w kuchni.  Rozmyślał nad tym, dlaczego Olga nie przyjechała, choć do końca obiecywała, że tam będzie. Zrobił sobie drinka, by złagodzić oburzenie. Wszystko wylatywało mu z rąk, pokrywka, solniczka, nóż.
Kładąc się do łóżka, Alicja odsunęła się od niego i przekręciła w druga stronę.
Próbował jeszcze przyciągnąć ją do siebie, by zasnąć jak zawsze wtulony do swojej żony. Znów się odsunęła.
- Ala, co jest?
- Śpij, jestem zmęczona.
- A głowa cię też boli? Może jesteś chora?
     Podobno to jest jedna z wymówek kobiet, które nie chcą uprawiać z mężczyznami seksu.
- Nie, nie boli mnie.  Chcę się chociaż raz dobrze wyspać.
Badania naukowe dowodzą, że seks łagodzi wszelkie bóle, w tym ból głowy, więc Alicja jako lekarz dobrze wiedziała, że taka wymówka byłaby  infantylna.
- Spij już, zostaw mnie w spokoju, bo pójdę spać na kanapę.
- Ok. Przepraszam.
W głowie kłębiły mu się różne myśli, a wściekłość jeszcze bardziej narastała. Nie spotkał się z Olgą, choć go zapewniała, że przyjedzie, a teraz w małżeńskim łożu żona odwrócona plecami.
     Alicja robiąc sobie  w kuchni śniadanie i kanapki do pracy włączyła radio. Wspominali twórczość Edwarda Stachury.
Gdy Radosław Elis śpiewał piosenkę "Życie to nie teatr", Alicja zaczęła z nim  śpiewać. Trochę zmieniała słowa, jakby śpiewała swój tekst.

Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam,
życie to nie tylko kolorowa maskarada,
życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest,
wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama   śmierć.

Ty i ja, teatry to są dwa,
Ty i ja
ty, ty prawdziwej nie uronisz łzy,
ty najwyżej w górę wznosisz brwi
nawet kiedy jest ci źle, to nie jest źle,
 bo ty grasz.
Ja, duszę na ramieniu wiecznie  mam
cała jestem zbudowana z ran
lecz kaleką nie ja jestem, tylko ty
bo ty grasz.

Maks doskonale słyszał co Alicja  śpiewała.  Doskonale wiedział, że są to aluzje do niego. Nie wyszedł do kuchni, udawał, że śpi. Tak naprawdę zasnął dopiero po wyjściu żony do pracy. Miał dyżur dopiero w godzinach popołudniowych.
     Przed pójściem do pracy ugotował obiad. Wiedział, że Alicja będzie musiała go zjeść bez niego. Zostawił na stole dwa nakrycia i świeczkę. Napisał jej kartkę.

Ty i ja to nie są teatry dwa. My tworzymy jedność.  Kocham cię bardzo mocno.
Gdy będziesz jadła obiad, popatrz na drugi talerz i myśl, że jestem zawsze z tobą.
Kocham cię, twój Maks.

W szpitalu trwała akcja ratunkowa ludzi z wypadku  busika wiozącego pracowników.
Na parterze spotkał go ordynator.
- Maks, szybko się przebieraj, potrzebny jesteś na sali operacyjnej. Alicja sama operuje, wiec jej trzeba pomóc.
Szybko włożył swój niebieski garnitur   i jak najszybciej znalazł się na sali operacyjnej.
Alicja nie odrywała wzroku od tego, co robiła. Maks przejął trochę czynności od niej. Przy stole operacyjnym rozumieli się bez słów. Byli profesjonalistami. Wiedzieli, że gdyby byli najbardziej skłóceni, poróżnieni przy operacji są chirurgami.
Po zakończeniu podziękowała Maksowi za pomoc. Niewiele ze sobą rozmawiali, choć on tego bardzo potrzebował.
Gdy kończyła dyżur, pocałował ją w policzek i powiedział, że przygotował dla niej  obiad.
- Dziękuję, do domu wrócę  trochę później, mam jeszcze pewne sprawy do załatwienia. Zjem go na kolację.
- A można wiedzieć jakie moja  żona ma sprawy do załatwienia?
- Będziesz mógł wiedzieć wszystko, jak będziesz do mnie szczery, tak szczery  jak ja byłam szczera do tej pory do ciebie.
- Alicja, wiesz, że tylko ciebie kocham.
Próbował ją pocałować.
- Jesteśmy w pracy. Tu nie ma miejsce na amory.
- Od kiedy?
- Od teraz.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z oddziału.
Beata z Sylwią również skończyły pracę. Spotkały się w szatni.
Beata nie byłaby sobą, gdyby nie zapytała o której wrócił Maks.
- Nie wiem o której. Byłam przecież dobrze wstawiona, więc szybko poszłam spać.
Słyszałam tylko, jak wywracał garami w kuchni. Nie wiem, czy był taki nieostrożny, czy zmęczony, czy może wściekły.
Beata wymownie spojrzała na Sylwię. Ta jej pokazała  gest, kciuk skierowany do góry.
Pierwsza z szatni wyszła Alicja, Beata z Sylwią zaraz za nią
Sylwia szepnęła Beacie na ucho, że akcja Hrywna powiodła się. Zaczęły się śmiać.
Maks do wieczora nie miał wiele roboty. Kilka małych zabiegów na SOR. Na chwilę zszedł w tajemne miejsce. Założył bokserskie rękawice i zaczął boksować worek.
- Mój przyjacielu, widzę, że chyba masz jakiś problem?
Jivan przyszedł wcześniej na nocną zmianę.
- Chcesz pogadać?
- Nie, wszystko w porządku.
- Na pewno?
- Tak , jest super. małżeństwo mi służy. Kocham Alicję a ona mnie.
- To kiedy należy spodziewać się małych Kellerków ?
- Ja bym chciał jak najszybciej. Ale wiesz, Alicji w  żaden sposób nie da się zaskoczyć. profesjonalizm wszędzie, zawsze, na każdym kroku.
- Teraz jest wyjątkowo ostrożna. Z Alicją nic na siłę.
- Kochasz ją, ale...
- Ale nic. Daj mi spokój.
- Niestety Maks, spokój musisz sobie dać sam. Ty natomiast sobie komplikujesz życie.
Zabiegaj o Alicję,  każdego dnia, bo inni ci ją sprzątną sprzed nosa, nie będziesz wiedział jak i kiedy.
- Ona jest moją żoną.
- Dzisiaj jest, ale rób wszystko, żeby była zawsze. Małżeństwo  i miłość trzeba pielęgnować. Nikt nie jest niczyją własnością. Jest bardzo mądrą kobietą, jest piękna, jest samowystarczalna, nie potrzebuje sponsora. Potrzebuje miłości i wsparcia w każdej sytuacji. Ona o ciebie zabiegała bardzo długo. Ale walka o swoją miłość ma też swój koniec. Może wkrótce przyjdzie  czas, że to się wszystko odwróci.
- Wiem, że Alicja mnie kocha.
- Dlatego balansujesz na linie? Dlatego wystawiasz ją na próby?
  Inna kobieta już dawno by cię pogoniła na cztery wiatry.
Maks niepocieszony tym co usłyszał od swojego najlepszego przyjaciela poszedł do szatni.
Wychodząc ze szpitala zobaczył na pomarańczowym krzesełku gazetę. Wziął ja do ręki i zaczął przeglądać.
To co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Alicja i Bartek, obok inna kobieta, której nie widać było twarzy. Według niego były to kręcone włosy Beaty.
Przeczytał tytuł. Bartek Madura wraca do swojej lekarki.
Nie przeczytał tekstu, chciał zabrać gazetę do domu i pokazać ją żonie. Z wściekłości jednak porwał ją na strzępy i wyrzucił do kosza.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
 
A to dodatek dla tych, dla których życie jest wielką sztuką i dla tych wszystkich, dla których jest tylko epizodem






(Opowiadanie na podstawie serialu Lekarze TVN.p.)


 

 
 

niedziela, 29 września 2013

Siostra oddziałowa cz. 39

Alicja sama walczyła ze swoimi problemami. Nie miała odwagi rozmawiać z Sylwią, ani z Beatą. Przecież to nie jest normalne, że mężczyzna, którego kocha wyznaje jej miłość, prosi o rękę, biorą  ślub, wjeżdżają na piękne wczasy nad morze i zaraz potem wszystko zaczyna się chrzanić.
Czy Maks jest takim dwulicowcem, czy facetem, który sam nie wie co to znaczy miłość. Czy ślub z  Alicją potrzebny mu był do tego, aby pochwalić się przed kolegami że ma piękna i mądrą żonę.
Mężczyźni, którzy nie są trwali uczuciowo cechują  się po prostu niedojrzałością społeczną. Niskie poczucie własnej wartości prowadzą do podbojów miłosnych, które pozornie tylko ją podnoszą.
Może dawna trauma emocjonalnego zaniedbania, czy może znęcania się fizycznego spowodowało, że oprócz żony, życiowej partnerki potrzebuje innych kontaktów seksualnych. A wiadomość o dziecku jest tylko odwróceniem uwagi od jego jakże innych problemów.
      Po operacji Maks zapytał Sylwię, czy mogą porozmawiać.
Pewnie, wpadnijcie z Alicją na Łazienną. Daniel się bardzo ucieszy.
- Dobrze, porozmawiam z Alicją, ale chciałbym porozmawiać również teraz.
Sylwia zaprosiła go do swojego gabinetu.
- Maks, ale uważaj co do mnie mówisz, bo przecież wiesz, że ja potrafię czytać w twoich myślach.
Jak dawniej zaczął  mówić, królowo ty moja, mam do ciebie interes.
- Twoją królową nie jestem już ja, tylko Alicja.
- Alicja jest moją żoną, którą bardzo kocham.
- Dobra, to mów o co ci chodzi, bo czas nagli. A czas to pieniądz, powtórzyła słowa docenta Karkoszki.
- Jeśli będzie wyjazd po narządy na południe Polski, to mnie wyślij.
Od razu się skapnęła o co mu chodzi.
- Wiesz, nie wiem, bez pół litra trudno będzie sprawę załatwić.
Maks wziął sobie jej słowa na serio i odpowiedział, że oczywiście, odwdzięczy się jej koniaczkiem.
- Pomyślę, może da się coś zrobić.
Rozstali się i obiecał, że  wieczorem na krótko wpadną na Łazienną.
Sylwia zadzwoniła do Beaty.
- Halo, Jasińska.
- Tu Misja Hrywna. Czekam u siebie.
Sylwia miała sporo papierkowej pracy. Cały czas była w swoim gabinecie.
- Cześć. Co to za misja Hrywna. Co to znaczy.
- Możemy nazwę zmienić, np. na Julia Tymoszko.
Julia Tymoszenko, w skrócie Tymoszko to była premier Ukrainy. Hrywna to waluta. Olga to imię rosyjskie, ukraińskie. Rzeszów leży blisko Ukrainy
- To niech zostanie ta Hrywna.
Opowiedziała  Beacie o swoich spostrzeżeniach, o rozmowie z Maksem i o tym, że Alicja chodzi po oddziale jak struta.
- A to palant. Znowu Olga? Wykończy naszą Alicję.
- Nie możemy do tego dopuścić, jak również musimy chronić Alicję od plotek.
W krótkim czasie szpital otrzymał wiadomość, że w Tarnobrzegu jest do pobrania wątroba. Sylwia natychmiast skontaktowała się z Maksem.
- Dyżur pobraniowy miał Guła, ale Maks mógłby z nim jechać jako asysta.
- Daj mi 15 minut, muszę się zastanowić i zaraz ci odpowiem.
Wykonał telefon do Rzeszowa i zapytał, czy jest w stanie przyjechać do Tarnobrzegu.
Bez wahania mu odpowiedziała, że w tym mieście  ma siostrę i bez problemu może wyrwać się z domu.
Oddzwonił do Sylwii, że wyraża zgodę.
Siostra oddziałowa była przekonana, że zrezygnuje z pomysłu wyjazdu, ale tu się myliła.
Busik miał zawieść lekarzy do Warszawy i razem z ekipą warszawską , Guła i Maks mieli polecieć helikopterem do szpitala w Tarnobrzegu..
   Beata piła w gabinecie anestezjologów kawę. Otrzymała sms,  przeczytała.
- Misja Hrywna. Bierz telefon i przychodź natychmiast do siostry oddziałowej.
 Z kubkiem świeżo zaparzonej kawy udała się  do Sylwii.
- Co jest grane?
- Odpalaj tajemniczy  telefon i dzwoń do Marcina Rojko, że jego żona   dzisiaj chce spotkać się ze swoim kochankiem.
- Beata próbowała się dodzwonić, ale nikt nie odbierał telefonu.
Napisała sms.
Pana żona dzisiaj jedzie do Tarnobrzegu spotkać się ze swoim kochankiem z Somalii. W podpisie Wiktoria .
Za chwilę otrzymała wiadomość zwrotną, że sms został odebrany, a za chwilę drugi, że został przeczytany.
- Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Powiedziała Sylwia.
Po około godzinie Beata otrzymała na swój tajemniczy telefon sms, z podziękowaniami za wiadomość. Moja żona dzisiaj nigdzie nie pojedzie. Już jej zorganizowałem inny ciekawszy wyjazd, w nieznane. Wiktorio, bardzo ci dziękuję za wiadomość i za pomoc. Jeśli będziesz miała jeszcze jakieś ciekawostki odnośnie kochanka mojej żony, proszę o wiadomość. Będę zobowiązany.
Obie "agentki" Sylwia z Beatą jak na razie były zadowolone ze swoich działań.
     Po godzinie Beata anestezjolog, Sylwia instrumentariuszka i Alicja chirurg spotkały się na sali operacyjnej. Alicji asystował doktor Nowak.
Alicja jak zawsze skupiona nad otwartą jamą brzuszną pacjenta nie miała ochoty na pogaduszki.
Nowak czasami próbował powiedzieć coś wesołego, ale ona zawsze mierzyła go swoim wzrokiem, że wszystkim odechciewało się cokolwiek mówić.
Po operacji, przy myciu rąk Alicja przemówiła "ludzkim głosem". Mam wolne popołudnie i chyba wieczór. Sylwia wysłała Maksa prawie na drugi koniec Polski, więc szybko nie wróci. Może spotkamy się gdzieś w jakimś lokalu na drinku. Przydałoby mi się lekkie odstresowanie. Zresztą, ja stawiam i nalewam.
Beata z Sylwią nie miały ochoty powiedzieć nie. Lubiły imprezować.
- Muszę wymyśleć dla Daniela jakąś twórczą pracę. On wówczas nie lubi jak jestem w chacie i mu przeszkadzam.
To o 18:00? Zapytała Alicja.
Poszły do swojej ulubionej restauracji, gdzie obchodziły wieczór panieński Alicji. Choć był to zwykły dzień powszedni było sporo ludzi.
Początkowo siedziały naprzeciwko ukochanego barmana. Potem przeniosły się w bardziej ustronne miejsce.
Dziewczyny  po kilku drinkach były coraz to bardziej rozmowne. Nawet powściągliwa Alicja zaczęła się otwierać.
Opowiedziała swoim przyjaciółkom, że ma kaca moralnego i nie może sobie poradzić z całą tą sytuacją, Tak mu przecież ufała, tak wierzyła w jego przysięgi. Po tym wieczorze z Gustawem  i wyjeździe Maksa do Somalii nie potrafiła sobie poradzić. Ale gdy się otrząsnęła postanowiła walczyć o swoją miłość, która według niej była miłością naprawdę dojrzałą.
Tak jak jej powiedziała wróżka powinna walczyć do końca, ale tego końca nie widać.
     Odwróciła się i zobaczyła Bartka. Pomachała mu ręką. Przysiadł się do ich stolika. Zamówił jeszcze po jednym drinku. Alicja poprosiła zamiast drinka sam sok pomarańczowy. Czuła już lekki szum w głowie.
Alicja przedstawiła mu swoją siostrę i przyjaciółkę. Wiem, że te panie znasz dobrze, po tylu razach pobytu w naszym szpitalu nie sposób ich nie znać.
Pewnie, że znam, ale nie osobiście. Wymienili swoje imiona.
Sylwia wyciągnęła Beatę na parkiet potańczyć.
- A gdzie twój mąż?
- Na wyjeździe służbowym. Chyba tam.
Powiedziała to w taki sposób, że Bartek, jak sam mówi, tylko żużlowiec wyczuł w jej słowach smutek.
Nie chciała jednak rozmawiać o swoim mężu.
- Masz kogoś? Zapytała.
- Nie mam. Nie ma takiej drugiej dziewczyny jak ty, ciągle jestem na etapie poszukiwania.
Późnym wieczorem  wychodząc z restauracji kolejny raz paparazii  uchwycili Alicję i Bartka schodzących po schodach.  Gdy Beata zobaczyła facetów z aparatami, próbowała zasłonić
swoją osobą Alicję.
W nocy wrócił do domu Maks. Był wściekły, jak nigdy dotąd.
- Co kochanie, wyjazd nadaremny. Wątroba nie nadaje się do przeszczepu?
- Nie, z wątrobą wszystko dobrze, tylko ten bałagan organizacyjny mnie wkurza na maksa.
Bałagan organizacyjny wkurza mojego Maksa na maksa. Zachichotała Alicja.
Podszedł do lóżka i popatrzył na swoja żonę.
- Alicja, ty jesteś pijana.
- Może jestem, a może nie. Może jestem pijana, może nie jestem pijana. Któż to może wiedzieć, skoro ja sama nie wiem.
- Alicja, to tak się zabawiasz, jak mnie nie ma w domu?
- A ty jak się zabawiasz, jak ja ci znikam z pola widzenia?
  Co się tak pieklisz, spotkanie z kochanką ci nie wyszło. Jak ona ma na imię: Ludmiła, Tania, Nadia. Wymieniała wiele imion, nie wymieniła imienia Olgi.
- Ty jesteś naprawdę pijana. Już śpij, porozmawiamy jutro na trzeźwo.
- Z przyjemnością kochany mężu.















sobota, 28 września 2013

Siostra oddziałowa cz.38

Daniel oznajmił Sylwii, że w sobotę przyjedzie jego mama. Chce również z nią przyjechać tata i siostra. Dobrze by było, żeby przyjechali również jej rodzice, może nawet i bracia.
- Nie, nie, moi rodzice w tę sobotę nie mogą przyjechać.
- A w którą mogą przyjechać?
- Myślę, że w żadną.
Daniel zastanawiał się dlaczego? Początkowo nie chciała mu powiedzieć, próbowała się wykręcać. Aż w końcu wydukała z siebie.
- Moi rodzice mieszkają blisko Torunia. Są bardzo religijni. Niestety nie mogą przyjechać do mnie, bo ja mieszkam z facetem i nie mam z nim ślubu.
- Moi rodzice są bardziej tolerancyjni odpowiedział Daniel.
- Może i tak, ale nic na to nie poradzę.
- A jak bym chciał ich poprosić o twoją rękę?
- W pierwszej kolejności musisz mnie zapytać. Najpierw ja muszę się zgodzić,  później wypadałoby kurtuazyjnie  zapytać moich rodziców. Są bardzo  staroświeccy. Musisz do nich pojechać  i w moim rodzinnym domu poprosić  o rękę ich córki. Taka jest u nas tradycja, podobno od wieków.
- To dlatego wcześniej nie chciałaś przyjąć pierścionka zaręczynowego?
- Może dlatego, a może nie. Zaczęła droczyć się z Danielem.
Sylwia miała powody nie przyjęcia pierścionka zaręczynowego.
To co zrobił Daniel,  nie mieściło się w żadnych ramach dobrych manier.
Niby wykształcony człowiek, ale w tym momencie nie pokazał żadnej kultury. W kantorku, czy w okopach można zaręczać się w czasie wojny, a nie w warunkach pokojowych.
Jak każda dziewczyna, również Sylwia, która przeczytała nie jeden romans marzyła o swoim królewiczu na białym koniu, który przyjeżdża do jej rodziców, prosić o rękę ich córki. Ona się zgadza, on jej wkłada na palec pierścień zaręczynowy, obsypuje ją kwiatami. Ona promienieje ze szczęścia. Rodzice też są szczęśliwi, że ich córka znalazła dobrą partię i nie będą  już dłużej musieli  się martwic o jej  przyszłość.
Zaręczyny w kantorku na bieliznę to tak jakby się wstydził, że popełnia mezalians. Lekarz i pielęgniarka to dla niektórych nie do przyjęcia.
Grupa lekarzy przecież uważa się za tych lepszych, tych mądrzejszych. Co prawda nie można im nic ujmować, trudne studia, specjalizacje, egzaminy, doktoraty. Ale to tylko zawód, to tylko sposób na zarabianie pieniędzy.  Bycie prawdziwym "człowiekiem" nie wiąże się z wykonywaniem zawodu. Jakże często jest tak, że ludzie bez wykształcenia są wielkimi, o ogromnym sercu, potrafiący się dzielić z biedniejszymi od siebie, pomagać.
     Na stole w kuchni zadźwięczała komórka. Alicja spojrzała, na wyświetlaczu pojawiło się imię  Olga. A ta czego jeszcze potrzebuje od mojego męża pomyślała.
- Maks, twój telefon dzwoni.
Podszedł, odebrał rozmowę.
- Doktor Maks Keller, słucham. Wziął szybko siatkę na zakupy.
- Idę po bułki.
Zbiegł szybko ze schodów, trzasnął drzwiami. Wyjrzała przez okno. Szedł do sklepu ciągle  z telefonem przy uchu. Co oczy nie widzą, to serce nie boli. Pomyślała.
Maks dosyć szybko wrócił z zakupami. Oprócz bułek przyniósł wiele innych artykułów spożywczych, w tym masło, mleko, cukier, musli, sok pomarańczowy.
Jedząc śniadanie zapytała co to za ważny telefon odebrał, że aż musiał wyjść z domu, aby porozmawiać.
- E tam, takie przyjacielskie pogawędki.
- Z Jivanem? Drążyła Alicja.
- A co ty, pamiętnik piszesz? Próbował ją pocałować w usta. Odsunęła się nieco, całus spadł na policzek.
- Kiedyś powiedziałem Jivanowi, że o nic nie pytasz. Czyżby ludowe przysłowie "Jak się ożenisz, to się odmienisz" rzeczywiście było prawdziwe?
- Lud wie wszystko. Ja się nie ożeniłam, tylko wyszłam za mąż. Chyba to przysłowie dotyczy facetów, czyli również ciebie.
Skończyli jeść śniadanie, wyszli do pracy.
Alicja nie drążyła tematu, bo bicie piany do niczego nie prowadzi. Poranny telefon do Maksa nie wpłynął na jej  samopoczucie. Chodziła zamyślona, czasami wydawało się, że  myślami jest gdzieś bardzo daleko. Zauważyła to Sylwia, próbowała ją pytać o powód innego zachowania niż zawsze.
Tym razem nie zwierzyła się przyjaciółce.
Sylwia, jak to Sylwia natychmiast skontaktowała się z Beatą.
- Halo, Jasińska.
- Tu mówi siostra oddziałowa Sylwia Matysik. Pani doktor, jeśli pani jest w pracy, to musimy się skontaktować.
- Misja  Mercedes już dawno zakończona, więc co tak nagli panią?
- Być może będzie nowa misja, ale jeszcze nie wiem jaka? Obmyślam już nazwę.
- Zrozumiałam. Skontaktuję się jak będę miała chwilę. Teraz jestem na OIOM, trudny pooperacyjny przypadek, więc nie mogę się oddalać. Czekam na Anet, tzn. na Anetę. Jak przyjdzie z operacji wpadnę do siostry oddziałowej.  Teraz przepraszam, idą studenci z Karkoszką.
     Studenci zadawali wiele pytań, Beata szczegółowo im odpowiadała.
Karkoszka, jak to docent, którego wszyscy znają powiedział do studentów.
- Proszę popatrzeć. Pani doktor młoda, piękna i taka mądra.
  A wy młode damy, skierował się do swoich studentek, nie tylko dbajcie o makijaż, ale czytajcie, wertujcie książki, uczcie się. Bierzcie przykład z naszej pięknej pani anestezjolog.
   
 






piątek, 27 września 2013

Siostra oddziałowa część 37


 

Rano Beata obudziła się z bólem głowy.  Dobrze wie, że ból głowy sam nie przechodzi, więc nie warto się  katować i czekać, że samoistnie odejdzie. Zjadła śniadanie, wzięła tabletkę, popiła dużą ilością niegazowanej wody mineralnej. Zrobiła sobie staranny makijaż i  pojechała do SANEPiDu.
 Spotkała się z kierownikiem sekcji oświaty. Przedstawiła propozycję współpracy i spotkanie się z młodzieżą gimnazjalną.
- Z nieba nam pani spadła. Problem nadwagi i otyłości dzieci i młodzieży  jest coraz większy.
Tego się nie spodziewała. Za cykl wykładów zaproponowano jej spore wynagrodzenie.
- To dobrze, jeśli tak pani uważa, to również umowę podpiszemy  z panią mgr Sylwią Matysik.
Po tygodniu w prasie lokalnej ukazały się zdjęcia i artykuł na temat cyklu odczytów w szkołach ponadgimnazjalnych.
- Beatko, moje dziecko, gratuluję ci.
- Tatuś nam nie wierzył?
- Teraz mogę się przyznać, że nie. Ty zawsze miałaś do wszystkiego słomiany zapał.
- Do wszystkiego, ale nie do spraw związanych ze zdrowiem i życiem ludzi.
Nawet pani dyrektor Elżbieta Bosak podziękowała im za to, że włączyły się w realizację programu promującego zdrowie i walkę z nadwagą i otyłością w Toruniu.
Daniel Orda był dumny ze swojej kobiety, jak zobaczył ją w gazecie. Ona dziękowała  mu za pomoc w znalezieniu odpowiednich materiałów i pisaniu referatów, konspektów spotkań, prezentacji multimedialnych.
     Na oddziale chirurgii zaczęła odbudowywać się zdrowa atmosfera. Olga wyjechała do Rzeszowa. Co prawda do końca   rozwiązania będzie na zwolnieniu lekarskim, później na rocznym urlopie macierzyńskim. Mąż obiecał dyrektor szpitala, że jego  żona już nie wróci do Torunia, bo jej miejsce jest w Rzeszowie.
Ta deklaracja ucieszyła Elżbietę, może  na jej miejsce zatrudnić innego lekarza.
     Alicja z Maksem jak dawniej cieszyli się swoja miłością. Jeśli nawet widziała go zamyślonego, nieobecnego nie próbowała o nic pytać. Wiedziała, że czas leczy rany, a jej życiowe doświadczenia w tym jej pomagały.
Iza Wanat po nieudanej terapii małżeńskiej miała dylemat, czy powrócić do narkotyków, czy wykazać się silną wolą.
Zdrowy rozsądek zwyciężył.
Próbowała odbudować dobre relacje z mężem, niestety to się nie udawało. Gdy  zobaczyła  na własne oczy z kim jej mąż ją zdradza,  próbowała przeprosić Alicję za  karczemną awanturę, którą jej kiedyś urządziła na szpitalnym holu. Dała jej do zrozumienia, że zawsze i wszędzie może na nią liczyć, we wszystkich sprawach. Alicja przyjęła jej przeprosiny chłodno, bez żadnych emocji.
Doktor Żelichowska zakochana na zabój w Wanacie miała przyjemność spotkać się w windzie z żoną Piotra. Cisza, która panowała w windzie, była wymowniejsza od mowy.
Wychodząc z niej rzuciła w stronę Żelichowskiej niesympatyczny epitet.
- Chyba pani pomyliła adresata. Powiedziała piękna Magda.
- Nie szanowna pani doktor. Lekarki  są zawsze jak dziewczyny, które nie znają dnia ani godziny. A pani szczególnie się do tego przygotowuje. No cóż, zapięcie od biustonosza czasami  przedłuża grę wstępną.
Uśmiech z pięknej twarzy doktor Żelichowskiej znikł. Szła korytarzem i myślała o co jej chodzi z tym biustonoszem?
Filip został przeniesiony na oddział neurologiczny. Dochodził powoli do zdrowia. Wracała mu pamięć. Niestety, Beaty sprzed wypadku w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć.   Była świadoma, że osoby targające się na swoje życie wcześniej czy później muszą być poddawane badaniom psychiatrycznym.
      Rehabilitacja Daniela przynosiła pozytywne skutki. Ale przy stole operacyjnym niestety jeszcze nie mógł stanąć. Docent Karkoszka zaproponował mu  asystenturę. Daniel nie był świadomy co go czeka. Docent to osoba wyjątkowo zakochana w pieniądzach, z góry wiadomo było, że "czarną robotę" za niego będzie  odwalał Orda.

środa, 25 września 2013

Siostra oddziałowa cz.36




Beata wprost po pracy razem z Sylwią pojechały na Łazienną.
W drzwiach przywitał ich Daniel. Próbował po domu chodzić o kulach. Dość miał już wózka inwalidzkiego. Sylwia na widok swojego mężczyzny o mało co nie rzuciła mu się na szyję.
Weszli do kuchni. Co prawda nie ugotował obiadu, jak to robi Maks, ale zamówił dwie ogromne pizzy.
Sylwia podzieliła to w taki sposób, że trzy osoby dobrze się najadły i jeszcze pozostało kilka kawałków
Było również wino, bo jak to Sylwia stwierdziła,  włoska pizza bez wina, to nie pizza. Żaden Włoch nie zjadłby pizzy i to jako danie obiadowe bez wina.
     Beata powiedziała Sylwii, że jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B.
Popatrzyła na przyjaciółkę.
- A w jakiej sprawie?
- W sprawie ogólnopolskiego programu "Trzymaj formę"
- A ja myślałam, że w sprawie misji Mercedes.
Danielowi ani program, ani misja nic nie mówiły. Ale przecież wiadomo, że za tokiem myślenia kobiet trudno nadążyć.
Opowiedziały Danielowi, że napomknęły  taką małą głupotę ordynatorowi Jasińskiemu, teraz aby wyjść z twarzą muszą to zrealizować.
O Danielku, mój kochany, masz tak dużo czasu pomożesz nam poszukać materiałów na temat zdrowego odżywiania i aktywności fizycznej dzieci i młodzieży.
- A co ja będę z tego miał?
- Och kochanie, pogłaskała go po policzku. Już ja ci to wszystko sowicie wynagrodzę.
Daniel cmoknął Sylwię w policzek i zrobił zachłanną minę.
Przy Beacie nie wpadało mu okazywać czułości.
- Daniel,  Daniel, ja myślałam, że ty to jesteś taki sztywniak a ty widzę, że facet niczego sobie.
- Nie znasz moich możliwości. Prawda kochanie? Zwrócił się w kierunku Sylwii.
- Oj prawda, prawda misiaczku. Sylwia pogłaskała go po czuprynie.
Daniel zadeklarował, że za dwa dni zgromadzi wszelkie materiały na temat samego programu oraz materiały niezbędne do napisania referatów.
Beata długo nie siedziała u Sylwii, bowiem widziała, że Daniel już praktycznie od zaraz oczekuje zapłaty za to, co ma dla niej zrobić.
Pożegnała się, życzyła Danielowi szybkiego powrotu do zdrowia i wyszła.
Wałęsała się uliczkami Starego Miasta, oglądała wystawy sklepowe, weszła  do sklepu z torebkami.
Nawet jedną chciała sobie kupić, ale zrezygnowała.
Zadźwięczał jej telefon.
- Halo Jasińska.
- A z tej strony Guła. Beata, budzi się Filip samobójca.
- Świetnie, za chwilę będę.
Wsiadła w taksówkę i tak szybko, jak tylko było możliwe znalazła się w szpitalu.
- Filip miał otwarte oczy. Rozglądał się, odpowiadał na proste pytania doktora Guły.
- Dzień dobry. Poznaje mnie pan? Zapytała Beata.
  Widzieliśmy się kiedyś w kawiarni.
Pokiwał przecząco głową.
- Jeszcze przyjdzie czas, że wszystko się panu przypomni.
- Nie chcę. Idź stąd.
Beata z niedowierzaniem patrzyła na Filipa.
- Wynoś się, nie chce cię, ty mnie też nie chciałaś.
 Zamknął oczy i zasnął.
Beacie zakręciły się łzy w oczach. Pewnie z kimś ją pomylił ,kiedyś sobie wszystko przypomni, trzeba tylko czasu pomyślała. Nie wiadomo dlaczego, mimo, że jest anestezjologiem myślała, że po przebudzeniu Filip będzie z nią rozmawiał jak ze starą znajomą. Tyle dni przesiedziała przy jego łóżku, opiekowała się nim, słuchała z nim muzyki.
Wyszła ze szpitala wyjątkowo smutna. W domu przepłakała cały wieczór.
- Czy wszyscy mężczyźni są jednakowi? Zasnęła z tym pytaniem,  niestety  we śnie nie otrzymała na niego  odpowiedzi.

wtorek, 24 września 2013

Siostra oddziałowa cz.35

Około południa do Torunia  przyjechał Marcin Rojko. Rozejrzał się po szpitalu, przeczytał na tablicy informacyjnej na którym poziomie jest oddział ginekologiczny.  Zaczął go szukać, ale zaplątał się w labiryncie korytarzy.
Sylwia wracała z apteki. W koszyku niosła na oddział lekarstwa.
- Przepraszam panią, jak dojść na oddział ginekologiczny?
Zaczęła mu tłumaczyć, ale on nie miał pojęcia jak tam dojść.
- Pomogę panu, zaprowadzę.  Po drodze opowiedział jej, że jechał z Rzeszowa.
- Niby już te polskie drogi się budują, ale  przemierzenie tyle setek kilometrów, to naprawdę udręka dla kierowców.
- Tak, przytaknęła mu Sylwia.
Weszli na oddział.
- Dziękuję pani, pewnie bym się zaplatał do reszty w tym labiryncie.
- Nie ma za co.
Zapytał pielęgniarki, w której sali  leży Olga Rojko.
Sylwia jak usłyszała nazwisko, szybko oddaliła się i wyszła  poza oddział.
Zatelefonowała do Beaty. Akurat nie była na operacji, tylko siedziała przy łóżku Filipa.
- Hej. Misja Mercedes, ważna sprawa. Jestem za  dwie minuty u siebie.
- Zrozumiałam, za pięć minut będę też u ciebie.
Po drodze spotkała Maksa, który wychodził  z oddziału.
- Gdzie wybywasz?
- Tam.
- Jeśli tam gdzie ja myślę, to lepiej zostań na oddziale.
- Siostra przełożona potrafi czytać w myślach lekarzy?
- Ta siostra przełożona, tego właśnie oddziału potrafi czytać w myślach temu lekarzowi.
Na oddział weszła Beata a za nią Alicja.
- Gdzie byłaś moja żono?
- Wracam z konsultacji  od Wanata.
Beata i Sylwia poszły w jedną stronę, Alicja z Maksem do pokoju lekarskiego.
- Sylwia dzięki. Ty chyba naprawdę potrafisz czytać w moich myślach.
Weszły do  gabinetu Sylwii, która powiedziała, że Misja Rojko chyba  się rozwija.
Opowiedziała jej, że spotkała na dole w szpitalu faceta, który jest Marcinem Rojko, bo o nią pytał.
 Szybko wykonałam telefon do ciebie.
- I co dalej?
- Dalej to nie wiem. Tylko cię informuję co i jak.
- Poszłabym tam powęszyć, ale nie mam celu. Ty, jako  siostra oddziałowa z chirurgii pewnie też nie masz po co chodzić na ginekologię.
- Idę na OIOM, bo za często mnie widują u ciebie.
   Co u Daniela. Wpadnę was dzisiaj odwiedzić wieczorem.  Mam super pomysł.
Karetki pogotowia przywiozły trzy osoby z wypadku na budowie. Przewróciło się niestabilnie zestawione rusztowanie. Alicja i Maks zeszli na SOR, gdzie był Jivan i doktor Góra.
Jeden poszkodowany miał złamaną nogę, jeden złamaną miednicę, natomiast trzeci miał obrażenia wewnętrzne. Maks nakazał przygotować salę operacyjną i wezwać anestezjologa.
Po wykonaniu natychmiastowych badań rannego przewieziono na blok operacyjny.
Operacja trwała kilka godzin. Wewnętrzne krwawienie trudno było  opanować. Alicja pod koniec operacji nie czuła się najlepiej. Pielęgniarka kilkakrotnie wycierała jej pot z czoła, co bardzo rzadko jej się to zdarzało.
- Ala, źle się czujesz? Z wielką troską zapytał  Maks.
- Nie, nie. Wszystko w porządku.
Operacja dobiegła końca, zmęczona Alicja ledwo co trzymała się na nogach.
Beata nie odstępowała od Alicji. Razem z Maksem pojechali na SOR do Jivana.. Przechodząc przez szpitalny hol  podeszła do nich Olga ze swoim mężem.  Marcin, to jest Maks Keller, który był razem ze mną na misji z Somalii. Podali sobie ręce. Olga zapomniała, a może świadomie nie przedstawiła mężowi Alicji. Maks  cały czas trzymając Alicję za rękę przedstawił ją Marcinowi.  A to jest moja żona, której zawdzięczam życie. A ta druga pani, to jej siostra Beata, też lekarz. To Alicja zgromadziła trzy miliony dolarów i wykupiła nas od somalijskich porywaczy. Mnie, Igora i ciebie Olga.
Myślę, że żadne z nas nie jest w stanie nigdy się jej odpłacić, za to, co dla nas zrobiła.
Gdyby nie moja żona, dzisiaj  tu by nas nie było. Pocałował Alicję w usta i ruszyli  w kierunku SOR-u.
Beata zatrzymała się na chwilę przy pielęgniarkach, które opowiadały sobie o aferze z doktor Rojko.
Dowiedziała się, że przyjechał  po nią jej mąż. Na początku bardzo długo ze sobą rozmawiali, potem się kłócili. On nie szczędził jej różnych epitetów, ona nie była jemu dłużna. Słownictwo momentami miała jak napite nastolatki. Później był u ordynatora Wanata, dowiedział się, że nie ma przeciwwskazań, by mógł żonę zabrać do domu. Udawała, że mdleje, ale on jej powiedział, że  na jej  omdlenia to się nie da już nabrać.
Potem, czekając na wypis znowu rozmawiali spokojnie. Zabrał jej torebkę z dokumentami, chyba dlatego, aby znowu mu nie uciekła.

   
   

 



poniedziałek, 23 września 2013

Siostra oddziałowa 34

Skończył się urlop wypoczynkowy i podróż poślubna młodej pary Alicji i Maksa Kellerów.
Prawie miesięczna sielanka z dala  od pracy   dodatnio wpłynęła na młode małżeństwo. Byli zrelaksowani i wypoczęci.
Po przekroczeniu progu szpitala  natknęli się na Jivana. Wymienili kilka sympatycznych zdań. Jivan przypomniał przyjacielowi i jego żonie o wieczornej kolacji, spotkaniu z Ewą i chrześniakiem.
Maks na korytarzu zagadał Olgę o samopoczuciu. Tylko ordynator Jasiński bez wylewności uczuć przywitał się z córką, zięciem  i pogonił ich do pracy.
Każdy kolejny dzień przynosił coraz to nowe przypadki chorobowe. Operacja goniła operację.
Olga już w drugim dniu od powrotu poinformowała Maksa, że jest z nim w ciąży. Była to wiadomość, która zwaliła go z nóg.
- W którym jesteś miesiącu?
Spojrzała na niego i wydawało się, że w myślach zaczęła liczyć, kiedy ostatni raz ze sobą spali.
- Nie wiesz?
- W trzecim.
Gdyby nie był to gabinet lekarski pewnie Maks zareagowałby bardziej agresywnie. W tym miejscu musiał być nieco wyhamowany, żeby nie robić przedstawienia.
Na każde pytanie, które jej zadawał odpowiadała po głębszych namysłach.
Wieczorem, wpadł na oddział porozmawiać z Olgą, która miała nocny dyżur.
Zapytał, czego ona od niego teraz oczekuje. Bez żadnych skrupułów odpowiedziała mu, że oświadczyn i ślubu. W tym momencie była bezwzględna. Wiedziała doskonale, że dopiero co powrócił z podróży poślubnej i  bardzo kocha swoją żonę. Rozmowa nie należała do najmilszych.
- Dlaczego mi mówisz o tym dopiero po trzech miesiącach?
Znowu zaczęła się zastanawiać.
- Co za różnica po ilu? Czy to by coś zmieniło?
- Jesteś lekarzem i dopiero teraz dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?
Nic mu nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego wywracając oczami.
     Maks bez słowa pożegnania wyszedł z gabinetu lekarskiego i pojechał do własnego domu. Był  tą wiadomością przybity, jednak doskonale pamiętał słowa, które powtarzała Alicja, że bolesna prawda jest lepsza od niewinnych kłamstw.
Alicja widziała, że go coś trapi, jednak nie nalegała z pytaniami. Sam jej powiedział, że Olga jest z nim w ciąży. Spodziewał się jakiejś awantury, czy kłótni, jednak  zachowanie Alicji było wręcz dla niego zadziwiające. Nic nie mówiła, usiadła na schodach i zatopiła się w swoich myślach. Nie próbowała o  nic pytać, nie komentowała, nie użalała się nad sobą, nie oskarżała go o kłamstwo.
Maks tego wieczoru i nocą  czuł się fatalnie. Nie spał, targały nim somalijskie wspomnienia, płakał. Nie miał odwagi odezwać się nawet pół słowem.
Rano w absolutnej ciszy zjedli śniadanie, które przygotował Maks, razem  poszli do pracy.  Przy windzie spotkali Olgę. Nie miała  odwagi wejść do niej  razem z Kellerami. Patrzyła jedynie jak zasuwają się  stalowe drzwi, które były dla niej odpowiedzią, że między Kellerami a nią  od dzisiaj jest  gruba  ściana, której praktycznie nie da się staranować.
Alicja podzieliła się tą przykrą wiadomością z najlepszą swoją przyjaciółką. Sylwia oniemiała z wrażenia.
- Co ja mam teraz robić?
- Walczyć. To jest twój mąż, to jest twoje małżeństwo, odpowiedziała jej Sylwia.
Na oddziale chirurgii panowała przytłaczająca atmosfera.
Beata i Sylwia śledziły bieg wydarzeń i w razie potrzeby były gotowe stawać w obronie Alicji. Mijały kolejne dni. Maks  powiedział do Olgi, że nigdy nie odejdzie od swojej żony. A, że jest odpowiedzialny za dziecko, będzie jej pomagał.
Po trudnej, wielogodzinnej operacji Maks z Alicją pili kawę w gabinecie lekarskim. Nie odzywali się do siebie. Były to typowe ciche dni między małżonkami. W drzwiach stanęła Olga.  Początkowo chciała się wycofać, ale udając  butną , z podniesioną głowa weszła do środka.
- Powiedziałeś swojej żonie, że będziemy mieli dziecko?
Nie spodziewała się jednak usłyszeć tego co usłyszała.
- Tak, Maks powiedział mi, że będzie ojcem twojego dziecka.
- To fajnie, z satysfakcją odpowiedziała. To znaczy, że zwolnisz go z przysięgi małżeńskiej i mi go oddasz?
- Co oddam?
- No Maksa.
Maks siedział jak na szpilkach. Alicja natomiast była bardzo opanowana.
- Maks sam wie co ma zrobić. Nie jest moją własnością. Jak zdecyduje się odejść od nas, odejdzie.
Jak zdecyduje  zostać, zostanie.
- Tylko na dzień dzisiejszy moje dziecko jest z prawego łoża, twoje nie. Jak nie będziesz chciała tego dziecka, to my go weźmiemy na wychowanie, nawet jak będzie miało inny kolor skóry niż my. Maks jakby obudził się ze snu, podniósł oczy i popatrzył na Alicję, później na  Olgę.
Alicja wstała i skierowała się do drzwi, otworzyła je i wyszła z gabinetu.  Jej mąż  bez wahania   pobiegł za nią.
Sylwia  widząc jakieś zamieszanie przy pokoju lekarskim udała się w tym kierunku. Zapłakana Olga trzymała się za brzuch. Gdy zobaczyła wchodzącą Sylwię osunęła się z krzesła na podłogę.
Reakcja Sylwii, była natychmiastowa. Przybiegła obsługa z noszami oraz  Jivan i Beata.
- Co się stało.
Olga zasłabła, trzeba się nią zająć..
Jivan  zmierzył ciśnienie, skonsultował się z kardiologiem i ginekologiem.
Badania nie wykazały nic szczególnego. Według Jivana  typowe objawy nerwicowe.
Olgę doktor Magda Żelichowska pozostawiła  na ginekologii. Ostatni miesiąc przy mniejszej obsadzie lekarskiej był    trudny, miała prawo być zmęczona. 
Po południu Sylwia z Beatą spotkały się na mieście. Zaszły do ciastkarni na kawę i ciastko.
- Słuchaj, ten Marcin Rojko to się odzywał do Ciebie? zapytała Sylwia.
- No nie, ale wiesz co? Ja się odezwę  do niego.
Wykręciła jego numer telefonu. Niestety nie udało się z nim połączyć.
 Zostawiła na poczcie głosowej wiadomość. Olga leży na oddziale ginekologicznym w szpitalu Copernicus w Toruniu. Potrzebuje pana pomocy. Wiadomość przekazuje Wiktoria. Proszę o dyskrecję.
Alicja miała planową operację, wycięcie woreczka żółciowego. W związku z tym, że doktor Rojko  wypadła z grafiku,  Jasiński polecił Maksowi, aby asystował pani Keller.
Chyba pierwszy raz w tej ekipie operujących nie padło żadne inne słowo, nie związane z operacją.
- Ja tego  dłużej nie wytrzymam. Wieczorem idę sią napić.
- Ja też, idę z tobą, powiedziała Sylwia?
- A my? Zapytał Maks żonę? Było to pierwsze jego zdanie od kilku dni. Chciał w ten sposób rozładować tą ciężką atmosferę.
- A my idziemy do domu pielęgnować naszą miłość. Pocałowała go w policzek, wzięła za rękę i wyszli na korytarz.
Na parkingu Maks otwierając drzwi samochodu zaczął całować Alicję. Z okna ginekologii patrzyła na ich czułości Olga. Była tak wściekła, że chwyciła taboret i rzuciła nim. Wyglądało na to, że chciała trafić  w okno, taboret wylądował na ścianie. Przybiegł sanitariusz i doktor Żelichowska. Wściekła Olga krzyczała jakieś dziwne słowa. Może było to po somalijsku? Tego nikt nie wie. Dostała środki uspokajające,  zasnęła.







niedziela, 22 września 2013

Siostra oddziałowa cz. 33

Po porannym obchodzie Sylwia wpadła na OIOM. Beata wpatrzona była w Filipa. Miała wrażenie, że poruszył głową.
- Sylwia widziałaś?
- Też mi się tak wydawało, ale spokojnie, spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
   Sylwia miała ważną sprawę do Beaty. Poprosiła ją, aby po pracy się gdzieś spotkały. Nie może to być restauracja, bo tam alkohol szumi w głowie, ani mieszkanie Sylwii, bo teraz strażnikiem Łaziennej jest Daniel Orda.
Beata od razu zrozumiała o co chodzi i zaproponowała jej spotkanie w jej domu.
- Jak mam się przygotować do tego spotkania? Zapytała Beata.
- Najważniejsze to dostęp do Internetu, telefon, najlepiej o numerze mało znanym, kartki i coś do pisania.
     Na chirurgii i w szpitalu już wszyscy się domyślali, że Olga Rojko jest w ciąży. Tych domysłów  nikt nie potwierdzał.
Ordynator Jasiński układał plan operacji tak, żeby uchronić ciężarną od trudnych przypadków i operacji trwających kilka godzin.
     Do drzwi zadzwonił dzwonek. Pani Sabinka otworzyła i zaprosiła Sylwie do środka.
- Beatka jest na górze, zaraz zejdzie. A ja na razie zapraszam do salonu. Wiedziałam, że Pani przyjdzie, więc upiekłam szarlotkę z bitą śmietaną.
- Pani Sabinko, proszę mi mówić po imieniu. Już tyle razy o tym mówiłam.
Za chwilę zeszła Beata. Usiadła obok i popijając kawę wcinały przepyszne ciasto.
- Sylwia, stanowisko pracy przygotowane, idziemy do mojego pokoju.
Praktycznie Sylwia nie musiała mówić o swoim planie, bo Beata od razu załapała o co chodzi.
- Podobno jest z Rzeszowa. Szukamy w informatorze medycznym województwa podkarpackiego lekarza o nazwisku Rojko.
- Tu jej nie ma.
Przeleciały wszystkie specjalistyczne przychodnie lekarskie, szpitale w Rzeszowie.
- To przecież niemożliwe, sama mówiła, że przyjechała z Rzeszowa.
To wpisz tylko samo nazwisko Olga Rojko, może gdzieś się coś wyświetli.
Albo nie. Wejdź do Centralnego Rejestru Lekarzy, ty jesteś lekarzem, więc masz dostęp.
No, ale co nam da jej nazwisko. Przecież potrzebne są nam namiary na jej męża, rodzinę.
Tu było znacznie łatwiej. ORTOVITA  - szpital w Rzeszowie, lekarz medycyny Maciej Rojko.
- Dobra, dzwonimy. 
Sylwia popatrzyła na Beatę.
- Nie martw się, kupiłam dzisiaj nowy starter z numerem. Mam stary aparat telefoniczny, więc będzie on jedynie do misji "Mercedes Rojko".
Beata wybrała numer szpitala. Wysłuchała praktycznie wszystkie wewnętrzne numery oddziałów i poczekała na zgłoszenie się telefonistki.
- Dzień dobry. Chciałam rozmawiać z panem doktorem  Maciejem Rojko.
Usłyszała, że ją łączą, więc z cierpliwością czekała.
Przedstawiła się i grzecznie zapytała, czy dodzwoniła się do męża Olgi Rojko.
- Niestety nie, przykro mi.
- Bo wie pan, my organizujemy zjazd absolwentów naszego roku, i nie mam pojęcia jak dodzwonić się do Olgi.
-  Rozumiem. Ale chyba nie będę mógł pani pomóc, bo.
- Bo co, zalotnie zapytała Beata.
- Bo Olga nie jest moją żoną, lecz mojego brata Marcina.
- Och, jaka szkoda. Tak nam zależałoby, aby z nami była Olga. Wiemy, że wróciła z trudnej misji z Somalii. Śledziliśmy wszystko w telewizji. Jaka szkoda.
Beata tak przekonywująco rozmawiała z panem Maciejem, że dał jej namiary na jej męża.
- Serdecznie panu dziękuję. Miło mi było pana poznać. Szkoda, że mieszkamy tak daleko. Gdyby było bliżej moglibyśmy wymienić w realu wiedzę medyczną.
- Mnie również było miło. A przepraszam, z kim miałem przyjemność.
- Wiktoria Dopytalska.
Sylwia podziwiała spokój i przekonywującą rozmowę z Maciejem Rojko.
 - Uf, jak ja nie lubię kłamać.
Za chwilę wybrała numer Marcina Rojko.
Po kilkukrotnym podejściu, wreszcie się dodzwoniła.
Przedstawiła się, że jest Wiktorią, koleżanką ze studiów jego żony. W żaden sposób nie może skontaktować się z Olgą, więc pozwoliła sobie zadzwonić do jej męża.
- Tak, rzeczywiście dodzwoniła się pani do Marcina Rojko, męża Olgi. Niestety, Olga jest na misji, więc w kraju jej pani nie znajdzie. Wróci może za osiem miesięcy.
- Znowu na misji? Przecież ostatnia misja w Somalii o mało nie skończyła się tragicznie. Wszyscy śledzili to w telewizji i Internecie.
Lekarskie misje państwowe rzadko kończą się tragicznie. Od porywaczy wykupiło ich MSZ, zresztą to oni organizują takie wyjazdy. Teraz jest w znacznie bezpieczniejszym kraju.
- Acha rozumiem. A ma pan z nią kontakt?
- Rzadko, ale mam. Wie pani rozmowy zagraniczne nie są tanie, a nie wszędzie jest dostęp do Internetu.
Beata miała nastawiony telefon na głośnomówiący, więc każde słowo słyszała również Sylwia.
Ta nie wytrzymała i zaczęła  cicho podpowiadać Beacie, aby wreszcie mu powiedziała prawdę.
- No tak, przykro mi, że nie mogę skontaktować się z Olgą. Może pan mi da jej numer telefonu. Zapisała numer.
- Dziękuję. Zadzwonię do niej.
  Ale chciałam panu powiedzieć, że Szpital  Copernicus w Toruniu nie jest za granicą.
A pana żona nie jest na misji zagranicznej, lecz przebywa w Toruniu. Jeśli będzie miał pan do mnie jakieś pytania, to proszę dzwonić. Mój numer telefonu pewnie się panu wyświetlił na jego komórce.
Ja tymczasem zadzwonię do Olgi w sprawie zjazdu.
Pozdrawiam.
Wyłączyła telefon.
- O cholera. powiedziała Sylwia. Znowu jest na misji. Gdzie? Z kim? Jakiej?
- Misja "Mercedes Rojko"w Toruniu moja Sylwio. Odpowiedziała jej Beata.
Musimy chyba się czegoś napić, bo bez drinka naszej misji do końca nie da się rozwiązać.
Zeszły na dół.  Siadły na kanapie i zrobiły sobie po drinku.
- A wy co? Trochę już  późno. Długo pracowałyście.
- No obmyśliłyśmy pewien projekt . Wy? Jasiński zaśmiał się serdecznie.
- Z czego tata się tak śmieje. Wchodzimy z Sylwią w ogólnopolski program "Trzymaj formę" i będziemy chodzić z odczytami do szkół na temat dbania o sprawność fizyczną i prawidłową dietę dzieci i młodzieży.
Beata tak przekonywująco powiedziała, że Jasiński  jej uwierzył. Beatka była przecież jego oczkiem w głowie.
- Widzę, że połknęłyście bakcyla pracy z młodzieżą.
- Z młodzieżą, jak z młodzieżą ale może znów lokalna prasa się nami zainteresuje. Musimy dorównać Alicji Szymańskiej  i być nie mniej znane w Toruniu niż ona.
- Już nie Alicji Szymańskiej a Alicji Keller moje drogie dziewczyny, uczcie się i pamiętajcie jak ona się teraz nazywa.
- Alicja Keller, żona doktora Maksa Kellera z rozmarzeniem powtórzyła Sylwia.




piątek, 20 września 2013

Siostra oddziałowa cz.31 i 32


- Hej Beata, co tam u ciebie?
- Wszystko dobrze. Chodź do gabinetu lekarskiego, pogawędzimy.
W gabinecie siedziała Olga,  uzupełniała dokumenty pacjentów.
Sylwia zrobiła kawę dla siebie i Beaty. Była uprzejma do Olgi i zapytała, czy też jej zrobić filiżankę świeżej kawy.
Olga podziękowała, wykręcając się, że już dzisiaj  wypiła  chyba ze dwie.
Beata  usiadła naprzeciwko Sylwii  w taki sposób, że plecami była odwrócona  do doktor Rojko.
- Co u naszych rozkochanych do granic możliwości Kellerów|. Dzwonili?
- Słuchaj Sylwia, przysłali  filmik z tej swojej podróży poślubnej. Puściła perskie oko.
Ona od razy się kapnęła o co chodzi.
- Plaża, szum fal, krzyk mew a oni wtuleni w siebie. On jej śpiewa te włoskie serenady, które ona chłonie całą sobą.
Maks pięknie śpiewa, a Alicja ma wrażliwe ucho. W końcu jest z wykształcenia muzykiem instrumentalistą, specjalność pianista.
A potem wieczorem przy ognisku tylko we dwoje, popijają wino. Tańczy ogień, trzaskają w ognisku drwa, rozmarzeni wyznają sobie po raz tysięczny swoją miłość.
No chyba wyobrażasz sobie, jak to wyglądało.
Kocham cię Alicjo, jedyną na świecie. Kocham  od kiedy cię zobaczyłem pierwszy raz. Już wtedy wiedziałem, że będziesz moją żoną. A  teraz już nikt i  nic nas nie rozłączy. Jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko, za twoją miłość i za twoją dobroć, za twoje serce. Ty , dopiero ty pokazałaś mi, co to jest prawdziwa miłość, nauczyłaś mnie jak kochać innych. Byłaś i jesteś zawsze wyjątkowa i chcę abyś była taka do końca życia.
A potem Beata wyobraź sobie dalej co było.  Te namiętne pocałunki, upojna noc, która nigdy się nie kończy.
Sylwia ukradkiem spojrzała na Olgę. Siedziała jak zamurowana z oczami wlepionymi w papiery.
- Popatrz, popatrz. Nasz Maksio zawsze wyluzowany, kto by pomyślał, że tak się zmieni.
- Acha. Pamiętasz, były tu takie, co chciały go złapać na ciążę. Ale nie z Maksem te numery.
Od chwili, gdy poznał Alicję zapomniał o wszystkich dziewczynach i  kobietach.
Ciekawe, jak on znosił tęsknotę w Somalii? Pewnie w wolnych chwilach, ukradkiem siedział wpatrzony w jej zdjęcie i płakał za swoją ukochaną.
A może w  gwiazdach szukał  swojej Andromedy i widział ją przykutą do skał. A on jakże odważny Perseusz uwalniał ją i zabijał  strasznego potwora Ketosa.
A teraz zostaje jej mężem.
- Z tego związku  zgodnie z mitologią powinno narodzić się sześciu synów. Dodała z przekąsem
 dr Rojko.
Beata z Sylwią udały że nie słyszą. Dalej konfabulowały.
- Jak znam wrażliwość Maksa to tak było. On dla odzyskania swojej ukochanej byłby zdolny stawić czoła takiemu potworowi Ketosowi.
- Myślisz, że był Alicji wierny w tej Czarnej Afryce?
- Jestem przekonana, że tak. Nawet jak przespał się z jakąś kobietą, to na pewno bez uczucia.
   No przecież wiesz co to jest dla faceta. Jak nie mają gdzie rozładować napięcia seksualnego, to korzystają z usług agencji towarzyskich.
- Ich miłość to taki trochę współczesny dramat "Romeo i Julia" tylko w  wydaniu 30-latków. Takiej miłości chyba teraz się nie spotyka.
   Piękna miłość, z tragicznymi wątkami, ale cudownym zakończeniem w kościółku przy pieśni Ave Maria.  Ja bym chyba nie potrafiła tak  jak Alicja   walczyć o miłość mężczyzny.
- Wyobraź sobie Beata, że ty i ja będziemy pewnie wkrótce ciociami. A  ordynator dziadziusiem.
- Ty Sylwia też jesteś rodziną z ordynatorem?  Zapytała Olga, odrywając się od papierów.
   Kurczę, tu cała rodzina pracuje, tylko mają inne nazwiska.
   Beata kolejny raz puściła perskie oko do Sylwii.
- No popatrz, tak jakoś się składa.
Ordynator,  Alicja a teraz i Maks, Ja i za chwile będą Państwo Orda, Beata i za chwilę będzie..
- Sylwia nie mów  kto, bo cię zabiję. Poczekaj, poczekaj, trzymajmy do końca wszystkich w niepewności. Pokazywała jej miny, jakby rzeczywiście była to prawda.
- Jeszcze Bosak rodzina z Leonem  a profesor Krzysztof Florczyk rodzina z Bosak, Janek Bosak zakochany w córce profesora Micha. No i jeszcze Jivan przez swoją żonę spokrewniony z Gułą a on z Michem.
- Dlatego tu wszyscy o wszystkim wiedzą.
- Sama  pani doktor widzi, że tu się nie plotkuje, tylko  prowadzi rodzinne rozmowy.
- A, jeszcze Wilecki, spokrewniony z....... Daj spokój, już nie mów.
 No przecież można się domyśleć, że z kimś ważnym  jest spokrewniony w Copernikusie, skoro jedzie na staż do Houston.
- Tu trzeba  uważać z kim i  o kim, czy o czym  się rozmawia. Chyba wszystko, tak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki  się rozchodzi w mgnieniu oka.
- No, masz  Olga  trochę racji, ale my w rodzinie nie mamy przecież żadnych tajemnic.
Delikatnie dała jej do zrozumienia, że tu "obcy" nie ma racji bytu.
-  I już nie ma wolnego kawalera żeby się załapać do naszej rodziny. A wchodzić w mercedesa to znaczy   w środek znaczka mercedesa pani doktor nie wypada?
- Nie rozumiem.
- Rozumiesz, rozumiesz. Wiem,  że pani doktor Olga Rojko jest inteligentna i doskonale rozumie. Jak będziesz chciała kiedyś na ten temat porozmawiać to przyjdź do mnie. Ja potrafię zachować tajemnicę nawet przed naszą  rodziną.
Chyba już zdążyłaś zauważyć, że ja, jako siostra oddziałowa na chirurgii wszystko   tu ogarniam,  jak taka kwoka.
- Rzeczywiście, tego nie da się nie zauważyć.
Odpowiedziała Olga.
Sylwia powiedziała Beacie, że muszą już skończyć te pogaduszki, bo obowiązki ich wzywają. Dopiły ostatni łyk kawy. Sylwia odstawiła do zlewu filiżanki i wyszły z pokoju lekarskiego.


Część 32

- Sylwia, co ty z tym znaczkiem mercedesa, nic nie rozumiem.
Sylwia odpowiedziała jej, że jest przekonana, że mercedes nie był przypadkowy. Zaprosiła ją do swojego gabinetu, by jej dokładnie wytłumaczyć o co chodzi.
Beata  zadzwoniła do pokoju anestezjologów i powiedziała, że aktualnie jest u siostry oddziałowej Sylwii Matysik, bo  załatwiają ważne sprawy służbowe.
Siadły przy biurku naprzeciwko siebie. Sylwia wzięła kartkę i ołówek.
- Jakim samochodem przyjechała Olga na ślub Alicji i Maksa?
- No chyba mercedesem, bo takim odjeżdżała.
- A mercedes jaki ma znak?
 Beata palcem w powietrzu narysowała kółko, a w środku trzy odnóżki.
-  I tak z tego nic nie rozumiem.
- Gdzie umieszczony jest ten znaczek? Sylwia zaczęła wypytywać doktor Jasińską a ta czuła się jak na egzaminie.
- Na przodzie samochodu, z tyłu, na felgach kół.
- To teraz słuchaj.
Na przodzie samochodu zawsze jest umieszczony jakaś  łycha od koparki co doły kopie, albo spych, co wszystko zrównuje z ziemią, walec co walcuje.
- Acha.
- Na czterech kołach, bo koty, które nie są zazwyczaj przyjaciółmi lub są tylko pozornymi przyjaciółmi ludzi  zawsze spadają na cztery łapy.
No co tak na mnie patrzysz? Kot jest udomowiony drapieżnik z kotowatych.
- No tak.
- Z tyłu, na klapie bagażnika, należy tu rozumieć "pocałujcie mnie w tyłek".
  Jeszcze jest  znaczek w środku,  na kierownicy samochodu.
 Ale  kierownica to najmniej zaszyfrowana rzecz. Ja tu będę najważniejsza, ktoś musi tym dowodzić, no kierować.
- No tak.
  Beata prawie ogłuszona tymi wszystkimi dowodami patrzyła na Sylwię, jak na jakieś nieziemskie zjawisko.
-  Ale co ma ten znaczek do tego wszystkiego?
- Jeszcze nie kapujesz?  No popatrz, a taka Olga tak. I jeszcze umie to wykorzystać w praktyce.
Sylwia chciała narysować jej na kartce, ale przypomniała sobie, że ma taki breloczek przy kluczach







Widzisz to. Jedna odnoga to Alicja, druga Maks a trzecia Olga.
- A to żmija. To nawet do kościoła przyjechała takim autem, żeby przekazać, że skoro nie będziesz mój, to będziemy we trójkę.
A może ona jest z Maksem w ciąży i ten znaczek miał oznaczać JA-MAKS i DZIECKO pomyślała Beata, ale nie powiedziała tego głośno.
- I co o tym myślisz? Bo jestem pewna, że moje przypuszczenia są bardzo realne.
- Masz rację, nigdy bym tak nie pomyślała. A to żmija.
- Nie powtarzaj się z tą żmiją.
- A co myślisz, że to niewinny zaskroniec, a może plamista czarno-pomarańczowa salamandra?
   Ale na jej jad trzeba uważać.
- Idziemy do pracy, bo ordynator nas rozliczy za te pogaduszki.
-  I nie tylko za te pogaduszki, ale za tą jedną wielką  rodzinę w Copernicusie.
Hahahaha. zaśmiały się głośno.
Zaczęły improwizować.
- A za jaką rodzinę siostro oddziałowa? Nie rozumiem co pani ma na myśli? Czy to znowu doktor Rojko ma jakieś urojenia? Oj biedna ta kobieta. Miłość i zazdrość może pomieszać każdej  kobiecie w głowie.
- No właśnie pani doktor Jasińska, o to nam przecież chodzi. Żadnych rozmów na temat rodziny nigdy nie było, a że ktoś ma bujną wyobraźnię, to już jego problem.
Dzisiaj idziemy wieczorem na drinka, musimy się odstresować. No i trochę pomyśleć, jak zrobić coś, żeby to coś wyszło na byle jak naszej nowej pani doktor.
- Plan jakiś niewinnych intryg?
- Nooooo.
Doszły do wniosku, że  dawno nie gawędziły z ich cudownym barmanem.
-  Uśpij wcześnie swojego inwalidę, mój śpi i myślę, że dzisiaj się jeszcze nie wybudzi.
- OK. Jak się już nie zobaczymy w pracy, to czekam na ciebie 19:30., w tym samym miejscu co zawsze. Rozeszły się do swoich obowiązków.
Beata poszła na OIOM zobaczyć co u Filipa.
Sprawdziła parametry, wydawało się, że wszystko dobrze. Po chwili okazało się, że puls zaczął zwalniać. Zawołała na pomoc Anetę, drugą anestezjolożkę  a sama pobiegła po ordynatora Jasińskiego.
Za chwilę Filip był już na stole operacyjnym. Sytuacja została opanowana. Filip wrócił na OIOM, został podłączony pod aparaturę wspomagającą oddychanie.
Około godziny siedemnastej wyszła z pracy. Pojechała do domu, zjadła obiad przygotowany przez panią Sabinkę. Przebrała się w inną bluzkę i wyszła na spotkanie z Sylwią.


czwartek, 19 września 2013

Siostra oddziałowa cz. 30

Jeszcze przez kolejny tydzień najważniejszym wydarzeniem towarzyskim, które było komentowane w szpitalu Copernicus był ślub Alicji i Maksa. Kto nie był, niech żałuje. Niektórym ten ślub zostanie na długo w pamięci. Zarówno ślub, jak również omdlenie Olgi Rojko.
- Ta Rojko to cholernie naiwna kobieta.  Co ona sobie myślała, że Maks odejdzie od ołtarza i przybiegnie do niej? Że zostawi Alicję i złączy się z nią na zawsze? Wkurza mnie ta baba.
- Sylwia spokojnie, tonowała ją Beata.
- No co za żmija.
  Co spokojnie, co spokojnie. Przyjechała nie wiadomo skąd i   zaczęła mącić. To jej omdlenie to pewnie dobra gra. Przecież jej zachowanie, to niemy krzyk, że to jej Maks się należy, bo z nim była w Somalii.
- Ty potrafisz  tylko gadać, ale jak zemdlała, to pierwsza pobiegłaś jej na ratunek.
- Bo każdy z nas powinien udzielić pierwszej pomocy.
-  A ja stałam i patrzyłam się na to przedstawienie. Prawie wszyscy tam zgromadzeni, to albo lekarze, albo niższy personel medyczny. Nie martw się, nie dali by jej umrzeć.
- Nie wiadomo, po co ją dyrektorka przyjęła do pracy, teraz będzie taki wrzód na tyłku.
Do cafeterii przyszedł Piotr Wanat.
- Jaki wrzód na tyłku, kto ma? Ty Sylwia kiedyś mówiłaś, że wrzody trzeba przecinać, albo wycinać.
- No, ja się już postaram ten wrzód wyciąć z korzeniami.
     W tym czasie Alicja i Maks spędzali swój miesiąc miodowy nad polskim morzem. Wyjazd ten przygotował Maks. Alicja bała się, aby nie był to wyjazd do ciepłych krajów. Nie lubiła  gorących plaż i smażenia się na słońcu wśród snobów.
W wynajętym domu przy plaży odpoczywali. Chodzili na spacery , wyjeżdżali na wycieczki zwiedzać wybrzeże bałtyckie, jeździli na skuterach wodnych, słuchali muzyki, czytali, rozmawiali o przeszłości i przyszłości.
Byli nawet w pobliskiej miejscowości na spotkaniu poetyckim.
Wracając wieczorem do ich nadmorskiego domu, powiedział Alicji, że będąc w Somalii, gdy już opuściła go nadzieja powrotu do Polski, gdy już praktycznie jego godziny życia były policzone napisał na recepcie dla niej wiersz.
- Czytałem go w samolocie, później jeszcze w szpitalu w Warszawie,  teraz nie wiem, gdzie on mi się zapodział. Nigdzie nie mogę go odnaleźć.
To mi go powiedz.
Właśnie, że go nie pamiętam. Próbując wymazać wszystkie złe wspomnienia z Somalii, również z pamięci zresetowałem ten wiersz. Chciałem kiedyś go spisać na nowo, ale nie pamiętam.  Jedynie kilka pierwszych wersów. To jakoś tak szło.
Zamyślił się i próbował usilnie sobie przypomnieć.

Tu gdzie jestem  trwa wojna, bracia z braćmi się biją,
bieda, głód i brak wody, za chwilę mnie zabiją.
Siedzę w odosobnieniu, rękę trzymam na skroni,
chcę krzyczeć byś słyszała, może głos cię dogoni.

Zostawiłem cię samą, jak tchórz, smarkacz  i błazen,
uciekłem  do Afryki, teraz tęsknię i marzę.
Pobyt tu - jeden koszmar.....
Nie, nie pamiętam.

- Mój mąż poeta.
- Acha. Poeta, tylko głowa nie ta.
 Boże, co to był za koszmar, tego się nie da opisać.
Lekarz w Warszawie mówił mi, że powinienem iść do psychologa, bo sam nie dam sobie rady.
- I byłeś?
- Nie.
  Pewnie bym tam trafił, gdybym ciebie nie odzyskał. Moja miłość do ciebie i to, że mi przebaczyłaś jest najlepszą terapią.
Pocałował ją.
- Maks, teraz trzymaj kierownicę, jak dojedziemy do domu, będą całusy i nie tylko.
     Każdego dnia mówili do siebie ciepłe i miłe słowa. Przypominali sobie przysięgę małżeńską.
- Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie mocniej.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą na ziemi.
- Ty jesteś najprzystojniejszym mężczyzną i mężem.
- Nigdy cię nie opuszczę, aż do śmierci.
- Ja ciebie też.
-Kocham cię ponad wszystko. Jestem i będę zawsze twoim Aniołem stróżem. Jak ten niebiański będzie na urlopie lub wakacjach , albo na spotkaniu z Najwyższym, będę dla ciebie podwójnym Aniołem stróżem. Będę ci robił śniadania, obiady i kolacje. Jak będziesz po pracy zmęczona będę nakazywał ci odpoczynek i spanie. Będę czuwał nad twoimi snami, odganiał te złe a przynosił piękne, spokojne,  anielskie. Kocham cię za to, że ty nauczyłaś mnie kochać.Nie, pozwolę, aby po twoim policzku popłynęła choć jedna gorzka łza, chyba, że będą to łzy szczęścia.
Będę walczył z twoimi wrogami.

- Pięknie to powiedziałeś.
  A ja cię kocham w słońcu i przy blasku świec. Rano, w południe, wieczorem i o świcie kocham cię  też.  Nawet wtedy,  kiedy już nie będę potrafiła wymówić twojego imienia  będę cię kochała.
Będę kochała jutro tak jak kocham  dzisiaj i jak kochałam wczoraj.
Dla ciebie będę wszystkim, żoną, przyjaciółką,  twoim dobrym duchem.
Będę kochała wszędzie, w samochodzie, samolocie, statku, ale nigdy nie pozwolę kupić ci motocykla. W domu, w pracy, na spacerze, sympozjum naukowym, w dzień powszedni i niedziele.
Kocham cię, gdy spisz i pracujesz i wtedy kiedy krzątasz się w kuchni i obiad gotujesz.
W sypialni, łazience, na balkonie, w pokoju lekarskim i gdy operujesz.
Kocham cię i dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Kocham od tego dnia kiedy u Sylwii  mi półkę przybiłeś. A kiedy zaprosiłeś mnie na swoje urodziny pomyślałam, że w przyszłości rodzinę  stworzymy.
Alicja wpatrzona w Maksa kolejny raz powiedziała, że go kocha.
Prawie po każdym zdaniu składał na jej ustach pocałunek.
- Mógłbym wyjść na najwyższy szczyt świata i krzyczeć na cały głos, aby rozniosło się echem z prędkością światła
                                                    ALICJO,  KOCHAM CIĘ.
Mógłbyś, ale samego cię tam nie puszczę. Pójdę  z tobą.

     Gdy Alicja z Maksem nad morzem odpoczywali i umacniali swoją miłość w  Toruniu Sylwia wspomagała jak tylko mogła Daniela. Pożyczyła dla niego inwalidzki wózek akumulatorowy, czego później bardzo żałowała. Daniel nie potrafił kierować tym pojazdem, ciągle na coś najeżdżał, wszyscy uciekali mu z drogi.
- Przecież brak mu koordynacji wzrokowo ruchowej, nic dziwnego, że spowodował wypadek tym swoim jednośladem. Powiedziała Beata do Sylwii.
- Wiesz, chyba przesadziłam z tą opieką nad Danielem. Dlaczego jestem taką dobrą Samarytanką?
Jeszcze na tym wózku może też się porozbijać. Dobrze, że windy są daleko od schodów. Gdyby były bliżej mógłby pomylić  korytarz z klatką schodową.
- Ach my kobiety. Ciągle widzimy w facetach małych chłopców i zawsze lecimy im z pomocą.
- Tylko, że czasami oni tego nie pamiętają.
- Beata, a jak Filip.
- Ciągle mam wyrzuty sumienia, że nie zostałam z nim w tej kawiarni. Był przecież naprawdę miły, tak bardzo prosił, abym została  z nim  i porozmawiała. Musiał być cholernie zdesperowany, że posunął się do czynu samobójczego.
- To dlatego tak siedzisz przy jego łóżku, nawet wówczas, gdy jesteś po dyżurze? Z litości?
- Nie z litości, ale chyba z miłości.
- Z miłości do faceta, którego nie znasz i o nim nic nie wiesz?
- Jak to nie wiem. Wiem dużo. Ma na imię Filip, bo tak mi się przedstawił, wiem jak wygląda fizycznie, jest mocno poturbowany, miał kilka operacji, jest w śpiączce, słucha muzyki, którą mu serwuję, jest cichy i spokojny, nie odpyskowuje, jak do niego mówię, ma dosyć sympatyczną aparycję, ma króciutkie włosy.
- Rzeczywiście, wiesz o nim naprawdę dużo.
- Zastanawiam się, czy jak się wybudzi ze śpiączki, będzie mnie pamiętał?
- Ja też jestem ciekawa. Beata, a ty zauważyłaś, że my teraz nie mamy czasu spotykać się w naszej ulubionej restauracji?
- Kochana nadrobimy to, nadrobimy, jak wyleczymy naszych facetów.
A słuchaj, Alicja dzwoniła do ciebie?
Sylwia się zamyśliła.
- Nie, nie dzwoniła. A do ciebie, do ojca?
- Do ojca zadzwoniła jeden raz i poinformowała go, że uratowali jakąś dziewczynę, która miała na plaży wypadek na kładzie.
- No tak, to cała Alicja. Wyciągnąć coś ciekawego z niej graniczy z cudem.





Siostra oddziałowa część 29



                                                                            Ślub







Sylwia opiekowała się Danielem przez cały czas pobytu w szpitalu. Poznała jego matkę, która była nią zauroczona. Zawsze marzyła o takiej dziewczynie dla swojego syna, która przeprowadzi go przez życie tak, jakby ona sama to zrobiła.
Po wyjściu ze szpitala Sylwia zabrała go do swojego domu. Jeszcze przez ponad miesiąc miał nogę w gipsie. Woziła go na wózku.
Alicja przeprowadziła się do Maksa, nie chciała zaburzać kwitnącej miłości pomiędzy siostrą oddziałową a obiecującym chirurgiem.
Daniel, przynajmniej w pierwszym okresie był skazany na Sylwię, musiał być jej całkowicie podporządkowany. Po zdjęciu gipsu ręka i noga wymagała solidnej rehabilitacji. Zadbała już o to, żeby  rehabilitował go najlepszy specjalista w Toruniu.
Choć czasami rekonwalescent buntował się i nie chciał ćwiczyć, wystarczyło jedno groźne spojrzenie Sylwii, aby brał się za siebie. Sylwii czasami wydawało się, że Daniel po prostu się pieści. Kochała go, ale miała chwile zwątpienia,  czasami dochodziła do wniosku, że ma już tego dość. Sama sobie zadawała pytanie, czy naprawdę musi być taką dobrą Samarytanką?
     Ślub Alicji i Maksa był ciekawym wydarzeniem w kręgach medycznych szpitala Copernikus.
Elżbieta zadbała o to, aby  w tym dniu szpital nie miał ostrego dyżuru na żadnym z oddziałów.
     Alicja była ubrana w piękną suknię, miała rozpuszczone włosy.
Kupując suknię,  Beata z Sylwią namawiały ją, aby kupiła również jakiś, delikatny welon.
- Wiesz, Beata ma taki zmysł artystyczny,  ona by ci ten welon pięknie upięła na głowie.
Wyśmiała ich pomysł, że o mało co się na nią nie obraziły.
Jak to zawsze Alicja podeszła do sprawy poważnie  i zrobiła im wykład, co to jest welon i jakie ma znaczenie.
     Wszystko na świecie jest  umowne, poza zegarem, który każdemu  sprawiedliwie odmierza czas.
Welon ślubny pannę młodą zdobi już od czwartego wieku naszej ery. Osłaniający twarz panny młodej jest symbolem dziewictwa. Panna młoda powinna sobie sama założyć na głowę welon. Jeśli pomaga jej przyjaciółka, jest ogromne ryzyko, że uwiedzie pana młodego.
I po pierwsze, nie mam zamiaru robić z siebie idiotki, bo dziewictwo straciłam bardzo dawno, po wtóre nie potrafiłabym sama go sobie upiąć.
Spojrzała na Beatę, która szybko wycofała się z pomysłu  upinania welonu swojej siostrze. 
     Do ołtarza szli przy pieśni Ave Maria.
Widać było na ich twarzach ogromne skupienie i wzruszenie. Nie tak jak "małolaty", które robią ze ślubu przedstawienie i szpan przed rodziną, oni wiedzieli doskonale po co przyszli do kościoła. Są obydwoje dojrzałymi ludźmi, a ich miłość, która przetrwała ogromne zamieszanie, upewniła ich w przekonaniu, że  słowa przysięgi dotrzymają do końca życia.
Po przysiędze i pierwszym małżeńskim pocałunku  goście zebrani w  świątyni  zaczęli bić brawo.
Na twarzy Leona nie widać było spontanicznego uśmiechu i radości. Cieszył się, że jego córka wyszła za Maksa, ale jednocześnie smucił, że co dopiero ją odzyskał, a już musiał oddać mężczyźnie, którego wybrała sobie za męża.
Przyjęcie weselne odbyło się w restauracji. Cała sala była wynajęta tylko dla gości państwa Alicji i Maksa  Keller.
Jak przystało na ojca pana młodego, Gustaw Keller nie wypił ani jednego kieliszka. Sprawiał wrażenie szczęśliwego ojca, który cieszy się, że jego jedyny syn ma  piękną i bardzo mądrą żonę. Trzymał się od Alicji na odległość, nie miał odwagi poprosić jej do tańca. Rozmawiał z synową  tylko w obecności syna lub innej osoby trzeciej, najczęściej w obecności żony, z którą  miesiąc wcześniej się pogodził.
Około godziny dwudziestej trzeciej  Beata wyszła na podwyższenie - scenę  i zapowiedziała.
- Wiem, że Alicja kocha muzykę , więc dla niej w szczególności, ale również dla jej męża dedykuję występ solistki operowej i operetkowej, która zaśpiewa kilka pieśni z repertuaru Grażyny Brodzińskiej.   Przy fortepianie pan Maciej  Drawicz.
Wszyscy wygodnie usiedli przy stołach. Scena była oddalona od części konsumpcyjnej parkietem, gdzie weselnicy tańczą. Nagłośnienie i akustyka sali była super, oświetlenie również. Poproszono wcześniej organizatora, aby oświetlenie nie padało bezpośrednio na twarz śpiewaczki.
Na scenę wyszedł najpierw pianista. Rozłożył nuty i gdy zaczął grać,  do mikrofonu podeszła śpiewaczka w czerwonej długiej sukni. W pasie miała dużą świecącą agrafę, która przyciągała wzrok. Ciemne długie włosy miała  z jednej strony spięte, z drugiej rozpuszczone.
Po pierwszym utworze Czardasza z operetki "Perła z Tokaju" otrzymała ogromne brawa. Później jeszcze zaśpiewała  pieśni: Pamięć, Przetańczyć całą noc,  Kołysz mnie, na zakończenie przepięknie, z  humorem wykonała Arię ze śmiechem, która wszystkich niezwykle rozbawiła.
Beata weszła jeszcze raz na scenę, dziękując za piękny występ przedstawiła artystkę.
Alicjo, Maksie dla was te piękne utwory śpiewała nie śpiewaczka operowa, lecz nasza siostra oddziałowa  Sylwia Matysik. Sylwia ściągnęła jednym ruchem czarną perukę i ukłoniła się. Podeszła do akompaniatora, podziękowała mu i ucałowała.
W tym momencie zaczęli wszyscy bić brawo i skandować Sylwia, Sylwia dopominając się bisu Arii ze śmiechem. Nie było na sali osoby, oczywiście poza Beatą, która choćby przez sekundę domyślała się, kto śpiewa dla Alicji i Maksa. Jej piękny sopran jakże był inny, od głosu, którym mówi na co dzień.
Młodzi, dla których dedykowany był występ wyszli do Sylwii. Alicja dziękując jej powiedziała,
-  wiedziałam, że  moja przyjaciółka ukończyła klasę śpiewu solowego, ale nigdy jej nie słyszałam jak śpiewa.
Sylwia, jesteś wspaniała. Chyba pomyliłaś zawód.  Zaczęła całować ją i gratulować.
Arię ze śmiechem wykonała jeszcze raz, wszyscy śmiali się aż do łez.
Leon też chciał coś powiedzieć, zastukał  w kieliszek i wyszedł do mikrofonu.
Proszę państwa,  chciałem coś ważnego powiedzieć.
Pierwszy raz słyszałem naszą Sylwię gdy miała chyba 15 lat, w  Teatrze Horzycy, jak śpiewała ze swoją babcią, światowej sławy śpiewaczką operową, która przez wiele lat mieszkała we Włoszech i Ameryce a u  schyłku swojego życia w Toruniu.
    - Proszę państwa, śpiewałam wiele razy z moją babcią, jak przyjeżdżała do Torunia. Ale...
 Panie ordynatorze, dzisiaj jest święto Alicji i Maksa i proponuję zaśpiewać dla nich sto lat. Zaintonowała Sto lat, niech żyją, żyją nam, potem Niech im gwiazdka pomyślności, później Sto lat, sto lat ...., a potem I jeszcze jeden i jeszcze raz.
Sylwia zeszła ze sceny, gdzie miejsce zajął zespół, który grał do białego rana.
Popis tanga dała dyrektor Bosak z profesorem Florczykiem. Także otrzymali owacje.
Alicja i Maks przysiedli się na chwilę przy Sylwii i Danielu.
- Sylwia, naprawdę to co zrobiłaś dla nas, to ogromna niespodzianka. Jak mogłyście z Beatą utrzymać w tajemnicy  twój występ. A przecież w domu też mogłyśmy sobie urządzać koncerty.
Sopran Sylwia Matysik, przy fortepianie Alicja Szymańska.
- Kochanie, od dzisiaj jesteś Alicja Keller, przypomniał jej mąż.
- Wiadomo, że nie byłoby niespodzianki, odpowiedziały jednocześnie Sylwia z Beatą.
I nie myślcie sobie, że  Sylwia Matysik  i Beata Jasińska to kurierki roznoszące w Copernicusie plotki.
- My umiemy trzymać języki za zębami. Uściskały kolejny raz młodą parę życząc im wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
 Alicja natomiast  życzyła  Sylwii pomyślnej rehabilitacji Daniela i  jak tylko stanie na nogi doprowadzenia go do ołtarza.




                                                                    
Piękne wykonanie Ave Maria. Przy tej pieśni(ale w innym wykonaniu) Maks i Alicja szli do ołtarza,
 powiedzieć sobie sakramentalne TAK


 

 Najszczęśliwsze chwile Maksa i Alicji. Ich związek usankcjonowany ślubem konkordatowym




Ślub

Ślub
Ślub
Ślub
Ślub
Ślub
Ślub
Ślub
Ślub
Ślub
Ślub



Arię ze śmiechem, z repertuaru  Grażyny Brodzińskiej wykonała dla Maksa i Alicji siostra oddziałowa Sylwia Matysik. Myślę, że śpiewała ją nie mniej pięknie, jak pani Grażyna. Obie w genach odziedziczyły miłość do muzyki.