wtorek, 29 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską.? cz. 10

Maks następnego dnia przyniósł dla Sylwii koniak i kawę. Początkowo nie zaskoczyła po co ten prezent, ale natychmiast przypomniał jej wczorajszą  rozmowę.
- No tak, słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Pod nosem zamruczała pielęgniarka.
Powiem ci jej adres, pod jednym warunkiem, że nigdy mnie nie wydasz.
- Królowo moja, przecież wiesz, że jestem małomówny.
Powiedziała, że Alicja mieszka w hotelu lekarskim, jej najbliższym sąsiadem jest Łukasz Wilecki.
Cmoknął Sylwię w policzek, wykonał gest jakby pociągał prawą ręką sznur od dzwonka parowozu.
- Jest, jest, jest.
- Co jest? Zapytał Wilecki wchodząc do gabinetu lekarskiego.
Wiluś, muszę pożyczyć od ciebie tę książkę na temat przeszczepów nerek. No wiesz, tą co współautorem jest Alicja Szymańska.
- Ok, jutro ci ją przyniosę.
Maks oczywiście  wolałby mieć ją dzisiaj wieczorem, bo bardzo mu jest potrzebna. Zaproponował Wileckiemu, że wpadnie do niego około dziewiętnastej, jeśli oczywiście pozwoli.
Wilecki był tym bardzo zaskoczony, bo wcześniej Maks nigdy nie traktował go jak dobrego kolegi.
- Dobrze, wieczorem jestem w domu, więc wpadnij.
Maks przyszedł wcześniej, bo nie mógł się doczekać godziny dziewiętnastej. Nie zastał Wileckiego w swoim mieszkaniu. Zapukał więc do sąsiednich drzwi. Jakże był zdziwiony, gdy otworzyła je Alicja.
- Przepraszam, szukam Łukasza. Zaczął się jąkać i udawać bardzo zdziwionego. Gra wychodziła mu znakomicie.
- Nie wiem gdzie jest Łukasz, ale proszę wejdź i poczekaj na niego  u mnie. Nie będziesz przecież sterczał na korytarzu.
Maks nie spodziewał się, że do spotkania w mieszkaniu Alicji przyjdzie mu łatwiej, niż sobie wyobrażał.
Wszedł do środka, gdzie panowała sterylna czystość. Mieszkanie nie było zagracone. Tylko książek było w nadmiarze, praktycznie wszystkie medyczne.
Alicja zaproponowała Maksowi kawę, ale on nie chciał pić.
- Małe to twoje mieszkanie.
- Dla jednej osoby wystarczające.
- Moje ma ponad sto metrów kwadratowych i już mi się marzy większe.
- Mnie nic do szczęścia nie jest potrzebne, jedynie coś do spania i regał na książki.
Zapytał, jak może żyć bez telewizora. Ona odpowiedziała mu, że to co jest zhomogenizowane w telewizji woli przeczytać w książkach i w prasie.
Po około pół godzinie Alicja usłyszała, że do mieszkania Wileckiego ktoś wchodzi.
Otworzyła drzwi i zawołała.
- Łukasz, masz gościa, Czeka na ciebie w moim mieszkaniu.
Łukasz cofnął się i zaszedł do Alicji. Zaczął Maksowi tłumaczyć, że przecież się nie spóźnił, to on pomylił godziny.
Maks wstał, przeprosił Alicję za najście i poszedł razem z Wileckim do jego mieszkania.
- Nie szkodzi. Było mi bardzo miło gościć cię w moich skromnych progach. Szkoda jednak, że nie chciałeś  napić się  herbaty.
- Może innym razem, jeśli oczywiście kiedyś taki będzie.
Alicja odpowiedziała, że nie ma problemu, że zawsze będzie mile widziany w jej przytulnym mieszkanku.
Wziął od Wileckiego książkę, chwilę z nim pogadał i pojechał do swojego domu.
Leżąc na ogromnym łóżku rozmyślał, co on by zrobił, gdyby jego sąsiadką była Alicja. Wilecki to jakiś mało kumaty facet, skoro nie wykorzystał jeszcze takiej okazji. Był z siebie dumny, że nie zabrał jej wiele czasu i nie siedział u niej zbyt długo, chociaż tak naprawdę nie miał chęci od niej wychodzić. Maks- powoli, powoli, tylko małymi kroczkami dojdziesz do celu. Sam siebie zaczął pouczać.
     Następnego dnia chciał oddać książkę swojemu koledze, ale niestety miał on dyżur nocny, więc nie było go w pracy. Dobrze o tym wiedział, ale oczywiście udawał znowu aktora.
- Alicja, dzisiaj mogę napić się u ciebie herbaty. Będę po południu u Łukasza, więc mogę wpaść do ciebie na nieco dłużej niż wczoraj.
- Wrócę do domu późno, ale jak mnie zastaniesz, to oczywiście, zapraszam.
Około godziny 18:30 podjechał pod hotel lekarski. W oknach mieszkania Alicji było ciemno. Zdecydował , że nie będzie wchodził do Wileckiego a poczeka w samochodzie. Każda minuta dłużyła mu się okropnie. Był jednak cierpliwy i czekał do skutku. Gdy zobaczył światło w jej mieszkaniu szybko wyskoczył z samochodu i wszedł do hotelu. Po drodze do Alicji zastukał w drzwi Wileckiego i w progu oddał mu pożyczoną książkę. Ten zapraszał go do środka, ale on szepnął mu, że wskoczy na chwilę do Ali, bo ma do niej interes.
Alicja była zmęczona,  nie okazywała jednak niechęci ze spotkania. Zrobiła herbatę, nawet kupiła po drodze ciasto w ciastkarni.
Rozmawiali ze sobą na różne tematy. Gdy Alicja spojrzała na zegar, aż przetarła oczy.
- Wiesz, która godzina? Jest już pięć po dwudziestej czwartej.
- Maks żegnając Alicję skradając jej całusa przeprosił , że tak długo się zasiedział.
- Warto było dłużej posiedzieć choćby dla tego całusa.
Wychodząc zaprosił ją na rewizytę do swojego domu.
- Zrobię super pizzę, naprawdę umiem to robić.
Uśmiechnęła się i cmoknęła Maksa w policzek.
- Przyjmuję zaprosiny, ale dopiero w przyszłym tygodniu. Ten mam wyjątkowo zajęty.
- Będę czekał do przyszłego tygodnia i oczywiście nie będę mył tego policzka.
Zachichotali jak dzieciaki.





niedziela, 27 kwietnia 2014

Cy możana uwieść Alicje Szymańską? cz. 9

Idąc korytarzem Alicję zagadnęła Sylwia Matysik.
- Czy ty i Maks jesteście już  parą?
- Dlaczego tak myślisz?
- No bo te wczorajsze urodziny jakoś tak dały mi do myślenia.
- Ja nie myślę,  ja działam, a teraz idę  na salę operacyjną.
Sylwia idąc korytarzem pomyślała, że jak zawsze "nagadała" się z Alicją.
- Maks, gdzie pędzisz?
- No wiadomo, na salę operacyjną. Mam tam dwie ważne sprawy do załatwienia.
Po pierwsze zoperować woreczek, a po wtóre spotkać się z najcudowniejszą lekarką.
To znaczy w odwrotnej kolejności.
- Maks, zbliż się tu do mnie. Muszę ci zadać jedno pytanie.
  Alicje będziesz traktował poważnie, czy tak przelotnie, jak inne dziewoje?
- Sylwio, królowo nasza. Bardzo poważnie. Jedyna kobieta na świecie, którą będę  traktował bardzo poważnie.
Gdybym się nie spieszył, pogawędził bym dłużej, ale wiesz, tam gdzie zmierzam spotkam Anioła.
Już odchodząc coś mu się przypomniało. Cofnął się i zapytał cicho oddziałową.
- Siostro, nie wiesz, gdzie mieszka Alicja?
Uśmiechnęła się i powiedziała.
- Wiem. Będzie koniak i kawa, dam ci adres.
Maks wysłał w locie buziaka Sylwii.
- Masz to jak w banku.
Alicja kończyła myć ręce, gdy wpadł Maks.
- Pani doktor już po myciu?
- Tak jakoś się składa, że już. A pan, panie doktorze, każe na siebie czekać.
Gdyby był to inny lekarz lub lekarka, pewnie odpowiedziałby ciętą ripostą, ale w tym przypadku szelmowsko się uśmiechnął. Niestety, Alicja widziała tylko jego uśmiechające się oczy, bo na twarz już zdążył nałożyć maseczkę chirurgiczną.
     Anestezjolog  przygotowała pacjenta do operacji. Alicja była głównym operatorem, Maks jej asystował. Nie rozpraszał ją żadnymi pytaniami, ponieważ wiedział, że w czasie operowania jest całkowicie wyłączona i tylko skupiona na tym co robi.
- Boskie ręce, pomyślał.
W tym czasie poprosiła go o zaszycie pacjenta. Na czole pojawiły jej się krople potu. Pielęgniarka widząc to natychmiast jej je wytarła .
Zamienili się miejscami przy stole operacyjnym. Maks szyjąc ranę spoglądał raz po raz na Alicję.
- Źle się czujesz?
- Nie, wszystko w porządku.
Odpowiedź jednak była mało przekonywująca, jednak nic więcej nie pytał.
Po skończonej pracy poszli do gabinetu lekarskiego. Maks włączył czajnik.
- Dla pani doktor kawa czy herbata?
Alicja była bardzo blada. Wziął jej rękę  i zbadał puls. Nic niepokojącego nie wyczuł pod swoimi palcami.
- Przepraszam, a dzisiaj jadłaś  śniadanie?
- Nie, wychodząc z domu zapomniałam, a potem nie było jak.
Maks wykonał telefon i poprosił aby kupił dwie kanapki, z szynką i dużą ilością masła.
- Kup, jak przyniesiesz do pokoju lekarskiego, to zobaczysz dla kogo.
Za około 5 minut z kanapkami zjawił się Wilecki.
- Byłem w cafeterii, więc kupiłem. Gdybym był gdzie indziej pewnie nie zmusił byś mnie, żeby ci usługiwać.
- To nie dla mnie, tylko dla twojej, to znaczy naszej pani doktor Alicji. Kobieta zamorzyła  się głodem, a ty jej najlepszy przyjaciel tego nie widzisz.
- Bez przesady, nie zamorzyłam się głodem, tylko dzisiaj nie miałam czasu zjeść.
Wilecki wziął z szafki talerzyk i położył dwie ogromne bułki.
Maks nalał do  trzech szklanek herbaty i postawił na stoliku.
- No Wiluś, teraz będziemy karmić naszą panią  doktor, bo inaczej, któregoś dnia zejdzie nam z tego świata. Jeśli nie będzie chciała jeść, to podłączymy ją pod kroplówkę.
Wilecki  odpowiedział, że jest za tym, a może i przeciw, ale jeść trzeba. Przysunął jej bliżej talerzyk i zapraszał do jedzenia.
Za chwilę zatelefonowano z SOR. Maks oddelegował Łukasza mówiąc, że sam ma w tej chwili pacjenta, którym pilnie musi się zająć.
- Co za kłamca.
- Ja kłamca? Ty jesteś pacjentem, który na cito potrzebuje pomocy medycznej i zaraz dostaniesz zastrzyk na apetyt, albo kroplówkę. Więc co wybierasz?
Alicja podzieliła bułkę na dwie części. Wzięła wierzchnią część i położyła na niej listek sałaty.
- Nie, nie, jeszcze kawałek szynki, inaczej kroplóweczka.
Alicja jak mała dziewczynka nałożyła sobie plasterek szynki i zaczęła powoli jeść.
Zaprosił ją po pracy na obiad, do swojego domu.
- Nie, dziękuję.
- To może do restauracji, albo do baru?
Zgodziła się na restaurację, pod warunkiem, że będzie mogła zjeść tylko drugie danie.
Co prawda Maksowi nie chodziło w tym momencie o jedzenie, ale przebywanie z nią,  więc przystał na jej propozycję.
Alicja wmusiła w siebie drugą połówkę  bułki.
- Jesz jak kurczak, ale to musi się zmienić. Wpędzisz się w chorobę. Jesteś lekarzem .... Maks wygłosił jej wykład o zdrowym  i systematycznym odżywianiu.
Odpowiedziała mu, że o jedzeniu porozmawiają w restauracji, a tu powinni się skupić na sprawach medycznych, na pacjentach.
- Wiluś, dzisiaj porywam do restauracji twoją  Alicję.
- Alicja nie jest moja, ani niczyja.  Dam ci przyjacielu radę. Bądź dla niej miły i grzeczny, nie znosi jak jest ktoś nachalny, głupi i prostacki. Jeśli będziesz coś chciał więcej wiedzieć, to pytaj.
Maks spojrzał dziwnie na Wileckiego. Był przekonany, że odbija mu dziewczynę i wzbudzi  to w nim zazdrość.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicje Szymańską? cz. 8

- Łukasz, czy Maks zaprosił cię na swoje urodziny?
- Nie, a bo co?
- Bo do mnie mówił, że wszyscy jego przyjaciele nie mają czasu przyjść na urodziny, które ma jutro.
- Może przyjaciele mu odmówili.  Ja dla niego   nie jestem przyjacielem.
No tak, zamyśliła się Alicja. Maks  przecież  Łukasza postrzega jako potencjalnego rywala, nie przyjaciela.
Alicja zgodziła się jednak iść z nim do kawiarni na urodzinową kawę. Rozeznała się jednak w sprawie i przygotowała mu niespodziankę. Kolejno sama rozmawiała z lekarzami i pielęgniarkami, przedstawiając im smutną dolę Maksa Kellera.
Aby nie obciążać go zbytnimi kosztami, zrobili zrzutę i zamówili  kawiarnię, do której  Maks zaprosił Alicję.
Alicja ubrała się w sukienkę, co bardzo rzadko jej się  zdarzało.  Kiedy przyszli, w kawiarni praktycznie nie było nikogo, oprócz kelnerek. Usiedli przy stole, zamówili kawę i lampkę wina.
Gdy podano  kawę, do kawiarni wszedł Jasiński z Elżbietą.
- A ci nie mieli innej kawiarni, tylko akurat tu musieli przyleźć.
Alicja  pokiwała im ręką, na znak powitania.
- Pewnie lubią  tu przychodzić, bo jest fajny klimat i świetna obsługa.
Alicja jednak nie zajmowała się |Jasińskim, lecz była niezwykle miła dla Maksa. Wręczyła mu prezent. Był tak zaabsorbowany rozmową z nią, że nawet nie zauważał, jak do kawiarni wchodzili inne osoby. Nie zwracał na nikogo uwagi.
Opowiadał jej o wybrykach studenckich i ciągle dziękował za to, że w dzisiejszym, tak dla niego ważnym dniu, jest z nim.
Ocknął się trochę, gdy przy najbliższym stoliku zasiadła  Magda Żelichowska z Piotrem Wanatem.
Udawali wielkie zdziwienie, że ich tu zastali.
- Och Maks, popatrz, jaki Toruń mały. Codziennie w Copernicusie, a po południu w tej samej kawiarni.
Sylwia siedząca kilka stolików dalej nie wytrzymała napięcia i zaczęła się histerycznie śmiać. Maks odwrócił się  i zobaczył Sylwię z Ordą. Podniosła kieliszek i go pozdrowiła.
W dalszym ciągu był tak przejęty spotkaniem, że oprócz Jasińskiego i Bosakowej, Sylwii i Piotra z Żelichowską nikogo nie widział.
Gdy już w kawiarni się zapełniło,  jednocześnie wszyscy wstali i zaczęli śpiewać Maksowi sto lat. Dopiero teraz zauważył, że cała kawiarnia to znajomi i  przyjaciele z Copernicusa.
Początkowo był zdezorientowany a może oszołomiony.
- Widzisz, a powiedziałeś mi, że wszyscy, których zaprosiłeś na urodziny ci odmówili.
- Ale ja ich tutaj nie zapraszałem.
- Ja również nie, skłamała Alicja.
- Może pochwaliłaś się  Wilusiowi.
- Ja nic mu nie mówiłam.
O cholera, to ja mu powiedziałem, że dzisiaj idę  z tobą na kawę. Tak specjalnie, żeby go zazdrość zżerała. .
- Akurat, on wiedział gdzie idziemy na kawę ?.  Zresztą Łukaszek nie ma takiej charyzmy, żeby zwołać pół szpitala do jednej kawiarni i to na twoje urodziny.
- No to może Sylwia?
- A ja ci powiem, że najlepiej jakbyś zapytał Mariolkę z rejestracji. Ona wszystko wie, kto z kim i kiedy.
- Naprawdę? Zdziwił się Maks.
- Nie udawaj, że nie wiedziałeś, kto to jest Mariolka i jak lubi roznosić ploteczki.
Fajnie, jutro ją zapytam.
Maks aby nie być nazwany  centusiem, postawił dla wszystkich po lampce wina,  wypili za jego zdrowie.
Atmosfera się wyluzowała i do końca wieczoru było bardzo  miło.
     Od rana Maks był niezwykle rozmowny i miły, zarówno do personelu szpitalnego jak i chorych.
- Panie doktorze, cóż za odmiana? Zapytała Sylwia.
- Byłaś  wczoraj i widziałaś.
Sylwia zbliżyła się do Maksa, rozejrzała wokoło i cicho powiedziała.
- Pamiętaj, jeśli skrzywdzisz Alicję Szymańską, jak inne dziewczyny,  osobiście uduszę   cię własnymi rękami.
Maks popatrzył na Sylwię jak na jakieś chore zjawisko atmosferyczne.
- Nie rozumiesz?
- Ci wszyscy co wczoraj byli w kawiarni, to nie twoi przyjaciele, a jej przyjaciele. Pamiętaj i uważaj stary podrywaczu.
Chciał jej powiedzieć, że zakochał  się w Alicji od pierwszego wejrzenia,  jak ją pierwszy raz zobaczył w Copernicusie. Sylwia jednak nie dawała mu dojść do słowa.
- Pierwszy raz się zakochałem i ostatni. Kobieto, zrozum to. Infantylnie próbował  się tłumaczyć .
- Pamiętaj! Pokazała mu wskazujący  palec, aby dobitnie to zrozumiał.









wtorek, 22 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 7

Alicja jak każdego ranka zaczęła biegać. Dzisiejsza trasa prowadziła  parkiem, aż do Bulwaru Filadelfijskiego. Było to razem kilka kilometrów. Przejeżdżający samochodem Maks o mało nie spowodował wypadku, jak zobaczył biegnącą Alicję. Zatrzymał się i próbował ją dogonić. Gdyby nie to, że usiadła na ławeczce, nigdy  by jej nie dopędził.
- Cześć. Widzę, że biegasz?
- Ja też kiedyś biegałem, teraz coraz rzadziej. Myślę, że od nowa zacznę.
  Chcesz, możemy biegać razem.
- Nie umawiam się z nikim. Biegam swoim tempem i swoimi trasami. No, jak się spotkamy gdzieś na trasie, to oczywiście możemy biegać. Ale z nikim się  nie umawiam.
Maks oczywiście pomyślał, że od jutra pewno częściej będą spotykać się na trasie, on już o to zadba.
Rzeczywiście, w kolejne dni spotykali się na trasie biegania. Ale Maks nie miał tyle siły, aby dorównać Alicji. Zawsze gdzieś zostawiała go w tyle, znikała z pola jego widzenia. Nie mógł jej namierzyć, gdzie mieszka.
Pochwalił się Łukaszowi, że razem z Alicją uprawiają jogging. Poprawiamy sprawność i wydolność fizyczną bez nadmiernego wysiłku.
- Nie wierzę. Alicja nigdy mi o tobie nie mówiła. Wiem, że zawsze biega sama, czasami spotyka się na trasach z innymi biegaczami..
- No widzisz, tak  właśnie my spotkaliśmy się. Na trasie.
     Badania DNA wykazały zgodność. Leon okazał się biologicznym ojcem Alicji. Początkowo nie wiedziała, jak się do niego ma zwracać. Cieszyła się bardzo, że wreszcie znalazła ojca, jednocześnie dziwiła się, że jej mama odeszła od niego, kiedy on ją naprawdę kochał ponad życie.
Często "gdybali" co by było, gdyby Leon dowiedział się o ciąży Marty.   On mówił, że by ją ozłocił i zaprowadził do ołtarza.
Elżbieta Bosak, jako jedyna w Copernicusie  była powiadomiona o tym fakcie przez Jasińskiego. W trójkę obmyślali, jak to zrobić, aby uciąć spekulacje niektórych lekarzy o romansie doktor Szymańskiej z ordynatorem Jasińskim.
     Szpital  Copernicus otrzymał prestiżową nagrodę z Ministerstwa Zdrowia. Dyrektor Bosak zorganizowała w ramach funduszy socjalnych spotkanie w restauracji. Byli zaproszeni wszyscy pracownicy, ale niestety, nie wszyscy mogli przyjść, gdyż szpital musiał funkcjonować.
Po kilku godzinach wspaniałej zabawy, Leona Jasiński wzniósł toast" Za młodych lekarzy, w tym za Alicję Szymańską.  Na sali zapanowała cisza, nawet na moment  muzyka przestała grać, potem zaczęły się szepty.
Alicja podeszła do Leona i pocałowała go w policzek. Podniosła kieliszek i wygłosiła kolejny toast.
"Za naszego ordynatora i mojego tatę Leona Jasińskiego".
Niektórzy uśmiechnęli   się, bo myśleli, że się przejęzyczyła
- No tak, za młodych lekarzy i moja córkę Alicję. Poprawił się Jasiński.
- Wiluś, przywołał do siebie Maks swojego kolegę.
   Wiedziałeś?
- Co?
- No to, o czym oni mówią.
- Nie wiedziałem. Odpowiedział w sposób mało wiarygodny.
Tylko w Copernicusie jeden dzień plotkowano o tym,  że Szymańska jest córką Jasińskiego. Wszyscy przeszli do tego, tak normalnie. Mariola, recepcjonistka zazdrościła jej ojca.
- Popatrz. Mówiła do koleżanki.
- Odnalazła ojca i to takiego fajnego faceta. Rozumiesz, po 35 latach.
- Co tak przeżywasz, ty masz swojego ojca. Odpowiedziała jej koleżanka.
Jak się później okazało, Łukasz był wtajemniczony w sprawę badań DNA. Dla Alicji był jedyną osobą, z którą mogła dzielić się najtrudniejszymi sprawami. On nigdy nie wypuścił pary z ust.
     Jasiński zaproponował Alicji  przeprowadzenie się do jego domu, ona jednak wolała pozostać w hotelu. Myślała o kupnie swojego mieszkania. Nie chciała być niczyim intruzem.
Kiedyś  siedząc z Łukaszem i popijając czerwone wino opowiedziała mu w jaki sposób spędzała święta ze swoją mamą, która praktycznie zawsze była w pracy, by zarobić na jej studia.
- Łukasz, dlaczego nie masz dziewczyny? Faceci w twoim wieku są już mężami i ojcami.
- Ja nie będę nigdy ojcem. Na własne życzenie.
- O czym ty mówisz?
- Kiedyś poddałem się  wazektomii . W mojej rodzinie panuje choroba genetyczna. W każdym pokoleniu pojawia się. Kilka lat temu zmarł mój brat. Postanowiłem sobie, że nie będę miał dzieci i nie będę ich  unieszczęśliwiać.
- Nie znaczy, że ty mógłbyś mieć takie chore dziecko.
- Poszedłem na medycynę z myślą o tym, że uratuję życie mojego brata. On zmarł, bo było wiadomo, że nic się nie da zrobić.
Alicji zrobiło się smutno.
- To, że nie będziesz miał dzieci, nie znaczy, że nie możesz znaleźć sobie kobiety.
- Pewnie mogę, ale nie chcę. Jeśli już to nastąpi, to jakąś wdowę z dzieckiem, które będę mógł zaadoptować. Nie mogę przecież unieszczęśliwić żadnej kobiety. Wy zawsze chcecie mieć dzieci, bo macie instynkt macierzyństwa.
- Twoi rodzice o tym wiedzą?
- Nie, nigdy im o tym nie powiedziałem i nie powiem.
Mama czasami martwi się, że jestem sam.
Alicja współczuła Łukaszowi.  Od tego dnia była pewna, że powierzył jej najbardziej skrytą tajemnicę i że jest jej najlepszym przyjacielem, na dobre i na złe. Bo tylko przyjaciele mogą rozmawiać o rzeczach trudnych i tylko przyjaciele potrafią dochować tajemnicy.
- No to w takim razie, musimy kiedyś wpaść do twojej mamy na wspaniały obiad.
- Naprawdę  tego chcesz?
- Pewnie. Sam widzisz, jak świetnie dogaduję się z twoją mamą. Ona chyba wie, że nas nic nie łączy, poza przyjaźnią, ale cieszy się bardzo, że nie jesteś sam.
- Umówię nas na sobotę , albo niedzielę.
- Pewnie. Już się nie mogę doczekać na to spotkanie.







poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską. cz. 6

Alicja rano pojechała do szpitala razem z Łukaszem, jego samochodem.  Zaraz obok nich swój samochód zaparkował Maks.
- Alicja, znowu się ten Maksik będzie mnie czepiał.
- Dlaczego?
- No dlaczego my razem.
- Boisz się go?
- Nie, ale wiesz jaki to Casanowa. Wszystkie dziewczyny lecą na niego i szpanuje. On je zalicza i opowiada o swoich miłosnych podbojach.
- A to palant. Wiedziałam, że to palant.
Idąc w kierunku budynku szpitalnego nadjechał Leon Jasiński.
- Alicjo, mam do ciebie sprawę.
 Odeszła od  Łukasza i podeszła do Jasińskiego.
- Mam dla ciebie ważną wiadomość, chciałbym się gdzieś z tobą spotkać. Może po dyżurze w kawiarni.
- Oczywiście panie ordynatorze. Przyjmuję zaproszenie.
Jednocześnie Maks z Łukaszem odwrócili się i popatrzyli na Jasińskiego.
- Ale ze starego farciarz. Zauważyłem, że klei się do Alicji. Ona jest zawsze  taka uśmiechnięta, jak z nim rozmawia.
- No cóż, lubi starszych panów. Z przekąsem odpowiedział Maks.
- Kiedyś profesor Florczyk, teraz  ordynator Jasiński. Umie się ta niewinna dziewczynka ustawić.
- Maks, nie znasz jej, więc o czym ty mówisz.
Wiluś, nie martw się, ciebie też szybko zostawi. Nie jesteś w jej przedziale wiekowym.
Łukasz skierował się na SOR, więc nie musiał wysłuchiwać bredni Maksa.
     W szatni Keller zapytał się, gdzie umówiła się z ordynatorem.
- Jesteś bardzo ciekawski. Przestań już z tymi starcami. Jesteś młoda, ładna, znajdź sobie młodego faceta. Np. mnie.  Jestem wolny, niezależny, mam mieszkanie.
- A tak w ogóle, to gdzie ty mieszkasz? Może zaprosisz kolegę na kawę.
- A ty mnie zaprosiłeś?
- Nie, bo wiem z góry, że moje zaprosiny odrzucisz. Ale drzwi mojego domu są dla ciebie zawsze otwarte.
- Dziękuję za zaprosiny. Niestety,  z nich nie skorzystam.
- Bo? Zastawił jej drzwi wyjściowe swoim ciałem.
- Bo się ciebie boję. Rwiesz wszystkie panienki, pielęgniarki, księgowe, salowe, nawet pacjentki.
- Przesadziłaś. Z salowymi się nie zadaję.
- Przepraszam, wypuść mnie, muszę iść do pracy.
- A jeśli nie?
- Mam czarny pas w judo, rozłożę cię  na łopatki.
Maks wyraźnie zmienił front działania. Odszedł od drzwi. Nie wiedział, czy mówi prawdę, ale gdyby tak było, nie chciałby być pośmiewiskiem wśród personelu medycznego, że baba sprowadziła go do parteru.
     Po południu Alicja spotkała się z Leonem w kawiarni.
Zamówili sobie ogromne ciastka z kremem i kawę cappuccino.
- Alicjo, nie wiem jak mam zacząć tą rozmowę, odnośnie twojego ojca.
Alicji zrobiło się gorąco. Kiedyś usilnie szukała taty, teraz nie wie, jak się zachowa, gdy go pozna.
- Twoim ojcem jestem ja.
- Proszę?
- Przeanalizowałem wszystko, łącznie z twoją grupą krwi i badaniami, które masz w swojej teczce osobowej.
 Twoja mama mnie zostawiła, jak dowiedziała się, że jest w ciąży. Ale o tym dowiedziałem się dwa dni temu.
Patrzył na Alicje i czekał na jej reakcję.
Nie było jednak żadnego spontanu.
- Uwierzę, jak zrobimy badania DNA..
Umówili się na następny dzień, że razem udadzą się do laboratorium.
    Wychodzących ze szpitala ordynatora z Alicją widział przez okno Maks Keller.
- Wiluś chodź, popatrz.
  Nawet w godzinach pracy gdzieś oboje wychodzą. Staremu padło na umysł.
- Maks, o czym ty mówisz? Jesteś zazdrosny?
Żebyś wiedział, że jestem. Taja fajna laska a taka głupia. Jedyna dziewczyna, która mnie olewa, po prostu olewa.
Przechodząc korytarzem Sylwia również wyjrzała  przez okno.
- Czy widzisz to samo, co my widzimy? Zapytał Maks.
-Och, tu cię boli. Ona lubi Jasińskiego, prawie jak swojego ojca.
- No, bo przecież on mógłby być jej ojcem. Smali do niej cholewki. Już by sobie darował i zostawił młodą lekarkę  w spokoju.
Sylwia wypaliła mu z grubej rury, że teraz powinien zrozumieć, jak czują się dziewczyny, które traktuje jak per noga.
- Od kilku tygodni nie zadaje się z żadną kobietą. Mam na celowniku Alicję S. Muszę ją jakoś uwieść, nawet się z nią  ożenić.
- Jak znam Alicję, to ona wybierze sobie mężczyznę swojego życia. Ty jedynie możesz jechać do  Lichenia i modlić  się o to, żebyś to był ty. Odpaliła mu Sylwia


środa, 16 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 5

Następnego dnia Maks Keller zapytał Alicję, czy może ją zaprosić na obiad.
- Przepraszam, nie, nie mam czasu?
- Nie masz popołudniowego dyżuru.
- Nie mam, co nie znaczy, że mam dla ciebie czas.
- Szkoda, zmarnujesz się sama, bez faceta. tzn. beze mnie.
- Już ty się o mnie nie  musisz martwić.
Po skończonym dyżurze zaszła do ordynatora Jasińskiego. Widząc to Maks bardzo był zdziwiony.
- Panie ordynatorze, chciałabym zaprosić pana na obiad.
- Mnie? Pani chce mnie zaprosić na obiad? Jeśli coś, to może ja bym panią  zaprosił.
- Więc proszę mnie zaprosić,  nie odmówię.
Wyszła ze szpitala razem z Jasińskim. Odprowadził ją do samochodu. Na pożegnanie pocałował w rękę i umówili się na sobotę.
Maks widząc całą scenę pożegnania przeklął pod nosem.
- Co cholera ten Jasiński ma w sobie. Zbyt często rozmawiają ze sobą. A teraz  patrząc jej w oczy żegnał się dostojnie jak z damą swojego serca.
     W sobotę Alicja zwierzyła się Łukaszowi, że idzie na zaproszony obiad.
- Można wiedzieć z kim? Chyba nie z Maksem K.
- Nie, nie, nie z Maksem K. Na świecie są ważniejsi mężczyźni niż MK.
Łukasz, mam prośbę. Odwieź mnie na to spotkanie, a potem jeśli nie masz zakrapianego wieczoru, to przyjedź po mnie.
- Aluś, wiesz, że ja dla ciebie wszystko. Nawet mogę odwozić cię na randki do innych facetów.
Łukasz Wilecki podjechał pod willę, ale nie miał pojęcia do kogo ona należy. Pożegnał się z Alą i powiedział, że będzie czekał na telefon.
Drzwi otworzyła pani Sabinka i poprosiła gościa do środka.
- Jasiński ubrany w garnitur, pod krawatem przywitał Alicję. Byli tylko we dwoje. Zaprosił do suto zastawionego stołu. Nalał do kieliszków wino.
- No to za nasz spotkanie. Wzniósł toast.
Alicja, aby nie przedłużać i tak już przydługiego, oficjalnego wstępu wyjęła z torby album ze zdjęciami.
-  Widziałam kiedyś u dyrektor Bosak, w książce jako zakładkę zdjęcie. Takie samo ja mam w albumie. Na zdjęciu jest moja mama, pan, Krzysztof Florczyk, Elżbieta Bosak i jeszcze kilka nieznanych mi osób. Czy może mi pan ordynator coś o tych ludziach powiedzieć.
Z albumu wyjęła jedno zdjęcie i pokazała ordynatorowi.
- Tak, rzeczywiście, to zdjęcie jest zrobione na połowinkach. Wymieniał kolejno wszystkie osoby. Na jednej kobiecie zatrzymał się i powiedział, że to była najwspanialsza dziewczyna, jego dziewczyna. Zostawiła go i odeszła.
- To jest Marta Szymańska. Wypowiadając nazwisko zadrżał mu głos.
- To jest moja mama. Ja też przecież  nazywam się Szymańska, jestem córką Marty Szymańskiej.
- A tata?
- No właśnie, nie wiem, kto jest moim ojcem. Jedyne co mogłam przez lata wydusić z mojej mamy, to, że był lekarzem.  Od dzieciństwa go szukam. Kiedy żyła mama, miałam to zakazane. Teraz, po jej śmierci postanowiłam odszukać, a przynajmniej dowiedzieć się, kto nim był.
- Marta Szymańska odeszła z uczelni. Nikt już później nie miał z nią żadnego kontaktu. Szukałem ją prawie dwa lata, ale jej matka nie chciała mi powiedzieć, gdzie się  znajduje. Prawdopodobnie wyjechała z Polski.
- Bardzo się cieszę, że teraz lepiej wiem kim jesteś. Jeśli usilnie chcesz znaleźć  ojca, to może Elżbieta Bosak w tym pomoże.
Pobyt u Jasińskiego trwał prawie dwie i pół godziny.
- Wezwać taksówkę? Zapytał Leon.
- Nie, dziękuję. Zadzwonię po przyjaciela. Przywiózł mnie i przyjedzie po mnie.
Po 15 minutach Łukasz już czekał w umówionym miejscu.
- Ala, jesteś tajemnicza. Umawiasz się w takiej starej willi, pewnie z jakimś bogaczem, a ja umieram z niepewności, czy coś złego ci się nie stanie.
- Bez obawy, według mnie ten człowiek nie jest niebezpieczny. Gdybyś  wiedział kto to jest, pewnie miałbyś  takie samo zdanie.
     Rano Jasiński podzielił się z Elżbietą przemiłym spotkaniem z Alicją Szymańską.
- Jeśli masz chwilę czasu to poczekaj. Kadrowej zleciła  przynieść akta osobowe Alicji Szymańskiej. Pierwsza je przewertowała.
- Według mnie Alicja jest twoją córką?
- Cholera, co ty pieprzysz. Marta mnie zostawiła i zniknęła.
- Gdy odeszła była w ciąży. Chyba nie możesz powiedzieć, że  nie z tobą. Ona przecież kochała cię ponad wszystko.
Jasiński nie wiedział jak ma się zachować. Nie wiedział co ma powiedzieć Alicji i jak ma to jej powiedzieć.
Wyszedł ze szpitala i już w tym dniu nie pojawił się w pracy. Wykonał kilka telefonów do kolegów ze studiów, w tym do Florczyka.
Następnego dnia wziął urlop na kilka dni. Gdzie był i co robił nikt w szpitalu nie wiedział. Wiadomość o Marcie Szymańskiej, która zmarła kilka lat temu całkowicie go rozbiła.
     Krzysztof Florczyk był zdziwiony, gdy zobaczył w klinice Leona.
- Co ty tutaj robisz?
- Zawieź mnie na cmentarz do Marty Szymańskiej. Do matki Alicji Szymańskiej.
- Nie ma problemu. Niejednokrotnie tam byłem z Alicją, więc wiem gdzie leży.
- To dlaczego mi tego nie powiedziałeś, jak byłeś w Copernicusie.
- Co?
- Że ona nie żyje?
- Kto? Matka Alicji Szymańskiej?
- Tak, moja Marta.
- Cholera, Leon. Nie wiedziałem, że matka Alicji jest naszą koleżanką ze studiów.
Pojechali na cmentarz. Leon kupił ogromny bukiet róż i dwie świeczki. Na skromnym granitowym pomniku złożył kwiaty i zapalił znicze.
Florczyk bez przerwy obserwował Leona. Był w pogotowiu udzielić mu pierwszej pomocy,  gdyby zachodziła taka potrzeba.
- Jestem wściekły za to co mi zrobiłaś, ale dziękuję za córkę.
Odwrócił się i odszedł od pomnika.
Krzysztof szedł za nim, niewiele rozumiał, ale nie chciał pytać. W samochodzie, gdy Krzysztof odwoził go na dworzec PKP powiedział, że nie ma pojęcia jak powiedzieć Alicji, że  jest jego córką.
- Alicja jest twoją córką? Skąd wiesz?
- Wiem, a skąd to mało ważne. Nikt się tego nie dowie skąd wiem. Przyrzekłem, że nie wydam osoby, która mi o tym powiedziała, bo to by było wkopanie kogoś, kto naruszył tajemnicę danych osobowych.
- Alicja o tym wie?
- Że jest moją córką  pewnie jeszcze nie wie, ale jej to powiem dzisiaj, najpóźniej jutro.
- Cholera, już przecież mi mówiłeś, że nie wie, a ja  zadaję ci infantylne pytania. Bo mnie też się wszystko w głowie miesza. Kilka lat z nią mieszkałem i nie kapnąłem się, że matka Alicji jest, tzn. była twoją sympatią.





niedziela, 13 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 4


Maks dał Łukaszowi do zrozumienia, że dla niego może Alicja  to temat tabu. Dla Maksa Kellera nie ma takiej kobiety, której nie dałoby się uwieść.
- Maksie Keller, wszyscy wiedzą, że działasz na kobiety jak magnes. Ale musisz wiedzieć, ze magnes ma dwa bieguny. Czasami odpycha.
Alicja wracając z pracy zapukała do  sąsiada.
- Łukasz, jutro jadę do Bydgoszczy.
- Tak. Mam ci pilnować mieszkania?
- No co ty. Może ty chciałbyś ze mną pojechać?
- Ja?
- Jeśli nie chcesz, to nie. Ale byłoby mi raźnej, nie znam tego miasta.
  Kiedyś  mówiłeś, że tam studiowałeś.
- Pewnie że bym chciał pojechać, ale co na to Maks?
- Jaki Maks? Przepraszam, jaki to wiem, ale co do tego ma Maks.
- No nie widzisz, jest w ciebie zapatrzony jak w ikonę.
- Ikonę mody? Przecież ja nie dbam o najmodniejsze trendy mody.
- Nie mody ani stylu, a ikonę jak takiej w cerkwi prawosławnej.
Alicja wybuchła  spazmatycznym śmiechem. Zamknęła drzwi i poszła do siebie.
Wzięła prysznic, zjadła co nie co, zawinęła się w koc i zatopiła w lektorze. Nie słyszała jak do mieszkania wszedł Łukasz. Powiedział, że z chęcią pojedzie z nią do Bydgoszczy, pod warunkiem, że zjedzą razem obiad, oczywiście u jego mamy, która pysznie gotuje.
- Obiad, u twojej mamy?
Opowiedział Alicji, jak to matka pragnie jego szczęścia i nie może doczekać się synowej. Będzie  zachwycona, jak przyjadę z kobietą.
- Że niby ja twoją kobietą?
- No wiesz, tak na niby. Oczywiście gdybyś tylko zechciała.
Alicja początkowo była zaskoczona propozycją Łukasza i nie wiedziała co powiedzieć. Zależało jej jednak na tym, aby on był w tym dniu z nią. Miała również potrzebę być u boku mężczyzny.
Następnego dnia wyjechali do Bydgoszczy wcześnie rano.  Łukasz w drodze dowiedział się, że jadą na wykład na temat transplantologii. Ona będzie musiała spotkać się z profesorem Florczykiem. Łukasz musi jej przez cały czas towarzyszyć.
Wilecki nie do końca wiedział na czym będzie polegała jego rola, ale cieszył się bardzo, że pójdzie z nim do rodziców na obiad.
- Mama pewnie od rana już stoi przy kuchni i gotuje. Jak jej powiedziałem, że przyjdę na obiad z jedną z najładniejszych lekarek z Copernicusa, bardzo się ucieszyła.
- Łukaszku,  Łukaszku, co ty knujesz?
W auli akademii medycznej było  sporo znajomych  z Warszawy. Wszyscy się z Alicją miło witali i pytali, czy wróci do kliniki. Czasami oczami wskazywała Łukasza, jakby chciała powiedzieć, że nie jest sama, tylko ma u swojego boku  fajnego mężczyznę.
     Profesor Florczyk podszedł do Alicji i przywitał się tak jakby między nimi nic się nie wydarzyło.
- To mój przyjaciel Łukasz Wilecki.
Łukasz przywitał się z profesorem.
- Alicja, możemy porozmawiać na osobności? Zapytał Krzysztof.
- Nie za bardzo. Nie jestem sama. Wzięła delikatnie Łukasza za rękę  i kurczowo go trzymała, jakby byli parą, która nigdy się nie rozłącza.
Wilecki wyczuł o co tu chodzi i zaczął grać   jej amanta.
- Aluś, idziemy napić się kawy? Zapytał.
- O, jak ładnie. Ja nigdy do ciebie tak ładnie nie mówiłem. Zawsze byłaś Alicją. Ale Aluś to przyjemnie brzmi dla ucha.
- Tak kochanie, zaraz idziemy, tylko jeszcze wymienimy kilka zdań z profesorem. Odpowiedziała.
Profesor z wściekłości prawie się gotował, ale  nie dał po sobie poznać niezadowolenia.
Jego Alicja z jakimś tam zwykłym doktorkiem. Zostawiła profesora i odeszła do podrzędnego miejskiego szpitala i teraz rozkochała się w jakimś lekarzu.
- Jeśli będziecie  na obiedzie, to może siądziemy razem przy jednym stole. Będzie chwila na pogadanie.
- Przykro nam, ale dzisiaj będziemy na obiedzie u rodziców.
- Tak, zaraz po wykładach jedziemy do moich rodziców, mieszkają w Bydgoszczy. Powiedział Łukasz.
Żegnając się profesor znowu ucałował Alicję, jakby nigdy nic, podał rękę Łukaszowi i życzył im wszystkiego najlepszego.
Odchodząc Alicja głośno westchnęła.
- Ufff, jaka ulga, że to się już skończyło. Dziękuję ci Łukaszku za wszystko, a przede wszystkim za świetną aktorską grę. Cmoknęła go w policzek, a on uniósł jej dłoń i ją pocałował.
- Nie ma za co. Teraz na ciebie kolej.
Po południu zjawili się w domu rodzinnym Łukasza. Mama, przesympatyczna kobieta. Rzeczywiście kucharka wyśmienita.
- Tak jak Łukaszek opowiadał, myślałam, że pani jest tylko gospodynią domową. On nigdy nic  o pani nie mówił, tylko zawsze o wyśmienitym jedzeniu.
- Mama i tata są farmaceutami. Mają aptekę. Mama dodatkowo wykłada farmację na uczelni medycznej.
- A twoi rodzice Alicjo?
- Moja mama była pielęgniarką, ojciec lekarzem. Mama nie żyje, a taty nie znałam, bo taka była wola mojej matki.
W domu zapanowała chwila ciszy. Ojciec Łukasza jednak rozładował atmosferę opowiadając anegdoty związane z pacjentami i przyjmowaniem przez nich leków.
Po obiedzie, który zakończyli po godzinie 18-tej wyjechali do Torunia.
- Łukasz, dzięki za to, że pojechałeś  ze mną do Bydgoszczy. Może wreszcie Krzysztof  zrozumie,
że na niego nie czekam.
- To ja dziękuję, że mnie ze sobą zabrałaś. I za to, że pozwoliłaś mi choć przez trochę  być twoim facetem.
Alicja uśmiechnęła się. Powiedziała Łukaszowi, że po tym co przeszła, teraz chce odpocząć od facetów, ale jednocześnie pragnie z nim, jako jedynym mężczyzną kumplować.
- Pozwolisz?
- Co?
-  Żebyśmy się przyjaźnili, na dobre i na złe. Przyjaźnili, powtórzyła.
- Tak, rozumiem i tak chcę, żeby właśnie tak, a nie inaczej było.





środa, 9 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz.3

30 września Alicja pod nieobecność profesora zabrała swoje  rzeczy i wyjechała do Torunia.
W klinice wzięła urlop za bieżący rok oraz wszystkie zaległe dni, za które nie otrzymała wcześniej wynagrodzenia. Nazbierało się łącznie około 50 dni roboczych.
W samo południe podjechała pod szpital Copernicus w Toruniu. Maks przejmując pacjenta z karetki zauważył Alicję. Tą wiadomością podzielił się z Jivanem, ale ten kazał mu zrobić sobie tomograf komputerowy głowy.
Dyrektor  ogromną radością przywitała Alicję. Dla niej załatwiła  również niewielkie mieszkanie w hotelu lekarskim.
Biegnąc po schodach spotkała Maksa.
- Alicja, co ty tu robisz? Znowu będziemy razem operować?
- Może? Myślę, że nie jeden raz.
- Czyżbyś została u nas na dłużej? Cieszę się. Wiedziałem, że tu wrócisz. Nie byłbym Maksem Kellerem, gdyby tak nie było.
- Myślisz, że przyjechałam tu dla ciebie?
   Jeśli  tak, to bardzo się mylisz. Będę tu pracowała, bo to jest już najlepszy szpital w Polsce. Ale zawsze mogę wrócić do Warszawy.
- Nie wątpię. Warszawka to Warszawka, nie jakiś tam podrzędny Copernicusik w Toruniu.
Maks miał chęć z nią jeszcze pogawędzić, ale ona pożegnała go i pobiegła do swojego samochodu.
Za kilka minut była pod hotelem lekarskim`. Załatwiła wszystkie formalności, odebrała klucze i weszła na piętro odszukać swój mini apartament.
Otwierając  drzwi , z naprzeciwka wyjrzał młody mężczyzna.
- Będzie pani tu mieszkała ?
- Tak jakby, a co?
- Nie, nic. Może pani w czymś pomóc? Jestem Łukasz Wilecki. Pracuję w Copernicusie.
- Miło mi, Alicja Szymańska. Od jutra będę pracowała w Copernicusie.
- To może pani w czymś pomóc.
- Nie, dziękuję, dam sobie sama radę. Teraz tylko wejdę na chwilę odpocząć, a potem wniosę swoje rzeczy z samochodu.
- Jak pani sobie życzy. Ja mieszkam naprzeciwko, więc jak coś, to proszę do mnie jak w dym. Zawsze pomogę, we wszystkim.
- Acha. Będę to miała na uwadze.
      Łukasz Wilecki miał dyżur popołudniowy. Siedząc w gabinecie lekarskim podzielił się z kolegami nową wiadomością, że od dzisiaj w hotelu mieszka super laska.
Na pytanie Maksa Kellera, jak wygląda nie umiał mu odpowiedzieć.
- Na pewno jest ładna, dosyć wysoka, szczupła. Ma dwie ręce, dwie nogi, jedną głowę, oczy, nos, usta.
- A  uszy ma? Zapytał Maks Keler.
- Nie wiem, miała rozpuszczone włosy. Słyszała jak do niej mówiłem, to znaczy, że ma.
Maksowie nawet przez myśl nie przeszło, że tą "laską" jest Alicja Szymańska.
Następnego dnia zjawiła się w szpitalu wcześnie rano.  Przed obchodem, ordynator wszystkim przedstawił nową lekarkę, która będzie pracowała na oddziale chirurgicznym.
- A jednak. Zostajesz z nami?
- Tak jakby.
Ordynator przedstawił plan dyżurów. Wszystkie trudniejsze operacje obsadzone były przez doktor Szymańską i doktora Kellera. Na przemian raz ona była głównym operatorem a on jej asystentem, inny razem on głównym operatorem a ona jego asystentem.
     Zauważyła, że jak na oddział przyjmowano jakąś osobistość jak np. sędziego, prokuratora lub wicewojewodę wszyscy drętwieli i stawali na baczność. Na niej to nie robiło żadnego wrażenia. Do każdego pacjenta podchodziła jednakowo, z  zimną krwią, niezależnie czy to była sprzątaczka, czy to był dyrektor wydziału edukacji,  czy też  marszałek województwa.
     Po pracy Maks czekał na Alicję przed szpitalem.
- Jak chcesz, mogę pokazać ci miasto.
- Nie dziękuję. Już trochę poznałam trasę z domu do szpitala, na  Stare Miasto i Bulwar Filadelfijski.
Wsiadła do samochodu i odjechała. Widząc, że Maks jedzie za nią, wróciła na parking szpitalny. Postała tam kilka minut.
- No nie, nie pozwolę  sobie, żeby tam jakiś palant mnie śledził.
Wieczorem do drzwi jej mieszkania zapukał Wilecki.
- Pani doktor czegoś potrzebuje? Pomogę, jak obiecałem.
- Nie, dziękuję. Albo tak. Potrzebuję towarzystwa do napicia się.
Wilecki spojrzał na Alicję.
- Ok. Zaraz coś przyniosę.
Za chwilę wrócił z butelką wina.
- E tam wino. Chciałam tylko napić się z kimś herbaty i pogadać.
- Oczywiście, to napijmy się herbaty. Jeśli jednak pani doktor zapragnie wina, to go zostawię u pani i tylko da mi pani cynk, a ja będę zawsze do towarzystwa.
- Jestem Alicja. Jeśli pan doktor pozwoli, to chciałabym abyśmy mówili sobie po imieniu.
- Tak, tak, oczywiście. Bardzo mi miło.
Alicja zrobiła herbatę. Pogawędzili o szpitalu, chorobach, Warszawie.
- Jesteś sympatyczny, ale  nie mów, że jesteśmy sąsiadami. Im mniej o nas wiedzą, tym są zdrowsi.
   To jest moja maksyma. Dlatego ja nigdy za wiele o sobie nie mówię.
- Acha, Maks mnie pytał, czy nie wiem, gdzie mieszkasz?
- I co? Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, bo ktoś nam przeszkodził  w rozmowie. Teraz wiem, że mam nie mówić.
- Nie jestem dzikuską, ale nie lubię  natrętów. Mam swoje plany, które muszę realizować.
  Chciałabym, abyś ty i ja trzymali się razem i wzajemnie wspierali. Wiesz, tak po kumplowsku, na śmierć i życie. Inni mnie nie obchodzą.
- Bardzo się cieszę, za takie wyróżnienie.
- Łukasz, to  nie wyróżnienie, to normalne życie.
Alicja każdego dnia uprawiała jogging. Czasami widział to Łukasz, ale nikomu ani jednego słowa o tym nie powiedział. Umowa, to przecież umowa. Był wobec Alicji bardzo lojalny.
- Jutro razem mamy nockę. To nasza pierwsza noc we dwoje. Powiedział z uśmiechem Maks.
- Dobrze. Dyżur dzienny, czy nocny  to dyżur.
- Nocka jest sympatyczniejsza. Pacjenci śpią, lekarze mają czas dla siebie.
- Niezłe zwyczaje panują  w Copernicusie. Już prawie dziesięć lat pracuję i nigdy nie miałam nocki dla siebie, czy dla innego lekarza.
- Królowo nasza, zobaczysz, tu jest inaczej.
Następnego  dnia jakże Maks był zdziwiony, gdy wieczorem zobaczył na dyżurze Łukasza Wileckiego.
- Gdzie Alicja?
-Nie wiem, to nie moja sprawa. Poprosiła mnie o zamianę, więc się z nią  zamieniłem.
- E Wiluś, czy ty do Ali coś czujesz? Poderwałeś ją.
- Maksie Keller, z powagą odpowiedział.
  Tej kobiety nie da się ot tak poderwać, uwieść.
  Alicja Szymańska to nie dziewczyna, która leci na każdego faceta. Alicja to jeden wielki temat tabu.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 2

Odprowadzając Alicję do samochodu  zapytał, czy się kiedyś jeszcze zobaczą.
Odpowiedziała mu że służbowo to nie wie, bo los przynosi różne ciekawe spotkania. Prywatnie natomiast nie, bo jest lojalna swojemu profesorowi zarówno jako jego podwładna, jak również jako jego towarzyszka życia.
- Towarzyszka życia. Powtórzył pod nosem. Szkoda.
- Szkoda, że co?
- Nie, nie, nic nie mówiłem. No może szkoda, że się nigdy nie zobaczymy więcej prywatnie.
Wyjął z kieszeni komórkę i gdzieś zadzwonił. W słuchawce  nic  nie odpowiadało.
- Przepraszam, możesz do mnie zatelefonować. Coś mi fiksuje komórka.
- Pewnie.
Po cyferce mówił swój numer telefonu. Ona wyciskała na swojej podawane numery. Telefon odezwał się.
- Jest. Dzięki, że mi go odblokowałaś.
- Nie ma sprawy.
Profesor Florczyk z Jasińskim pożegnali się. Maks wracając do szpitala z ordynatorem natychmiast wprowadził  do książki telefonicznej jej numer telefonu.
- Mam jej numer, w razie co.
- Nie wygląda na taką, co by rozdawała numery każdemu facetowi.
Myślę, że  gdybym ją o to poprosił, pewnie by mi go nie dała. Zdobyłem go podstępem, mówiąc, że nie działa mi komórka.
- Ty podrywaczu. Jasiński klepnął Maksa w ramię.
Wracając do Warszawy profesor Florczyk podziękował Alicji za udaną operację. Przyznał się, że dzisiaj to ona jemu pomogła. Sam, pewnie będąc w innym składzie lekarskim nie dałby rady.
Pochwalił  za szybkie decyzje i naprawdę sprawne ręce.
- Jestem profesorem,  ty dopiero doktorem, ale muszę przyznać, że uczeń przerósł mistrza.
- Pochlebiają  mi twoje słowa Krzysztof, ale wiesz, że nie lubię jak mnie ktoś chwali na zapas.
- Alicjo, nie na zapas.  Nie na zapas. Zasługujesz w pełni na to, co dzisiaj mówię   do ciebie i jestem
przekonany, że w bardzo szybkim czasie zrobisz habilitację.
Praktycznie do samej Warszawy schlebiali sobie. Krzysztof Alicji, że jest wspaniałym lekarzem, ona natomiast, że on jest jej Guru.
     Ordynator Jasiński przyszedł do gabinetu dyrektora szpitala.
- No co tam Leoś.
- Ta młoda lekarka obaliła mit, że baba chirurg to ani chirurg ani baba.
Elżbieta zaczęła się histerycznie śmiać.
- Niemożliwe. Ty zatwardziały chirurg i przeciwnik kobiet chirurgów  zmieniasz zdanie?
- No tak, ale tylko do tej jednej lekarki. Jak szamanka przy stole operacyjnym kroiła, szyła, wiązała, pewnie w duchu odprawiała jakieś szamańskie modły. Z góry widziałem wszystko i naprawdę jestem pod wrażeniem. Wydaje mi się, że Krzysztof w tej chwili od niej się uczy, bo naprawdę chyba już jest lepsza od profesora.
     Wieczorem Alicja zmęczona poszła spać. Profesor wyszedł z domu. Długo nie wracał. Rano, gdy wstała i szła pobiegać wzięła jego koszulę i chciała włożyć  do pralki. Na  kołnierzyku zobaczyła
ślady damskiej szminki.
Kiedyś mówił, że ślady przypadkiem były na kołnierzyku, czyżby teraz znowu znalazły się tam przypadkiem. Dotknęła koszule do nosa i wyczuła zapach perfum, na pewno nie męskich.
     Poszła pobiegać swoją trasą. Nie miała chęci wracać do domu. Przysięgła sobie, że jeżeli znajdzie gdzieś pracę poza  Warszawą odejdzie od Krzysztofa i wyjedzie.
      Dwa dni później przeczytała na "Tablicy" w Internecie, że szpital Copernicus zatrudni dwóch lekarzy chirurgów. Natychmiast zatelefonowała do dyrektora szpitala i umówiła się na spotkanie.
Krzysztof akurat w tych dniach wyjechał na sympozjum do Berlina, więc  nie musiała mu się opowiadać, że wyjeżdża i kiedy wróci.
Pani dyrektor szpitala była mile zaskoczona jej przyjazdem.
- Naprawdę chciałaby pani pracować w Toruniu. Wszyscy pragną  stolicy, a pani chce na prowincję?
- Chcę po prostu leczyć ludzi, niezależnie w jakim szpitalu leżą. A pracę chcę zmienić ze względów osobistych.
- A co na to pani mentor, Krzysztof Florczyk.
- Mam 35 lat, za nie długo będę się habilitować i nie  jestem  od nikogo uzależniona. Profesor znajdzie sobie nową asystentkę, być może młodszą. Jak sam powiedział, już więcej nic nie może mi dać, tzn. zawodowo.
Dyrektor szpitala odpowiedziała jej, że z chęcią przyjmie ją do swojego szpitala. Umówili się, że Alicja pracę rozpocznie od 1 października.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Czy można uwieść Alicję Szymańską? cz. 1

- Przepraszam, zabłądziłam w labiryncie  Copernicusa.
  Może mi pan wskazać drogę na oddział chirurgiczny?
Maks popatrzył na młodą kobietę w niebieskiej bluzce. Gdyby był to ktoś inny pewnie  wskazałby dział Informacji, gdzie można uzyskać wszystkie wskazówki na temat działalności szpitala, jak również otrzymać w wydaniu papierowym plan szpitala.
- Oczywiście. Nawet panią tam zaprowadzę, bo idę w tym właśnie kierunku.
Młoda, dosyć szczupła kobieta zerknęła na wizytówkę przypiętą na piersi uniformu lekarskiego.
Zatrzymali się przy windzie. Lekarz nacisnął na guzik.
- Pani do kogoś w odwiedziny.
- Nie w odwiedziny, lecz do profesora Krzysztofa Florczyka.
Maks popatrzył badawczo na kobietę.
- Chyba pani pomyliła szpitale. O ile mi wiadomo, profesor Krzysztof Florczyk pracuje w klinice w Warszawie.
- No tak, to chyba pomyliłam  szpitale, nawet miasta. Uśmiechnęła  się szeroko.
  W takim razie odnajdę jego przyjaciela, profesora Leona.
- Leona Jasińskiego, jak dobrze zrozumiałem?
- Jasińskiego? Nie wiem, wydawało mi się, że Leon  to nazwisko.
- W naszym szpitalu pracuje, nawet jest ordynatorem Leon Jasiński. Leon to imię.
Kobieta sprawiała wrażenie roztargnionej, lub  mającej kłopoty z pamięcią.
Przyjechała winda, drzwi się rozsunęły. Mężczyzna przepuścił kobietę przed sobą.
Weszła powoli do windy, oglądając się za siebie.
- Spokojnie, nic pani nie zrobię, chociaż jest pani taka ładna. Ładna i nie blondynka.
- Nie lubi pan blondynek.
- Właśnie odwrotnie, uwielbiam kobiety o blond włosach. One zazwyczaj są tak roztargnione jak dzisiaj pani.
Winda szybko wjechała na drugie piętro.
- To jest oddział chirurgii ogólnej, a drzwi z numerem 15 to gabinet ordynatora.
- A może mnie pan tam podprowadzić, nie wiem czy trafię.
Maks nieco się poirytował. Taka ładna kobieta a taka mało gramotna pomyślał. Nie miał za wiele czasu, więc przekazał mało rozgarniętą babeczkę przechodzącej korytarzem siostrze oddziałowej a sam natychmiast się oddalił. Chciał tylko zanieść do gabinetu lekarskiego sałatkę zakupioną w szpitalnej cafeterii. Za kilka minut zaplanowane było  spotkanie w gabinecie ordynatora, gdzie miała być omawiana skomplikowana operacja.
- W czym mogę pomóc?
- Szukam gabinetu ordynatora. Moje nazwisko Alicja  Szymańska. Razem z profesorem Florczykiem
mamy operować jakiś bardzo skomplikowany przypadek. Prawdopodobnie jest w gabinecie ordynatora Leona Jasińskiego.
Podała rękę pielęgniarce i przedstawiła się imieniem i nazwiskiem.
- Jestem Sylwia Matysik. Miło mi panią poznać.
Sylwia odprowadziła Alicję do samych drzwi ordynatora.
Wchodząc do gabinetu zobaczyła uśmiechniętego Krzysztofa oraz niezbyt wysokiego mężczyznę.
- Ala, to jest mój przyjaciel z lat studenckich Leon Jasiński. A to moja asystentka Alicja Szymańska.
Podali sobie ręce serdecznie się witając.
Alicja opowiedziała Krzysztofowi jakie pozytywne wrażenie zrobił na niej szpital Copernicus.
- To będzie najlepszy szpital w Polsce. Mamy dyrektorkę, wspaniałego lekarza i jeszcze bardziej dobrego menagera.
Nasza pani dyrektor jest pulmonologiem.  Dobrze, że nie chirurgiem, bo baba chirurg, to ani chirurg, ani baba.
Krzysztof popatrzył na Alicję wzrokiem usprawiedliwiającym ordynatora.
- O ile mi wiadomo, to w zamierzchłych czas tak mówiono o kobietach chirurgach. Teraz mówi się, że kobiety chirurg, to złote rączki, które  potrafią czynić cuda. Delikatne palce, czasami leczą  swoim dotykiem, bez ingerencji skalpela.
Krzysztof spojrzał na Leona.
- Widzę, że jest pani asertywna i zna swoją wartość.
- Podobnie jak wszyscy mężczyźni chirurdzy. Bo chirurg jest rodzaju męskiego i nie ma damskiego odpowiednika. A poza tym, jestem asystentką profesora Krzysztofa F.
Zaczęli rozwodzić się nad tym, że praktycznie wszystko można sprowadzić do rodzaju żeńskiego, nawet stanowisko ministra.
- Jak to było Leon z tą Naszą Minister Sportu? Mężczyzna to minister sportu a kobieta to ministra sportu. W przypadku chirurga, to on chirurg a ona chirurga.
- Przed wojną pewnie by mówili chirurgówna,  a może chirurgowa , no np. na mnie. Wesoło odpowiedziała Alicja i puściła perskie oko do Krzysztofa.
     Sylwia otrzymała od Jasińskiego telefon, by Maks i ona zjawili się z jego gabinecie.
Natychmiast poszła do pokoju lekarskiego i przekazała wiadomość Kellerowi.
- No jak tam, wskazałaś tej laluni pokój ordynatora?
- Acha, nawet jej otworzyłam drzwi, żeby nie zabłądziła. Spojrzała na Maksa z ironicznym  uśmiechem.
Maks  idąc z Sylwią po korytarzu głośno myślał, iż nie rozumie, że ładna kobieta, na której można zawiesić oko może być tak mało rozgarnięta.
- Pewnie się zdziwisz?
- Proszę?
Ale Sylwia już więcej nic nie powiedziała.
W gabinecie ordynatora Leon Jasiński przedstawił Maksowi profesora Florczyka i doktor Alicję Szymańską, natomiast gościom Maksa Kellera najlepszego chirurga i najlepszą siostrę oddziałową Sylwię.
Wszyscy wymienili się uściskami dłoni. Maks był nieco zdezorientowany, że ta kobieta, którą spotkał na korytarzu i która wydawała mu się jakąś ślamazarą jest doktorem nauk medycznych,  w dodatku asystentką jednego z najbardziej znanych chirurgów i transplantologów w Polsce.
- Bardzo mi miło panią  po po poznać. Zaczął jąkać się Maks.
Jasiński zapytał swojego lekarza, czy dobrze się czuje. Nigdy wcześniej nie przejawiał jąkania.
- Spo, spo, spokojnie. Wszystko ok.
Alicja tłumiła  śmiech, nie chciała jeszcze bardziej stresować Maksa.
     Omówili wszystkie badania pacjentki, którą mieli operować. Zarówno ordynator Jasiński, jak również Maks zauważyli, że lekarka ma ogromną wiedzę na temat operacji tętniaków.
     Profesor z Leonem Jasińskim udali się jeszcze do gabinetu dyrektora szpitala, natomiast Maks z Alicją poszli porozmawiać z pacjentką, która za kilka minut miała być przewieziona na blok operacyjny.
- W naszym szpitalu wszyscy lekarze mówią sobie po imieniu. Zagadnął Maks.
- W naszym natomiast wszyscy uwielbiają się tytułować. Ponieważ jest wyścig szczurów, nikt z nikim nie chce się przyjaźnić.
Maks zauważył, że Alicja z profesorem Florczykiem mówili sobie po imieniu, więc nie za bardzo mógł w to uwierzyć.
- A pani doktor z profesorem jest po imieniu.
- No wie pan doktorze, zazwyczaj asystentka profesora jest kimś  więcej dla niego niż tylko asystentką.
- To znaczy, że pani doktor i profesor Florczyk...?
Nie dokończył pytania, bo Alicja natychmiast mu odpowiedziała, że właśnie ją i profesora Florczyka łączy rzeczywiście coś  więcej niż stosunki tylko służbowe.
Weszli do sali chorych i porozmawiali z pacjentką. Alicja zadawała jej wiele bardzo szczegółowych pytań. Maksowi wydawało się, że niektóre nie są związane z chorobą, ale po kolejnych i kolejnych doszedł do wniosku, że to wszystko jest bardzo spójne.
- Pani doktor zawsze zadaje takie szczegółowe pytania wszystkim pacjentom.
- A pan doktor nie? No cóż nie jest pan asystentem profesora Florczyka. Bycie asystentem  profesora do czegoś  zobowiązuje.
Maks przestał zadawać pytania. Doszedł jednak do wniosku, że tą lekarkę źle wcześniej ocenił. Okazało się, że nie jest to takie ciele mele, jak wcześniej przypuszczał, ale że jest bardzo zarozumiałą kobietą.
   Po około pół godziny profesor Florczyk, Maks Keller i Alicja Szymańska znaleźli się na sali operacyjnej. Instrumentariuszką była siostra oddziałowa Sylwia Matysik.
Zabieg operacyjny był niezwykle skomplikowany. Profesor wymieniał ze swoją asystentką informacje, ustalali, co w danej chwili jest lepsze do zastosowania. Maks przysłuchiwał się. Na pytania profesora, co on by w danej chwili zrobił zawsze potwierdzał to, co mówiła doktor Szymańska.
Po zakończonej operacji wszyscy dziękowali sobie za 6 godzinną wspólną pracę.
Jasiński oglądał cały zabieg stojąc na galerii. Po zakończonej pracy poprosił do siebie profesora Florczyka a Maksowi kazał zaopiekować się doktor Szymańską.
- Zapraszam panią doktor na kawę do szpitalnej cafeterii.
- Chętnie napiję się kawy, ale wolałabym gdzieś w ciszy, na przykład w gabinecie lekarskim.
Właśnie w gabinecie lekarskim Sylwia parzyła kawę.
- Alicja, jesteś świetna. Pierwszy raz widziałam, że tak mogą chodzić lekarzowi ręce.
  Napijecie się kawy?
- Zrobiła dodatkowo dwie filiżanki kawy a sama wyszła. Wiedziała, że lekarze, po operacji powinni mieć czas dla siebie, żeby ją dokładnie omówić.
- Pani doktor, zagadnął Maks.
- Mam na imię Alicja i jeśli pan doktor pozwoli, to mówmy sobie po imieniu.
- Ale u was tam w klinice...
Alicja z uśmiechem odpowiedziała mu, że teraz nie są w klinice warszawskiej a w szpitalu w Toruniu.
Doktor Maks Keller był wniebowzięty. Kolejny raz doszedł do wniosku, że  pomylił się w ocenie młodej lekarki. Nie jest ani ciele mele, co to nie umie odnaleźć  gabinetu ordynatora, nie jest zarozumiałą panią  doktor Szymańską, a jest fajną, sympatyczną młodą lekarką i przeuroczą kobietą.




wtorek, 1 kwietnia 2014

Miłość silniejsza niż.... cz. 28 Ostatni

Marysia Karkoszka uwielbiała ciocię Alicję. Była roztropną dziewczynką. Przy kolacji zapytała.
- Ciociu, Maciuś  mówi mama i tata, czy ja na ciebie też mogę mówić mamo?
- Oczywiście kochanie. Jednocześnie   odpowiedzieli rodzice .
- To już jestem szczęśliwsza.
Alicja pocałowała Marysię i obie zaczęły się do siebie tulić.
Michałowi zakręciła się łza w oku.
- Jaki ja jestem szczęśliwy. Warto było tak długo czekać. Pomyślał. Szkoda tylko, że aż  tak długo.
- Michał, co tam?  Wyglądasz jakbyś był nieobecny? Jakieś problemy?
- Tak, jeden jedyny. Dlaczego tak długo musieliśmy zwlekać. Przecież już kilka lat temu moglibyśmy stworzyć taką fajną rodzinę?
- Czas jest dobrym lekarstwem, dobrym doradcą i dobrą wróżką. Tak po prostu musiało być.
      Babcia  Marysi zmarła. Chociaż miała najlepszą opiekę medyczną, schorowanej nie udało się uratować.
Po pogrzebie Marysia wzięła za rękę Maćka i Alicję.
- Kochałam babcię, ale już nigdy w życiu nie będzie o Maciusiu mówić "mały knypek" a o tobie
"macocha".
Alicja nie podejmowała tematu. Uważała, że lepiej przemilczeć niż roztrząsać rzeczy mało istotne.
Michał wyremontował drugą część bliźniaka i z holu wybił ścianę, która była ścianką działową.
Dom dla czteroosobowej rodziny był przestronny.
Alicja swoje mieszkania, które odziedziczyła po Maksie wynajęła. Pieniądze uzyskane  za większe mieszkanie wpłacała na konto dla Maćka, za mniejsze na konto Marysi.
- Ala,  mieszkania są po twoim mężu?
- Tak, ale ja mieszkam w twoim domu, więc tak jest dobrze.
Michał po kilku dniach zaprowadził Alicję do notariusza i tam spisali wspólność majątkową na dom,  który należał do Michała.
- Michałku,  nie musiałeś tego robić.
- Nie musiałem, ale chciałem. Jesteś wspaniałą matką dla mojej córki i obiecałaś, że jak Marysia dorośnie zapiszesz jej to mieszkanie na Starym Mieście.
- Tak, tak powiedziałam i tak zrobię. Jak Marysia ukończy osiemnaście lat, mieszkanie na Starym Mieście będzie Marysi. Maciek dostanie to drugie.
A jak my umrzemy?
- Myślę, że od nowa wstawią ściankę działową w holu i będzie każdy z nich miał swoją część bliźniaka.
- Kocham cię.
- A  ja ciebie.
W szpitalu wszyscy zazdrościli tej wspaniałej, dojrzałej miłości.
Piotr Wanat, bliski przyjaciel  rozwiódł się z Izą. Co jakiś czas dochodziły do nich wieści o rozstaniu kolejnego małżeństwa.
Alicja i Michał nie mieli czasu na rozrywki, zajmowali się pracą w szpitalu oraz pracą naukową na uczelni. Wówczas, kiedy była taka potrzeba dzieciakami zajmował się Leon, który będąc na emeryturze często bywał w ich domu. Koleżanki Alicji również ofiarowywały swoją pomoc. Alicja najbardziej mogła liczyć na Ewę Gajewską, z którą od wielu lat były najbardziej szczerymi przyjaciółkami.
       Maciuś często jeździł do Szwajcarii.  Dziadkowie nigdy nie zaproponowali, aby razem z nim  przyjechała Marysia.
Gdy miał 16 lat  Krystyna chciała zabrać Maćka na dwa miesiące. On dał jej ultimatum, że albo przyjedzie z Marysią, która była studentka medycyny, albo nie przyjedzie w ogóle.
Krystyna Keller  nie wyraziła zgody na goszczenie u siebie w domu  córki męża byłej synowej.
Maciek nie pojechał do babci, co oczywiście bardzo nie podobało się Krystynie.
- Źle wychowałaś  mojego wnuka. Wykrzyczała synowej.
- Twój wnuk, a mój syn jest bardzo dobrze wychowany.
- Maks inaczej by go wychował.
- Uważam, że twojego syna wychowywała babcia, bo ty nie miałaś czasu. Ja natomiast miałam czas wychować Maćka i córkę mojego męża. I ty nie musisz mi robić  uwag. Gdybyś była dobrą matka twój syn mieszkałby z tobą w Szwajcarii a nie tułał po babciach i ciociach w Polsce.
O tym, jaka byłaś  dla Maksa wiem wszystko, zdążył mi opowiedzieć. Wolałaś być z mężem alkoholikiem, bo miał kasę, niż zajmować się synem.
Krystyna zamilkła. Tego się nie spodziewała, że Maks żalił się swojej żonie jak bardzo był w dzieciństwie pokrzywdzony.
- Pieniądze to nie wszystko, najważniejsze jest uczucie. Ty wybrałaś kasę i światowe życie.
Ja natomiast miłość do dzieci i pracę.
Żegnam, jestem dla ciebie obcą osobą i nie życzę sobie żadnych uwag pod moim adresem.
Jesteś w Szwajcarii sama ze swoją kasą. I tak już do końca życia zostaniesz, bo taki jest twój wybór.
Razem z twoim kochającym Gustawem pewnie szukaliście się w korcu maku. Tylko, że ty przez całe  życie grałaś, on tego nie robił.
Maciek jest na tyle dorosły,  już sam potrafi ocenić jakich miał dziadków.
Żegnam.
Była to ostatnia rozmowa Alicji ze swoją teściową.
     Marysia została lekarzem, Maciek również poszedł w ślady swoich rodziców.