czwartek, 12 marca 2015

Co ja mam teraz zrobić? cz. 39

Alicja długo dochodziła do zdrowia. Mały pod opieką Leona i Maksa nie opuszczał więcej zajęć szkolnych. Każdego dnia przychodził odwiedzać mamę do szpitala po lekcjach. Przy jej łóżku odrabiał lekcje.
Kiedyś  na rannym obchodzie postanowiła przyłączyć się do grupy lekarzy i wejść do sali chorych.  Leon poprosił ją na korytarz i kolokwialnie mówiąc "obsobaczył".
- Pani Alicjo. Jest  pani, jak inni pacjentem i proszę nie włączać się do obchodu.
Próbowała coś tłumaczyć, że przecież też jest lekarzem pracującym na tym oddziale i po prostu już jej się nudzi tak leżeć  i leżeć.
- Czy pani zrozumiała co do pani mówię? Chyba nie rozmawiam z jakimś "ułomem" lecz z wykształconą kobietą. Pani miejsce jest w łóżku, jak  każdego innego pacjenta.
Maks próbował stanąć  w jej obronie, ale też usłyszał kilka mocnych słów.
Alicja wycofała się i poszła do swojej sali. Leon przechodząc do kolejnej sali chorych pod nosem mruczał, że i on i ona zachowują się jak dzieci. Pozostali lekarze i pielęgniarki spoglądali tylko po sobie.
- Chyba ordynator dzisiaj ma zły dzień, skoro jest taki niemiły. Powiedziała  Sylwia do Guły.
On to usłyszał i skarcił ich wzrokiem.
Po obchodzie Maks szybko pobiegł do Alicji. Zastał ją przygnębioną.
- Przestań, wszyscy zauważyli, że Leon ma zły dzień. Nie martw się. Jutro chyba wyjdziesz do domu. Dzisiaj jeszcze zrobimy wszystkie potrzebne badania, zdejmiemy szwy. Zaczął ja przytulać i całować dodając otuchy.
- Kolego Maks, pan się chyba zapomina. Pan jest w pracy a nie na randce.
Obydwoje oniemieli. Za ich plecami stał Leon.
- Tato. Chciała powiedzieć coś Alicja, ale on w tym momencie tego sobie nie życzył.
- Tatuś  i dziadziuś jest w domu. Tu jestem ordynatorem oddziału i muszę  dbać  o porządek na oddziale.
- Pa kochanie, jak się obrobię  to wpadnę pogadać.
- Kolego Maks, proszę dodać, że wpadnie pan do swojej kobiety po pracy.
- Tak oczywiście. Alu, wpadnę do ciebie po pracy, no chyba, że wcześniej z lekarzem prowadzącym, by przygotować P A N I Ą do wyjścia do domu. Wychodząc przesłał jej buziaka, ale tak by ordynator tego nie widział.
Maks z Leonem wyszli, Alicja położyła się  i zasnęła.
Po około godzinie dotarło do dyrektora szpitala, że Leon był na porannym obchodzie bardzo niesympatyczny.
- Leoś, czemu opieprzałeś lekarzy?
- Jak im się należało to i opieprzałem. Wszystkich. A tym najbliższym dostało się najbardziej. Każdy musi wiedzieć, gdzie jest ich miejsce.
- Och, jaki jesteś wojowniczy.
- Nie wojowniczy, ale znam swoje obowiązki i na oddziale chirurgii w Copernicusie musi być porządek.
- Tak jest ordynatorze, powiedziała dyrektor szpitala.
   A tak po koleżeńsku to muszę koledze przypomnieć, że nie można stresować pacjentów, ani pracowników, którzy potem wykonują zadania ratujące życie innym.
Leon  popatrzył na swoją panią  dyrektor.  Chciał jej coś powiedzieć, ale przemilczał. Podobno z przełożonymi się nie dyskutuje. Wyznawał zasadę, którą wcielał w życie. Teraz  sam poczuł się nieswojo, pewnie tak samo, jak na rannym obchodzie jego córka i jej partner.
Po pracy wpadł do córki zapytać się o jej stan zdrowia. Odpowiadała lakonicznie, że  może być, oby nie było gorzej. Jeszcze ciągle czuła żal do ojca.
- Aluś, przecież wiesz, że musiałem, żeby inni lekarze nie mówili, że córce ordynatora wszystko wolno. Przepraszam, jeśli zrobiłem to obcesowo.
- Ok. Przeprosiny przyjęte odpowiedziała i przytuliła się do ojca.
W takiej sytuacji zastał  ich Maks, który wszedł do pokoju chorych, a zaraz za nim pani Sabinka i Andrzejek.
- Pax, Pax. Widzę, że pogodziliście się. Bardzo się cieszę -  powiedział Maks.
Andrzejek rzucił się na łóżko do mamy i stęskniony od wczorajszego dnia zaczął się do niej przytulać.
- Mamusiu, podobno jutro już będziesz w domku.
- Tak syneczku, jak wrócisz ze szkoły mama będzi już w domu.

2 komentarze:

  1. super czekam na kolejne części/Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś niezwykła, dla nas wszystko a opowiadanie..........genialne:) A.M.

    OdpowiedzUsuń