niedziela, 29 marca 2015

Co ja mam teraz zrobić? cz. 40

Alicja  wróciła do domu. Mały jak przyszedł ze szkoły był cały w szczęściu.
- Moja kochana mama. Już teraz będziemy zawsze razem.
Maks patrzył na Alicję i jej synka. Pomyślał, że gdyby nie był taki głupi, pewnie ich syn byłby nieco starszy. Nie rozpamiętywał tego jednak. Pokochał Andrzejka jak swojego własnego syna. Nawet dopatrywał  się podobieństwa.
Po kilku dniach pobytu w domu  Alicja  doszła do siebie. Niestety, o pracy mogła pomarzyć. Żaden lekarz nie dal jej zaświadczenia, że może stanąć za stołem operacyjnym. Dopatrywała się jakiejś zmowy wśród kolegów, ale niestety nawet dyrektor szpitala kazała jej odpoczywać i nabierać sił.
- Aluś, kocham cię.
- Ja też i to bardzo.
- A ja i mamę i wujka kocham najbardziej na  świecie.
Siedząc przy kolacji Andrzej  poważnie zapytał, czy może nie myśleli o ślubie?
- Myślimy, myślimy. Odpowiedział Maks.
- To się spieszcie, bo się zestarzejecie i do ołtarza będziecie szli o balkonikach?
Alicja zapytała syna, u kogo słyszał takie teksty.
- Sam wymyśliłem, nie musiałem słyszeć.
Do świąt Bożego Narodzenia jeszcze kilka miesięcy. Przyrzekam ci syneczku, że jeśli Maks się zgodzi, to pod choinkę zrobimy ci taki prezent.
- Nie mogę się już teraz doczekać.
Wchodząc do domu Leon z Sylwią już w drzwiach się dowiedzieli, żeby szykować się na święta na wesele.
- A kto się żeni?
- No, mama i Maks.
Wszyscy zaczęli się śmiać, a Leon skwitował,  że myślał, że nigdy się tego nie doczeka. Ostatecznie był przygotowany na taką ewentualność, że  zobaczy ich zmierzających do ołtarza jako starców podpierających się na balkonikach.
Alicja spojrzała na Maksa i jednogłośnie powiedzieli.
- Teraz wiemy, kto uczy naszego syna takich głupot.
Maksowi zrobiło się ciepło pod sercem, gdy usłyszał, jak jego ukochana kobieta powiedziała "naszego syna".
Wreszcie nadeszły Święta Bożego Narodzenia i upragniony ślub tych dwoje zakochanych osób.
Starzy Kellerowi zafundowali młodej parze dobry samochód. Andrzej był dumny zarówno ze swojej mamy, jak i wujka Maksa.
W drugi dzień świąt powiedział przy śniadaniu, że nareszcie rodzina cała w komplecie. Rodzice, dziadkowie Kellerowie, dziadek Leon i ciocia Beata z mężem.
     Andrzej przyjaźnił się z wujkiem Maksem. Niejednokrotnie, a nawet coraz częściej mówił do niego tato.
W gimnazjum Andrzej coraz bardziej przybliżał się do Maksa. Razem chodzili na  mecze piłkarskie i żużlowe.
- Tato.
- Tak.
- Chciałbym abyś  poszedł na wywiadówkę.
- Ja? Dlaczego nie mama?
- Mama jest zapracowana, zresztą w szkole narozrabiałem. Nie chcę jej smucić.
W dniu kiedy miała odbyć się wywiadówka Alicja miała konsultacje ze studentami. Dyżur w szpitalu pewnie zamieniłaby z Maksem, ale konsultacji nie mogła przełożyć.
Maks oczywiście z chęcią zadeklarował  się, że  do szkoły pójdzie.
Siedząc w szkolnej ławce ciągle czekał aż nauczycielka coś złego zacznie mówić o Andrzeju. Po zebraniu zapytał się, jak sprawuje się chłopak.
- Oby wszystkie dzieci były takie jak Andrzej. Kulturalny, zadbany i zawsze przygotowany do lekcji.
- Powiedział  mi, że narozrabiał, chciałbym więc wyjaśnić  o co chodzi.
- No właśnie. Widzi Pan. Narozrabiał i w domu przyznał się, inni by tego nie zrobili.
- Więc co zrobił?
- Kolega dał mu na przechowanie papierosy, a on powiedział, że to jego. Wówczas powiedziałam, że będę rozmawiała z rodzicami.
Nauczycielka jednak wytłumaczyła, że wszyscy wiedzą, że bronił kolegę. On nie pali. Co prawda okłamał nauczyciela, ale z przyjaźni do kolegi. Widać, że czuje się winny i to już dla niego wielka kara. Wiadomo, że jak się przyzna, że skłamał, wyda kolegę. Dlatego uznałam jako wychowawczyni, że dalej nie będę rozpatrywać tego incydentu.
- Dziękuję. Porozmawiam z nim. Na razie jest jeszcze na takim etapie, że słucha i podporządkowuje się rodzicom.
Na pożegnanie nauczycielka zapytała, czy może przyjść do Maksa na konsultację lekarską ze swoim już bardzo starym ojcem.
- Proszę bardzo. Jeśli chory nie może przyjść, ja mogę do państwa wpaść.
Zauważył na twarzy nauczycielki zakłopotanie.
- Przyjadę  gratis, tylko proszę powiedzieć kiedy. Jeśli ja nie będę mógł, przyjdzie moja żona.
Zostawił nauczycielce wizytówkę z informacją o jego specjalizacji, jak również możliwości kontaktów.
- O jak Pan ma ładnie na imię. Maks - buntowniczy i niepodległy.
- Wie  pani. Kiedyś taki byłem i wiele przez to straciłem. Teraz nadrabiam wszystko i walczę ze sobą.
Po powrocie do domu Maks uspokoił Andrzeja, że wszystko w porządku i nawet nie trzeba mówić o tym mamie.
Przy kolacji powiedział, że podobno Maks to znaczy buntowniczy i niepodległy.
- To prawda. Odrzekła Alicja.
- To prawda, tylko przez to tak wiele w  życiu straciłem.
- Straciłeś ale odzyskałeś.
- O czym mówicie. Zaczął dopytywać Andrzej.
- Nie synku, o niczym. O błędach młodości, czy młodej dorosłości. Odpowiedział Maks.







1 komentarz: