niedziela, 26 kwietnia 2015

Co ja mam teraz zrobić. cz. 42

Andrzej wyjechał na studia do Warszawy. W domu zrobiło się pusto. Alicja bardzo tęskniła, Bez przerwy do niego wydzwaniała pytając co i jak, czy czegoś  nie potrzebuje. Zawsze słyszała odpowiedź, że niczego nie chce, poza tym za wszystko dziękuje co otrzymuje od swoich rodziców. Całą rentę po ojcu miał do swojej dyspozycji. Umiał oszczędzać. Mama jednak oprócz pieniędzy przesyłała  mu zawsze jedzenie.
Andrzej wpadał do domu jeden raz w miesiącu i to tylko na jeden dzień. Maks i Leon często wyjeżdżali do Warszawy na różnego rodzaju sympozja. Alicja wolała siedzieć na miejscu. Nie chciała, aby przynosić synowi tak zwanego obciachu. W młodzieżowych kręgach nie jest dobrze widziane jak mama odwiedza syna na studiach, w akademiku czy na stancjach.
Spotkanie z ojcem, czy dziadkiem to oczywiście co innego. Pójście z nimi do restauracji na obiad czy na kolację nawet czasami jest do pozazdroszczenia.
    Andrzej po zakończeniu roku akademickiego wyjechał  na wakacje do dziadków do Szwajcarii. Kellerowie nie mając swoich biologicznych wnuków bardzo kochali Andrzeja, on ich. Pobyt w Szwajcarii nakręcał go pozytywnie. Maks oczywiście wpadł w lipcu niby przejazdem do swoich rodziców. Andrzeja bardzo to ucieszyło. Na jednym ze spotkań towarzyskich organizowanych z pompą przez Krystynę poznał dziewczynę, która miała matkę  Polkę, ojca zaś Szwajcara, znanego profesora  nefrologii. Maksowi bardzo podobała się Kaludia. Andrzej po młodzieńczych przejściach z Aśką nie chciał się angażować  uczuciowo. Traktował Klaudię jak zwykłą znajomą. Został zaproszony przez jej rodziców w góry, ale odmówił. Wykręcił się, że musi wracać do Polski.
Alicję to bardzo ucieszyło, że wreszcie będzie miała chociaż przez miesiąc swojego synka w domu.
- Mamusiu. Mogłabyś  mi załatwić w szpitalu jakąś pracę?
- Nie musisz pracować.
- Wiem, ale chcę.
Widząc niechęć ze strony matki, następnego dnia udał  się do dyrektorki szpitala. Przecież była znajomą jego rodziców i dziadka.
Na widok chłopaka bardzo się ucieszyła.
- Andrzej, co cię sprowadza do mnie.
- Chciałbym popracować.
Dyrektorka wcale nie była tym zdziwiona. Wielu młodych ludzi szuka w wakacje pracy.
- Mam pracę dla ciebie.  Potrzebna jest mi osoba tzw. sekretarka-goniec, która będzie zanosiła i przynosiła materiały do badań laboratoryjnych, papiery na różne oddziały i tam takie różne prace fizyczno-biurowe. Jeden raz w tygodniu będziesz musiał być też portierem albo pomocą na SOR.
Andrzej przystał na warunki pracy. Pieniądze z tej pracy nie były wielkie, ale  zarobione samodzielnie.
Niektórzy pracownicy dziwili się, że syn Alicji pracuje. Nawet cichaczem plotkowali, dlaczego to robi, skoro rodzice są dosyć dobrze sytuowani.
W ciągu dwóch miesięcy poznał wielu lekarzy i pielęgniarki. Praca bardzo mu się podobała. Maks czasami wieczorami rozmawiał z Alicją, że może ta praca zmieni jego zainteresowania i zrezygnuje ze swoich studiów i rozpocznie studia  na medycynie.
Niestety, tak się nie stało. Andrzej wrócił do Warszawy i dalej studiował lotnictwo. To go bardzo pasjonowało. Święta Bożego Narodzenia były bardzo uroczyste.  Oprócz narodzenia Jezusa świętowano  uzyskanie przez Alicję tytułu profesora nauk medycznych , natomiast Maks habilitował się. Kellerowie byli zauroczeni swoją synową. Gustaw Keller sam będąc profesorem powiedział ze smutkiem, że on ten tytuł uzyskał wówczas kiedy miał grubo po pięćdziesiątce.
- No cóż, kobiety wszystko robią w biegu, bo nie mają czasu na lenistwo. Odpowiedział Maks zauroczony swoją żoną.
Leon  uwielbiał Alicję za jej mądrość. Kochał niezmiernie swojego wnuka i zawsze ubolewał nad tym, że Alicja ma tylko jedno dziecko. Dwóch mężów i jedno dziecko- powtarzał  często.  To nie jest sprawiedliwe.
- A ty ile masz dzieci?
- No.... Ja miałem w życiu dwie kobiety i dwie córki.
- Masz dwie córki a z dwiema kobietami to ci jakoś  nie wyszło. Odpowiedziała Alicja i zmieniła temat rozmowy.
Kolejne lata mijały na oddziale oraz w salach wykładowych na uczelni.
Andrzej został pilotem. Jako bardzo dobry student po zdaniu licencji pilota otrzymał pracę w LOT.
Uwielbiał swoją pracę. Alicja każdy jego wylot przeżywała, nie mogła się przyzwyczaić, że jej jedyny, ukochany syn woli "bujać w obłokach" niż pracować na ziemi.
Andrzej ożenił się późno, dopiero w wieku 40 lat. Żonę swoja poznał w szpitalu, gdy odwiedził rodziców. Młodsza od niego o pięć lat lekarka bardzo przypadła mu do gustu. Coraz częściej zaglądał przez to do Torunia, co bardzo cieszyło Alicję i Maksa.
Ślub odbył się w tym samym kościele co  ślub Alicji i Maksa.
Andrzej obdarował  swoich rodziców wnukami i to aż czterema. Dwa razy urodziły się bliźniaki. Pierwszy raz dziewczynki, drugi raz chłopcy. Alicja i Maks szaleli z radości. Po przejściu na emeryturę  Alicja pomagała wychowywać  wnuki oraz dorywczo pracowała na uczelni. Po śmierci Kellerów w Szwajcarii cały majątek został zapisany na Maksa, ten natomiast przepisał  go dla  Andrzeja.

4 komentarze: