poniedziałek, 1 września 2014

Co teraz mam zrobić? cz. 9

Po obiedzie  odpoczywali na tarasie. Na ogromnych łóżko-leżakach przystawionych do siebie drzemali. Maks co jakiś czas zadawał Alicji pytania o wszystkim, nigdy nie było pytań o jej rodzinie ani o Florczyku.
Spacer po przydomowym parku znowu na Alicji zrobił wrażenie. Usiedli przy fontannie, gdzie delektowali się mgiełką rozpryskiwanej wody wypluwanej z paszczy delfina.
     Tu jest wszystko tak gustownie urządzone, kto jest projektantem tego wszystkiego?
- Mama, ona  uwielbia projektować a potem nadzorować prace budowlane.
- Jest architektem?
- Nie, jest z wykształcenia lekarzem, pracuje z ojcem w ich klinice.
Alicji nie chciało pomieścić się w głowie, że Maks zamiast z Szwajcarii pracuje w Polsce i to nawet nie w stolicy.
- Wiem, wiem, chciałabyś mnie zapytać, dlaczego pracuję w Polsce?
- Skąd wiesz?
- Kocham Polskę, tam studiowałem, robiłem staż i tak sobie zostałem. Ojciec nie może tego przeżyć, ale dla swojego jedynaka  zniesie nawet i to.
     Następnego dnia zabrał ją na wycieczkę  po mieście. W pierwszej kolejności zwiedzili muzea.
Kunsthaus Zurich,  Schweizerisches Landesmuseum,  Kunsthalle,  Muzeum Fundacji E.G. Buhrlego,
Zjedli kolację w restauracji.
Ojciec  dwa  razy dzwonił do Maksa, z zapytaniem, czy nie potrzebuje pomocy.
- Jakiej pomocy?
- Na przykład finansowej. Śmiał  się do telefonu ojciec.
- Tato, takiej zawsze potrzebuję, przecież dobrze wiesz.
Powiedział Alicji, że jego ojciec strasznie uwielbia mu pomagać finansowo. Kiedyś, jak odmówił, obraził się. Od tego czasu, kiedy mówi, że zawsze od ojca takiej pomocy potrzebuje i zawsze na taką pomoc czeka, relacje miedzy nimi są wręcz super dobre.
- Też bym tak chciała, pomyślała Alicja. Oczywiście pomocy od rodziców, ale niestety, mama nie żyła.
Jeszcze kilka dni posiedzieli w Zurichu, zwiedzali miasto, najbliższe okolice. Alicja poznała kilku przyjaciół Maksa ze szkoły średniej. Żaden z nich nie był Polakiem. Wszyscy mówili po francusku. Alicja znała ten język w stopniu szkoły średniej. Jeśli czegoś nie rozumiała Maks wszystko jej tłumaczył.
Wśród znajomych  było dwóch lekarzy, architekt, aktor, bankowiec.
Tylko aktor nie miał żony, natomiast pozostali byli żonaci i dzieciaci.
     Żona bankowca była wyjątkowo wyciszona i małomówna. Maks tłumaczył Alicji, że ma kompleksy dziewczyny małomiasteczkowej i biednej. Kochają się bardzo, ale ona zawsze wszystko co razem osiągnęli przypisuje to swojemu mężowi. A w tym towarzystwie, tych żon lekarzy i architekta nie czuje się najlepiej.
Wieczorem, kiedy siedzieli na tarasie Alicja powiedziała Maksowi, że mezalians jest bardzo trudny do życia. Pieniądz kocha pieniądz, a bieda zawsze goni biedę.
- To tylko w tych kapitalistycznych krajach tak jest.
W Polsce nie ma takich różnic i dlatego ja tam lubię być, pracować i normalnie żyć.
     Kolejne dni odpoczywali w górach, a kiedy znów wrócili do Zurichu ojciec zaproponował Alicji odwiedzenie jego kliniki.
- Tato, my chcemy odpocząć a nie pracować. Medycyny mamy dosyć na co dzień.
- Tobie nie proponuję, tylko Alicji. Podszedł do niej i ucałował ją w skroń.
Odpowiedziała, że od samego początku, jak tu przyjechała marzy by zwiedzić Klinikę Gustawa Kellera, ale nie miała odwagi o to prosić.
- A widzisz? Zwrócił się do syna.
    Kolejny dzień był przeznaczony dla Gustawa i jego  kliniki.

2 komentarze: