Rano Alicja zapukała do drzwi Maksa. Niestety, nikt ich nie otworzył.
Początkowo pomyślała, że wezwano go w nocy do szpitala, do jakiegoś trudnego przypadku.
Pojechała więc sama do szpitala swoim samochodem. Dopiero w drodze doszła do wniosku, że nie spojrzała, czy jego auto stoi w pobliżu domu.
W szpitalu jednak go nie było. Oprócz niej nikt tym jakby się nie przejmował. Po obchodzie zapytała ordynatora, co jest z Maksem, bo nie ma go w pracy.
Jasiński był niezwykle zdziwiony tym pytaniem. Ona i Maks praktycznie wiedzieli wszystko o sobie.
- Aaaa. Maks wziął trzy dni wolnego, za pracę w niedzielę i sobotę.
- Acha. Rozumiem.
Tak naprawdę niczego nie rozumiała. Wziął wolne i nic jej o tym nie powiedział?
Zresztą, dlaczego miał jej mówić? Nie jest ani jego żoną, ani narzeczoną. Nie są po ślubie ani nawet po zaręczynach.
Po planowych operacjach, Jasiński wezwał Alicję do swojego gabinetu.
- Moje dziecko, Krzysztof Florczyk jest moim dobrym przyjacielem, jeszcze ze studiów.
- Tak.
- Rozmawiałem z nim i dowiedziałem się, że twoją matką była Marta Szymańska.
- Tak i co z tego?
- Marta Szymańska była kiedyś moją dziewczyną.
- Tak i co z tego?
- Chciałbym, abyś mi o niej opowiedziała. Nasz kontakt urwał się, kiedy zrezygnowała ze studiów
i mnie porzuciła.
- Ja chyba z tym nie mam nic wspólnego. Jeszcze nie było mnie chyba na świecie. A po wtóre, Krzysztof Florczyk niech raz na zawsze odczepi się ode mnie i od mojej rodziny.
- Nie musisz się tak denerwować. Wiem, że to nie jest miejsce na takie prywatne pogaduszki, ale gdybyś kiedyś zechciała mi poopowiadać o swojej mamie, chętnie bym posłuchał. Ja ją naprawdę kochałem.
Odpowiedziała mu, że przemyśli sprawę i może kiedyś wróci do tego tematu.
Pożegnała się z ordynatorem i poszła do domu.
Znowu zapukała do Maksa. Otworzył jej drzwi i sprawiał wrażenie ogromnie roztargnionego.
- Maks, dlaczego nie byłeś w pracy?
- Mam urlop i ważne sprawy do załatwienia.
Nie zaprosił jej jak kiedyś do środka. Nie wprosił się również do niej na kawę.
- Przepraszam, nie chciałabym przeszkadzać.
Pobiegła do siebie na górę, szybko weszła do mieszkania i trzasnęła drzwiami.
Zjadła wczorajszy obiad, napiła się kawy i zasiadła do swojego artykułu. Odebrała dwa telefony od Sylwii i Piotra.
- No, jeśli musicie, to wpadajcie. Cały czas jestem w domu.
Za kilkanaście minut zadzwonił dzwonek i Sylwia z Piotrkiem weszli do jej mieszkania. Przynieśli ze sobą dobre wino.
- Co was sprowadza do mnie, tak niespodziewanie?
- Nic, tak przyszliśmy pogadać.
To chyba nie było prawdą, bo przyjaciele Alicji nigdy ot tak nie wpadali do niej. Owszem przychodzili, ale zawsze w jakimś celu.
Alicja przyniosła kieliszki, rozmawiali i sączyli wyśmienity trunek.
- Alicja, nie wiesz, dlaczego Maksa nie było dzisiaj w pracy? Zapytała Sylwia.
- Nie wiedziałam, ale jak wróciłam ze szpitala, zapukałam do niego i go zapytałam.
Zachowywał się dziwnie i odpowiedział, że ma swoje ważne sprawy.
A po wtóre nie jestem jego mateńką ani żoną, nie musi mi o wszystkim mówić.
- No tak, skwitowała Sylwia.
W szpitalu co prawda nie migdalicie się do siebie, ale wszyscy wiedzą, że tworzycie parę, zakochaną po uszy parę.
Alicja nie chciała komentować wypowiedzi Sylwii.
Piotr zauważył, że Maks od kilku dni zachowywał się dziwnie. Nawet czasami był opryskliwy do personelu i pacjentów, co wcześniej nigdy mu się nie zdarzało. Przyjazne stosunki miedzy Piotrem i Maksem urwały się kilka tygodni temu, nie wiadomo dlaczego.
- Czego oczekujecie ode mnie? Co ja mam zrobić? Zapytać go, dlaczego tak dziwnie się zachowuje?
Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Rozmowa zeszła na temat nowego artykułu pisanego przez Alicję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz