poniedziałek, 8 września 2014

Co teraz mam zrobić?cz. 11

Od samego rana w domu Kellerów czuć było małe zamieszanie. Przy  wspólnym śniadaniu matka nie kryła żalu, że już odjeżdżają do Polski. Ojciec kolejny raz namawiał Alicję o pozostanie w Szwajcarii.
- Propozycja niezmiernie kusząca. Odpowiedziała.
- Muszę się z tym wszystkim oswoić, przemyśleć. Jeżeli uznam, że przyjmę tę propozycje, a pan będzie na mnie czekał, przyjadę.
Maks spojrzał dziwnie na Alicję.
- Przyjedziesz do pracy do Szwajcarii? Tu, do kliniki mojego ojca?
- Na razie nie wiem, ale może po głębszych przemyśleniach to zrobię.
- A ja? Zostanę  w Polsce?
- Nie wiem co ty zrobisz, może razem tu przyjedziemy?
Matce zalśniły się z radości oczy. Ojciec podszedł do Ali i jak to miał w zwyczaju ucałował ją w skroń.
- Tato, mamo, jestem trochę zazdrosny. Alicję traktujecie jak swoje dziecko.
- Nie jak swoje dziecko, ale jak twoją dziewczynę.
Ojciec przed wyjazdem na lotnisko żegnając się powiedział, że zaręczyny obowiązkowo powinny odbyć się tu w domu rodzinnym Kellerów.
     W samolocie Maks przytulił się do ramienia Alicji i natychmiast zasnął. Przy niej czuł się bezpiecznie, dlatego  mógł tak się zachowywać. Wiedział, że ona się na niego nie obrazi. Przecież prawie każda kobieta ma instynkt macierzyństwa i traktuje swojego mężczyznę po trosze jak duże dziecko.
Czasami poprawiając sobie głowę na jej ramieniu powtarzał, że ją bardzo kocha.
Gdy usłyszał zapowiedź, że samolot za chwilę będzie lądował na lotnisku im. Fryderyka Chopina obudził się na dobre.
- Kocham cię, bardzo mocno.
Dwutygodniowy urlop minął  szybko. Alicja opowiadała w szpitalu jedynie o klinice szwajcarskiej, którą odwiedziła, nie mówiąc co to za klinika i czyja ona jest.
Tak naprawdę w Copernikusie  nie wiedzieli do końca kim jest Maks Keller, z jakiej rodziny pochodzi, co robią jego rodzice. Owszem niektórzy wiedzieli, że rodzice jego mieszkają w Szwajcarii, ale nikomu przez myśl nie przeszło, że pochodzi z tak szacownej i bardzo bogatej rodziny. Przecież dzieci bogaczy nie studiują w Polsce, ani tu nie pracują. Wręcz przeciwnie, wszyscy, którzy mają odwagę wyjeżdżają do pracy na zachód.
Alicja, pomimo, że Maks jej o to nie prosił, wiedziała sama, o czym może mówić a co powinno być tajemnicą. Zresztą,  nie  miała charakteru plotkary, czy kuriera co przenosi wszystkie wiadomości te ważne i te mniej ważne.
     Maks nigdy nie narzucał się Alicji. Pomimo, że mieszkali tak blisko siebie zawsze pytał, czy może do niej przyjść lub zapraszał ją do siebie. Nigdy niespodziewanie do niej nie wpadał, nie chciał aby czuła się kontrolowana. Podobnego zdania miała również ona.
Obydwoje robili nadspecjalizację z transplantologii. Świetnie czuli się razem wyjeżdżając po organy do innych szpitali. Wspierali siebie wzajemnie, ale jednocześnie potrafili  krytykować to, co im się u siebie nie podobało. W pracy nie rzucali się w oczy swoim zachowaniem zakochanej pary.
     Alicja pisząc artykuł do gazety medycznej konsultowała go z Maksem. W związku z tym, że wcześniej pisała artykuły z profesorem Florczykiem, redakcje czasopism medycznych znały jej nazwisko. Nie miała problemu publikowania. Kiedyś  namówiła Maksa, aby coś napisał i próbował  swój artykuł zamieścić w czasopiśmie medycznym.  Przez kilka  miesięcy czekał na publikację, ale niestety, ten artykuł nigdy nie  pojawił się w gazecie.
Maks początkowo się nie zrażał, ale po dwóch kolejnych, które nie  zostały opublikowane, dał sobie spokój.
- Maks, gdybyś się nie obraził, może wspólnie wydamy  twój artykuł.  Nie będę nic w nim zmieniała, może pierwsze dwa zdania.
Dobrze wiedziała, ile prób  ona sama  miała, gdy ukazał jej się pierwszy materiał. Samodzielnie również nie miała szans, dopiero jako współautor z profesorem Florczykiem. Może po pierwszych sześciu może ośmiu  wydanych ze współautorem, dopiero zaczęli zamieszczać te, firmowane jej nazwiskiem.
     Maks wyraził zgodę i artykuł, który kiedyś wysłał do gazety i nie ujrzał światła dziennego, teraz jako artykuł autorów Alicja Szymańska, Maks Keller został  wydany.
Dyrektor Bosak po przeczytaniu artykułu autorstwa Maksa i Alicji przyszła na oddział  i im pogratulowała.
- Widzę Maks, że świetnie dogadujesz się z koleżanką, która tak niedawno dołączyła do naszego zespołu. A wasz artykuł jest naprawdę rewelacyjny. Podnosicie poziom pracy naszego szpitala.
Alicja podziękowała, natomiast Maks wygłosił krótką przemowę, w której dziękował Alicji Szymańskiej za wsparcie, dopingowanie go do pisania, wspomaganie i wskazywanie odpowiedniej literatury.
Na zakończenie dyrektor kolejny raz podziękowała.
- No dzieciaki, oby tak dalej. Rozwijajcie się i podnoście poziom pracy naszego szpitala.
Ordynator już dawno przekonał  się do Alicji Szymańskiej, chociaż wcześniej nie ukrywał, że baba chirurg, to ani chirurg, ani baba. Teraz był dumny ze swojego personelu, którym kierował.
Maks wysłał do rodziców czasopismo z artykułem, którego był współautorem. Matka była zachwycona, ojciec przyjął to tak po prostu normalnie, bez emocji. Po  kilku dniach zadzwonił do Maksa i powiedział, żeby przetłumaczył go na francuski i w Szwajcarii zostanie również artykuł opublikowany. Oczywiście, Maks zrobił to bardzo szybko, i w ciągu miesiąca artykuł Alicji Szymańskiej i Maksa Kellera ukazał  się w szwajcarskiej gazecie medycznej, później był jednym z artkułów książki znanego szwajcarskiego chirurga.
Gustaw Keller pokazując to wszystko pracownikom swojej kliniki był niezmiernie dumny z syna i jego dziewczyny. Dobrze bowiem wiedział, że bez Alicji artykuł ten nigdy by nie powstał.





1 komentarz:

  1. Wszędzie trzeba mieć swojego "opiekuna" niezależnie co to słowo znaczy

    OdpowiedzUsuń