niedziela, 24 listopada 2013

Siostra oddziałowa cz.72

Alicja wróciła do pracy. Maks pracował w godzinach dopołudniowych, Alicja po południu.
Wszyscy cieszyli się, że już jest w Copernicusie. Nawet pacjentom udzieliła się dobra atmosfera panująca na oddziale. Niektórzy nawet czekali do godzin popołudniowych, żeby zobaczyć, kto to jest doktor Keller.
Dwie młode pacjentki leżące po operacjach w jednej sali były najbardziej tym zainteresowane.
Doktor Maks Keller, który akurat obie operował często bywał w ich sali, interesując się stanem zdrowia i rekonwalescencją. Początkowo myślały, że jest samotny, bo nigdy w pracy nie nosił obrączki.
Jedna z nich, jak przez przypadek dowiedziała się na korytarzu, że wraca żona doktora Kellera i  była tym  bardzo podekscytowana.
- No, zobaczymy jaki gust miał dr Keller wybierając sobie żonę. Powiedziała do współtowarzyszki.
- Też jestem ciekawa. Ale jak znam  życie, to pewnie będzie jakaś nieciekawa, gruba i wredna. Bo takie mają zawsze więcej szczęścia niż rozumu. I zawsze łapią fajnych facetów.
     Do sali weszła doktor Beata. Szukała pacjentki, która jutro będzie operowana.
- Pani doktor, zna pani doktor Keller?
- Maksa Kellera znam bardzo dobrze, to ten lekarz, który obie panie operowała, a ja usypiałam.
- Nie, jego żonę.
- Beata chwilę pomyślała nad odpowiedzią.
- Nie, dobrze jej nie znam. No wiecie, jestem trochę młodsza od niej, więc kobiety mężatki nie przyjaźnią się z samotnymi i to w dodatku młodszymi.
- No widzisz, tak jak mówiłam. Jedna pacjentka zwróciła się do drugiej.
- No tak, też tak słyszałam.
Beata chciała wyjść z sali, ale znowu pacjentka zadała jej pytanie.
- A żona doktora Kellera jest ładna?
- No nie, skąd tam ładna. Jest taka sobie przy kości, ma włosy ścięte na bardzo krótko, uwielbia złotą biżuterię i nawet z przodu ma złotego zęba. Ale doktor Maks Keller kocha ją, taką jaka jest.
No cóż, każdy ma jakieś zboczenia.
Beata wyszła z sali chorych i zaczęła się śmiać.
- To głupie paniusie, myślą, że mają jakieś szanse u Maksa. Teraz wiadomo, dlaczego przed każdym obchodem robiły   dokładne makijaże i perfumowały się.
Alicja przywiozła Wiktorię pod szpital, Maks odebrał dzieciaka i pojechał do domu.
- Doktor Szymańska, zajdzie pani do mnie na chwilę do gabinetu.
- Dobrze panie ordynatorze.
Wchodząc do gabinetu ojca, przypomniała mu, że już od dawna  nazywa się Alicja Keller.
- Przepraszam kochanie, wiesz, jak mi trudno przyzwyczaić się do tego nazwiska. Dla mnie najbardziej by pasowało, jak byś  nazywała się Jasińska.
Uzgodniła z ojcem, że on  przed wieczorem wpadnie pomóc Maksowi przy Wiki.
Wychodząc z gabinetu ordynatora natknęła się na Beatę.
- No cześć siostra. Mam do wieczora dyżur, więc w wolnych chwilach pogadamy. I chcę iść z tobą na obchód, wiesz, pomogę ci.
- Uważasz, że już zapomniałam?
- Nie, to nie to, ale błagam, zabierz mnie ze sobą.
Alicja pracowała dzisiaj z  Wileckim. W związku z tym, że nic się nie działo, przejrzała karty chorych.
Zatelefonowali z SOR, przywieźli dwie osoby z wypadku. Obydwoje więc zeszli z oddziału, prosząc pielęgniarkę, żeby w razie co dzwoniła do któregoś z nich.
Na SOR okazało się, że były to niegroźne potłuczenia i pęknięty łuk brwiowy. Alicja zajęła się zszyciem rany.
Jivan bardzo się ucieszył widząc Alicję.
- No nareszcie, znowu będziemy w komplecie.
Na SOR wpadł również Piotr, specjalnie po to, aby przywitać się z Alicją.
- Pani doktor Keller, odprowadzę cię na oddział, chwile pogadamy i wypijemy kawę.
- Świetnie.
Wsiedli do windy i przyjechali na chirurgię.
Dwie młode kobiety spacerowały po korytarzu, jakby na kogoś czekały.
- Nie, to nie ta. Powiedziała jedna do drugiej.
W gabinecie lekarskim Beata zaparzyła kawę. Piotr opowiedział Alicji o kłopotach związanych z usunięciem pacjentce macicy, dla ratowania jej życia.
Około godziny 17:30 razem z Beatą i Wileckim poszli na obchód.
Alicja bardzo dokładnie wypytywała pacjentów na temat ich samopoczucia i powrotu do zdrowia.
Wchodząc do sali, gdzie leżały młode kobiety, jedna z nich jakby z pretensjami powiedziała, że miała dzisiaj być doktor Keller.
- A po co Pani doktor Keller? Zaciekawiła się Alicja.
- Bo podobno jest dobrym lekarzem i chciałyby, aby ona wypowiedziała się na temat ich stanu zdrowia.
- Acha.
Beata o mało nie wybuchła śmiechem, chowając się za plecami Wileckiego.
- Tak, słucham panią. Czy coś pani dolega, w czym szczególnie mogę pomóc. Miło mi słyszeć o tym, że pani ma o mnie taka dobrą opinię. Jestem doktor Alicja Keller.
- To pani jest żoną doktora Maksa Kellera?
- Nie, to znaczy tak, powiedziała Beata. Pani doktor Alicja Keller jest także moją siostrą, gdyby pani tak bardzo szczegółowo chciała wiedzieć. Spojrzała na Alicję  i puściła do niej perskie oko.
- Naprawdę?
Wilecki stał obok Alicji i nie za bardzo wiedział czego dotyczy ta rozmowa. Alicja także niewiele z tego zrozumiała.
- No to co, boli panią coś?
- Nie, wszystko w porządku. Za dwa dni mam wyjść do domu, tak powiedział ordynator.
- Jak powiedział ordynator, to znaczy, że tak będzie.
- Nasz ojciec się nie myli, prawda Łukasz?
- Oczywiście, że nie, ojciec dla nas to ogromny autorytet.
Wyszli z sali chorych i zamiast wejść do następnej sali, cała trójka skierowała się do gabinetu lekarskiego.
Beata opowiedziała im dopołudniową rozmowę z pacjentkami. Bardzo chciały wiedzieć, jak wygląda doktor Alicja Keller, więc dałam im opis pani Zosi, no tej salowej, tyle tylko, że dodałam jeszcze złotego zęba.
- I one czekały na taką doktor Alicję Keller? Zapytał Łukasz.
- Chyba tak.
Z tego wszystkiego wyszło, że jestem też w tej rodzinie.
Przez chwilę się pośmieli i poszli na dalszy obchód.
Późnym wieczorem przywieźli ostry wyrostek, więc po zrobieniu badań zoperowali go. Alicja nie chciała zostawiać z tym samego Wileckiego.
Pierwszy dzień pracy dla Alicji był niezwykle miły, nawet zabawny.
Po powrocie do domu zastała ciszę, śpiące dziecko i męża. Jednak słysząc zamykające się drzwi, Maks  zszedł do kuchni, by razem z żoną zjeść kolację. Witali się ze sobą, jakby nie widzieli się przynajmniej miesiąc.
Opowiedziała mu o swoim dyżurze, o dwóch pacjentkach, które nie za bardzo mogły uwierzyć, że jestem twoją żoną.
- Dlaczego?
- Bo myślały, że jestem taka sama gruba jak salowa pani Zosia.
- Nawet jakbyś była taka gruba, też bym cię kochał. Wiesz przecież, że nie lubię anorektyczek i takich, co mają kilogramy kosmetyków na sobie.
Ja kocham tylko ciebie i nikogo innego na świecie.


4 komentarze:

  1. Nie ma słów, które określą jak bardzo kocham to opowiadanie! Od dłuższego czasu czekam na kolejne części Siostry oddziałowej! To jest ŚWIETNE! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie. Szkoda, że takiej sielanki nie było w serialu. Według mnie ostatni odcinek wyjątkowo nieudany. Tomira

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne opowiadanie. Kiedy kolejna częsć?

    OdpowiedzUsuń