wtorek, 8 października 2013

Siostra oddziałowa cz. 47

Po obejrzeniu 7 odcinka Lekarzy w Internecie mam mieszane uczucia. Maks chyba sam nie wie czego chce. Uważam, że powinien się określić i podjąć męską decyzję.

   Tak zostanę z Olgą, rozwodzę się z Alicją. Albo kocham Alicję , będę płacił alimenty na dziecko.
 
A taka postawa Maksa,  doprowadzi  do rozwodu
Chyba będzie to najkrótsze małżeństwo w historii. Krótsze niż  aktora Mateusza Damięckiego i Patrycji Krogulskiej, którzy rozwiedli się 8 miesięcy po ślubie.
Wydaje mi się, że Maks gra na  uczuciach Alicji. A dawanie nadziei, że zabierze Olgę do swojego domu to chyba lekka przesada. A może uznaje poligamię? Tylko, że pomylił wyznanie religijne.
     Jeśli chodzi o nauczycielkę syna Jivana, to wyraźnie kobiecie brak wiedzy na temat seksualności dzieci i młodzieży. Powinna trochę doczytać literatury fachowej. Pewnie jest starą panną albo katechetką, która nie ma zielonego pojęcia o wychowywaniu dzieci.


A teraz moja                     Siostra oddziałowa część 47


Daniel Orda jeszcze nie operował, choć już nie był na zwolnieniu lekarskim. Wykonywał drobne zabiegi na SORze. Ręka dochodziła do całkowitej sprawności. Jeszcze tylko trochę utykał na nogę, ale rehabilitant mu obiecywał, że i to jest w stanie zlikwidować ćwiczeniami i innymi zabiegami.
Z Karkoszką niezbyt dobrze mu się układało. Miał do niego pretensję, że za mało wie o prywatnych sprawach niektórych lekarzy, przede wszystkim o dyrektor Bosak.
- Wiesz młody człowieku, jak na nią mówiliśmy na uczelni.
- Nie wiem, ale może Miss. Chociaż ma  grubo ponad 50 lat jest naprawdę  niezłą laską odpowiedział Daniel.
- To jest  trochę prawda. Na pierwszych juwenaliach została miss studentek.
   Ale na nią mówiliśmy Boska Bosak.
- To była taka święta, modliła się, chodziła do kościoła?
- E tam, nie pod tym względem. Popatrz młody doktorze, nawet teraz jest boska.
   Boska bo to taka bogini zesłana od Boga.
Daniel nic więcej nie odpowiadał, jedynie przytakiwał swojemu docentowi.
- Ja też się w niej kiedyś podkochiwałem Prawie miałem ją na widelcu.
- Nie rozumiem tej przenośni. Chciał ją pan docent  zjeść? Zaśmiał się Daniel.
Pan jest żonaty, ale nic pan nie rozumie. A zresztą, teraz młodzi myślą innymi kategoriami i mają inne słownictwo od nas, starych basiorów.
Daniel dobrze wiedział, że Karkoszka ślini się do Bosak, ale udawał, że tego nie widzi. Jest przecież na stażu u Florczyka, który chodzi za Elżbietą krok w krok, nie spuszcza jej z oczu. Chyba mają coś ze sobą, rehabilitant mu powiedział, że widział  jak się przytulali na materacu w sali rehabilitacyjnej.
Może kiedyś wcześniej Daniel puściłby dalej tą plotkę, teraz tego nie robił. Gdyby spróbował, miałby ze swoją żoną do czynienia.
Daniel udawał ważniaka, bohatera jak nie widział Sylwii. W jej obecności nie był tak ważny. Ona nic nie robiła, on sam jej się podporządkowywał. Była to kobieta o silnym charakterze. Gdyby jej mąż robił to co wyprawiał Maks, szybko postawiła by go do pionu. Na pewno po kątach by nie płakała, że odbiera dziecku ojca. Zresztą nie wiadomo do końca, kto tym ojcem jest naprawdę. Olgi już dawno nie było w Toruniu, ona jednak ciągle o tym rozpamiętywała.
     Sylwia zrobiła wieczór włoski w swoim domu. Zaprosiła Kellerów, Gajewskich, Beatę, Gułę, swojego  brata z żoną, Anetę anestozjolożkę, Piotra z żoną, Magdę Żelichowską. Piotr oczywiście jak dowiedział się, że będzie Magda nie przyszedł z żona.
     Było sympatycznie. Jedli włoskie potrawy, oglądali slajdy. Kellerowie też przynieśli swoje slajdy. Wszystkim najbardziej się podobało, jak Maks w Weronie pod kamienicą Julii śpiewa dla Alicji pieśni o miłości. Było niewielu gapiów, bo takie sceny podobno tam można spotkać  bardzo często.
Szekspir i jego Romeo i  Julia są znane na całym świecie.
Sylwia zatrzymała się przy jednym swoim slajdzie, jak zapinają w Rzymie na moście rzeki Tyber kłódkę miłości i razem wrzucają do rzeki klucze.
     Już w Polsce nowożeńcy  wprowadzają  ten zwyczaj. Tam we Włoszech podobno jest od niedawna zakaz, bo wszystkie barierki od wiaduktów, mostów, schodów obwieszone są kłódkami. Służby porządkowe nie nadążają ich usuwać. Nie wygląda to najładniej, jak różne kłódki, niektóre już trochę przerdzewiałe zdobią pięknie wymalowane barierki mostów, ogrodzeń parkingów, parków.
W Rzymie można kupić kłódki w kształcie serca, piersi, krawata, nawet genitaliów. Handel kwitnie.
Brat Sylwii, z wykształcenia zootechnik, opowiedział jak to się stało, że jeździ na TIRze. Brak pracy, lub mało płatna zmusiły go do zmiany profesji. W lecie, kiedy żona ma wakacje, zawsze zabiera ją w trasę. Przez kilka lat jeździł praktycznie tylko na zachód i południe Europy. Włochy praktycznie zna jak własną kieszeń. Opowiadał o Hiszpanii, Portugalii, Holandii. Teraz czasami jeździ na Litwę, Ukrainę, Białoruś, Łotwę i do Rosji, Poza tym, że w tych krajach są  nie takie dobre drogi jak na zachodzie, to są piękne zabytki i bardzo życzliwi ludzie.
     Zaproponował męskiemu gronu, że kiedyś muszą z nim jechać na ryby do Skandynawii. Oczywiście wszyscy mężczyźni zgodnym chórem się zgodzili. Łowienia ryb pod kołem podbiegunowym nigdy się nie zapomina.
- Musicie wziąć ze sobą Beatę powiedziała Aneta.
Marcelina, żona brata Sylwii powiedziała, że jak Beatę to i ją.
- Ale Beata zawsze z tatą łowi ryby.
Jeśli tak jest naprawdę, to musicie zabrać tatę Beaty, kobiety nie będą jeździły w męskim towarzystwie i to takie piękne i samotne kobiety jak doktor Jasińska.
- Ok, ok Marcelinko, nie upieram się. Nigdy w tym towarzystwie  nie pojadę na ryby.
Nie jestem ani syrenką, ani rybką-pipką, żeby jeździć z obcymi facetami na ryby, odpowiedziała z przekąsem Beata.
Po wtóre mam pod swoją opieką pięknego młodzieńca z amnezją. Każdego dnia pracując z nim, mam ogromne sukcesy. Pamięta jak się nazywam, jak mam na imię, co robię, jak wczoraj byłam ubrana, co wczoraj czytałam. Jeszcze nie może sobie przypomnieć dlaczego i kiedy skoczył z ogromnej wysokości.
Raz mi powiedział, że wszedł na budowie na bardzo wysoki dźwig, bo myślał, że tam już blisko jest do nieba i zobaczy swojego anioła. Ale nie potrafił powiedzieć, kto to ten anioł. Dziecko, jego kobieta, matka, siostra, ojciec. Myślę, że w swoim czasie się dowiem.
     Piotr podpowiedział jej, że powinna spotkać się ze szpitalnym psychologiem. On lubi rozwiązywać takie tam różne niebiańskie problemy. I podobno jest wolny, jak to kobiety mówią przystojny facet z kręconymi lokami.
Makaron z sosem włoskim i pizza to najważniejsze dania dzisiejszego wieczoru. Maks pił wino, Alicja wykręcała się wątrobą. Gajewski również nie pił. Pozostali zachwycali się wspaniałym winem przywiezionym wprost z winnicy włoskiej.
Spotkanie upłynęło w miłej i ciepłej atmosferze. Brat Sylwii okazał się fajnym facetem jego żona cholernie zazdrosna czasami psuła wesoły nastrój.
Pierwsi wyszli Gajewscy, tłumacząc się dziećmi pozostawionymi pod opieką dziadka. Maks z Alicją odwieźli Beatę do samego domu i przekazali ją ojcu. Wino zaszumiało jej w głowie i bardzo chciała iść do szpitala odwiedzić Filipa. Ojciec obiecał, że będzie czuwał i nie wypuści jej z domu.
Wizyta w szpitalu w takim stanie pewnie nie wpłynęłaby budująco ani na Filipa, na jej reputację ani na jej zawód, który wykonuje.


3 komentarze:

  1. Maks ma słaby charakter. Olga go owija wokół małego palca. Gdyby go kochała pewnie tak by nie robiła. Czekam, kiedy wyjaśni się, że to nie dziecko Maksa, mam takie przeczucie, że wreszcie to nastąpi. Ale scenarzyści zagmatwali postać Maksa. Twoje opowiadanie jest fajne

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie jak zwykle Boskie :-) A co do odcinka to jak Alicja wspomniała o rozwodzie to prawie padłam na zawał. Moim zdaniem to jest wpadanie ze skrajności w skrajność bo są razem, biorą ślub i jest pięknie a po chwili już jest problem i od razu rozwód.

    OdpowiedzUsuń
  3. cudne :D Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń