niedziela, 27 października 2013

Siostra oddziałowacz.61

Mała Wiktoria dostała mnóstwo prezentów, ale najwięcej było kopert. Wiadomo, jak dziecko ma wszystko, trudno robić prezenty rzeczowe. Do każdej koperty były jeszcze drobnostki w postaci zabawek, ciuszków i pampersów, których nigdy nie jest za dużo.
- A czy wiecie po co są rodzice chrzestni?
To pytanie Jasiński skierował do Janka i Beaty.
- No pewnie. Powiedział Janek i prawie wyrecytował formułkę encyklopedyczną.
- Rodzice chrzestni (łac. patrini) – to zazwyczaj  mężczyzna i kobieta przedstawiający do sakramentu chrztu osobę chrzczoną. Biorą także na siebie troskę o nią i poręczają za jej wychowanie w duchu religii, którą przyjmuje.
- Mają oni obowiązek złożyć wyznanie wiary, więc należy wybrać do tego odpowiednie osoby, by zrobili to szczerze. Dopowiedziała Beata.
- Poza tym chrzestny musi mieć przyjęte sakramenty chrztu, bierzmowanie, Eucharystii   oraz należeć do wspólnoty Kościoła katolickiego.
- A dlaczego powiedziałeś "zazwyczaj"
- Bo można wybrać jednego chrzestnego, jeśli wybiera się dwoje rodziców chrzestnych to musi to być mężczyzna i kobieta.
Elżbieta była dumna ze swojego syna, że udzielił tak wyczerpującej  odpowiedzi.
- No, widzę, że wybraliście naprawdę odpowiednie  osoby na rodziców chrzestnych powiedziała Krystyna Keller. Bo przecież nie chodzi tylko o to, aby obdarowywać swojego chrześniaka  prezentami, ale również pomagać w jego wychowaniu.
Również my dziadkowie deklarujemy się pomagać w wychowaniu, choć na odległość będzie trudno. W związku z powyższym nasza pomoc będzie trochę inna.
Wstała, podeszła do Maksa, który trzymał Wiktorię na rękach, wyjęła z torebki jakiś pakiet dokumentów i włożyła dziecku do rączki.
- Maks oczywiście natychmiast zainteresował się tym prezentem.
- Wowwww, powiedział.
Wszyscy patrzyli na Maksa i czekali dalszej jego wypowiedzi.
- Więcej nie zdradzę, powiem jedynie, że jest to konto banku szwajcarskiego i to na nazwisko Wiktoria Keller.
     Teraz, jak Wiki ma konto w szwajcarskim banku, to jeśli  będzie potrzebowała osobistej opieki, ja się deklaruję. Znam się na tym, pracowałem kiedyś w BOR.
- A co to jest BOR zapytał Gustaw Keller?
- Biuro Ochrony Rządu.
- Przepraszam, brnął dalej Keller senior.
-  To znaczy, że pan ochraniał najwyższe władze naszego państwa?
- No tak, między innymi naszego poprzedniego prezydenta. Zresztą  nie tylko jego.
- Nie chcę opowiadać, bo to nie miejsce i czas. Dzisiaj jest święto Wiktorii i trzeba opowiadać o ciekawszych rzeczach.
- Przepraszam, a co pan myśli o katastrofie smoleńskiej?
- Nic, poza tym, że zginęli również moi koledzy. Gdybym wówczas nie miał złamanego kciuka pewnie też tam bym był.
Spojrzał na Beatę.
- No i nigdy nie poznałbym Beatki i państwa. Uśmiechnął się.
Beata  uścisnęła mu pod stołem rękę, jakby dodając mu otuchy.
Wszyscy, którzy znali Filipa wiedzieli, że nie można go ciągnąć za język. Może mówić tylko to, co on chce powiedzieć. Ciągnięcie go za język wielokrotnie przynosi odwrotne skutki. Blokuje się, urywają mu się myśli.
Beata  już wie, że to co mu się przypomni i o tym mówi, nigdy już tego nie zapomina. To mu zostaje w pamięci. Od pewnego czasu, od kiedy systematycznie czyta książki , zauważa się, że pamięć powraca mu  w coraz  szybszym tempie.
Gustaw popatrzył na syna i zrozumiał, że wypadałoby zmienić temat.
- Bardzo ładny macie dom. Z zewnątrz wygląda na niewielki, ale w środku tyle jest przestrzeni.
- I tak gustownie  i ze smakiem urządzony.
- To nie moja zasługa. Powiedziała Alicja.
  Maks wszystko to, co jest i jak jest zrobił bez mojej wiedzy. To była wielka tajemnica, ukrywana miesiącami przede mną.
- Ja też tego wszystkiego sam nie  zrobiłem. Pomagały mi Beata i Sylwia. Mają zmysł artystyczny.
Alicja wzięła małą na  ręce i poszła do  pokoju Wiktorii zmienić jej pampersa. Musiała również przebrać jej body i kaftanik.
Za nią jak cień chodziła Krystyna.
Jak Alicja otworzyła szafkę z kaftanikami, Krystyna prawie oniemiała.
- Takiego porządku w szafie jeszcze nigdy nie widziałam.
- Zajrzyj do pozostałych.
Krystyna otwierała po kolei drzwi od szafek i patrzyła na równiutko poukładane ubranka, pampersy czy kosmetyki do pielęgnacji dziecka. W każdej szafce był pluszowy miś.
- I ty masz na to wszystko czas?
Alicja zaśmiała się.
- Filip na razie nie pracuje, jest po bardzo ciężkim wypadku, więc czasami jak Beata jest w pracy przychodzi do nas. Zadeklarował się, że przejmuje opiekę nad porządkiem w pokoju Wiktorii.
- Miał wypadek w związku z wykonywanym zawodem?
- Dokładnie  nie wiem. Lakonicznie odpowiedziała Alicja.
- Och Wiki, przy takiej opiece jak ty masz, to tylko musisz szybko rosnąć i rozwijać się. Cmoknęła malutką w czółko i przeszły do salonu.
Uroczystość dobiegała końca. Powoli wszyscy zaczynali wychodzić. Do samego końca zostali  Beata z Filipem  i Janek.
- Elżbieta pożegnała się ze wszystkimi oraz ze swoim synem. Syneczku, ja już idę do domu.. Teraz jak jesteś "ojcem" nie muszę się o ciebie martwić. Zaśmiała się  żegnając swojego jedynaka. Krystyna i Maks Kellerowie pojechali do swojego mieszkania, które kiedyś Maks kupił mamie. Nie było one duże, ale funkcjonalne. Utrzymanie tego mieszkania kosztowało mniej niż pobyt w toruńskich hotelach. Nie pozbywali się go, a pieczę pod ich nieobecność sprawował  Maks.




1 komentarz: