sobota, 5 października 2013

Siostra oddziałowa cz.45

Minął kolejny miesiąc. Maks nie dawał Alicji żadnych powodów do zdenerwowania. W pracy uzupełniali się, w domu również. On kochał gotować, ona przy nim się uczyła.
Wymyślał różne potrawy. Po powrocie z Rzymu przez dwa tygodnie królowały w ich jadłospisie potrawy włoskie.
Zapraszając ją do ciastkarni kupował tiramisu, aby przypominał im pobyt w Weronie.
     Sylwia wprosiła się z Danielem na włoską pizzę. Maks wymyślał różne rodzaje, z szynka, pieczarkami, mięsem.
Przyjście Sylwii z narzeczonym do Kellerów  nie był związany tylko z konsumpcją pizzy. Wręczyli im zaproszenie na ślub.
     Świadkami na ślubie był jeden z braci Sylwii oraz siostra Daniela. Zawsze Sylwii marzyło się, aby na jej ślubie świadkową była Alicja, jej najlepsza przyjaciółka, ale podobno tradycja nakazuje, aby to była kobieta niezamężna.
Suknię ślubną wybrała razem ze swoimi przyjaciółkami. Akceptowały wszystko, co wybrała. Kupiła również welon, skromny, ale bardzo ładny.
Jakie zdanie miała Alicja na temat welonu obie przyjaciółki wiedziały. Szczera do bólu Alicja jeszcze raz zrobiła im wykład po co jest i co symbolizuje welon.
Niestety, idąc do ślubu  Sylwia nie miała na głowie welonu. Miała piękne upięte włosy a w nich gdzieniegdzie drobniutkie białe kwiatki.
Alicja pomagając się ubierać, zapytała Sylwii, a co z welonem.
- Daj spokój. Miałaś rację.
Mama powiedziała, że jak zobaczy mnie w kościele w welonie, to albo mi narobi wstydu i go zerwie, albo wyjdzie z kościoła i pojedzie do domu.
Nie myślałam, że z mojej mamy taki" moher".
- Czyżby taki jak ja? Zachichotała Alicja.
Ślub odbył się w kościele, który był za rogiem kamienicy, w której mieszkała Sylwia.  Do ślubu nie musieli jechać limuzyną, szli na piechotę. Przyjęcie weselne odbyło się natomiast w restauracji po drugiej stronie ulicy.
     Wesele było przesympatycznym spotkaniem dwóch rodzin, jakże od siebie różnych oraz przyjaciół ze szpitala Copernicus. Elitę lekarzy z Copernicusa zasilili lekarze z rodziny Daniela. Było ich sporo.
Natomiast ze strony Sylwii  goście reprezentowali różne zawody.
Najstarszy brat Sylwii to inżynier budowy dróg i mostów, drugi prawnik, trzeci magister bankowości.
Rodzice Sylwii są emerytowanymi nauczycielami, ojciec fizyki, matka mgr filologii francuskiej.
Poza tym był również jeden muzyk, profesor biochemii, marynarz pływający na statku armatora japońskiego, historyk sztuki, informatyk, nauczyciel geografii. Najsympatyczniejszym i bawiącym całe towarzystwo był kierowca TIR-a, z wykształcenia mgr inż. zootechniki. Sypał kawałami z rękawa, zorganizował konkurs piosenek i przyśpiewek weselno-biesiadnych.  Podzielił towarzystwo na dwie grupy. W jednej byli lekarze i ludzie związani z medycyną, w drugiej pozostałe zawody świata.
Rozłożyło to się prawie po równo.
Najwięcej piosenek znał ordynator  Jasiński i wygrał konkurencję solową. Alicja i Beata nie podejrzewały ojca, że tak świetnie radzi sobie ze śpiewaniem.
W kategorii medycy i reszta świata był remis. Jury w składzie lekarz-dyrektor szpitala,  inżynier dróg i mostów oraz informatyk trochę naciągnęli wynik na stronę medyków, gdyż w tym gronie była para młodych. Tak naprawdę  grupa pozostałe zawody świata dawała "biesiadowego czadu".
Państwo Ordowie otrzymali zbiorowy prezent od Maksa, Alicji i Beaty bilety do Włoch na 7-dniową wycieczkę Wenecja- Rzym - Neapol.
     Matka Daniela zachwycona była Sylwią,  jej suknią, makijażem, zachowaniem, charakterem. Wiedziała, że jej  syneczek, pupilek mamusi nie mógł lepiej trafić. Nie miał przecież  łatwego charakteru.
    Dwa dni po ślubie wyjechali do Włoch. Sylwia przysyłała Alicji zdjęcia z Wenecji, Neapolu, Rzymu. Bez przerwy dziękowała za cudowny, wspaniały prezent. Wracając z wycieczki postanowili z Danielem pojechać do Mediolanu. Tu oczywiście wieczorem poszli do La Scali, najsłynniejszej sceny operowej we Włoszech. Zawsze bilety są wysprzedane w 100 %, więc była mała szansa, aby dostali się na przedstawienie. Wytłumaczyli po polsku, łacinie i na migi, że są nowożeńcami z Torunia i  chcieliby obejrzeć przedstawienie. Początkowo nie było mowy, ale jak Sylwia powiedziała, że przecież jej babcia śpiewaczka operowa śpiewała kilka sezonów na tej scenie od razu znalazło się miejsce w loży honorowej. Po spektaklu zostali zaproszeni przez dyrektora opery na spotkanie z aktorami. Znaleźli również szybko tłumacza, którym okazał się operator kamer, który jest Polakiem i we Włoszech mieszka  od 20 lat.
Starsi  aktorzy wspominali babcię Sylwii, jej repertuar tu w La Scali oraz występy w Ameryce.
Po powrocie z Włoch gdy spotkali się z Kellerami i Beatą, fundatorami przepięknego prezentu ślubnego, opowiadali o spotkaniu w La Scali. Gdy Sylwia zeszła na temat babci, nie wiadomo dlaczego zaczęła płakać.
Alicja, aby rozbroić smutną sytuację, zaczęła, tak jak kiedyś Sylwia, dopytywać się, kiedy będą małe "Orderki lub Ordarządka".
Dyplomatycznie odpowiedzieli, że wszystko w swoim czasie.

 



    

1 komentarz:

  1. Wszyscy piszą o Maksie i Alicji, u ciebie są również inne wątki. Sylwia i Daniel fajna para, ale jak różna od Ali i Maksa. Lubię tu przychodzić i poczytać.

    OdpowiedzUsuń